Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2017, 11:01   #210
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
- Nie wiem - odparł szczerze - Może jestem tobą a może to ty jesteś mną. To jest Dominium, tutaj wszystko jest możliwe - spuścił nogi z łóżka i usiadł wolno podpierając się rękoma - Nadal jestem w przymusowej gościnie Pani Arraniz? Czy może trucizna jednak podziałała i jestem w jakichś zaświatach? - przeniósł wzrok na swojego rozmówcę jakby patrzył na lustro.

- Jesteś w Arraniz - odparł ten siedzący na fotelu.

- Więźniem? - Tobias, który dopiero odzyskał zmysły zadał krótkie pytanie chcąc poznać swój status.

- Nie sądzę. Myślę, że gościem. Mnie i Panią Arraniz łączy przyjaźń. A więc ciebie chyba też? Skoro jesteśmy Wachlarzem i możemy być w kilku miejscach na raz to... Popieprzone to, nie sądzisz?

- Bardzo. Ciekawie się tutaj traktuje gości. Dodając czegoś do kolacji. Mogła mi powiedzieć, żebym już jej nie męczył albo żebym sobie poszedł, nie musiała robić tego w taki sposób - Tobias narzekał trochę na gościnność władczyni Domeny - No dobra. To po co Ciebie przysłała do mnie? Jakie masz zadanie. Bo wiesz jakoś tak nic a nic nie odczułem, żeby mnie i ją łączyła jakaś przyjaźń kiedykolwiek - spojrzał wyczekująco na swojego rozmówcę nadal nie wstając z łóżka.

- Uratowała ci życie. Nie sądzisz, że to świadczy o czymś, co można nazwać przyjaźnią?

- Uratowała mi życie? - spojrzał zdziwiony w oczy swojemu rozmówcy - Kiedy? Teraz? Kiedy podała mi truciznę, która jednak mnie nie zabiła? O czym ty mówisz? Chyba że.. - po tych słowach w oczach pojawił się błysk zrozumienia - mówisz o sobie. Zatem opowiedz mi jak tutaj trafiłeś i czego chcesz od tej cząstki siebie - wskazał dłońmi na siebie.

- Spadłem podczas skoku. Pojawiłem się w jakiś ruinach. Potem wszystko było jak popierzony sen. Goniła mnie jakaś rogata Bestia. Potem były Lud z Jeziora. Nie powiem. Miłe nimfetki. Nawet bardzo. Potem pokazały mi coś na dnie. Jakieś świecidełko. A gdy go dotknąłem wszystko zrobiło się inne. Dowiedziałem się o tobie i mnie. No i trafiłem tutaj. Uciekając przez Tunel. Trafiłem do pajęczynowego labiryntu, a potem tutaj. Przejście przez ten Tunel nieźle mnie poharatało. A ty? Co u ciebie?

- W sumie to… - zastanowił się chwilę - podobnie. Tylko, że mi nie pokazały tego świecidełka tylko potoczyło się to w inną stronę. Lud zginął a ja przedostałem się z ostatnią nimfetką przez tunel do Var Nar Vara i jego ludu. Tam mnie żołnierze maski wybebeszyli i pojawiłem sie na bagnacha a potem przez Domenę Władcy Szczurów czy jakoś tak w Tunel a stamtąd tutaj na zatrute przyjęcie. - wstał ciężko i przez chwilę się nie ruszał jakby chciał sprawdzić czy będzie w stanie ustać - Tak sobie myślę, że muszę być powiązany z tym miejscem skoro umiem tak się pojawiać w różnych miejscach oddzielonych czasem i wyborem. No to może będziesz moim świecidełkiem jakkolwiek głupio to brzmi? - spojrzał wyczekująco na sobowtóra.

- Świecidełkiem? Rozumiem, że prosisz mnie o to, bym pokazał ci, kim jesteś naprawdę i czym jest ten świat naprawdę? - Drugi Tobias przyglądał się stojącemu na lekko drżących nogach Greysonowi - Wiesz, czemu nazwano mnie Wachlarzem? I ciebie? Nas?

- Nie do końca. Mogę się domyślać, że ma to jakiś związek z wiatrem, efektem wacholowania, podmuchami. Tym, że jesteśmy w tak wielu postaciach. Mogę się jednak mylić i jest to z niczym nie powiązany pseudonim.

- Wachlarz potrafi się składać i rozkładać - posłał mu uśmiech. - Nie dopatruj się w tym innej filozofii. Teraz jestem rozłożony. Czas, by się znów złożyć.

- Aaaa tak. Tak też może być. Zatem pewnie czas na złożenie. Jest dużo do roboty jak domniemuje po ostatnich rewelacjach Arraniz - westchnął - Choć nadal ciężko mi wybaczyć to otrucie.

- Czasami cel uświęca środki, nie sądzisz?

Stojący przy łóżku Greyson wzruszył tylko ramionami
- To jak powiesz mi na czym stoję i udostępnisz mi wspomnienia, które ponoć przetrzymuje Maska czy składasz się i wchłaniasz mnie, czy cokolwiek tam robimy by stać się jednością. Jaki teraz ruch? Jaki cel? Bo ja dotarłem do muru i nie jestem w stanie go przebić. Chciałem udać się do Ogrodu Męczenników by tam odkryć chociaż co mną kierowało a może uzyskać jakiś mały fragment świadomości, który powie mi jakim skurwysynem byłem albo jakich trudnych wyborów musiałem dokonać? - czekał.

- Doskonały pomysł! Ten ogród! To co? Składamy się?

- Czekaj a co z Arią? Gdzie ona jest? Nic jej się nie stało? Chcę się z nią zobaczyć - nagle olśniło go, że nie przybył tutaj sam, że był ktoś komu obiecał, że będzie się opiekował.

- Nie wiem nic o żadnej Arii.

- Jak to? - grymas niedowierzania przemknął po twarzy stojącego mężczyzny - Przybyłem do tej domeny w towarzystwie niewidomej, straszliwie pokiereszowanej dziewczyny. Zwą ją również Burzowy Pomruk. Byłem z nią na kolacji. Jak to nic o niej nie wiesz? - wzrok Greysona świdrował jego kopię żądając wyjaśnień.

- Burzowy Pomruk jest tutaj? W Domenie Arraniz? - wyraźnie się ucieszył.

- Jestem zdziwiony, że nic o tym nie wiesz - ten stojący Tobias rozejrzał się po sali - Wiesz co. Nie ufam ci. Już kurwa nikomu nie ufam. Chuj wie czy jesteś częścią tego pieprzonego wachlarza czy może jakimś pierdoloną podpuchą by zajebać mnie. Milczysz o tym co chcę wiedzieć jak pierdolony grób. W dupę z tym wszystkim - ruszył w kierunku drzwi - Chcę się widzieć z Arią, niezależnie od tego czy Arraniz chce mnie zajebać czy nie.

- Jasne. Też bym się wkurzył. Aria jest niebezpieczna. I nie powinno jej tutaj być. Arraniz nic mi nie powiedziała. Może dlatego, że wiedziała, jak bym zareagował. W końcu kiedyś Aria nas zdradziła. Razem z Czarnym Drzewem zrobili to, co zrobili i zmienili ustalenia z Var Nar Varem, który miał zasiąść na tronie i przejąć władzę. Jej wybór nas zabił. No, ale to było dawno. W poprzednich życiach. Ja nie mam jej za złe. Jakby coś. Ty pewnie też nie.

- Moje odczucia wobec niej - wkurzenie Tobiasa zgasło tak szybko jak się pojawiło - te które się pojawiły, kiedy ją zobaczyłem były właśnie podobne do tego co powiedziałeś. Neutralne. Inne niż te kiedy zobaczyłem Me’Ghan czy Enocha po raz pierwszy. Słyszałem, że najlepiej nam się współpracowało z Kentem, że był naszym przyjacielem… Zatem opowiedz mi o zdradzie Czarnego Drzewa i jak w to wciągnął Arię. Powiedz mi też dlaczego chcieliśmy wywyższyć Var Nar Vara? I co stało się się, że zrobiliśmy to z Męczennikami? Dlaczego pozwoliliśmy Var Narowi na poświęcenie swojego ludu? Ja… ja potrzebuję odpowiedzi bo wątpliwości i ścieżki możliwości rozsadzają mi głowę - stał nieruchomo w pobliżu drzwi.

- Też nie wszystko pamiętam czy wiem. Moje, czyli twoje wspomnienia, są jak ser, pełne dziur. Z Simeonem jednak sprawa była jasna. Zwiódł prawie nas wszystkich. Okłamał i oszukał. Nie zauważyliśmy, że był obłąkanym szaleńcem, zagubieni w tym, co działo się z nami w Dominium. Rzezią i wojną. W takich czasach, kiedy wokół ciebie giną miliony istnień, a własnoręcznie odebrałeś życie tysiącom, jeśli nie dziesiątkom tysięcy z nich, zdrada jednego człowieka łatwo może umknąć uwadze, nie sądzisz? I jego kłamstwa. Simeon omamił Arię obietnicą końca wojny. Przekonał nas wszystkich, że Stos będzie idealnym rozwiązaniem. Poświęcenie jednego plemienia, jednego klanu, da szansę przetrwania innym ludom. Var Nar Var uwierzył w to. Uwierzył, że po wszystkim jego lud stanie się strażnikami Dominium a on ich władcą. Nikt nie wiedział, że pojawi się Maska. Istota zrodzona z bólu i krwi. I naszej wspólnej zdrady. Ofiara intrygi Simeona. Czarne Drzewo był potworem, a jego korzenie sięgały głęboko i daleko, i człowiek nie wiedział, że go oplatają, póki się o nie nie potknął. Rozumiesz?

- Chyba tak. Jak sam powiedziałeś Arię też omamił, więc jest ona tak samo winna jak my wszyscy - zamyślił się przez chwilę - Chciałbym prosić władczynię Domeny o spotkanie. Chcę się dowiedzieć co z nią zrobiła. Potem chciałbym udać się do Ogrodu Męczenników a potem możemy złożyć ten Wachlarz.

- Dobra. To zrobimy tak. Ty pogadaj z władczynią Arraniz i opiekuj się Arią. Ja załatwię kilka spraw w Domenie Zimy i spotkamy się w Ogrodzie Męczenników. Jak ci się to widzi?

Były akrobata skinął potakująco głową.
- Jeszcze jedno. Skąd wziąć takie fajne wdzianko?

- To dostałem w drodze, za popis akrobatyczny u Ludu Jeziora. No, może nie do końca był to popis akrobatyczny, ale musiałem nieźle się nawyginać i nagimnastykować, aby zapracować. Eh. Tak jak powiedziałem. Niezłe były z nich nimfetki. - Uśmiechnął się rozmarzony.

- Chociaż ty miałeś miłą i przyjemną drogę. Ja łaziłem prawie nagi. Dobra nie ma co tracić czasu. Idę pogadać z Panią Arraniz - ruszył w kierunku drzwi - Do zobaczenia Ja-Ty.
 
Sam_u_raju jest offline