Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2017, 11:49   #79
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Korytarz był tutaj wąski i dość ciemny. Pokój zaś dość jasny dzięki dużemu oknu z którego było widać porośnięte alpejskimi lasami wzgórza. Uroczy widoczek nie rekompensował faktu, jak mały i ciasny to był pokoik, którego to królem było duże małżeńskie łoże. Albo i rodzinne, bo wyglądało na takie do którego dałoby się wcisnąć dwa małżeństwa. Aż prosiło się o śniadania do łóżka. Tych jednak zamówić się nie dało. Nie było tu żadnej deus ex machiny, żadnego wewnętrznego komunikatora, żadnej umywalki nawet… tylko miska z czystą wodą. Żadnej technologii.
- Niezwykłe... w swojej prostocie. - Carmen rozejrzała się ciekawie po pokoiku i podeszła do okna.
- Prawdziwie średniowieczne… warunki. - stwierdził Orłow podążając za nią i dociskając jej ciało do okna. Oparł dłonie na parapecie więżąc agentkę między sobą, a szybą okienną, tak że ocierając się pupą czuła jak bardzo rośnie pragnienie kochanka.
Odwróciła w jego stronę głowę, uśmiechając się lekko.
- Nie dość cię dziś przegoniłam i zmęczyłam?
- Nie bardzo… jestem dość wytrzymały. - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem Jan Wasilijewicz, musnął delikatnie jej ucho ustami. - Poza tym… czy ja coś robię?
- Owszem... i doskonale o tym wiesz... - odchyliła lekko szyję, by kusić go jej linią.
- Nie wiem… jestem niewinny i nieświadomy swej seksualności. Prawiczek ze mnie. - agent kłamał z bezczelnym uśmiechem, raz napierając na jej pośladki, raz odsuwając się. Po czym zabrał się za delikatne wodzenie językiem po jej szyi. - Zupełnie nie wiem o co mnie oskarżasz… ubrudziłaś się na szyi, a że ręce mam zajęte, to muszę użyć języka.Starała się nie chichotać podejmując zabawę. Delikatnie zaczęła się kołysać, ocierając o mężczyznę za sobą.
- A co robią twoje niewinne rączki, mój niewinny małżonku?
- Trzymają się parapetu…- szeptał coraz bardziej podniecony kochanek napierając już stanowczo ciałem na kochankę, tak że ta wyraźnie czuła jaki efekt wywierała na Orłowa.
Nie pozostając wdzięczną, wypięła prowokacyjnie pośladki, ocierając się o lędźwia Rosjanina ich krągłościami.
- A czemu go się tak trzymają? Czyżbyś bał się, że możesz... stracić kontrolę nad sobą?
- Skąd taki… pomysł. - jęknął mając coraz więcej kłopotu z samokontrolą. Ton jego głosu był chrapliwy… zwierzęcy bardziej. - Jak tam widoki?
- Piękne... a ty drżysz skarbie... zimno ci? - odwróciła lekko głowę i musnęła wargami załamanie jego szyi.
- Raczej… gorąco.- warknął gniewnie drżąc coraz bardziej. Jego nozdrza rozchylały się jak u dzikiej bestii, wzrok spoglądał niemalże obłędnie. Mógłby budzić postrach u wrogów, ale u Carmen… budził całkiem inne uczucia.
- Masz rację... nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli rozepnę nieco swoją koszulę. - niespiesznie sięgnęła pod szyję i zaczęła rozpinać bluzkę guziczek po guziczku. Bardzo powoli, jakby nie czuła oddechu bestii, dyszącej jej na kark.
- Nie mam…- widziała jak spoglądał na jej rosnący dekolt. -... rozbieraj się… do naga i na łóżko… podstępna wiedźmo.
Jego pogróżki brzmiały jednak bardziej rozpaczliwie, z uwagi na błagalny ton jaki wydobywał się z jego ust.
- Niewinny chłopiec chyba nie powinien tak mówić, prawda? - obejrzała się by spojrzeć na niego z naganą. Jej dłonie właśnie rozpięły ostatni guzik, jednak Carmen nie spieszyła się ze zdjęciem odzienia.
- Nie powinien… ale zaraz wybuchnę. - jęknął smutno Orłow i ukąsił nagi bark dziewczyny tuż u podstawy szyi. Mimo że drżał od żądzy i gniewu, to i tak starał się by Carmen czuła bardziej przyjemność niż ból.
Syknęła słodko, przymykając powieki i odginając w tył głowę.
- Tylko nie to... - zamruczała, ocierając się o niego całym ciałem.
- Łatwo ci powiedzieć.- jego dłonie puściły parapet i chwyciły za piersi kochanki ściskając je mocno i boleśnie wraz gorsetem.- Oprzyj się mocno o okno i wypnij tyłeczek. Obawiam się… że… nie będę delikatny.
- Ale przecież to miał być mój wyjazd... nie mógłbyś... - odwróciła głowę i spojrzała na niego z udawanym strachem, lekko, namiętnie rozchylając przy tym wargi.
- Dobrze wiesz.. że mógłbym… chyba że mam sobie… trzepnąć na twych oczach, co?- warknął gniewnie i zarazem jękliwie. Był dziką bestią, ale na uprzęży i to ona dziś trzymała cugle.
- Ani jedno, ani drugie nie wydaje mi się niewinne... - powiedziała, po czym spojrzała na niego z uśmiechem - Jak będziesz grzeczny, może cię nagrodzę, ale w takim razie musisz być posłuszny. Odsuń się.
O dziwo… odsunął się powoli, z trudem. Przypominał teraz rosyjskiego niedźwiedzia, patrząc spode łba na Brytyjkę, jak na łakoć machaną mu przed nosem. Wiedząc, że jest poza zasięgiem i pragnąc ją skonsumować. Oczywiście, jedno spojrzenie niżej mówiło Carmen, że myśli on o innym rodzaju konsumpcji.
Ona zaś oparła się o parapet i przeciągnęła, kusząco.
- Rozbierz się... powoli... a potem rozbierzesz mnie. - dodała, by wiedział, że czeka go a to nagroda.
Odpowiedzią był gniewny pomruk… obiecujący zemstę. Lubieżną i wyuzdaną zemstę jutro. Mężczyzna zaczął się zdejmować z siebie ubrania. Płaszcz, marynarkę, kamizelkę… koszulę. Odsłaniał muskulaturę swego torsu… blizny które zrobiła mu nożem. I te świeższe, zadane przez nią ząbkami i paznokciami. Dyszał głośno, spoglądając wprost na Brytyjkę i wędrując spojrzeniem po jej twarzy i piersiach uwięzionych w gorsecie.
A ona stała i patrzyła na niego z uśmiechem, chłonąc widok, który przed nią odsłaniał i skąpiąc własnych widoków. Ot bawiła się połami rozpiętej koszuli czasem odsłaniając kawałeczek ramienia.
- Dół też... - powiedziała, po czym przejechała języczkiem w kąciku ust, jakby oblizywała ślinkę, która ciekła jej na widok kochanka.
Zdjął buty.. cisnął w kąt, skarpetki, pas…. najmniej interesujące ją obiekty. Spodnie… zrobiło się ciekawiej. Biała lniana bielizna wypychana do przodu, przez uwięzioną w niej bestię. Nieco mokra… biedaczkowi się wystrzeliło przedwcześnie. Orłow powoli zsuwał i ten fragment i Carmen zobaczyła męskość kochanka. Pulsujący żądzą organ… ten sam, którego niedawno pieściła języczkiem i gościła w swym rozpalonym pragnieniami wnętrzu. Znów poczuła mrowienie w dole brzucha, aż zacisnęła mocniej uda.
- Ciekawe czy kiedyś znudzi mi się ten widok... - powiedziała, po czym uśmiechnęła się łobuzersko - Agent Orłow na moich własnych usługach... Klęknij. - rozkazała.
- Ja ze swej strony… mogę stwierdzić, że twój mi się nie znudzi.- mruknął w odpowiedzi jej kochanek klękając grzecznie.
- Skąd ta pewność? - zapytała dziewczyna, podchodząc bliżej i opierając trzewik na jego ramieniu.
- Dokończ to, co zacząłeś nad strumieniem - poleciła.
- Mam takie przeczucie…- rozwiązując trzewik lewą dłonią, prawą śmiało sięgnął pod sukienkę Carmen, palce prześlizgnęły się po łydce, sięgnęły za kolano i po udzie dotarły do podbrzusze i broniącej go koronkowej bielizny.- … więc uważaj, bo nie dam ci spokoju.
- Brzmi prawie jak oświadczyny - drażniła go swoim śmiechem, po czym trzepnęła go po łapce - Najpierw trzewiki i pończochy...bo nici z rozbierania. - zagroziła.
- Oświadczenie faktów. - stwierdził ironicznie mężczyzna, a jego dłonie drapieżnie zacisnęły się na podwiązce z zsuwając ją wraz z delikatnym materiałem pończoszki. - Wiesz dobrze, że zwykle nie byłbym taki potulny… już byś się wiła pode mną… przyparta do ściany lub podłogi.
Nacisnęła mocniej stopą na jego ramię i spojrzała z góry.
- Ale się nie wiję. - powiedziała z dość nietypową dla siebie władczością - A ty lepiej mi się przypodobaj, jeśli nie chcesz skończyć sam w łazience.
- Nie wijesz… jeszcze… druga noga. - odparł z uśmiechem mężczyzna muskając językiem łydkę już nagiej nogi akrobatki.
Carmen przeciągnęła się tak, by mógł zerknąć pod jej sukienkę i ujrzeć błękitny materiał majteczek... przez chwilę. Po chwili cofnęła nogę, drugą zaś oparła o drugie ramię Rosjanina.
- Jest coś, czego się boisz? - zapytała nagle, bez związku z sytuacją.
- Nie bardzo. - zamyślił się Rosjanin zabierając się za zdejmowanie z jej stopy trzewika. - Nauczyłem się żyć na krawędzi. Skoro nie boję się umrzeć, to czego miałbym niby się bać?
- Że zamknę cię w klatce i nie pozwolę się dotykać - zaśmiała się Carmen, po czym odrobinę spoważniała - Taka nasza praca, ale wiesz... ja bym nie chciała umrzeć przez utopienie. Po tym co stało się z moimi rodzicami... wolę każdą inna śmierć. Więc jakbyś kiedyś... no wiesz, wiedział, że czeka mnie taki los... skończ to wcześniej. Będę ci wdzięczna. - patrzyła mu w oczy.
- Dobrze…- mruknął Orłow biorąc się za zdejmowanie drugiej podwiązki i rolowanie pończoszki. -... ale chyba nie dam ci w ogóle zginąć.
- A jak dostaniesz na mnie zlecenie? - pogładziła go po głowie.
- To już kwestia tego jak… bardzo… lojalny jestem. - zamyślił się Orłow pozbawiając nogę akrobatki osłony z tkanin.- Może zdołasz mnie przekonać bym cię oszczędził, co?
- A ile dni w twoim lochu musiałabym wtedy spędzić? - mrugnęła do niego zadziornie.
- Bardzo.. długo… bardzo intensywnie.- wymruczał Jan Wasilijewicz zerkając w górę. - Co teraz ściągamy?
- Górę... majteczki zostawimy ci na deser. - odpowiedziała Brytyjka.
Orłow wstał i rozchylił bardziej górną część sukienki i gwałtownie zaczął ją zsuwać z ciała kochanki, nerwowymi szarpnięciami odsłaniając całkiem gorset Carmen i skarby które w sobie więził.
- Auuu trochę delikatniej... - poskarżyła się, choć po prawdzie uwielbiała tę jego gwałtowność - I żadnych buziaków... bo odeślę cię, mój drogi małżonku.
- Wiesz… że to się zemści na tobie…- burknął kucając i zsuwając sukienkę w dół w pełni odsłaniając sylwetkę kochanki.
- A co do tych widoków z okna… brakuje tu firanek, więc widoki są w oba kierunki. - zażartował wstając powoli.
- Na szczęście dziś to moje życzenia realizujemy. - powiedziała Carmen z uśmiechem - Teraz jeszcze gorset... masz go rozwiązać a nie rozrywać jak zwykle. A potem majteczki i... możesz położyć się na łóżku.
- Wiedźma. - warknął Orłow, bo z rozwiązywaniem najwyraźniej miał problem. Jego dłonie drżały próbując rozwiązać drobniutkie sznureczki.- Przyznaj się... to wasz kobiecy wynalazek, by torturować nas… mężczyzn.
- Możesz tego nie robić i pozwolić mi w gorsecie zostać. - odpowiedziała lekkim tonem Carmen, przeciągając się kocio.
- Chcę cię całą… - szeptał Orłow wprost do jej ucha. I w końcu uwolnił ją od tego gorsetu rzucając go na podłogę. Zostały już tylko majteczki.
Poczuła dreszcze. Ona również go pragnęła. I to nie jako oswojoną bestię, lecz drapieżnika, który napadał na nią i brał w posiadanie dopóki oboje nie padli z wycieńczenia.
- Jesteś więc na dobrej drodze... - szepnęła.
- Jutro… będziesz cała moja… nie myśl, że tego nie wykorzystam. - uśmiechnął się drapieżnie Orłow wsuwając dłonie pod majtki i kucając zsuwał je w dół.
- A ja jestem ciekawa po jak wiele będziesz miał odwagę sięgnąć. - odpowiedziała Brytyjka, wyjmując z majteczek najpierw jedną, a potem drugą nogę. Zdjęła jeszcze swoją rękawicę i tak oto stanęła całkiem naga przed Rosjaninem.
- Pewnie… zdołam cię przestraszyć.- zaśmiał się cicho mężczyzna. - Ale jako łaskawy władca, pozwolę ci pewnie się wywinąć… jeśli okaże się, że nie jesteś gotowa na takie zabawy.
- Szkoda, że ja taka łaskawa dla ciebie nie jestem, prawda? - Carmen przekrzywiła głowę - Mówiłam żebyś się na łóżku położył.
- Tak, tak… już się kładę.- po czym wlazł na łóżko, przez chwilę pozwalając Brytyjce oglądać swe twarde pośladki. Następnie zaś położył się na plecach i… w górę sterczał jego twardy pal rozkoszy. Efekt jego pożądania względem niej. Carmen tymczasem zebrała z ziemi swoje pończochy i podeszła do ramy łóżka.
- Daj rękę - powiedziała spokojnie, jakby to bardziej była prośba niż rozkaz.
Orłow grzecznie podał dłoń wędrując rozpalonym spojrzeniem po krągłościach kochanki. Potulny tylko dzięki jej obietnicom nagrody. Carmen przywiązała pończochą najpierw jedną jego dłoń do ramy łóżka, potem obeszła je i to samo zrobiła z drugą. Wskoczyła na Rosjanina i pochylając się nad nim sprawdziła więzy.
- Jak myślisz... co teraz zrobię? - uśmiechnęła się szelmowsko.
- Nie mam pojęcia… szczerze.- Orłow przesunął pożądliwym spojrzeniem po nagim ciele kochanki. - Nie próbuję nawet zgadywać jaki to figielek wymyśliłaś.
- Ja? Figielek? Jak mogłabym? - zapytała z uśmiechem, kładąc się na nim i ocierając całym ciałem. Po chwili jednak zeszła i wróciła z buteleczką olejku ze swojego bagażu.
- To oliwa z dodatkiem anyżu. Podobno afrodyzjak... postanowiłam więc, że wykorzystam to do masażu. Co o tym myślisz?
- Myślę że to kuszący pomysł, tyle że… - zerknął niżej na swój maszt stojący wysoko i dumnie.- ...trochę spóźniony. Ale… postaram się jakoś… no… być cierpliwy. I w pełni się nim rozkoszować. Tak jak rozkoszuję się… widokami.
- A myślisz po co cię związałam? - zapytała rozlewając olejek na jego piersi wąską strużką - Zamierzam sprawdzić granice twojej cierpliwości mój miły... i nie wiem czy do czegoś dojdzie tej nocy... naprawdę lubię patrzeć jak cierpisz. - wyznała i zaczęła dłońmi rozprowadzać olejek po całym jego ciele... omijając męskość.
- Doprawdy? - Orłow szarpnął się w więzach przyglądając rozpalonym spojrzeniem kochance. Jego ciało drżało z niecierpliwości i pożądania. Mięśnie napinały się pod skórą pod jej dotykiem. Cierpliwość wszak nie była zaletą Rosjanina.
- Mhhhhmmmm... - przyznała Carmen, wodząc palcami po jego umięśnionych ramionach, torsie, brzuchu i schodząc na podbrzusze tak nisko, że niemal sięgając jego organu rozkoszy, a jednak nie dotykając go.
- Zemszczę się jutro… może nawet rano? - jęknął napinając ciało i drżąc. Przymknął oczy szepcząc. - Nawet nie wiesz jak bardzo cię pragnę.
Wiedziała. Dowód tego prężył się wprost przed jej oczami… kusząc do wykorzystania go.
- To bardzo dużo czasu, wiesz? - akrobatka pochyliła się i pocałowała czubek jego męskości, po czym wróciła do masażu łydek i ud mężczyzny.
- Zostajemy tu na noc? Trzeba by… trzeba… trzeba by…- mężczyzna desperacko szukał czegoś do odciągnięcia swych myśli od tej sytuacji, gdy pieściła jego ciało masażem. Mięśnie miał ciągle napięte i szarpał się odruchowo w swych więzach.
- Taaaak, mój mężu, co chcesz mi powiedzieć? - wspinała się paluszkami po wewnętrznej stronie jego uda, bo po chwili zjechać w dół nogi, drapiąc skórę pazurkami. I tak kilka razy.
- Pilota poinfoormoować…- jęknął głośno patrząc w dół na kochankę pełnym pasji spojrzeniem. Obiecującym jej godziny “tortur”… pełnych rozkoszy i dzikości. Głośnych od jej krzyków i jęków ekstazy.
- A nie mówiłeś, że on na całą dobę wynajęty? - zapytała, nie przerywając pieszczot, którymi teraz obdarzała pierś i brzuch kochanka, pochylając się nad nimi od czasu do czasu i muskając czule skórę wargami.
- Ale… nie został… powiadooomiooony. - jęknął Orłow szarpiąc się w więzach i spoglądając na kochankę. - … że zostaaajeeemy ttuttaj.
- I co z tego? - zapytała, po czym smagając językiem jego szyję, dodała - Słaba wymówka…
- Rozwiąż mnie… - warknął gniewnie Rosjanin odruchowo nadstawiając szyję, pod jej pieszczotę.
- Nie-ee... - odpowiedziała ze śmiechem, zawisając nad nim na dłoniach. Jej włosy i piersi dotykały jego nagiej, pachnącej teraz anyżem skóry.
- Wiesz… że… zapłacisz mi za to. Sama dałaś mi… do ręki tą możliwość.- oddychał ciężko, gdy ocierała się swymi piersiami o jego tors i czuła jak czubek jego twardej męskości ocierał się o jej uda i kwiatuszek, wyraźnie “rozkwitający” pod tym dotykiem.
Carmen wstała z łóżka i po chwili wróciła ze swoimi kusymi majteczkami.
- W takim razie muszę postarać się, by było warto.- odpowiedziała z uśmiechem i... użyła swojej bielizny jako knebla dla kochanka. A potem wróciła do masowania, czy też dręczenia jego ciała.
Trwało to dość długo, co więcej trysnął raz z rozkoszy nawet, gdy nie dotykała bezpośrednio jego męskości. Nie wpływało to jednak na apetyt rosyjskiego kochanka, który wciąż wił się i warczał groźnie w więzach ku uciesze Carmen, która nadal kontynuowała swoje pieszczoty, tylko że teraz odwrócona do niego tyłem z wypiętym tyłeczkiem. . Dopiero po jakichś dwóch godzinach takich tortur, postanowiła wyjąć knebel z ust kochanka i napoić go wodą.
- Może przynieść ci z dołu jakieś wino albo jedzenie, mój niewolniku? - zapytała, tulać się do jego boku jakby nigdy nic.
- Wino… wystarczy. - wymruczał dysząc cicho i nachylił twarz ku jej obliczu, by ją pocałować… czule. Pozwoliła mu na to, a gdy w końcu ich wargi rozdzieliły się, polizała go po ustach.
Następnie wstała i zaczęła się ubierać w sukienkę, by jakoś wyglądać przy składaniu zamówienia. Zajęło jej to chwilę.. tak samo jak zejście na dół po drewnianych schodkach. I zastanie właścicielki przybytku na jej własnych przyjemnościach… na czytaniu książki o pąsowej barwy okładce, którą szybko zamknęła i schowała pod kontuarem.
-Witam… czym mogę pomóc?- zapytała z uśmiechem Anike.
- Chciałabym zamówić wino do pokoju. Czerwone, z najlepszego rocznika jaki macie. I do tego może kosz serów. - zastanowiła się - Chciałam też zapytać czy istnieje możliwość wysłania posłańca do naszego samolotu z informacją, że odlecimy dopiero jutro?
- Oczywiście… nie ma z tym żadnych problemów. Proszę tylko podać swoje… eee… nazwisko męża i imię tego pilota i gdzie się znajduje. A zaraz kogoś…- zanim zdążyła dokończyć zdanie obie kobiety usłyszały od strony drzwi.
- Przeklęte brudne małpy... - z ust wkraczającego szwajcarskiego oficera wkraczającego do karczmy z dwójką podkomendnych.


- Zaraz doniosę wino i sery do waszego pokoju, jak tylko się uporam z nowymi gośćmi. I poślę stajennego, tylko niech pani poinformuje mnie o miejscu pobytu pilota. - dodała już ciszej gospodyni.
Carmen podała więc opis miejsca, gdzie wylądowali i numer seryjny samolotu. Po namyśle podała nazwisko Orłowa, bo to on płacił przecież za tę przyjemność a w Zurychu występowali pod prawdziwymi personaliami. Potem odeszła od kontuaru i przyglądając się dyskretnie mężczyznom, ruszyła w kierunku do pokoju.
Ci zasiedli przy wspólnym stoliku rozkładając jakąś mapę i markerami rysując linie i strzałki. Jakby planowali jakieś manewry, albo bitwę… albo obławę.
Agentka nie mogła dosłyszeć co mówili, gdyż ściszyli głosy gdy Anike podeszła do nich odebrać zamówienie.
Choć wrodzona ciekawość kazała jej łowić każde słowo nie usłyszała wiele, ale też nie chciała rezygnować z miłego wieczoru, więc podeszła prosto do drzwi.
- Dzień dobry, obsługa, przyniosłam ręczniki. Wejdę tylko na moment... - rzekła i po chwili wślizgnęła się do pomieszczenia, by zobaczyć minę kochanka.
- Tylko na moment i żadnych pyt…- usłyszała w odpowiedzi i zobaczyła zdziwioną minę Orłowa. Rosjanin nie okazywał strachu i nie próbował ukryć swych intymnych fragmentów ciała przed potencjalną pokojówką. Nie wstydził się swego ciała… i po prawdzie nie miał powodów, by się wstydzić.
Carmen uśmiechnęła się szeroko i zamknąwszy za sobą drzwi rezolutnie wskoczyła na łóżko obok kochanka.
- Zamówienie zrobione. Wysłałam nawet posłańca do pilota. - powiedziała, po czym przytuliła się do jego piersi, którą... podrapała zachłannie pazurkami - Jesteś mój aż do rana.
- Związany i wykorzystany…- westchnął teatralnie Orłow i uśmiechnął się.- Więc jak chcesz mnie wykorzystywać. Jakie sekrety ze mnie wydobyć?
- A masz jakieś? - spojrzała znacząco na jego wyeksponowane ciało - Poza służbowymi…
- Mnóstwo…- zaśmiał się cicho Rosjanin zerkając na Carmen. - Jak choćby nocne fantazje na temat zniewolenia ciebie, jakie miałem z twego powodu… po tej tureckiej łaźni. Jak śniłaś mi się naga… w trzech osobach… uciekająca przed mną w tej łaźni, zawsze tylko ociupinę poza moim zasięgiem.
Carmen powoli, niby skradający się drapieżnik weszła na niego i musnęła usta Jana w pocałunku, po czym rzekła mu do ucha:
- I jak oceniasz... jawa spełniła oczekiwania twej fantazji?
- We fantazji sennej... było ciebie trzy… ale nie złapałem żadnej z was więc.. jawa musiała przerosnąć sen.- przypomniał jej Orłow i przyglądając się kochance dodał. - No cóż… oczywiście że przerosłaś me… wyobrażenia. Jesteś jak mocne wino, upajasz.
- Przypuszczam, że w tej pozycji nic innego byś mi nie powiedział - zaśmiała się Carmen, opadając biodrami na jego lędźwia i ocierająć się o sterczącą męskość.
- W innych pozycjach też mówiłem to samo. - przypomniał jej agent oddychając coraz mocniej i podobnie “stercząc”. Tymczasem rozległo się pukanie, zakończone słowami.
- Sery i wino przyniosłam. - i kobieta za drzwiami, zaczęła poruszać klamką by otworzyć je.
-Już! - krzyknęła Carmen i wykorzystując swoje wygimnastykowane ciało w paru susach znalazła się pod drzwiami, które kobieta zdążyła tylko trochę uchylić.
- Zaraz wniosę, tylko przy drzwiach pomoc się przyda. - odparła przyjaźnie Anike.
- Proszę mi to zostawić i biec do gości. Ja już nam wszystko porozkładam - zaoferowała się Brytyjka stojąc w lekko uchylonych drzwiach.
- Nie ma takiej potrzeby. Wolę mieć wymówkę, by nie wracać.- zażartowała Anike, ale nie próbowała na siłę sforsować drzwi.
Carmen udała zawstydzenie.
- Ale mąż... jest niekompletnie ubrany. Proszę... naprawdę poradzę sobie.
- Acha… rozumiem… proszę. - odparła Anike pobłażliwym tonem podając tacę z winem i serami.
Odebrała od niej tacę i weszła do środka pokoju, zamykając za sobą dokładnie drzwi.
- Zgodziłam się na trójkąt, ale... nie na mojej zmianie. - warknęła z udawaną surowością, po czym zabrała się za otwieranie butelki.
- Pamiętaj moja droga, że przyjęcia w Wenecji to coś więcej niż trójkąt. - odparł z ironicznym uśmieszkiem Orłow i wzruszył ramionami dodając. - Poza tym, czy ja coś mówiłem?
- A co gdybyś nie zdążyła i by tu weszła? - zapytał na koniec.
- Patrzeć by mogła, jednak dotykanie cię... - stwierdziła po chwili zastanowienia - To burzyłoby mój koncept dręczenia cię. - uśmiechnęłą się ślicznie i odeszła z kieliszkiem wina, które... rozlała na jego piersi, a potem zaczęła łakomie zlizywać.
- Zapłacisz mi za to. - jęknął jej więzień prężąc się pod jej dotykiem. Trudno było stwierdzić czy groził… czy obiecywał.
Carmen jednak nie przejmowała się pogróżkami i zlizała resztę trunku. Dopiero potem podstawiła kieliszek pod usta kochanka, a gdy chciał się napić...cofnęła go. Sama upiła solidny łyk, lecz nie przełknęła go. Pocałowała Rosjanina, wpompowując wino w jego usta.
Trudno powiedzieć czym jej kochanek bardziej się rozkoszował, trunkiem czy pocałunkiem. W każdym razie pieścił jej usta łapczywie swymi wargami i swym językiem muskał jej języczek.
Tak mijał im czas. Carmen karmiła i poiła Orłowa z ust, pieściła jego ciało, lecz nie dawała zaspokojenia. Stawał się coraz bardziej niedźwiedziem na uwięzi, co sprawiało że pończoszki zaczynały trzeszczeć. Za którymś razem… jej kochanek mógłby w końcu zerwać się z tej “uwięzi”.
- Chyba już dłużej nie dam rady... - Carmen powiedziała, oddychając ciężko i ocierając się o ciało kochanka. Oboje byli cali mokrzy od potu, a w pokoju zrobiło się strasznie gorąco.
- Rozwiąż mnie…- jęknął gniewnie ledwo panując nad słowami. Carmen ledwo zrozumiała jego słowa.
- Zapomnij. - powiedziała i podsunęła się tam, by jego twarz znalazła się między jej nogami - To siebie mam zamiar zaspokoić... - dodała z diabelskim uśmieszkiem.
- A co dosta…- zaczął, ale przypomniał sobie, że dziś należy do niej. Zamiast tego przycisnął usta do kwiatu kobiecości kochanki, stanowczym ruchem języka rozchylił jego płatki i sięgnął zachłannie głębiej. Orłow pieścił intymny zakątek kochanki gorączkowo i energicznie przelewając swe pożądanie w tą właśnie czynność. Brakowało mu przez to precyzji, ale z każdym ruchem jego języka Carmen czuła całym ciałem jego pragnienie.
Jęknęła, przeciągając się. Zamglonym wzrokiem spojrzała na Rosjanina.
- Mmmmm kusisz... - powiedziała i oparła się rękami na ramie łóżka tuż obok przywiązanych dłoni mężczyzny.
Nie usłyszała odpowiedzi innej, niż lubieżne mlaśnięcia wywołane językiem pieszczącym jej grotę kobiecości. Nie widziała innej odpowiedzi niż ta która sterczała przed nią… ciepły stalagmit uniesiony w górę. Rosjanin zaś wydawał się być całkowicie skupiony, na jej najbardziej wrażliwym na dotyk fragmencie ciała.
Jęknęła i resztkami samokontroli skupiła się na odwiązaniu dłoni kochanka od ramy łóżka. Po chwili Orłow był wolny.
Rosjanin pochwycił za pośladki kochanki, nadal przyciskającej wszak łono do muskającego jej kobiecość języka. Nie dawał jej chwili spokoju, smakując jej pożądanie i dorzucając paliwa do trawiącego ją “ognia”…
- Na ziemi… na czworaka…- usłyszała w końcu polecenie kochanka.
- To...ja...rządzę... - zaprotestowała, choć bez przekonania, sycząc z rozkoszy.
- Na… czworaka…- jęknął Orłow pomiędzy muśnięciami jej kwaituszka. Delikatnie uderzył jej pośladek, choć i tak poczuła ból i rozkosz zarazem. Jak ukłucie ostrogi podczas galopu.
Nie miała siły się opierać, za bardzo go pragnęła.
Posłusznie zeszła z łóżka i uklękła. Następnie wypięła pośladki w kierunku Rosjanina.
- Chodź... szybko... - powiedziała błagalnym tonem.
- Nie będę... delikatny…- szepnął schodząc z łóżka. Nie był. Pochwycił mocno biodra kochanki i szturmem zdobył jej bramę rozkoszy. Trzymając mocno za jej pośladki od razu narzucił gwałtowne tempo wprawiając ciało kochanki w kołysanie. Niczym barbarzyńca rozkoszował się swoją zdobyczą poddając wytrzymałość dziewczyny ciężkiej próbie. Ale Carmen ciężko było narzekać, gdy czuła się przeszywana przez twardy stalagmit kochanka czując każde pchnięcie całym ciałem i mając problemy z wypowiedzeniem czegokolwiek innego poza głośnymi jękami i krzykami.
Była zresztą w takim stanie, że jedyne czego pragnęła to zaspokoić zwierzęcą żądzę... dlatego też spuściła bestię ze smyczy. Czując w środku Rosjanina, wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Mocniej, głośniej, dziko… ich ciała ocierały się o siebie pogrążając się w szaleńczym tempie, gdy dążyli do spełnienia. Świat dookoła przestał istnieć, liczyła się tylko przyjemność jaką sobie nawzajem dawali. W końcu ekstaza przelała się gwałtowną falą przez ich drżące ciała i zmęczeni oboje osunęli się na podłogę, nie mając sił na nic więcej poza łapaniem oddechu.
- Zamknąć drzwi na zapadkę? Czy jeszcze mamy w planach jakieś wyjścia moja pani?- zapytał Orłow czule mrucząc wprost do ucha Brytyjki niczym duży kocur.
- Chyba nie mam siły... - przeciągnęła się leniwie na dywanie pod nim - Byłeś bardzo dzielny, wiesz?
- Wiem. Niemniej czeka cię długa i męcząca noc… bo ja mam spory apetyt.- groźba ta wywołała dreszczyk na ciele Carmen, ale nie strachu… a podniecenia.
- Ojeeeej... - szepnęła z udawanym przejęciem i zakręciła przed oczami kochanka zgrabną pupą.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline