Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2017, 12:24   #107
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Podział łupów

Vex ruchem głowy zgodziła się na to by zaczynała blondynka. W sumie ona najwięcej zrobiła podczas tego całego zamieszania. Motocyklistce zależało głównie na pestkach do Beretty. Cała reszta mogła być co najwyżej przyjemnym gratisem, który może uda się odpalić za jakieś żarcie i benzynę.

Sam kiwnął głową i spojrzał pytająco na Rogera. Ten jednak wzruszył obojętnie ramionami jakby w ogóle nie był zainteresowany tymi fantami. Wujek Angie więc wskazał na nią i na kupkę fantów dając znać by wybierała pierwsza skoro nikt nie protestował.

Blondynka za to szczerzyła się rozpromieniona, klaszcząc w ręce z uciechy. Rzeczy! Mogła wybrać rzeczy i to pierwsza! A tyle ich było i takie fajne! Tyle broni, pestek, noży, maczet i jeszcze do tego różne ostre rurki którymi dało się robić głębokie, czerwone dziury.
- Mogę? Naprawdę? Łaaaał - unoszona euforią podskoczyła do kupki metalu, przebierając i wybierając, ale od razu w oko wpadł jej pistolet z taką ładną gwiazdką, jakie miało dużo rzeczy z arsenału dziadka. Znała nazwę broni. Makarov. Obok leżała szczelba z podwójną lufą. Z uśmiechem zgarnęła obie, przyciskając do piersi jak dziecko ukochane lalki.
- A noże też mogę? - zamrugała, patrząc na wujka i robiąc wielkie oczy. Na chwilę odwróciła się do pana z obrazkami, pokazując mu dwururkę - Chcesz? Bijesz na mały dystans, to będzie dobre. Silne. Bierz… i noże. Lubię noże - rzuciła mimochodem znowu lampiąc wielkimi, błękitnymi ślepiami na wujka.

Wujek uśmiechnął się widząc radość u podopiecznej i pokiwał przyzwalająco swoją blond czupryną.
- Jasne. Wybierz coś sobie. Zatrzymasz to dla siebie albo wymienisz się z kimś na coś co przyda ci się bardziej. - wujek uspokoił nastolatkę i dopowiedział jak to jest z tymi łupami i wymianą. Roger zaś popatrzył na nastolatkę, popatrzył na krótką strzelbę o jakiej mówiła i wziął od niej broń oglądając ją. Przełamał i automatyczne wyrzutniki łusek ułatwiły ich wydłubywanie wysuwając je prawie do połowy. Roger wyjął je do końca i okazało się, że to właśnie puste łuski a nie pełne naboje. Widocznie poprzedni właściciel zdołał je wystrzelić ale już nie załadować nim go trafił triplet Angie.

Vex patrzyła jak Sam wybiera dla siebie Berettę, jednak sama bez skrupułów zgarnęła zebrane do pojemnika naboje 9-ki. I tak sie z nim podzieli, a wolała dopełnić sobie magazynek jeśli była taka możliwość. Uśmiechnęła się do Angie.
- Bierz kolejnego fanta.

- A możemy jedną spluwę i maga dać tej pani z dziećmi? - nastolatka przypomniała sobie coś, o czym przecież miała pamiętać. Zgarnęła pestki do Makarova i przyglądała się malutkiej broni co się nazywała jak wąż, albo inna żmija. Złapała też sporą maczetę i garść noży. Nie kłamała… naprawdę je lubiła - Wy też bierzcie, mi starczy. Jesteśmy zespołem, każdy bierze coś dla siebie. No i powinniśmy jechać już sobie. Tylko wodę wziąć dużo… zabrać pojemniki niemiłych panów trupów, im już też niepotrzebne - wzruszyła ramionami i nagle zbystrzała - A mieli leki? Albo bandaże? Latarki? Pojary… cukierasy? - ostatnie dodała patrząc po otaczającej ją rodzinie z nadzieją tak wyraźną, że aż ją zassało w dołu… jak zawsze kiedy chodziło o słodkie.

- Co nieco było w busie. - Vex razem z Samem wyłożyła przedmioty znalezione w różnych schowkach diesla. Sama zagarnęła dla siebie jeszcze jednego Colta i Rewolwer M, nóż, latarkę i partię szlugów. Praktycznie wszystko poza latarką planowała opchnąć przy pierwszej lepszej okazji. - Patrzyłam na ich busa, może się okazać, że byłoby nam przez jakiś czas łatwiej nim jechać niż naszym kochanym złomikiem. Niestety to kwestia czasu aż benzynka w tej wodzie padnie. A kto wie, może udałoby się go wymienić na coś innego w najbliższej miejscowości.

- Można by.
- wujek Angie powiedział oglądając zdobyczny pistolet. Wyjął z niego magazynek, odbezpieczył na sucho, celując w wodę ale widać było, skupienie na twarzy. Popatrzył na Rogera, na stojący wewnątrz vana motocykl i znowu na mały magazynek i mały pistolet trzymany w dłoni. - A poradzisz sobie z nim? - zapytał wskazując brodą na nieruchomą maszynę jaka kiedyś rozwoziła uczniów do i ze szkoły.

- To tak nie działa Ćmo. Ten kto zabił ma prawo do zabitego i tego co miał. I jak chce może to komuś oddać. Więc jak chcesz to oddawaj swoje fanty. Ale teraz nikogo tu nie ma, wszyscy zwiali. - Roger odezwał się oglądając z zainteresowaniem jakieś skrzyżowanie pręta, kawałka gruzu na końcu z jakimś wbitym szpicem. Odkąd przyjechały Psy a kobiety i podrostki zaczęły uciekać jak najdalej jakoś nikogo innego w okolicy nie było widać.

Blondynka pokiwała smutno głową. Walka wypłoszyła ludziów co tu byli poprzednio i trochę szkoda. Mogliby zrobić kolejne ofiary dla Khaina i dolać czerwoną wodę do jego kubka na czerwoną wodę.
- Masz rację - westchnęła, pakując wybrane rzeczy do plecaka żeby nigdzie się jej nie zgubiły i nie zapodziały. Na widok cukierasów najbardziej się ucieszyła. Paczka karamelków wylądowała bezpiecznie w kieszeni spodni, na potem. Jak już wsiądą, ale nie za daleko w czasie… taką miała nadzieję.
- To teraz pojemniki… woda i paliwo? - pokazała na pompę, a potem na dużego, podługiego bryka i drgnęła - A knuja uciekła czy się leni gdzieś bezużyteczna?

Vex zacisnęła dłoń na jednej ze zdobycznych spluw.
- Melody nie żyje, nie udało mi się jej pomóc. - Motocyklistka zerknęła w stronę budynku, w którym nadal leżało ciało kurierki. Chyba wypadało coś z nim zrobić, tylko co? Byleby tylko Roger się do niego nie dorwał, bo jeszcze odrąbie jej głowę jak pozostałym. Vex poczuła jak jej ciało przeszywa nieprzyjemny dreszcz. Musiała się skupić na czymś innym. Przeniosła wzrok na Sama, uznając że lepiej będzie odpowiedzieć na jego pytanie. - Z autobusem sobie bez trudu poradzę, trzeba by tylko zaparkować w nim Spika.

Jasne brwi nastolatki podjechały do góry i tam pozostały, gdy mrugała wyraźnie zdziwiona. Knuja się utrupiła? Już jej nie było? Szybko rozejrzała się po placu, ale Patyka i Mewy też nie widziała.
- Acha - dwie poziome kreski na jej twarzy wróciły na swoje miejsce - To trzeba wziąć jej rzeczy, bo ona ich już nie potrzebuje. No a… ten coś co go chciała… - intensywne myślenie odbiło się na całej sylwetce blondynki. Przysiadła w kuckach i bawiąc się nożem, zagryzała wargę.
- No Mewy też nie ma, czyli nie chce tego. Jest nasze. Oddajmy to Puzzle’owi, ale najpierw zobaczmy co to takiego. Są dwie części, jak się połączy to będziesz wiedział, tak? - tu spojrzała na Wujka, ale zaraz przeniosła spojrzenie na ciocię i nagłym zrywem rzuciła się do przodu, tradycyjnie wpadając na nią z rozpędu.
- Nie martw się, nie twoja wina. Dostała w szyję… no i była leniwa, to teraz może leżeć i już nic nie musi robić. Pewnie jest szczęśliwa… no i ludzie się trupią, to normalne. Chcesz cukierasa? - wylała z siebie niezachwiany optymizm.

Motocyklistka objęła mocno blondynkę. Jak cudownie byłoby nie przejmować się takimi rzeczami. Tylko wtedy pewnie… nie przejmowałaby się także takimi psycholami jak Roger.
- Wolałabym bimber… - Vex przysunęła się konspiracyjnie do ucha blondynki. - albo coś miłego z wujkiem. - Odsunęła się od Dziewczyny i poczochrała blond czuprynę. - Ale powinniśmy się stąd jak najszybciej zabrać.

- Niegodne jest zabrać fetysz jakiego się nie zabiło.
- powiedział Roger machając do tego obojętnie głową. Wstał i przeszedł przez kufer furgonetki mijając zaparkowanego Spike. Pazur popatrzył na jego pomalowane na biało plecy i pokręcił głową.

- No to przepakujmy się. - powiedział wskazując na motocykl. Sam kończył pakowanie nowych fantów do swojego plecaka i zarzucił go sobie na jedno ramię. - Nie truj się tym Vex, z Melody zrobiłaś co było możliwe. Nie wyszło. Czasami po prostu nam nie wychodzi. A widziałem ten postrzał to nie było nic łatwego. Nie truj się tym. - dodał łagodnie i położył dłoń na ramieniu motocyklistki. Ale chyba uznał, że nie wystarczy więc przycisnął ją do siebie w opiekuńczo - pocieszającym geście. - Ale teraz mamy robotę. - powiedział cicho po chwili takiego przytulania. - Angie to idź sprawdź czy Melody coś miała przy sobie. My tu się popakujemy. - blondyn zwrócił się do blondynki wskazując głową na zatopiony w wodzie budynek.

Vex przytaknęła i wypuściła Angie z objęć. Dopiero gdy dziewczyna się odsunęła zerknęła w stronę aut.
- Dotankowałabym Spika i resztę paliwa można ściągnąć. - Uśmiechnęła się do Sama. Jak to możliwe, że mimo tej całej chorej sytuacji, wszystko tutaj było tak dziwnie miłe. - To wyciągam Spika z paki Rogera.

Angela odsunęła się od wujkostwa, wyciągając szyję żeby zobaczyć coś przed sobą.
- Bierzesz rzeczy knui?! - krzyknęła tam gdzie zwłoki niemiłych panów, chwilę pokiwała głową i wzruszyła ramionami, wracając uwagą do zespołu - Mówi że nie chce, no a jak go utrupiłam to biorę co jego, to też to co zdobył. Idę - ostatnie rzuciła, ruszając biegiem tam gdzie ostatnio widziała leniwą, a teraz martwą knuję.

- Dobrze. To leć. - wujek skinął głową ale minę miał trochę zdezorientowaną. Bo w stronę gdzie krzyczała jego podopieczna nikogo nie było widać. Przynajmniej nikogo żywego. Nastolatka widziała jednak, że wujek o czymś myśli albo się czymś martwi. Widziała jak brwi mu się zawinęły nieco jak często miał gdy właśnie nad czymś myślał.
- A ty chodź po tego Spike. Pomogę ci. - powiedział do Vex ruszając w stronę rogerowej furgonetki. Vex jednak też dostrzegła, że gdzieś tam pod blond czupryną toczą się inne myśli i plany niż to co pokazywały słowa.

Blondynka przebiegła parę metrów, rozchlapując wodę i kierując się ku budynkowi. Nim jednak dobiegła, zatrzymała się i wyciągnęła cukierasa, bo z cukiersami łatwiej się myslało. Wsadziła go więc do buzi i parę intensywnych ruchów szczęki później, zawróciła, wpadając z impetem tym razem na blondyna.

Wujek zatrzymał się słysząc zbliżającą się rozchlapywaną wodę i przez twarz przebiegł mu moment zaskoczenia z domieszką niepokoju. Przyjął zderzenie z nastolatką mężnie, dzielnie i z widoczną wprawą. Przycisnął ją do siebie tak samo jak przed chwilą Vex.
- No Angie. Co się stało? - zapytał trochę zdezorientowanym tonem zerkając na budynek do którego dotąd szła blondynka to na jej blond czuprynę. Głaskał i klepał ją dłonią pocieszająco po plecach.

Z drugiej strony nastolatka też go klepała i głaskała po krótkich włosach i gładkich policzkach, stając na palcach żeby się z nim trochę wyrównać wzrostowo. Patrzyła czujnie na jego twarz i w końcu wypaliła.
- Nie nerwuj wujku… będzie dobrze i… - wyciągnęła z kieszeni cukierasa i wepchnęła mu do buzi, znaczy poczęstowała - Jesteś mądry i dzielny, cosia można dać Puzzlowi za jakiegoś innego bryka, albo paliwo albo zapasy. Jak to takie drogie… to będzie chciał… no już nie martwuj.

Vex uśmiechnęła się, widząc tulącą się rodzinkę i władowała się na pakę czarnego vana. Otworzyła szeroko drzwi by móc swobodnie wyprowadzić swojego przyjaciela. Siadając na siodełku poczuła w końcu ulgę. Trzeba było jak najszybciej zabrać się z tego cholernego miejsca. Tyle, że… chyba znów nie uda się jej pojeździć. Odpaliła silnik i po chwili wyskoczyła przez tylne drzwi. Podprowadziła motor bezpośrednio pod złomka, parkując wlew przy wlewie.

- Dobrze Angie, już się tym nie martwię. - uśmiechnął się łagodnie wujek całując blondynkę w czubek głowy. - Leć zobacz co tam się dzieje. I uważaj na siebie. Jakby co wołaj przez radio albo po prostu wołaj. - powiedział łagodnie wujek i puścił nastolatkę dając jej wyjść z ze swoich objęć.

Dziewczyna z Det zaś odczuła jak ciężko jedzie się przez taką głęboką wodę. Motocykl przedzierał się przez wodę z wyraźnym trudem nawet tak krótki kawałek. Woda sięgała mu prawie połowy wysokości i gdy Vex dosiadła swojego przyjaciela sięgała jej gdzieś do połowy łydek. Przynajmniej gdy się zatrzymywała bo podczas jazdy powstająca fala była jeszcze wyższa.


Angie po oderwaniu się od wujka ruszyła do zatopionego budynku. Wiedziała, że knuja ostatnio była gdzieś na piętrze i w którym skrzydle. Na schodach do piętra znalazła wciąż mokre ślady butów. Przynajmniej jedne były wzorem i rozmiarem bardzo podobne do tych jakie nosił wujek. Na piętrze szybko znalazła pokój gdzie leżała zastrzelona dziewczyna. Wszystko wydawało się nienaturalnie ciche. Ciało miało na sobie pustą kaburę po pistolecie. Sam pistolet, solidny i prosty w obsłudze kanciasty Glock leżał nadal tam gdzie pewnie upuściła go trafiona dziewczyna. Oprócz tego Angie znalazła zapasowy magazynek i składany nóż. Jakiś telefon albo kalkulator czy podobne ustrojstwo i mały notes z wetkniętym ołówkiem.

Właściwie skończyła obszukiwać ciało zastrzelonej gdy zorientowała się, że ma dwóch gapiów. Przez okno na zewnątrz budynku dostrzegła dwie zaglądające ciekawsko do środka głowy. Dwóch chłopców, zdecydowanie młodszych od niej, widocznie weszło na drzewo na zewnątrz i teraz obserwowali z ciekawością to co widać w budynku. Drzewo musiało być coś jak po drugiej stronie ulicy więc dzieliło ich z dobre dwadzieścia czy trzydzieści kroków. No i pewnie Angie była jedynym ciekawym obiektem do obserwacji sądząc po tym jak patrzyli się jakoś właśnie w jej kierunku.

Może się ubrudziła i miała coś na czole? Albo we włosach utkwił jej jakiś czerwony paproch gdy pan z obrazkami zbierał trofea? Zabrała rzeczy knui i wstała z kolan, zakładając kaburę i wtykając do niej rewolwera. Notes i inny szpej trafił do kieszeni spodni.
- Cześć! - pomachała im. Byli mali, a u ludziów takie małe dzieci nie nosiły broni - Jestem Angie, tam jest wujek i ciocia!

- Cześć! -
po chwili wahania odkrzyknęli obydwa. Wcześniej spojrzeli na siebie nawzajem jakby trochę przestraszeni, że dorosły ich zauważył. Ale gdy blondynka im pomachała i przywitała się to oni też po tym momencie zwłoki pomachali jej i przywitali się. - Ja jestem Jack a to jest James! - krzyknął jeden z nich. Chwilę odwrócili głowy tam gdzie wskazywała nastolatka ale pewnie niezbyt widzieli ze swojego drzewa co się dzieje przed budynkiem. Więc pewnie wujka i cioci Angie też nie widzieli.

- Widziałaś co tu się stało?! Strzelali się?! - zawołał z entuzjazmem James jedną ręką trzymając się gałęzi a drugą machając ręką po budynku. Pewnie słyszeli strzelaninę ale jej nie widzieli.

- Z kim rozmawiacie?! Kto tam jest! Ja też chcę! - gdzieś tam doszedł trzeci głos ale nastolatka póki nie podeszła by pod okno z ich strony to widziała tylko górną część drzewa gdzie byli ci dwaj chłopcy.

Blondynka spojrzała wymownie na przewieszony przez ramię karabin dziadka, a potem na dzieciaków za oknem. Wtedy dołączył trzeci głos, ale go nie widziała. Podeszła więc do framugi, wyglądając ciekawie na ulicę.
- No strzelaliśmy się trochę! - przyznała tym dwóm na drzewie - Ale już jest spokojnie, nie bójcie się! Można przyjść po dobrą wodę, źli ludzie są utrupieni, nikogo już nie skrzywdzą!

- Ooo jaaa! To też się strzelałaś?! Ooo jaa! Ale czad! A jak było?! -
zapytał z rosnącym zafascynowaniem Jack. Wydawało się, że wychylił się na swojej gałęzi jak to tylko możliwe by lepiej słyszeć co mówi blondynka z okienka.

- A dużo zastrzeliłaś? - zapytał równie zafascynowany James patrząc wyczekująco na nastolatkę. Ta zaś jak podeszła do okna zobaczyła, że pod drzewem stoi jeszcze jeden dzieciak. Chyba najmniejszy albo najmłodszy z tej trójki i pewnie wejście na drzewo było dla niego albo dla niej za trudne. Teraz widząc, że osoba z jaką rozmawiała dwójka na drzewie pokazała się w oknie spojrzała na nią z ciekawością.

Angela sięgnęła po radyjko i przyłożyła do ust, wduszając guzik od mówienia.
- Wujku tu jest trójka dzieciów. Bez broni i bez mamy. Nie zasadzkują. Idę do nich - zdała raporta żeby wujek się nie martwił i przyczepiła metalowe pudełko na powrót do paska.
- No jak przy strzelaniu! - odpowiedziała nowym kolegom nie za bardzo wiedząc o co pytają - Namierzasz, celujesz i strzelasz. Korygujesz po odrzucie i powtarzasz! - wyjaśniła tak jak jej to kiedyś dziadek tłumaczył, a on był bardzo mądry i się znał, to mogła śmiało powtórzyć. Krzyczenie przyciągało uwagę, no i małe ludzie mogły spaść z drzewa i sobie zrobić krzywdę. Lepiej się gadało na blisko no i w razie czego mogła ich poczęstować Misiem, jakby jednak zasadzkowali.
- Nic trudnego! A zastrzeliłam siedmiu! Bo byli niemili i strzelali do wujka i cioci! Chcieli ich utrupić za dobrą wodę! - wzruszyła ramionami i usiadła na parapecie. - To ich utrupiłam pierwsza! - Zaraz przerzuciła nogi na ulicę i zeskoczyła na dół.

Chłopaki na drzewie wydawali się coraz bardziej zachwyceni opowieścią blondynki. Chociaż przy tłumaczeniu tego co kiedyś Angie tłumaczył dziadek chyba nie byli pewni o co jej chodzi. Ale i tak było fajnie! Na obydwu chyba zrobiło wrażenie ten skok z okna do wody bo klepali jeden drugiego pokazując na blondynkę i robiąc ogólne “wooow”.

Sami też zaczęli schodzić ale tutaj nastąpił pewien problem bo obydwaj chcieli oczywiście zejść naraz więc szybko doszło do przepychanki gdy jeden chciał odepchnąć drugiego. Ten trzeci dzieciak pod drzewem zerkał z zakłopotaniem to w górę na nich to w dół do podchodzącej blondynki. Z bliższej odległości Angie widziała, że to jest dziewczynka. Właściwie gdy doszła pod drzewo to James i Jack zdołali zejść może o gałąź czy dwie niżej bo się potrafili na raz wyzywać, chichrać, przepychać i gdzieś przy okazji jednak zejść kawałek drzewa niżej.
- Wejdziesz mnie na drzewo? Oni nie chcieli mnie zabrać. - dziewczynka widząc nastolatkę już całkiem blisko i poskarżyła się i poprosiła ją wskazując na drzewo i kotłujących się wyżej chłopaków.

Małe ludzie były jak małe futerka: nieporadne, mięciutkie chociaż bez sierści i też brakowało im wprawy dorosłych, albo chociaż tych dużych. Patrząc na nich Angie zaczęła się zastanawiać czy ona też kiedyś taka była? Powolna, z mało zbalansowanym krokiem i potykająca się na prostej drodze? Powolna, zbyt słaba żeby utrzymać karabin, albo przebiec dziesięć okrążeń dookoła domu w pełnym słońcu i z obciążeniem. Nie pamiętała tego, swojej małości. Był dziadek, trening, lekcje, potworny skwar i piasek pustyni.
- Ja Angie, a ty? - spytała tej małej dziewczynki i po chwili wzięła ją na ręce żeby tak nie stała w złej wodzie - Jasne że cię wejdę na drzewo - powiedziała z przejęciem. Dziadek też ja wnosił na skały na które nie umiała wejść… jak był mniej biały na głowie i tak bardzo nie kaszlał - Ale musisz się mnie mocno złapać za szyję, tak? Gdzie wasza mama albo tata? Albo dziadek lub wujek? Albo ciocia?

Mała kiwnęła głową i gdy Angie się schyliła złapała ją za szyję.
- Jane. - powiedziała cicho mocując się na plecach nastolatki. Jack i James widząc scenę na dole przestali się kotłować i zerkali z zaciekawieniem na dół.

- No coś robią. Wiesz jak dorośli. - zamiast Jane odpowiedział Jack ale dalej gapił się ciekawie jak Angie z Jane na grzbiecie włazi po drzewie. Z trzymającą za szyję Jane na plecach wcale nie było to takie łatwe.

Nastolatka zdołała akurat wejść już prawie do chłopaków gdy Jane nagle odezwała się do nich triumfalnie.
- Widzicie?! Dziewczyny też umieją wchodzić na drzewa! - napuszyła się przy tym z zadowolenia i dumy.

- Ale to się nie liczy ona jest duża! - odpalił od razu James jakby wrócili do jakiegoś stałego sporu.

- Zrozumiałem Angie. Uważaj, gdzieś tam pewnie są ich rodzice. - radio przy pasie dziewczyny zaskrzeczało głosem wujka. Mały przedmiot od razu przykuł uwagę chłopców.

- O! Co to? Ale fajne! I gada! - Jamesowi prawie oczy się zaświeciły gdy intensywnie wpatrywał się w gadający przedmiot u moszczącej się na gałęzi Angie.

- To jest radyjko - blondynka wyjaśniła, sadzając na drzewie najpierw dziewczynkę, a siebie kiedy upewniła się, że tamta nie spadnie - Rozmawiam przez nie z wujkiem i nie musimy się widzieć. On jest bardzo wspaniały… no i jest Paznokciem. Nosi mundur, ma taką tarczę z trzema szponami na ramieniu i wszystko wie. - uśmiechnęła się szeroko i wyjęła pomiętą paczkę cukierasów - Chcecie? Dobre, moje ulubione… znaczy z karamelem. - to też wyjaśniła i dodała - Mieszkacie tu? Daleko? Zgubiliście się? Możemy was zawieźć, mamy bryka.. I poznacie wujka! I ciocię! Ona ma motur i umie na nim jeździć i jest super! I taka kochana! Polubicie ją. Jest tez Roger, ma takie śliczne obrazki, ale jest trochę straszny… tak ciocia mówi, ale nie jest zły. Nosi topór i tarczę i wygląda jak kostuszek… lubię go.

- Ooo cuksy! Dzięki!
- Jack wpakował najpierw rączkę a potem wyciągniętego cuksa oglądając go z niedowierzaniem. Wreszcie wpakował go sobie do buzi z jawnym zadowoleniem.

- Ale jesteś fajna! - przytaknął James kiwając głową i rozgryzając swojego cuksa. - Ale dobre. - uśmiechnął się z zadowolenia. Na końcu do paczki sięgnęła Jane i obejrzała karmelka a potem wsadziła sobie do buzi. Gryzła chwilę w skupieniu jakby sprawdzała smak a w końcu uśmiechnęła się z zadowoleniem.

- No coś ty nie zgubiliśmy się! - zapewnił od razu Jack słysząc taką herezję. - Tam mieszkamy! Przyszliśmy zobaczyć czy jest tu coś fajnego. - wyjaśnił szybko machając ręką w stronę jakichś ulic i budynków.

- A możecie nas tam zaprowadzić? - nastolatka zapytała, też żując cukierasa. Lubiła tych małych ludziów, byli mili i nie śmiali się że jest głupia albo coś, bo przecież nie była! Wujek tak powiedział, a on się znał! - Do was… znaczy mnie, wujka, ciocię i Rogera. Mamy rzeczy, takie na wymianę. Za jedzenie albo coś. No… broni trochę - poklepała się po pistolecie knui - Bo my musimy iść na drugą stronę rzeki, ale teraz nie przejedziemy jak tama się popsuła i zła woda wszędzie. Może wasza mama albo tata by wiedzieli gdzie tu można przejechać.

Obydwaj chłopcy spojrzeli na siebie jakby się naradzali tym spojrzeniem. W końcu wyglądało, że jakoś się porozumieli bo spojrzeli na siedzącą obok nastolatkę.
- No ale teraz już chcesz iść? Powiedz jak się strzelałaś! - zaproponował Jack który jakoś wcale nie wyglądał by chciał już wracać do domu.

- To prawdziwy karabin? Dasz potrzymać? - James wskazał na broń Angie przyglądając się jej i jej właścicielce z zafascynowaniem. Tylko Jane coś wyglądała na całkiem zadowoloną z tego jak jest i się nie odzywała wcale.

- No nie teraz… ale zaraz. Musimy się zbierać - Angela zabezpieczyła karabin dziadka i podała małemu ludziowi. Trzymała za pasek żeby w razie czego broń nie spadła prosto w wodę - Jest prawdziwy, od dziadka. Dziadek był super, ale już go nie ma… no ale zostawił mi karabin i nauczył strzelać i nożować i skradać i gotować… no i trupić ludzi bardzo - wyjaśniła pokrótce ile ciekawych zdolności nabyła dzięki staremu opiekunowi - No jak przyjechali ci niemili ludzie, to wujek i ciocia z nimi rozmawiali, a ja bezpieczyłam z okna na piętrze. Lufę położyłam na parapecie i czekałam. Jak sięgnęli po broń i chcieli wujka utrupić, to strzeliłam do tego co sięgał po pistoleta. Tripletem… wyrwało mu flaki aż na plecy! - uśmiechnęła się wesoło i nawijała dalej - A potem był kolejny. Tego okręciło bo dostał w barka - klepnęła wspomniane miejsce - Bo zasadzkował za oknem jak ja na piętrze, ale po drugiej stronie. No potem byli ci co zasłaniali wujkowi i cioci drogę do budynku. Ich też zatrupiłam. I takich panów w oknie. Jeden dostał w biodro i się złożył jak scyzoryk. A potem jeden uciekał, ale to go wujek z Rogerem zdjęli i już był spokój - opowiedziała pokrótce.

- O jaa! Aż mu flaki wyszły? Ooo jaa! Ale fajnie! - chłopcy spoglądali na siedzącą obok nich nastolatkę z uwielbieniem i podziwem. Dostali rumieńców jakby słuchali niesamowitych opowieści.

- Ooo, ale super! - Jack oglądał i dotykał z zafascynowaniem karabin. - Tata ma strzelbę. Ale takiego to jeszcze nie widziałem. - chłopiec nie mógł oderwać ani rąk ani oczu od broni. James też i oglądał i macał ile się dało sprawdzając ciężar i badając różne zakamarki broni.

- A dasz strzelić? - zapytał Jack patrząc z mieszaniną obawy i zafascynowania na blondynkę. James też pokiwał głową patrząc w napięciu na nową koleżankę.

- Dam - Angela nie widziała w tej prośbie nic niepokojącego. Dobrze było umieć strzelać, to pomagało przetrwać - Bo to HK416, tak się nazywa. Dam ci strzelić, a potem nas zaprowadzicie do siebie, tak? Może się wymienimy i spytamy jak dalej jechać. Ale to musimy zejść - zaproponowała.

- Dobra! - obydwaj chłopcy prawie dosłownie podskoczyli z radości i zniecierpliwienie ogarnęło ich tak wielkie, że drogę na dół pokonali w parę chwil. Tam czekali z entuzjazmem wpatrując się w schodzącą na dół razem z Jane, Angie. Gdy znaleźli się wszyscy znowu w wodzie chłopcy otoczyli blondynkę nie mogąc się doczekać próby strzelania z karabinka.

Karabin był ciężki, miał też odrzut przy strzale i niewprawionemu w obsłudze broni mógł zrobić krzywdę, dlatego nastolatka klęknęła na jedno kolano. Odbezpieczyła cypek bezpieczeństwa i ustawiła ogień pojedynczy.
- Chodź - zachęciła chłopca uśmiechem - Stań do mnie plecami, tu masz cyngiel. Naciskasz raz i strzelasz. Ja potrzymam bo on dużo waży i jak strzeli to ci może zrobić siniaka.

Jack który po krótkiej przepychance z Jamesem wygrał pierwszeństwo pokiwał głową i z wypiekami na twarzy wziął karabinek w dłonie. Jakby postawić karabinek w pionie na ziemi to pewnie chłopiec nie byłby wiele od niego wyższy. Wziął karabinek w dłonie i mniej więcej przymierzył się do strzału. Angie widziała jak broń się chybocze w dłoniach malucha. Trochę pewnie z powodu ciężaru a trochę z podniecenia. Przy celowaniu w cel mogło mieć to opłakane skutki ale samemu oddaniu strzału nie przeszkadzało. Na pewno łatwiej byłoby panować nad strzałem z karabinku jeśli by miał jakąś podstawkę. Nawet krawędź okna czy muru znacznie pomagała unieruchomić broń przy celowaniu. Jack który już prawie przyłożył się do strzału nagle oderwał broń od oka, przestał przygryzać wargę i spojrzał zmartwiony na Jamesa i na Angie.
- Ale w co mam strzelać? - zapytał skonfundowany czekając co powiedzą.

- Oprzyj o murek - blondynka pokazała na pokruszony fragment ściany - I strzel tam o - potem pokazała na płaską ścianę trzydzieści metrów dalej w linii prostej - Będzie okey… a czekaj! - doskoczyła szybko i wyjęła mu broń z rąk, otwierając w locie magazynek. Wyłuskała naboje, zostawiając jeden. Nie chciała tracić pestek na darmo, a niedobrzy panowie spod pompy i tak zużyli ich aż za dużo - To po jednym strzale i idziemy do wujka, a potem jedziemy do was - powiedziała jak widzi najbliższą przyszłość i oddała karabin. Zamiast niego wzięła radyjko.
- Wujku będą dwa strzały, nie martw się. Nic się nie dzieje. Pokazuje małym ludziom jak się strzela - przekazała opiekunowi.

- Noo doobrzee Angie. Uważaj na siebie i na nich. Jesteś odpowiedzialna za ich bezpieczeństwo jeśli dajesz im broń do ręki. - radyjko po chwili milczenia odpowiedziało wahającym się głosem wujka.

Jack zaś podszedł do murku razem z blondynką i niecierpliwie czekał aż skończy przygotowywać broń. Wreszcie gdy dostał ją z powrotem oparł HK o murek i wycelował. Lufa jak na oko Angie dalej drgała ale już się nie trzęsła tak jak wtedy gdy chłopiec trzymał ją luźno w dłoniach. Jack wyglądał jakby z każdym naciśniętym milimetrem spustu zaciskał mocniej i powieki i usta przy spodziewanym huku broni. Ten naprawdę nastąpił i karabinkiem podrzuciło co było dość normalne. Ale masa relacji nieletniego strzelca do mocy karabinu była o wiele większa niż dla Angie nawet przy triplecie. Broń więc podskoczyła w rekach chłopca znacznie mocniej. Ale gdy padł strzał najpierw James a potem Jack zaczęli krzyczeć i podskakiwać i śmiać się co najmniej jakby Jack zamiast kolejnej dziury w ścianie ubił jakąś straszną poczwarę.

- Teraz ja! Teraz ja! Teraz ja! Ja miałem być drugi! - James gdy ochłoną z emocji i radości też zaczął dopominać się o swoją obiecaną kolejkę na strzelanie i patrzył rozpalonym z radości wzrokiem na właścicielkę broni.

- Haraszo - Angie pochwaliła strzelca tonem jaki lubiła słyszeć od dziadka, kiedy zrobiła coś dobrze i był z niej zadowolony. Załadowała drugi nabój, filując na ulice. Hałasy mogły ściągnąć niepotrzebną uwagę, ale chyba na razie było czysto. Coś jednak łaskotało ja w tył karku… i chyba to nie była tylko paranoja… a może?
- Teraz ty i się zbieramy - zachęciła gestem drugiego chłopca do zabawy. Nie dziwiła się, że strzelanie się im podoba. Sama bardzo lubiła strzelać.

James wziął karabin w ręce i podobnie jak pierwszy strzelec ułożył go na niskim murku. Wycelował w tą samą ścianę i przymierzał się do swojego pierwszego strzału. Jack i Jane patrzyli na niego to na ścianę gdzie zaraz miał trafić pocisk w ogromnym napięciu jakby sami mieli strzelać. Wreszcie James wystrzelił. Broń huknęła i pocisk znów rozerwał kawałek ściany. Jack zaczął podskakiwać i krzyczeć z radości po chwili James też choć trochę ciszej. Po tym jak rozcierał sobie policzek Angie domyśliła się, że widocznie karabin przy strzale i mało wprawnym chwycie musiał go jakoś uderzyć w ten policzek. Ale chyba niezbyt mocno skoro potrafił się cieszyć swoim pierwszym strzałem.

- Ja też chcę. - Angie poczuła jak mała rączka Jane pociąga ją za nogawkę a dziewczynka z dołu patrzy na nią prosząco. Była najmniejsza z całej trójki i przy niej karabinek wydawał się naprawdę dużą bronią.

- No dobra… - podrapała się po głowie żeby łatwiej się myślało. Jane była za mała, bardzo, bardzo za mała, ale na wszystko szło znaleźć sposób. - Ty strzelisz, ale ja potrzymam karabin, okey? - wzięła małą za rączkę i poprowadziła pod murek. Kleknęła za nią tak że jej plecy miała przyklejone do swojego frontu. Oparła lufę o murek, ustabilizowała kolbę o ramię żeby przy strzale nie zahaczyła małego ludzia. W komorę włożyła trzeci nabój i przeładowała.
- Tutaj naciskasz - położyła niewielka rączkę na spuście - Strzelamy w tamtą ścianę.

Jane w przeciwieństwie do obydwu chłopców wydawała się bardzo poważna. Z namaszczeniem wręcz kiwała głową na kolejne instrukcje nauczycielki i złapała za kolbę i cyngiel. Z bliska nastolatka miała wrażenie, że kolba HK w zestawieniu z małą buzią Jane jest nienaturalne duża. W przeciwieństwie też do chłopaków Jane nacisnęła za spust prawie od razu gdy tylko miała okazję. Strzał szarpnął nią ale dzięki murkowi i amortyzatorowi odrzutu o blond włosach nie stało się nic strasznego. Jane znowu inaczej niż chłopcy nie miała oporów przed rozstaniem się z bronią. Patrzyła tylko przez chwilę na miejsce gdzie trafił pocisk a potem spojrzała na Angie. Teraz gdy dziewczynka stała a nastolatka klęczała ich twarze były prawie na tej samej wysokości. Jane wyrzuciła rączki do przodu i objęła blondynkę przytulając się do niej w niemym podziękowaniu. Chłopcy którzy kolejny wystrzał powitali z wiwatami widząc całą scenkę uciszyli się i przestali podskakiwać chyba niepewni tego na co patrzą i co z tym zrobić.

Te małe ludzie rzeczywiście były też takie miękkie i ciepłe. Angeli zrobiło się tak przyjemnie w środku, jakby ktoś jej tam zapalił świeczkę o ładnym zapachu. Przygarnęła ramieniem dziewczynkę do siebie i oddała tulasa, całując ją w czubek głowy.
- Bardzo ładnie Jane, świetnie ci poszło - pochwaliła ostatni strzał i wstała tak zakręcając przestrzeń, że karabin wylądował jej na plecach, a mała ludzia na rękach. Drobne piąstki trzymają ja za szyje, a ona podtrzymywała nieduży ciężar żeby nie spadł… no i jako ta najmniejsza musiała mieć problemy z przedzieraniem przez złą wodę.
- To teraz chodźcie do wujka i cioci, a potem do was - spojrzała na parę chłopczyków i uśmiechnęła się szeroko - Bryka mamy po drugiej stronie budynku. Zaprowadzę.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline