Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2017, 21:56   #122
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Droga dla wszystkich była oczekiwaniem. Oczekiwaniem na spotkanie z nieznanym. Francisca zastanawiała się nad przydatnością małego Jasia. Choć większym problemem była Małgosia. Po rozdzieleniu rodzeństwa dziewczynka wyraźnie przygasła. Bała się przebywać z ludźmi, których nie znała. Z drugiej strony nic nie mówiła. Rodzice, którzy oddali ją na usługi być może liczyli, że mała już nie wróci. Być może cierpieli głód i nie radzili sobie z utrzymaniem tej dwójki dzieci? Cóż, dla Francisci nie ulegało wątpliwości, że są w kraju barbarzyńców.

Próby rozmowy z Gergem spełzły na niczym. Odpowiadał lakonicznie. W zasadzie nie powiedział nic co byłoby godne odnotowania. Z pomocą przyszedł Walter Weismuth. Z chęcią mówił o różnych rzeczach. Od jego rodzinnej Burgundii, po Kijowskie rubieże. Francisca dowiedziała się, że rycerz od czasu powrotu z Ziemi Świętej podróżował po europie tępiąc wilkołaki. Zabił ich w sumie szesnaście. Bóg błogosławił jego młot. Francisca dowiedziała się też, że wilkołaki są różne. W Świętym Cesarstwie zabity wilkołak po śmierci przyjął postać dziewczyny ledwie nastoletniej. Jeno jej twarzy nie szło rozpoznać, gdyż młot nie oszczędził ani jednej kostki czaszki. Walter miał wtedy kryzys, po którym spędził trzy lata w klasztorze na poście i modlitwie. Później głos Boga kazał mu się udać na wschód. Tam okazało się, że wilkołaki terroryzują wielu wiernych. Tamte też po śmierci zmieniały się w wilki. Później opowiadał o swych towarzyszach, którzy ginęli. Wilkołaków nie imała się żadna broń, jeno jego młot był błogosławiony.

Francisca zastanawiała się. Nie rozumiała wszystkich słów, jakie padały w ojczystym języku Waltera. Jednak większości domyślała się z kontekstu. Żal przy niektórych zdaniach wyraźnie odbijał się na twarzy inkwizytora.Niemiecki robił wielkie wrażenie na Włoszce. Język był bardzo deskryptywny. Trudno było o jakąkolwiek pomyłkę. Jednocześnie zdania były mniej zawiłe niż w języku słowian. Szybko znajdowała analogię do łaciny, choć same słowa były trudne do zapamiętania. Była przekonana, że mogłaby już spróbować się z tekstem pisanym.

Ich rozmowie przyglądała się Michal z uwagą odnotowując umiejętności Włoszki.

Siostra Anna cały czas była zaniepokojona stanem swojego przyjaciela. Choć z jego ciałem było już wszystko w porządku. Jednak jego nieśmiertelna dusza była targana niepokojem. Czuł, że Pan się od niego odwrócił. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Jedynie siostra Anna cały czas była przy nim. Ściskając mocno jego dłoń. Oczy jej zwężyły się jak u polującego węża, gdy Włoszka postanowiła porozmawiać z jej towarzyszem. Zrobiła to mimo woli, choć gdy usłyszała, że odzywa się do niego w języku, którego sama nie zna, to coś w jej sercu zadrżało z niepokojem. Obserwowała z uwagą każdy ruch Francisci. Każdy uśmiech. Każde powłóczyste spojrzenie. Niby przypadkowe dotknięcia palcami dłoni do ust. I choć atrakcyjna Włoszka zachowywała się cały czas tak samo, tak tym razem Anna bardzo nie chciała, żeby zbliżała się do jej przyjaciela.

Michal zaś jechała ze swoimi na ich wozie. Mogła z miejsca przy woźnicy obserwować co dzieje się przed nimi. Jednocześnie zaś słuchała rozmów Simonicy z Jorgiem. Niczego nowego się nie dowiedziała ponad to, że Jorg był kiedyś żołnierzem, później najemnikiem, aż w końcu od ośmiu zim służy księciu mazowieckiemu. Choć same książęta się zmieniały, to Jorg znał na tyle dobrze okoliczne lasy, że jego pozycja nie była zagrożona. Później były opowieści wypraw do lasu z Weismuthem. Mówił ostrożnie, jakby badając nastawienie pytającego do Waltera. Ograniczał się do suchych faktów. Znaleźli tropy trzech bestyj. Znaleźli miejsce walki z watahą wilków. Wiele rozszarpanych wilczych ciał. Jedna bestia została ranna, bo Jorg wyczytał z tropów, że po walce bestia powłóczyła jedną łapą. Ale nie broczyła krwią. Jakby nie miała krwi. Pewnej nocy widzieli jedną z nich. Wyła do księżyca, niczym wilk. Ale wycie to nie przypominało niczego co kiedykolwiek słyszał. Mroziło krew w żyłach. Tamtej nocy znaleźli ruskiego kupca. Ciało jego i jego pomocników było rozszarpane. Rozrzucone na przestrzeni kilku arów. Później dość sugestywnie opowiedział o jelitach rozciągniętych między drzewami, z wyciekającą z nich zawartością mieszającą się z krwią. O ludzkim mózgu wypływającym ze zmiażdżonej czaszki wprost na ziemię. Mieszającym się z błotem pozostałym po kilkudniowych deszczach.

Jakub zaczął zadawać niewygodne pytania, o cel wyprawy. O powiązania “no wiecie kogo” z kościołem i cyganami. O dziwne bestie, o których wszyscy gadają. Simonica spełnił swoje zadanie i roztoczył przed nim wizję wielkich zysków, które wymagają cierpliwości i zachowania absolutnej tajemnicy.

W końcu dotarli do karczmy. Tamas, Jakub i Simonica ruszyli do szynkarza i zaczęli targi o jadło, napitek i miejsce do spania. W targach przewodził Simonica. Jakub był pod wrażeniem tego do jakich ustępstw namówiono właściciela przybytku. Zaczęli od kolejki lokalnej przepalanki, co by apetyt zaostrzyć i lepiej o interesach się rozmówić. Jorg z kąta patrzył tęsknie na polewany alkohol. Tuż przy nim stał Tibor, który miał obciąć uszy myśliwemu, jeżeli tylko sięgnie po jaki napitek inny niźli woda. Gdy już Simonica zarzekł się, że zapłaci za nocleg i jedzenie wszystkich obruszył się Fyodor. Wszak Cyganie mieli spać pod gołym niebem, a jemu będą pokój opłacać? Cóż to za obyczaj. Wszak to się nie godzi. Dołączył do dyskusji, powitany kolejką wybitnej przepalanki. Wszak wedle mniemania Reznova byli to ludzie najęci do pomocy, a wykorzystywanie ich majątku było nieetyczne. Toteż inkwizytor po krótkiej a stanowczej przemowie wziął na siebie wszelkie koszty ich pobytu. Simonica skłonił się dwornie w podzięce i zamówił kolejną kolejkę przepalanki, by ową umowę przypieczętować. Po wszystkim Tamas rzucił garść dukatów za napitek szynkarzowi, a Fyodorowi wsunął w dłonie jego własną sakiewkę. Inkwizytor nie wiedział, czy cieszyć się, że ma tak zdolnych ludzi po swojej stronie, czy raczej spać z bronią przy boku.

Cztery pokoje zostały rozdysponowane szybko. Pierwszy zajął ksiądz Szymon jako dostojnik kościelny. Kolejne zajęli Walter i Fyodor jako najstarsi wiekiem. Fyodor potrzebował spokoju przy spisywaniu listów. Gerge jako zdrowy na ciele odmówił spania w karczmie. Zrobił sobie posłanie w stajni z ludźmi księdza, Jakubem i Jorgiem. Siostra Anna nie opuszczała go na krok, toteż musiała przełknąć obecność mężczyzn wkoło.

Część z nich się denerwowała. Jorg i Jakub jednogłośnie niemal stwierdzili, że w świetle pochodni tropić się nie da. Jorg zresztą pobladł na samą myśl o wyprawie nocą do lasu. Zostało im przespać się i ruszać z rana. Cyganie zaś zaczęli wspólnie śpiewać przy ognisku i grać na swoich instrumentach. Fyodor przełamał się i wreszcie zapytał niemowy o imię. Simonica zaś zaczął nawiązywać relacje z resztą inkwizycji. Tra było przyznać, iż był człowiekiem biegłym w mowie. Szybko zjednał sobie Weismutha. Dużo gorzej było z ciotką Lalą. Poprosiła ona Jofrankę, żeby przeszła się po wszystkich i zapytała komu poczytać przyszłość z kart. Jednak nikt się nie zdecydował. Każdy z inkwizytorów wiedział, że karty są narzędziem szatana.

Ostatni z pokojów został zajęty przez Włoszkę. Zastanawiała się ile pożytku dostarczą jej dzieci i dokąd zaprowadzi ich ta wyprawa. Małgosia nie spała z nią. Nie wypadało. Dziewczyna spała z dziećmi z taboru.

Księżyc wznosił się wysoko na niebie, gdy Simonica podszedł do leżącej już Michal. Szturchnął ją lekko, żeby rozbudzić. Niepotrzebnie, bo miała problem z zaśnięciem. Mężczyzna przyklęknął obok niej. Mówił cicho. Nie jakoś szeptem, bo inkwizytorka słyszała go wyraźnie, ale była pewna, że nikt inny ich nie słyszy.

- Właściciel tawerny mówi, że w Mogilnie ponoć wąpierz grasuje. Spija krew dziewic. Wokół palca owinął sobie ponoć cały zakon. Pewno normalnie rzekłbym, że idziemy w paszczę lwa.
Zdziwiona niemowa przeszyła go wzrokiem.
- Jedno co mi nie pasuje, to że ci co to ową wieść karczmarzowi przynieśli szli nie z Mogilna, jeno z Płocka. Jak my.

Głowa Cyganki opadła na ciasno zwinięty tobołek ułożony pod głową. Ucieszyła się, że Simonica jest z nimi. Jakoś ani jej, ani nikomu innemu nie przyszło do głowy, żeby zapytać karczmarza. A przecież byli u zbiegu wielu dróg. Każdego dnia ktoś się tędy przewijał Każdy niósł swoją historię.

*****


Sen przyszedł szybko. Cyganka stała w środku lasu. Z jej gardła wydobywały się dźwięki podobne do jęków i skamleń. Oto właśnie skamlała na waderę, która oddała jej w opiekę własne młode. Po chwili maszerowała przez las otoczona młodymi wilkami. Zwierzęta skakały na siebie bawiąc się. Nagle zapadł zmrok. Naprzeciw niej stała bestia, która rozmiarami była bardziej zbliżona do konia niż do wilka. Wyciągnęła dłoń w jej stronę i wskazała palcem w niewypowiedzianym rozkazie. Wilczęta rzuciły się do ataku. Odważne. Warczały groźnie. Rzucały się do gardła potwora. Lecz nie robiły mu krzywdy. Za to bestia jedną łapą skręciła kark szczeniakowi. Szczęką rozszarpała gardło kolejnemu. Innego cisnęła o drzewo, a Michal wyraźnie usłyszała dźwięk łamanego kręgosłupa. To nie była walka. To była rzeź.

Wstało słońce. Michal stała na polu bitwy. Bestia zniknęła. Wkoło zamiast ciał szczeniaków leżały ciała ludzi. Ludzi za których była odpowiedzialna. Jakub pod drzewem ze strzaskanym kręgosłupem. Simonica wdeptany w błoto z rozgniecioną czaszką. Tibor z rozszarpanym gardłem. Jednak nie czuła żalu. Czuła strach. Zupełnie irracjonalny strach przed tym cóż teraz powie wilczycy.

Obudziła się zlana potem. Jednak nie jęknęła. Tym razem wiedziała, że to sen od samego początku.

*****


Siostra Anna zasypiała tak jak spędziła cały dzień. W kompletnym habicie. Z zakrytymi włosami. Przy mężczyznach nie pozwoliła sobie na choćby odsłonięcie włosów. Otuliła się ciasno ciepłym kocem. W głowie chodziło jej szereg zmartwień. Gerge. Faun. O czym chciała z nim gadać Włoszka? Czuła się taka bezradna nie znając Niemieckiego. Z tymi myślami odpłynęła. Jednak we śnie zmartwienia zaatakowały ze zdwojoną siłą.
Śniła o jakimś rytuale. Tańczące kobiety wzywały demony. Wszystko było skoczne i radosne. One cieszyły się na myśl o swych przyszłych grzechach. Demon przybędzie gdy na niebie będzie pełnia. To już niedługo, prawda? Demon o kopytach zamiast stóp. A może więcej demonów?

Zerwała się przed świtem. Wszyscy wkoło spali. Tylko konie w stajni odnotowały, że się rozbudziła.

*****


Czerwony brat był wypoczęty. Spał późno, więc i tym razem nie było mu spieszno do spania. Powoli i starannie kaligrafował list w świetle świecy. W końcu jednak i jego dopadło zmęczenie. Położył się na twardym łóżku i zapadł w sen.

Był skuty w kazamatach. Łańcuchy rozciągały jego ręce ku górze, a nogi utrzymywały w szerokim rozkroku. Miał spodnie ale jego tułów był owiewany zimnym powietrzem kazamatów. Usłyszał jak dwa znajome głosy rozmawiaja po niemiecku. W końcu jeden z nich przemówił po łacinie:
- Bracie - w głosie słychać było zmęczenie i ból, na samą myśl o tym co trzeba zrobić - dowiedzieliśmy się o tym co cię z nimi łączy.

Postać stojąca dotychczas za nim obeszła go. Na ramionach spoczywał ogromny młot. Jedna noga powłóczyła się niemal bezwładnie.
- Cyganie zajmą się twoimi dobrami.
Wtedy Weismuth z niesamowitą szybkością wyprowadził potężny cios. Taki, jakim wprawny rzeźnik zabija byka. Trafiajac miedzy oczy.

Fyodor poczuł niemal fizyczny ból na czole gdy zerwał się z posłania. Serce waliło jak oszalałe.

*****


Czwartek, 28 lipca.

Wschód słońca przyniósł ze sobą deszcz. Choć nie tak intensywny jak dwa dni wcześniej. Tym razem Michal owinęła się szczelnie płaszczem. Dzięki naparowi sporządzonym przez siostrę zakonną była już zdrowa. Za to była wdzięczna Annie. Fyodor zaś nie podzielał owej wdzięczności. Jego rany goiły się zaskakująco szybko. Nie czuł bólu. A przecież nie po to ofiaruje się Bogu ów ból, żeby go nie czuć. Francisca zaś, choć pokój był pozbawiony wygód wyglądała na niezwykle wypoczętą. Zastanawiało ja, cóż trapi pozostałych inkwizytorów. Zasiedli do wspólnego stołu. Karczmarz na tę okazję zestawił wszystkie ławy i łącząc je w podłużny stół, po którego obu stronach każdy mógł znaleźć miejsce. Trzeba było podjąć decyzję, któż jedzie do Mogilna, a któż rusza w las tropić trzy bestie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline