Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2017, 12:32   #108
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Minuty ciągnęły się niemiłosiernie gdy przejeżdżali przez osadę. Jessica trzymała dłonie kurczowo zaciśnięte na Bushu. Broń ta nie była najlepsza na krótki dystans, tak by kogoś załatwić gdyby się do okna przywalił, ale za to dawała dziewczynie poczucie bezpieczeństwa, a teraz zdawało się to być istotniejsze niż niuanse walki przy użyciu broni palnej.
Na szczęście nie musiała owych niuansów wypróbowywać. Plan Lestera zadziałał, po raz kolejny pokazując dlaczego to on był głową ich rodzinki, a nie któreś z pozostałej dwójki.

Niestety, już w chwilę później okazało się dlaczego do sprawnego funkcjonowania drużyny potrzebne były także pozostałe dwie głowy i to działające w symbiozie z pierwszą. Wszelkie rozbieżności bowiem kończyły się problemami. Tak jak w chwili, w której wóz ugrzązł w błocie. Cudownie, po prostu cudownie. Dobrze chociaż że Simon powstrzymał się przed rzuceniem w eter tego, co także Jess miała na końcu języka. W drodze to doświadczenie młodszego z braci brało górę. W walce i snuciu planów - Lestera. Gdy trzeba było załagodzić sytuację lub zająć się bronią - jej. Proste i sprawdzone, tyle że nie zawsze brane pod uwagę.

- Jasne, przyda mu się towarzystwo - wyraziła zgodę Jessica, rzucając na wszelki wypadek ostrzegawcze spojrzenie starszemu z braci. Miała przy tym ochotę walnąć go w tył głowy ale z zasady nie stosowała niepotrzebnej przemocy w stosunku do członków rodzinki. Tyle tylko, że wcale nie była pewna, że tym razem ta przemoc była tak całkiem pozbawiona podstaw.

- Mógłbyś jej nie denerwować? - rzuciła do Lestera, gdy tylko za Aną zamknęły się drzwi wozu, a barmanka ruszyła w stronę Simona. Sama Jess wcisnęła głowę między przednie siedzenia by nie musieć mówić do odbicia w lusterku czy tyłu głowy brata. Poza tym zostając sama na tylnym siedzeniu poczuła nagle i to dotkliwie tą chwilową samotność, a po ostatnich przejściach, uczucie to było nie do zniesienia. Lest emanował ciepłem i aurą pewności siebie, której siostrze zdecydowanie brakowało. Przyjemnie było się w tym zanurzyć, nawet jeżeli wiązało się to z koniecznością zwrócenia mu uwagi na jego niezbyt taktowne zachowanie.
- Wiem że nie wszystko idzie zgodnie z planem ale, cholera Lest, ona ma za sobą ciężką noc. Widziałeś jej twarz i szyję? Jak pomyślę co oni… - wzdrygnęła się. Nie chciała o tym myśleć ale tamowanie tych myśli wcale łatwe nie było. Przecież gdyby i ją złapali to na pewno nie potraktowaliby jej łagodniej. Kuźwa, pewnie nawet gorzej gdyby się wydało kim jest.

Czarnowłosa barmanka całkiem ochoczo wysiadła z wozu. Ruszyła też jakby Simon miał być jakąś oazą pomocy czy ratunkiem. Młodszy z braci chyba usłyszał ją lub trzaśnięcie drzwi bo odwrócił się i widząc Anę zatrzymał się by poczekać na nią. - Ona miała ciężką noc? - zapytał zaczepnie Lester wskazując na plecy odchodzącej czarnulki. Szła przez pole i to mocno nasiąknięte wodą więc gliniaste. Marsz na każdym kroku przypominał brnięcie przez tą rozmokłą glinę która potrafiła unieruchomić samochód.

- Wiesz co to jest? Kłopot. - wyjaśnił Jess starszy z braci nadal wskazując na odchodzącą kelnerkę ale patrząc na rozmówczynię. - A to, że ktoś jej zdefasonował buźkę? Jako tania kurew powinna mieć to wpisane w zawód tak jak i napiwki i klepanie po tyłku. - fuknął Lester i teraz spojrzał na sylwetkę odchodzącej kobiety. Ta właśnie odwróciła się w stronę samochodu ale czy dlatego, że usłyszała Lestera czy zrozumiała co on mówi, czy przez przypadek obsada samochodu nie była pewna. Dziewczyna jednak nie mogła mierzyć się z Lesterem na spojrzenia a może po prostu nie chciała. Zresztą dobrnęła już do młodszego z braci i ten położył jej dłoń na ramieniu odwracając jej uwagę.

- Nie możemy tam wrócić. Zdjęliśmy szeryfa i znają naszą brykę. Teraz na świeżo się udało ale głupotą byłoby tam wracać. I pewnie jak się ogarną coś z tym zrobią. Dlatego musimy przedostać się na drugi brzeg rzeki zanim coś zrobią. - powiedział spokojniej Lester patrząc najpierw przez tylną szybę na kierunek z jakiego przyjechali a potem siadając wreszcie po ludzku i wyjmując kolejnego papierosa. - Za to bym nie płakał bo stało się. Ale przez lowelasa co się zabujał w przydrożnej dziwce jakby to jakaś księżniczka była i nią samą ścięliśmy się z tymi ćwokami. Na pewno podepną to pod tego ich gliniarza i się zrobi sprawa narodowa tej wiochy. A to już mnie wkurwia. Zresztą zobacz jak oberwaliśmy. Jakby to o nas chodziło. - pokręcił głową zapalając papierosa i otwierając okno. Wystawił łokieć za okno i wydmuchnął pierwszy kłąb dymu na zewnątrz przy okazji obserwując jak druga para dochodzi już prawie do pierwszych budynków.

- Ale jednak… - zaczęła i zamknęła się nie kończąc. No bo co miała powiedzieć? Że miał rację, a ona po prostu chciała zadbać o dobre samopoczucie wszystkich pasażerów wozu? On przecież doskonale sobie z tego zdawał sprawę.
- Nie chcę żeby Simon odszedł - wydusiła wreszcie z siebie, bo ta myśl przemknęła jej przez głowę jeszcze wtedy, gdy się kłócili w zakładzie pogrzebowym. - Jemu na niej zależy. On nie jest… No, jaki jest sam wiesz - zacięła się bo jej coś to przelewanie myśli nie wychodziło. O mały włos, a chlapnęła by że Simon nie jest jak on, jak Lester. No ale przecież nie miała pojęcia co Lest tak w ogóle czuł bo kompletnie straciła dar wyczucia jego emocji. Całkiem jakby te chwile w wannie pozbawiły ją owego szóstego zmysłu. Jakby jej własne emocje zagłuszyły go jakoś.

- Poza tym dla niego to ona teraz jest częścią rodziny, jak ty czy ja, wystarczy na niego popatrzeć - także wbiła wzrok w dwójkę zbliżającą się do zabudowań. - Gdybym to ja była na tej farmie… - wzdrygnęła się, czując jak chłód przenika ją do szpiku kości ale kontynuowała. - Albo gdyby chodziło o ciebie to by się tak samo zachowywał. A że chodzi o barmankę która mu w oko wpadła… Jak będziesz ją tak straszył i będzie się z nami źle czuła to cholera wie czy nie odejdzie razem z nią, a wtedy co? Lest, mi wcale to wszystko się nie podoba, serio - wychyliła się mocniej i oparła delikatnie brodę na barku braciszka. - Przez tą laskę mamy same problemy, wiem. Kuźwa, dawno nie posłałam na łono Abrahama takiej ilości ludzi. Wiesz jak kocham to robić - w jej głosie zabrzmiał nie łagodzony niczym sarkazm. - Ale tu chodzi nie tyle o nią, a o Simona. Trzeba to będzie jakoś przeżyć i tyle. Może mu przejdzie i odnajdzie swój rozum, a jak nie to przynajmniej będziemy mieli kogoś od robienia opatrunków bo sam przyznasz, że robi to lepiej ode mnie - rzuciła, głaszcząc uspokajająco Lestera po pokrytej szczeciną twarzy.

Starała się jakoś namówić go do tego by dał Anie drugą szansę, przez wzgląd na młodego. Po prawdzie też, było jej zwyczajnie żal dziewczyny. Nie mogła przy tym ignorować racji Lestera, co razem wzięte robiło niezły misz masz w jej głowie.
- No i spoko, przeprawimy się na drugą stronę. Głowa do góry - uśmiechnęłą się wesoło, chociaż samymi ustami bo w oczach lśnił odczuwany i trudny do ukrycia niepokój.

- Ale widzisz mnie ona zwisa i też mi chodzi o młodego. Ona była fajna jak robiła swoja robotę tam w barze. A teraz udaje jak każda dziwka. I w końcu jak młody się nie opamięta po paru numerkach no to sam to odkryje. I wtedy kurwa będzie płacz. - Lester pokręcił z niezadowolenia głową widząc pewnie więcej wad niż zalet z tego by Ana podróżowała z nimi. - Zresztą wrócimy do tej dziury przy rzece może laska przypomni sobie, że jej dzieci płaczą albo mężuś czy inny alfons czego w domu. - wzruszył swoimi dużymi ramionami wydmuchując kolejną porcję dymu za okno. Drugiej pary już nie było widać odkąd weszła między budynki.

- Wiesz… możesz się mylić - wytknęła mu, cofając się i opadając z powrotem na tylne siedzenie. Nie chciała żeby słowa Lestera nastawiła ją negatywnie do Any. Przez wzgląd na Simona, chciała chociaż spróbować być dla barmanki miła i ocenić ją na podstawie tego co sama widziała i doświadczała z jej strony, a nie opinii starszego z Thron’ów.

- No i wrócimy, wrócimy, tylko najpierw musimy się stąd ruszyć - odburknęłą, zabierając się za uzupełnianie naboi i ogólne czyszczenie Busha. Karabin co prawda tego aż tak nie potrzebował ale praca ją uspokajała, a bała się że mogłaby wybuchnąć i nawarczeć na Lestera. Nic do niego nie docierało, jak zwykle, tylko jakoś zwykle nie wkurzało jej to tak bardzo. A może bolało? Nie była pewna i wcale nie miała ochoty zgłębiać swoich odczuć w tej kwestii.

- Wiesz że on to robi dlatego że my… - mruknęła, nie przerywając gmerania przy broni. Nie podnosiła też wzroku ani nie dokończyła zdania tylko zostawiła je takim urwanym. Pewnie powinna trzymać gębę na kłódkę ale tak już miała, że nie potrafiła gdy jej na czymś zależało, a zależało jej. Na spokoju w ich małej rodzince. Bez względu na cenę…

- Pierdolić to. - burknął w końcu Lester też chyba niezbyt zadowolony z obrotu tej dyskusji. Wyrzucił peta przez otwarte okno i chwile obserwował jak syczy w nasiąkniętej wodą gliniastej ziemi. - Jak tak z nimi trzymasz niech sucz mi nie podłazi pod rękę. I niech mnie nie wkurwia. Młody też. Chce mieć swój cholerny skarbuś to niech jej pilnuję. - starszy Torn widocznie nie miał zamiaru zmieniać zdania o barmance i całym temacie jaki sobą reprezentowała. - Kurwa, żeby tylko ten jebaniec się tam nie utopił na drugim brzegu. - odezwał się po chwili milczenia gdy widocznie myśli mu popłynęły w innym kierunku. - Trzeba będzie załatwić jakiś transport przez tą cholerną rzekę. - oparł głowę na ramieniu opartym z kolei o ramę okna. Wolną dłonią stukał kierownicę.

- Ja po prostu chcę mieć spokój - warknęła, wciskając nabój w magazynek. Zachowanie Lestera zaczęło działać jej na nerwy. “Trzyma z nimi”. Miał szczęście że za bardzo się o niego troszczyła by się przechylić do przodu i walnąć go w tą zakutą łepetynę.
- Wkurwiasz mnie Lest, wiesz? - dodała już spokojniej ale za to ze zmęczeniem przebijającym z głosu. - Po prostu daj temu spokój, będzie jak będzie.

Uznała że nie musi sama dodawać, że jak ta cała Ana złamie serce Simonowi to ją Jess osobiście potraktuje kilkoma kulkami, przy czym żadną powodującą natychmiastową śmierć. To wydawało się jej jakieś takie zbyt oczywiste by musiało być ogłaszane.
- To załatwimy, a jego dorwiemy. Takich skurwieli złe nie bierze, wiesz o tym. Zawsze się wywiną - rzuciła mądrością popartą faktami po czym ponownie przymknęła się i wznowiła bawienie Bushem, chociaż czynność ta nie dawała jej już tego wytchnienia jak kiedyś. Problem tkwił bowiem parę centymetrów przed nią, na siedzeniu kierowcy. Problem, który sprawiał że miałą ochotę pójść w ślady Any ale lojalność względem niego nie pozwalała jej ruszyć dupska. I to bez względu na to co gadał i jakie tam urojenia się tworzyły w tej jego głowie. Chociaż jak jeszcze raz coś walnie tak istniała szansa że się jednak nie powstrzyma i mu przywali. No bo ile można?
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline