Słowa Thoera nie zdawały się zrobić na Zahiji piorunującego wrażenia. Fakt jednak fakrem odłożyła wężyk fajki z tytoniem i nie załadowała jej przyniesionym przez sługę opium. Bawiła się tylko woreczkiem, który w końcu zniknął w przepastnym rękawie jej czarnej szaty.
Po niespecjalnie przyjaznym powitaniu przez szejka i agresywnej dość postawie Cedmona Zahija przestała już mieć wyrzuty, że zachowa się nietaktownie. Robili to wszak wszyscy wokół i ona jedynie popłynęła z prądem.
- Nie groź mi starcze. - Spod czarnego woalu wydobył się niski syczący głos wiedźmy, groźnie zagrzechotały wszyte w materiał paciorki. - Siedzisz na wyciagnięcie dłoni od wiedźmy krwi i pyszczysz. To rozsądne? Aaaa tak, masz strażników. Na pewno cię obronią... - zmrużyła oczy, zrobiła pauzę. - Możemy od razu zacząć się zabijać albo... spuścisz z tonu i powiesz co wiesz o nekromancie. Jest szansa, że się dogadamy a wtedy dostaniesz swój nóż. |