Skye stała z boku, przysłuchując się o czym się tego poranka rozmawia. Kiwała głową, czasem nią pokręciła, naciągając kaptur na czubek nosa. Mieszali się w nieswoje sprawy, powinni to załatwić jak się załatwiało takie sprawy w Det - dać nauczkę. No ale nie byli w Det, tylko w Newport i po ich wyjeździe to miasto wciąż tu będzie stać, a ludzie żyć. Myk polegał na tym, by żyło im się lepiej po wyjeździe pociągu, nie gorzej. - Przede wszystkim trzeba usunąć dzieci i cywilbandę w bezpieczne miejsce, żeby nie oberwali przy roszadzie - mruknęła, patrząc to na Cosmo, to na Morrisona - Spróbujmy się ustawić na neutralnym gruncie i najpierw obgadać temat. Jasne, że nie poddadzą się dobrowolnie. W odwodzie musimy mieć wsparcie. I najważniejsza rzecz - tu spojrzała na miejscową delegację - Macie kogoś sensownego na miejsce starego burmistrza. No i jego brata. Dwa stołki do wymiany... jak będą bardzo skrzypieć zrobimy to jak stary Ted - uśmiechnęła się pod kapturem. O tak, stary Ted Shultz wiedziałby jak sprawę załatwić od ręki i definitywnie.
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead. |