Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2017, 01:14   #111
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23





Ciężko już było mówić o poranku. Gdy autobus wreszcie ruszył. Raczej taka pośrednia pora między porankiem a pełnią dnia. Na oko to było jeszcze jakieś 3 - 4 godziny do samego południa. I zanim doszło do tego, że już ruszył dla grupki wewnątrz ten poranek okazał się całkiem pracowity i obfitujący w całą gamę emocji.

Angie po powrocie z furgonetki Rogera zastała wujka i ciocię mocujących się z jednym z siedzeń. Chcieli zrobić miejsce na motur. Co prawda i bez tego dało się go jakoś wprowadzić niemniej wówczas jedynym miejscem w jakim się mieścił było przejście między siedzeniami co było wygodne na chwilę lub awaryjnie ale nie na dłuższe użytkowanie żółtej maszyny. Ale gdy odkręciło się kluczem lub wyłamało podpiłowane siedzenia gdy klucz nawet z pomocą buta nie dawał rady to już z miejscem robiło się lepiej. Po wyrzuceniu dwóch siedzeń od strony drzwi zrobiła się mała platforma mniej więcej dopasowana rozmiarami pod Spike choć musiał on tam jeszcze zawinąć się kierownicą. Wygodniej byłoby pozbyć się jeszcze trzeciego ale Sam widząc, że mają znowu komplet dążył by jak najszybciej odjechać z tego miejsca co widać było nie tylko po jego minie ale nawet bardziej agresywnych ruchach jakimi dokończył odrywanie opornego siedzenia i wyrzucił je przez drzwi w wodę.

- Nie wiem. Nie wiem co robić. Czuję, że jak będę naciskał na nią zbyt mocno to zrobi coś głupiego. Ale też nie chcę się biernie przyglądać jak robi coś głupiego. - Sam pokręcił głową wcześniej gdy Angie znikała dopiero w czarnym vanie Rogera. Wydawał się być strapiony i w rozterce. Potem poszli razem odkręcać te siedzenia.

Angie po powrocie z maszyny Rogera znowu stała się bożyszczem trzyosobowej dzieciarni. Widocznie wujek i ciocia zajęcy odkręcaniem siedzeń niezbyt mieli czas i uwagę się nimi zajmować. Więc trzy maluchy rozświetliła radość jakby wróciła do nich dawno niewidziana koleżanka z podwórka. - Masz ładne kotki. - powiedziała Jane wciąż siedząc przy kociej rodzinie. Jednego z kociaków wzięła na ręce i głaskała go czule. Inne chyba też. Kocia mama wydawała się spokojniejsza i mruczała głośno co potrafiło uspokoić i kotki i ludzi. Para chłopców była znacznie bardziej żywiołowa.

- A pan też ma karabin? - zapytał ciekawie Jack wpatrzony w wujka który akurat odkręcał jednym z kluczy Vex jedne siedzenie gdy ona innym odkręcała drugie. Wielki, uzbrojony i wyekwipowany po wojskowemu mężczyzna wydawał się fascynować obydwu chłopców.

- Tak. - powiedział skoncentrowany na opornej śrubie Sam stękając przy tym gdy mocował się z zapiekłym materiałem.

- A da pan strzelić? - zapytał z radosnym oczekiwaniem James zaglądając z siedzenia na leżącego na podłodze Pazura.

- Nie. - wujek syknął bo klucz mu się właśnie w tym momencie ześlizgnął i z rozpędu uderzył dłonią w ścianę autobusu.

- A Angie nam dała! - Jack zawołał prawie jawnie oskarżycielsko wskazując na blondynkę jaka właśnie weszła do autobusu.

- No i wystarczy chyba na dzisiaj. Masz jakieś WD? - wujek wydawał się znacznie bardziej skoncentrowany na pracy z kluczami i śrubami niż na rozmowie z chłopcami. Na koniec zerknął pytająco na pracującą obok Vex.

- Eee taam, pan nie jest taki fajny jak Angie… - Jack machnął ręką i burknął prawie obrażonym tonem ostentacyjnie odwracając się od Pazura plecami. Przy okazji też równie ostentacyjnie zawołał do idącej wzdłuż rzędów siedzeń blondynki. - Hej Angie! Chodź do nas! - zawołał wskazując na miejsce obok gdzie rozsiadła się dzieciarnia i kocia rodzina a gdzie wujek też widocznie zostawił ich bety zabrane z osobówki.

- Słyszałaś to? Nie jestem tak fajny jak Angie. - wujek blondynki na chwilę przerwał pracę i spytał cicho pracującej obok dziewczyny z Det po czym pokręcił głową.

Gdy wreszcie uporali się ze wszystkim i mogli ruszać motocyklistka miała wręcz honorowe miejsce za kierownicą. Teraz miała okazję rozsiąść się i obadać maszynę dokładniej. Na sam początek odkryła, że wycieraczka na połówce szyby kierowcy działa tak do połowy swoich powinności. Majtała gdzieś tą ćwiartkę koła do połowy szyby, tam uparty mechanizm próbował ją przepchnąć ale nie dawał rady więc blokowała się na chwilę póki mechanizm nie kazał jej wracać na dół. Właściwie mżawka była odczuwalna ale jak padała od rana zdążyła wszystko pomoczyć a szyby skropić. W tej chwili nie był więc to duży problem, raczej upierdliwość. Gorzej jakby się rozpadało na dobre albo musieli przedzierać się przez głęboką wodę i to z dużą prędkością.

Druga szyba nie miała w ogóle wycieraczek tylko jakieś metalowe żaluzje. Było o tyle dobre, że gdy się zostawiło w pozycji na otwarte to można było przez nie np. wystawić lufę i strzelać. Celność stojącego strzelca w trakcie jazdy to jednak już była całkiem inna sprawa. Okazało się też, że przednie drzwi się nie zamykają. Tylne reagowały na przycisk zamykania drzwi ale przednie wciąż zostawały otwarte.

Vex natomiast nie była do końca pewna jak stoją z paliwem. Jeśli wskaźnik na desce rozdzielczej pokazywał prawdę to mieli prawie połowę baku. Ale nie do końca wiedziała ile to jest ta połowa baku. Mieli tutaj maszynę o silniku i wymiarach pełnoprawnej ciężarówki więc bak powinien mieścić nawet kilkaset litrów paliwa. Autokary na międzystanowe trasy mogły mieć chyba i po 500 i 600 l w baku. Ale ten tutaj to był klasyczny schoolbus to powinien mieć mniej. Pewnie gdzieś z połowę tego. Jeśli nikt nijak nie modyfikował potem tej przedwojennej konstrukcji. Gorzej było ze spalaniem. Taka ciężarówka mogła żłopać i 30 i 40 i 50 l na setkę. Czyli jakby mieli ze 100 czy 200 l w baku w tej chwili to by mieli na kilka godzin jazdy. Przez tą wodę i sam tym transportowej maszyny niezwykłych prędkości nie było co się spodziewać.

Chłopcy aż podskoczyli z radości gdy żółty pojazd wreszcie zagrzmiał ciężkim dieslem i ruszył. Zachowywali się jakby nigdy nie jechali czymś takim albo może i w ogóle nie jechali. Za to po spojrzeniach i radosnych okrzykach Vex czuła, że wyrasta w ich oczach na bożyszcze nr. 2, zaraz po Angie. Umiejętność prowadzenia tak potężnej maszyny chyba zrobiła na nich mocne wrażenie. Nie zapomnieli jednak o swojej roli przewodników. Choć hałaśliwie i z typową dziecięcą żywiołowością to pokierowali Vex jak ma jechać do ich domu. Właściwie jak na samochód to było rzut beretem. Przejechać przez jedną przecznicę i skręcić w następną. Choć budynku starej straży pożarnej już nie było widać, tak samo jak pozostawionym przed nim dwóch samochodów to w linii prostej nie mogło być dalej niż pół kilometra.

- To tutaj. - Jack powiedział niechętnie wskazując na dom przy drodze. Wyglądał jak klasyczny dom z dawnych przedmieść niski i przyziemny a do tego jak cała okolica zatopiony w tej rzecznej wodzie. Chłopcy mieli teraz niewesołe miny jakby ta arcyciekawa przygoda dnia się właśnie skończyła. - Jane mieszka tam a my tutaj. - wyjaśnił chłopiec wskazując na dwa sąsiadujące ze sobą domy.

Cała trójka dzieciarni weszła znowu w wodę robiąc za przewodników. Jane wyraźnie niechętnie zostawiła kocią rodzinę i podążyła za chłopcami. Ale zatrzymali się gdzieś zaraz po zejściu z dawnego chodnika. Z domu Jane dobiegały krzyki i odgłosy pełnowymiarowej kłótni. Krzyczał jakiś męski głos przerywany równie kłótliwym głosem kobiety. Dzieci na chwilę zatrzymały się i popatrzyły z zakłopotaniem na nowych dorosłych. Jack położył rękę na ramieniu Jane. - Słuchaj Jane chodź do nas. Poczekasz do obiadu czy co. Potem wrócisz nie? - James podobnie pokiwał głową i machnął zachęcająco głową do dziewczynki. Ta też skinęła głową i dała się im zaprowadzić do ich domu. Odwrócili się jeszcze by sprawdzić czy nowi dorośli idą za nimi.






- No popatrz czego to się można w minucie szczerości dowiedzieć. - parsknął Lester na uwagę siostrzyczki. - Widziałaś jej dziary? Te kolczyki? Włosy? To nie jest zwykła dziewoja z farmy co to chciała poznać wielki świat przez dziurkę nie tylko od klucza. Takie dziary nie są tanie, nie robi się ich w jeden wieczór i zwykły pizdek z jakimś umoczonym kłakiem czegoś takiego nie zmajstruje. Z niej jest niezłe ziółko. Tyle ci powiem obrażona siostrzyczko w tej minucie szczerości. - Przez chwilę panowała niezbyt łagodna cisza przerywana tylko metalicznym szczękiem broni i cichym pukaniem palców w kierownicę. Było tak cicho, że nawet dało się słyszeć odgłos ptaków i ciche pukanie kropel mżawki o szyby i blachy pojazdu. Ciszę przerwało pojawienie się dwóch sylwetek wracających z pobliskich budynków. Niosły coś. Z bliska okazało się, że to jakieś koce, dechy i podobne podkłady pod koła które miały szansę wygrzebać się z tego błota w jakim utknęli. Wyglądało na to, że Simon i Ana rozmawiają. A właściwie chyba młodszy Torn coś mówił a Ana coś odpowiadała, nawet się chyba z raz uśmiechnęła nieco. Dopóki nie doszli w pobliże samochodu bo wówczas rozmowa właściwie się urwała gdy Ana przeszła co najwyżej na kiwanie lub kręcenie głową.

- Znaleźliśmy coś. Jak podłożymy powinno się udać jak nie to tam jeszcze trochę tego jest. - powiedział Simon zwalając dechy i płachty na pobocze obok samochodu. Jess wyczuwała, że młodszy z braci jest trochę sztuczny jakby usilnie próbował wrócić rozmową na normalne tory.

- Świetnie. - powiedział kierowca wysiadając z samochodu. - Dobra, Jess nie chce spin więc załatwmy to szybko. - powiedział Lester trzaskając drzwiami i mijał właśnie brata gdy wyciągnął palec i wskazał na barmankę. - Ty! - wytknął ją by nie było wątpliwości o kogo mu chodzi. Ana oblizała nerwowo pobite wargi a Simon posłał nerwowe spojrzenie na Jess jakby mogła mu pomóc odgadnąć o co bratu chodzi. Zwykle Lester przybierał taki ton jak szykował się na rozróbę albo podejrzewał, że ktoś go robi w wała. Ana z kolei na moment zerknęła jeszcze bardziej zaniepokojonym wzrokiem na Simona.

- A więc mówisz, że chcesz z nami jechać tak? - zaczął Lester stając o jakiś krok od barmanki i świdrując ją spojrzeniem. Złożył swoje dłonie na biodrach przez co na tak krótką odległość wydawał się fizycznie przytłaczać czarnowłosą. Ta po chwili wahania pokiwała głową. Simon na wszelki wypadek podszedł do nich bliżej.

- No fajnie. Ale wiesz, my mamy już nasz sprawdzony skład. - Lester wskazał na stojącego obok brata a potem siostrę. - Poza tym wiesz, miałaś problem, pomogliśmy ci, ty nas nie wsypałaś więc właściwie jesteśmy już kwita. - powiedział obojętnie dodatkowo wzmacniając to gestem wzruszenia ramionami.

- Nie no daj spokój Lest! Chcesz ją tu zostawić? Tu nic nie ma, rozejrzyj się! Zabierzmy ją chociaż do Pendleton. - Simon wyrzucił w górę ramiona a potem zatoczył nimi łuk dookoła. No okolica wyglądała w tym miejscu wybitnie bezludnie. Gliniaste pole, jakieś drzewa, krzaki, wysoka spalona słonecznym żarem trawa chociaż obecnie też mokra, zdezelowane i opuszczone budynki, asfalt starej drogi no ale żadnego okrucha cywilizacji.

- Moja bryka moje zasady. - warknął starszy brat do młodszego na moment przenosząc na niego spojrzenie. - A skoro jesteśmy kwita a ja dobrocią serca dla mojego młodszego braciszka już się dzisiaj raz wykazałem to co ona ma by zajmować miejsce na siedzeniu? - zapytał kierowca wskazując brodą na stojącą przed nim dziewczynę. Ale odezwał się znowu jego brat a nie ona.

- Rany, chodzi ci o kasę? Jak już tak ci zależy to ja zapłacę za nią. - westchnął rodzinny zwiadowca trochę z rozczarowaniem ale trochę i jakby z ulgą. Jak Lesterowi chodziło o bilet za Anę to jeszcze względnie szło by pewnie sprawę rozwiązać bez dalszych zgrzytów i problemów.

- Nie chcę od ciebie kasy. Jesteś moim bratem nie wezmę od ciebie kasy. Chcę kasy od niej. Ona nie jest z rodziny więc nie będę jej tyłka woził za darmo. - Lester powoli cedził słowa rujnując z miejsca pomysł brata.

- Rany Lester co z tobą?! Przecież widziałeś jak było! Nie zdążyła nic zabrać jak zwiała z nami a potem ją tamci złapali. - z młodszego Torna aż tryskała irytacja jakby odkrył, że starszy i zazwyczaj najbystrzejszy z ich trójki brat nagle zgłupiał przez ostatnią noc.

- Tutaj nic nie mam. Zapłacę ci jak wrócimy do baru. - odezwała się w końcu dziewczyna. Wydawała się przestraszona albo co najmniej zaniepokojona tą całą kłótnią braci o nią i przez nią. Simon spojrzał wyczekująco na brata. Ten chwilę świdrował dziewczynę wzrokiem jakby chciał ocenić czy mówi prawdę czy nie.

- No dobrze. Niech będzie. Rozliczymy się w tej knajpie. Naturalnie jak z niej coś zostało. - głowa rodziny Torne pokiwała głową a choć atmosfera wreszcie się zaczęła uspokajać to Ana na ostatnią uwagę przygryzła nerwowo rozciętą wargę. Bo jeśli miała jakieś oszczędności w barze a przyszła fala to właśnie jak mówił kierowca nie wiadomo czy było do czego wracać. Wedle filozofii Lestera wówczas barmanka miałaby dług u niego.

- A w ogóle to jesteś tą, no “barmanką” tak? - Lester odwrócił się do samochodu i ruszył do kupki drewna, koców i płacht. Udało mu się użyć tej “barmanki” w ten sposób, że jakoś z miejsca słychać było, że nie samym barmanowaniem wspomniana osoba musi się zajmować w rzeczonym lokalu. Dziewczyna pokiwała głową pozwalając sobie na głębszy oddech. - Jesteś stąd? Znasz okolicę? - kierowca podniósł jakąś dechę i wepchnął ją pod pierwsze koło.

- Niezbyt. Zaczęłam na początku tego sezonu. - odpowiedziała Ana i też podeszła do pojazdu. Wyglądało na to, że waha się co dalej zrobić. Chyba nie chciała przebywać w pobliżu Lestera ale też nie chciała stać obojętnie. Z opresji wyratował ją młodszy z braci który klęknął przy drugim kole i wyciągnął ramię po dechy by mu podała. Po chwili wspólnego wysiłku materiał pod koła został podłożony i nastąpiła chwila napięcia gdy Lester wrócił za kierownicę i odpalił wóz. Spieszona część załogi została na zewnątrz gotowa w razie potrzeby popchnąć wóz. Ale okazało się to zbędne. Samochód po chwili zmagania wyrwał się na wolność z glinianych okowów. Lester krzyknął przez otwarte okno, że zaczeka po drugiej stronie. Pewnie nie chciał ryzykować postoju i kolejnej walki z błotem. Zatrzymał się kilkaset metrów dalej gdy koła przestały wierzgać w błocie i złapały chwilę twardszej nawierzchni. Po paru chwilach pieszy dogonili samochód i mogli znowu w komplecie ruszać dalej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 28-10-2017 o 03:06.
Pipboy79 jest offline