Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2017, 17:03   #109
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex, Angie i wujaszek

- Widzę, że świetnie radzisz sobie sama. - Pazur uśmiechnął się widząc, że dziewczyna sama wyparkowała swoją maszynę i zajechała pod stację benzynową w baku Forda. - Słuchaj nie chciałem mówić przy Angie ale to trefna bryka. - wskazał na autobus. - Znają ją tu pewnie i wiedzą do kogo należy. Ale wolę zaryzykować transport tym by zostawić tego psychola tutaj. A jak władujesz tutaj motor to nie musimy z nim się wozić. Angie wróci to odjeżdżamy. - powiedział poważniej najemnik wskazując po kolei na autobus, vana i budynek gdzie przed chwilą poszła nastolatka. Wyglądał mimo wszystko na zadowolonego z takiego obrotu sprawy.

- Też mam takie obawy, ale złomka w każdej chwili szlak trafi, a nie chcę się zdawać na humory Rogera. Już wolę nawet porzucić ten bus blisko jakiegoś miasta i zdobyć coś innego, niż ryzykować marsz w tej wodzie. - Podeszła do Sama i zarzuciła mu ręce na ramiona. - Martwię się, jak ona zniesie rozstanie.

- No. - Sam położył dłoń na ramieniu Vex i pokiwał głową. Przygryzł wargę i zaraz nią potrząsnął jakby chciał odegnać złe myśli. Spojrzał na nieruchomą furgonetkę i kręcącego się po niej Rogera. - Zadbajmy więc by do tego rozstania doszło. - powiedział Pazur wracając do przerwanej pracy. Otworzył Forda i zaczął z niego wyjmować rzeczy swoje i swojej podopiecznej.

Vex miała spore obawy, czy to się uda. Jakie było ryzyko, że Roger będzie chciał pojechać z nimi? Że Angie to zaproponuje? Co wtedy zrobi Sam? Powie swojej ukochanej podopiecznej, nie? Motocyklistka westchnęła ciężko i przeszła na miejsce kierowcy Forda. Nie patrząc nawet znalazła dźwignie otwierania przedniej klapy i przeszła do silnika. Tak jak się spodziewała benzyniak miał miękki przewód paliwowy do wtrysku. Wystarczało go wyjąć i miała rewelacyjna rurkę do ściągnięcia paliwa. Tylko… co zrobić z resztą?

Z nadzieją zerknęła na busa. Chyba widziała gdzieś kanister z zawartością, która budziła w niej spore obawy. NIechętnie odkręciła pojemnik i szybko zdała sobie sprawę, że miała rację. Znalazł się podróżny nocnik. Wylała zawartość kawałek dalej i tak wiedząc, że brodzą w jednym wielkim gównie.

Szybko wróciła do Forda i wymontowała ze środka przewód paliwowy. Teraz tylko stary sprawdzony patent i próba nie napicia się benzyny i można było tankować. Cały czas zerkała na Sama, na wypadek gdyby pomysł jednak przestał się mu podobać. Wolałaby nie zlewać paliwa w tą i z powrotem. Widząc jednak, że mężczyzna kontynuuje pakowanie, zabrała się do roboty.

Jak zwykle udało się jej upić odrobinę benzyny. Widziała ludzi w Det, którzy jakoś zawsze tego unikali, ale oczywiście nie ona! Wypluła zawartość i wsunęła rurkę do wlewu Spika, przygotowując karnister. No to koniec całowania na dziś, chyba że Sam ma jakieś dziwne gusta, o których jeszcze nie wie. Bak w motorze szybko się wypełnił, więc sprawnie włożyła rurkę do plastikowego pojemnika. Teraz miała chwilę nim paliwo się zleje. SPojrzała więc w stronę budynków, oczekując że zaraz zobaczy wracającą Angie.

Operacja przepompowywania paliwa szła całkiem sprawnie. Wujkowi Angie podobnie szło z pakowaniem. Objuczony plecekami i sprzętem dwóch osób brnął już przed wodę w kierunku autobusu gdy dała o sobie znak przez radio Angie. Mówiła coś, że znalazła chyba trójkę dzieci. Sam spojrzał ze zdziwieniem na milczącu, zdewastowany i zatopiony budynek ale ten nie udzielił mu żadnego wyjaśnienia czy podpowiedzi. - Zrozumiałem Angie. Uważaj, gdzieś tam pewnie są ich rodzice. - powiedział po chwili wahania zerkając przy okazji na klęczącą przy baku osobówki Vex. Wzruszył ramionami i wznowił marsz w stronę autobusu.

Czy się przesłyszała? Motocyklistka zerknęła w stronę oddalającego się Sama. Paliwo przestało ciec, więc zakręciła karnister. Rurkę zwinęła. Może się jeszcze przydać. Z wnętrza pojazdu dobiegło do niej miałkolenie. No tak! Były jeszcze futerka. Zajrzała do środka i uśmiechnęła się widząc całą gromadę. W pierwszej kolejności spróbowała zlokalizować Uziego.
- Dobra maluchy, ciotka zabiera was do większej fury. - Zgarnęła całą bluzę z zawartością i wsunęła całość do opróżnionego juku, w którym miała wcześniej większość jedzenia. Ostrożnie zamknęła go, upewniając się, czy nie robi im krzywdy. - To tylko na chwilę.

Ułożyła karnister na bagażniku i odpaliła motocykl. Nie było opcji by przeniosła taki ciężar, ale zawsze mogła powoli podjechać, pod autobus. I tak musieli wymontować jakieś siedzenia, jeśli miała wlecieć do środka.

Wszystko szło dobrze do momentu gdy Vex nie sięgnęła po kocią rodzinę. Kotka wyskoczyła z bluzy więc motocyklistka zabrała tylko bluzę i kocięta. Tu pojawił się impas. Kotka nie chciała wskoczyć na motor ale widać było, że cicho miauczy wzywając swoje dzieci i kręci się po granicy jaką względnie suchy samochód stanowił wobec zimnej, mokrej i złej wody. Zaś złapanie kotki wymagało albo bardzo dobrego refleksu albo jakiegoś pomysłu. Kociaki też zaczęły piszczeć słysząc wezwanie kociej mamy i nie czując jej w pobliżu. Vex została z tym chwilowo sama bo Sam wszedł już do autobusu i rozkładał tam sprzęty swoje i Angie. Choć był jeszcze w zasięgu słuchu i głośniejszej rozmowy.

- Ej, wszystko, będzie dobrze. - Motocyklistka wsunęła się częściowo do samochodu, chcąc ją złapać. Była ciekawa czy gdyby odjechała, kocia mama poszłaby za nią. - Pamiętasz? Karmiłam cię, nie zrobię wam krzywdy. - Powoli wyciągnęła dłoń w stronę kocicy.

Kotka była zdenerwowana. Uniosła nerwowo ogon do góry i wolno machnęła nim. Potem ogon na chwilę zatrzymał się i znów machnął w drugą stronę. Kotka cofnęła się przed nachylającym się do samochodu człowiekiem ale słysząc łagodny ton i nie widząc gwałtownych ruchów zatrzymała się gdzieś między siedzeniami. Niewiele ale poza zasięgiem dłoni nachylającej się ku niej kobiety. Zwierzątko wyraźnie wahało się targana sprzecznymi emocjami. Widząc jednak wyciągniętą dłoń kotka nieco pochyliła ku niej łepek i zaczęła węszyć. Zrobiła krok do przodu i machnięcie ogonem pomagało jej podjąć decyzję. Zrobiła kolejny krok i jej nozdrza zostawiały już gorący, wilgotny oddech na palcach Vex. Mogła teraz spróbować ją chwycić choć wydawało się to ryzykowne. Ale gdyby się udało to by ją miała chyba w garści. Jak nie kotka pewnie czmychnęłaby poza zasięg wyciągniętej ręki. Mogła też spróbować jeszcze trochę bardziej zdobyć zaufanie kociej mamy. Ale ta mogła w każdej chwili się znudzić czy odskoczyć od jej palców i szansa na szybkie jej pochwycenie by się odwlokła.

Vex szybkim ruchem sięgnęła po kotkę i przyciągnęła do siebie.
- Wszystko będzie dobrze. Tamte autko jest większe, będziecie miały więcej miejsca. - Nie była pewna czy koty tego w ogóle potrzebują, ale może wystarczyło, że do niej gada.

Kotka syknęła z niezadowolenia i przy nagłym ruchu człowieka. Uspokoiła się dopiero gdy znalazła się w ramionach Vex. Dalej poszło już dość łatwo. Spike przebrnął ostatni kawałek między Fordem i autobusem. Wujek Angie skończył zostawiać plecaki i resztę a kotkę można było wypuścić do nowej zmotoryzowanej bazy. Wtedy odezwało się radio Pazura. Blondyn spojrzał na Vex jakby ta mogła mu jakoś wyjaśnić to co właściwie oboje słyszeli. Mówiła Angie i mówiła coś o strzelaniu i dzieciach. Po chwili padł jeden strzał, potem drugi i w końcu trzeci. A po jeszcze chwili zza rogu wyszła Angie z jakąś dziewczynką którą niosła i dwójką rozradowanych chłopców.

Cały mini pochód przebrnął przez złą wodę, kończąc trasę przy dużym bryku.
- To jest Jane - nastolatka pokazała brodą na trzymaną dziewczynkę - A to Jack i James. Pokazałam im jak strzelać - wskazała parę chłopców i nawijała dalej - Mieszkają tutaj niedaleko, mają dom. Może ich tata będzie się chciał wymienić za jedzenie. Trochę po niemiłych panach rzeczy jest… no i jak tu mieszkają to znają teren. Porozmawiaj z tym panem tatą, wujku. Jak się mamy przedostać na drugiego brzega, to… ten. Może coś wiedzieć. Jak przejechać, albo łódka zdobyć - wyjaśniła co jej chodzi po blond głowie.

- Cześć chłopaki. - powiedział wujek, jak zwykle spokojne a, że stał wewnątrz autobusu a Angie jeszcze na zewnątrz to wydawał się jeszcze wyższy. Chłopaki wydawali się być wniebowzięci.

- O! Samochód! Przejedziecie nas? Jeszcze nie jechałem samochodem! - Jack wyglądał jakby się dowiedział, że jest dziś dzień dziecka. Popatrzył na wujka jak wcześniej na Angie gdy chodziło o karabin i strzelanie.

- A wiecie jak trafić do waszego domu? - zapytał wujek patrząc na maluchów.

- No pewnie! - James wypalił jakby pytanie dorosłego obrażało go w jakiś sposób.

- No to wskakujcie. Zobaczymy co da się z tym zrobić. - Pazur zaprosił ich gestem ręki i chłopcy nie czekając wbiegli po schodkach autobusu do środka.

W tym czasie Angela postawiła małą ludzię na schodkach bryka i wyprostowała plecy, rozglądając się dookoła.
- A gdzie pan z obrazkami? Jak jedziemy to trzeba po niego iść.

- Roger ma swój wóz i swoje sprawy Angie. - wujek wcześniej się nie uśmiechał ale i tak jakoś nagle zaczął wyglądać jakby właśnie przestał. Spojrzał przez przednią szybę, ponad dachem Forda na furgonetkę gdzie trochę widać było jakiś ruch wewnątrz.

Usta blondynie momentalnie wygięły się ku dołowi, zrobiła się też jakby mniejsza i zeszło z niej powietrze. Powędrowała wzrokiem do bryka pana z obrazkami i zacisnęła ręce w pięści.
- A...ale jak to? - zapytała nie rozumiejąc co się dzieje - Przecież… jesteśmy zespołem i musimy się trzymać razem. Jak.. jak w stadzie. On jest sam wujku - przeniosła niebieskie ślepia na wujka Paznokcia - Nie ma już Tess, ani knui… nie może być sam, jak wojna… myślałam… - zacięła się i spojrzała w dół, tam gdzie zła woda i zatopione w niej buty - Myślałam że… że nas lubi. Ja go lubię, jest miły i… powiedział, że już nie chce się z nami kolegować? Dlaczego?

- On jest sam bo chce być sam. Nie wiem czy z kimkolwiek umie tworzyć jakiś zespół. Spójrz nawet właśnie na Tess i Melody. Nie żyją. Może jestem ślepy ale nie widzę by go to jakoś ruszyło. Nie ma więc podstaw bym sądził, że jak zginie w jego otoczeniu ktoś jeszcze to będzie tym razem inaczej. - powiedział wujek jakby sę wahał czy przybrać stanowczy czy łagodny ton. Widocznie jednak uznał, że lepiej to powiedzieć niż przemilczeć.

- Nie wiem dlaczego tak powiedział Angie. Ale jeśli on tak naprawdę z tym swoim Khainem i areną, i że chce zabić wszystkich to nas też. Dlatego lepiej się trzymać od niego z daleka. Jeśli nie chcemy zrobić mu krzywdy albo by on zrobił nam. - Pazur dodał łagodniej ale nadal mówił poważnym głosem i poważnie też patrzył na podopieczną.

- Lepiej zostawić to jak jest i zachować w sercu te lepsze wspomnienia Angie. I jechać dalej. - Pazur odezwał się jeszcze ale spojrzał w głąb autobusu bo James i Jack okazywali sporo zainteresowania pozostawionym plecakom i torbom.

- Ja z nim porozmawiam - nastolatka skoczyła do przodu i złapała wujka za ręce, ściskając mocno, a oczy jej się zrobiły mokre i piekły - Jakby chciał nas utrupić to by to zrobił jak była walka, ale nie zrobił tego. Walczył razem z nami, nie skrzywdzi nas. Pozwól mi z nim porozmawiać, powiem mu żeby został z nami. Razem raźniej i… nie chce żeby sobie szedł. Lubię go, pokazał mi jak zbierać trofea, zrobił motylka co lata nocą… a mógł utrupić. No ale nie utrupił. Smutno jest być samemu… jemu też wczoraj było smutno jak zezwłokował Tess, przecież widziałeś! Trzeba przy nim być… i co że nie przejął się knują? Ja też się nie przejęłam… to mnie też zostawisz? - zadała pytanie, a dolna warga jej zadrgała - Nie chcę chować niczego! Już pochowałam dziadka, też mam go tylko w głowie, ale on usnął! A Roger jeszcze nie śpi i nie chcę żeby też usnął jak dziadek! A uśnie jak tu zostanie sam! Bez kogoś kto bedzie mu pilnował pleców i… i… - zacięła się, więc skleiła dziób, patrząc prosząco na opiekuna.

- Ale ja nie chcę by on był z nami Angie. Ja go nie lubię. - wujek westchnął ale powiedział swoje poważnym tonem. - Nie ufam mu. Ściąga kłopoty. Jak z tymi tutaj teraz. - wujek wskazał na budynek w jakim niedawno toczyła się walka. - Gdyby nie on może Vex by się dogadała a może nie. Nie wiadomo. A dzięki niemu zaczęła się na pewno. Tym razem względnie nam się udało wyjść z tego cało. A następnym razem? Kto i jak oberwie następnym razem Angie? Bo on musi napełnić ten swój kielich? Jest niebezpieczny dla całego otoczenia. Dla mnie, dla ciebie, dla Vex no dla wszystkich. I chce tu zostać na tej swojej arenie. A my chcemy jechać do Teksasu. - wujek po kolei tłumaczył i wyjaśniał jak widzi sprawę i dlaczego nie podoba mu się pomysł wspólnej podróży z Rogerem. - Ale jak go lubisz dobrze, możesz iść się z nim pożegnać. Ale mamy te dzieciaki do odwiezienia i musimy się stąd wydostać Angie. - wujek położył dłoń na ramieniu Angie i lekko kiwnął głową w stronę trójki brzdąców jaka zajęła miejsce gdzieś w środku pojazdu. Jane usiadła obok kociej rodziny i chyba była nią zajęta bardziej niż tym co się dzieje w reszcie pojazdu.

Vex przysłuchiwała się dwójce z miną “a nie mówiłam”. Powinna wprowadzić Spika do środka, tyle, że trzeba by wymontować choćby jedno siedzenie. Niby to nie zajmie długo, ale nagle dorobiła się tam bandy dzieciaków. Głupio jednak było zostawić Sama samego… i Angie samą.
- Co by nie było pożegnać się wypada. Jak dla mnie jeśli Pan kostuszek zmyje to gówno z siebie i obieca, że ani razu nie usłyszę o zasranym Khainie, zabijaniu, a już przede wszystkim wypierdoli te głowy i da sobie z tym siana, to może jechać. Jak nie, to sorki ale wolałabym by z braku rozlewu krwi nie poderżnął mi gardla w nocy. - Motocyklistka zgarnęła torbę z narzędziami i wstała z motocyklu. - Muszę wymontować jeden fotel. Macie kwadrans i lecimy, żadnemu z tych silników nie służy stanie w tym gównie, a myślę że wszyscy jak najszybciej powinniśmy się stad zwinąć.

Pożegnać? Nie chciała się żegnać z panem z obrazkami! Mogli jechać razem, dlaczego ciocia i wujek tak się uparli?! Angela tego nie rozumiała, ale słuchała uważnie, próbując przynajmniej zrozumieć… nie szło jej to. W pewnym momencie zesztywniała i przełknęła głośno ślinę. Coś jej wskoczyło na odpowiednie miejsce w głowie i nie było to nic przyjemnego. Podniosła powoli łepetynę, patrząc opiekunowi prosto w oczy.
- Przez kilka minutów zrobiłam siedem trupów, to więcej niż palców na ręku… nie pierwszy raz. I nie ostatni - mówiła dziwnie spokojnie i powoli - Kłopoty robię ciągle. Za ile ciał powiesz, że też jestem niebezpieczna i robię… zagrożenie? Dla ciebie, dla cioci. Dla… otoczenia - cofnęła się krok do tyłu, uwalniając ramię od dotyku - Kiedy pomyślisz, że trzeba mnie uśpić? Bo jestem problemem. I już nie będziesz mnie lubił. Jest wojna, a jak wojna to walka. Ludzie umierają… i to nie jego kubek do napełnienia, tylko Khaina. Trofea też są dla niego. Może je lubi, jak ja lubię cukierasy - wzruszyła barkiem, odwracając twarz gdzieś w bok - I tak nie wyjedziemy z areny, jeżeli… też chciałam zabić tych niemiłych panów. Cieszę się, że nie żyją. I nie jest mi przykro.

- Angie, no co ty mówisz? - zapytał wujek mrużąc oczy. - To są w ogóle inne rzeczy. Wiele osób lubi cukierachy i właściwie nikomu to nie przeszkadza. Ale ucinanie głów już tak. To jest coś co mało kto robi a jeszcze mniej aprobuje. Dlatego to taki kłopot jak masz w towarzystwie kogoś kto robi takie rzeczy. - wujek wskazał dłonią w stronę zaparkowanej furgonetki. - I jak strzelałaś teraz to dlatego, że każdy z nas strzelał. Ci też strzelali. - skinął dłonią w stronę zatopionego w wodzie budynku. - Była walka to wszyscy strzelaliśmy. Bo w walkach tak właśnie jest, to ciężko kontrolować albo mieć pretensje, że ktoś strzela jak strzelają do niego czy jego bliskich. To normalne. - kiwnął głową o blond włosach. - Ale można mieć więcej kontroli nad tym kiedy i jak się walka zacznie. Roger zaczął tą walkę. Nie pytał nas o zdanie, nie wiedział nawet gdzie jesteśmy i co robimy, czy potrzeba nam pomóc czy nie, czy walka narazi nas na niebezpieczeńśtwo bo na przykład ma ktoś wycelowaną właśnie lufę we mnie czy w ciebie czy nie. Po prostu chciał napełnić ten cholerny kufel i zabijać. I zaczął to zabijanie. Nic innego go nie obchodziło. I coś mi się widzi, że wiele tego nie zmieni. I to już jest poważny problem Angie. Bo on zaczyna zabijanie kiedy mu się uwidzi. Nie ma nad tym kontroli. - najemnik pokręcił głową znowu patrząc przez frontową szybę na zaparkowane niedaleko pojazdy.

- To to samo - blondynka burknęła gapiąc się na wujka spode łba - Ale mnie znasz, a jego nie. I to nie tylko teraz… a pan żul w nocy? Tam nie było walki, tylko zasadzkowanie… może Rogerowi trzeba wytłumaczyć? Żeby tak nie robił. Jak ty mi tłumaczyłeś kogo wolno trupić, a kogo nie, chociaż i tak zapominam - pokręciła głową z rezygnacją - I tak by się zaczęła walka tutaj, oni chcieli walki… ustalali terytorium. Nie odeszliby, nie z pustymi rękami. Chcieliby daninę… a tak to my mamy dobrą wodę i jeszcze ich rzeczy. Mogę go poprosić. Porozmawiać - pokazała kciukiem za plecy, gdzie bryk pana z obrazkami - Ale to zmienianie kogoś jak on nie chce… no ale spróbuję. I nie odpowiedziałeś wujku. - kręcenie głową nasiliło się - Też mi się nie podobają te głowy. Dziadek brał zęby. Ludziów też… miał ich cały słoik, taki duży. Stał za skrzyniami z ckmem i nabojami. Może zęby będą okey… - westchnęła.

Vex zatrzymała się w wejściu do busa z poważnym dylematem czy się wcinać czy nie. To tak bardzo nie powinna być jej sprawa. Zerknęła na Sama i chwilę później na blondynkę.
- Angie… rozmawiałyśmy na ten temat. Mówiłaś już że rozumiesz, że się pożegnałaś i że jedziemy. Co się wydarzyło w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu minut, że wszystko się zmieniło? - Motocyklistka wrzuciła plecak do środka busa i przysiadła na schodkach. - Wujek musi cię dowieźć w bezpieczne miejsce inaczej nie pojedzie do swojej pracy i będa problemy. Zgadza się? Jedziemy do jakiejś cioci do teksasu i co tam zrobimy z Rogerem? Urządzimy tam kolejną arenę, co będzie oznaczało że wujek nigdzie nie wyjedzie. Jest szansa, że w trasie zaczniesz łapać co i jak, kiedy zabijać, a kiedy nie i wtedy będzie ok. Ale, błagam nie możesz oceniać w ten sam sposób dorosłego faceta jakim jest Roger.

- Został sam… nie ma knui. Wcześniej była, ale już jej nie ma - Angela obróciła się żeby spojrzeć na ciocię - Bycie samemu jest… smutne. Bardzo. Ja też będę sama. Wujek pojedzie do pracy, ty weźmiesz Spika i odjedziesz. Zostanę u cioci Ellie… ale ciocia mnie nie zna, w końcu zacznie się bać. Albo coś zrobię… jak mnie ktoś przestraszy, albo zdenerwuje i będzie problem. Jak zawsze - wzruszyła ramionami - Nie każdego trupa posprzątam tak żeby się nikt nie dowiedział… nawet ty - odwróciła się do wujka i zaczęła skubać koniec warkoczyka - Bo parę po drodze było… ale nie chciałam cię martwić. Bo i tak się martwisz… i byś się gniewał… a podchodzili z zaskoka, albo… krzyczeli na mnie… albo się śmiali. A Roger rozumie, powiedziałam mu wczoraj w nocy… i nie krzyczał, ani nie pretensjował. Chodzi o to że poprzytulaliśmy… za to też go nie lubisz.

- Angie ty jeszcze się uczysz. I chcesz się uczyć. A on nie. On już jest uksztaltowany i nie chcę się zmieniać. Chce zabijać, odcinać głowy i napełniać ten jego kielich. Więc będzie to robił. Ani ty ani ja ani ktokolwiek inny raczej tego nie zmienimy. Teraz pozabijał tych tutaj. Ale kogo zabije następnym razem? Może jakiegoś policjanta? Szeryfa? Żołnierza? Myśliwego? Nie wiadomo. Ale zabije na pewno. Bo chce zabijać i wcale tego nie ukrywa. Więc ludzie do niego będą odnosić się podejrzliwie albo wrogo. To wszystko ściąga właśnie kłopoty i trupy i na niego i na tych co będą wokół niego. - wujek wskazał palcem na niezbyt czystą szybę i furgonetkę stojącą za osobówką gdzie był ten o jakim rozmawiali.

- A u cioci Elle jest bezpiecznie. Tak się umawialiśmy Angie. Ja cię tam zawiozę a tym tam poczekasz. Bym wiedział gdzie cię szukać jak skończy mi się kontrakt. Nie widzę kogoś takiego jak Roger u cioci. Bałbym się go tam zostawić nawet jakby się tam jakoś znalazł. Z tą jego siekierą i odcinaniem głów dla Khaina. Strach pomyśleć co by sie tam potem działo. - Pazur pokręcił ciemno blond głową by dać żnać, że kompletnie nie widzi mu się taki pomysł.

- Poza tym on ma swój dom tutaj. Sama widziałaś. I coś nie mówił by chciał go opuszczać. Za to cały czas gada o zabijaniu i tym kielichu. I co gorsza nie tylko gada. Dlatego nie chcę z nim podróżować. Jest niebezpieczny i ściąga niebezpieczeństwo na wszystkich wokół. Chcesz to idź się z nim pożegnaj. Ale musimy jechać dalej. - wujek nie wydawał się skory do zmiany zdania o Rogerze. Pokręcił znowu głową jakby na podsumowanie.

Angela poprawiła karabin dziadka, głowa na chwilę uciekła jej do wnętrza dużego bryka. A może gdyby utrupiła trójkę małych ludziów wujek by się obraził i odjechał? Do pracy i już nie musiałby się nią martwić. Nie wiedziała jak mu powiedzieć, że jej też się ta cała arena podoba - tu nie było miejsca na pytania i wątpliwości o mase obcych rzeczy. Było coś co znała. Polowanie, łowy i zwierzyna. Myśliwy i druga strona. Dużo myśliwych i pojedynek kto kogo dopadnie pierwszy - jasne, zrozumiałe zasady.
Bez słowa odwróciła się i przedzierając się przez złą wodę, pomaszerowała tam gdzie bryk Rogera.

Motocyklistka odprowadziła nastolatkę wzrokiem. Jak to działało. Kiedy ona coś mówi jest to gówno warte, kiedy mówi Sam jest warte sporo, ale można ominąć… dobra ta część wydawała się jeszcze zrozumiała, ale powie coś Roger i nagle Angie jest wszystkimi uszami i całą główką z nim.
- Chyba lepiej jak z nią pójdziesz. Powinnam wymontować to siedzisko. - Zamyśliła się na chwilę obserwując czarnego Vana. - Nie masz czasem ochoty po prostu pozbyć się tego typka?

- Prawie od chwili gdy go poznałem. - powiedział wujek patrząc na plecy odchodzącej nastolatki. Angie przebrnęła przez wodę i doszła właśnie do furgonetki. - Same z nim problemy. Wkurza mnie, że ona uparła się ich nie widzieć i przekręca wszystko by go bronić. - Sam pokręcił głową opierając się o jedno z siedzeń.

- Zostajesz? - Vex spojrzała na niego zaskoczona. Spojrzała niepewnie na vana. Toż on dalej będzie jej prał mózg. Ugryzła się w język. Zaczynała powoli łapać z czym użera się na co dzień Sam. W jednej chwili Angie była cudowna, wydawało się, ze łapie wszystko i nagle jakby wskakiwała inna świadomość. Do tej pory lubiła samotność. Jazdę tam gdzie się podoba i jak się podoba. Teraz była tu z tą dziwną dwójką. Uwielbiała Sama, lubiła Angie. Ale cały czas czuła pod skórą, że będą kłopoty. Wielkie blond kłopoty. - Pomóż mi z tym siedziskiem.
 
Aiko jest offline