Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2017, 22:17   #121
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację


Fyodor większośc podróży przespał. Mimo niewygód zmęczone ciało domagało się odpoczynku. Śnił koszmary. Jak często mu się zdarzało, ale tym razem był on gorszy i jego umęczona psyche ciężko go zniosła. Gdy się obudził przez chwilę wpatrywał się przerażonym wzrokiem w przestrzeń, po czym przyłożył dłoń do twarzy dokładnie wymacowując, czy na pewno wciąż posiada oczy… łuki brwiowe, gałki, powieki… wszystko było na miejscu. To był próżny gest. Doskonale wiedział, że były na miejscu, ale… nie mógł się oprzeć.
- Każdy z nas niesie własny krzyż… - odpowiedział na pytające spojrzenia pozostałych inkwizytorów.
Wyprostował się, oparł i spojrzał przez okno.
Po jakimś czasie wyciągnął kawałek pergaminu, węglik i zaczął pisać. Na razie na brudno. Kreśląc, zmieniając, niedbale… miał dwa ważne listy do napisania i chciał by były jak należy.


- Konklawe jest zbyt święte aby otworzyć je tutaj bez bezpośrednich powodów, więc nalegam aby nie nazywać nim tej narady.

Poza tym pamiętając, że ściany mają uszy i nie jesteśmy u siebie upraszam wszystkich o zachowanie niskich tonów. Najlepiej szeptów.

Pytanie brzmi: Czy planujemy dziś jeszcze coś robić? Moja opinia jest taka, że to zbyt niebezpieczne. Pierwsze wyjście w las powinno nastąpić w świetle dnia. Nocą zbyt łatwo zabłądzić i wolałbym aby nie wystawiano mojego zaufania na taką próbę.

Pytanie drugie: W sumie zabawna trochę sprawa, ale dziś jak wyjeżdżaliśmy zdałem sobie sprawę… że wciąż nie znam twojego imienia… - powiedział z pewnym uśmiechem, zwracając się do niemej inkwizytor.
 
Arvelus jest teraz online  
Stary 29-10-2017, 21:56   #122
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Droga dla wszystkich była oczekiwaniem. Oczekiwaniem na spotkanie z nieznanym. Francisca zastanawiała się nad przydatnością małego Jasia. Choć większym problemem była Małgosia. Po rozdzieleniu rodzeństwa dziewczynka wyraźnie przygasła. Bała się przebywać z ludźmi, których nie znała. Z drugiej strony nic nie mówiła. Rodzice, którzy oddali ją na usługi być może liczyli, że mała już nie wróci. Być może cierpieli głód i nie radzili sobie z utrzymaniem tej dwójki dzieci? Cóż, dla Francisci nie ulegało wątpliwości, że są w kraju barbarzyńców.

Próby rozmowy z Gergem spełzły na niczym. Odpowiadał lakonicznie. W zasadzie nie powiedział nic co byłoby godne odnotowania. Z pomocą przyszedł Walter Weismuth. Z chęcią mówił o różnych rzeczach. Od jego rodzinnej Burgundii, po Kijowskie rubieże. Francisca dowiedziała się, że rycerz od czasu powrotu z Ziemi Świętej podróżował po europie tępiąc wilkołaki. Zabił ich w sumie szesnaście. Bóg błogosławił jego młot. Francisca dowiedziała się też, że wilkołaki są różne. W Świętym Cesarstwie zabity wilkołak po śmierci przyjął postać dziewczyny ledwie nastoletniej. Jeno jej twarzy nie szło rozpoznać, gdyż młot nie oszczędził ani jednej kostki czaszki. Walter miał wtedy kryzys, po którym spędził trzy lata w klasztorze na poście i modlitwie. Później głos Boga kazał mu się udać na wschód. Tam okazało się, że wilkołaki terroryzują wielu wiernych. Tamte też po śmierci zmieniały się w wilki. Później opowiadał o swych towarzyszach, którzy ginęli. Wilkołaków nie imała się żadna broń, jeno jego młot był błogosławiony.

Francisca zastanawiała się. Nie rozumiała wszystkich słów, jakie padały w ojczystym języku Waltera. Jednak większości domyślała się z kontekstu. Żal przy niektórych zdaniach wyraźnie odbijał się na twarzy inkwizytora.Niemiecki robił wielkie wrażenie na Włoszce. Język był bardzo deskryptywny. Trudno było o jakąkolwiek pomyłkę. Jednocześnie zdania były mniej zawiłe niż w języku słowian. Szybko znajdowała analogię do łaciny, choć same słowa były trudne do zapamiętania. Była przekonana, że mogłaby już spróbować się z tekstem pisanym.

Ich rozmowie przyglądała się Michal z uwagą odnotowując umiejętności Włoszki.

Siostra Anna cały czas była zaniepokojona stanem swojego przyjaciela. Choć z jego ciałem było już wszystko w porządku. Jednak jego nieśmiertelna dusza była targana niepokojem. Czuł, że Pan się od niego odwrócił. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Jedynie siostra Anna cały czas była przy nim. Ściskając mocno jego dłoń. Oczy jej zwężyły się jak u polującego węża, gdy Włoszka postanowiła porozmawiać z jej towarzyszem. Zrobiła to mimo woli, choć gdy usłyszała, że odzywa się do niego w języku, którego sama nie zna, to coś w jej sercu zadrżało z niepokojem. Obserwowała z uwagą każdy ruch Francisci. Każdy uśmiech. Każde powłóczyste spojrzenie. Niby przypadkowe dotknięcia palcami dłoni do ust. I choć atrakcyjna Włoszka zachowywała się cały czas tak samo, tak tym razem Anna bardzo nie chciała, żeby zbliżała się do jej przyjaciela.

Michal zaś jechała ze swoimi na ich wozie. Mogła z miejsca przy woźnicy obserwować co dzieje się przed nimi. Jednocześnie zaś słuchała rozmów Simonicy z Jorgiem. Niczego nowego się nie dowiedziała ponad to, że Jorg był kiedyś żołnierzem, później najemnikiem, aż w końcu od ośmiu zim służy księciu mazowieckiemu. Choć same książęta się zmieniały, to Jorg znał na tyle dobrze okoliczne lasy, że jego pozycja nie była zagrożona. Później były opowieści wypraw do lasu z Weismuthem. Mówił ostrożnie, jakby badając nastawienie pytającego do Waltera. Ograniczał się do suchych faktów. Znaleźli tropy trzech bestyj. Znaleźli miejsce walki z watahą wilków. Wiele rozszarpanych wilczych ciał. Jedna bestia została ranna, bo Jorg wyczytał z tropów, że po walce bestia powłóczyła jedną łapą. Ale nie broczyła krwią. Jakby nie miała krwi. Pewnej nocy widzieli jedną z nich. Wyła do księżyca, niczym wilk. Ale wycie to nie przypominało niczego co kiedykolwiek słyszał. Mroziło krew w żyłach. Tamtej nocy znaleźli ruskiego kupca. Ciało jego i jego pomocników było rozszarpane. Rozrzucone na przestrzeni kilku arów. Później dość sugestywnie opowiedział o jelitach rozciągniętych między drzewami, z wyciekającą z nich zawartością mieszającą się z krwią. O ludzkim mózgu wypływającym ze zmiażdżonej czaszki wprost na ziemię. Mieszającym się z błotem pozostałym po kilkudniowych deszczach.

Jakub zaczął zadawać niewygodne pytania, o cel wyprawy. O powiązania “no wiecie kogo” z kościołem i cyganami. O dziwne bestie, o których wszyscy gadają. Simonica spełnił swoje zadanie i roztoczył przed nim wizję wielkich zysków, które wymagają cierpliwości i zachowania absolutnej tajemnicy.

W końcu dotarli do karczmy. Tamas, Jakub i Simonica ruszyli do szynkarza i zaczęli targi o jadło, napitek i miejsce do spania. W targach przewodził Simonica. Jakub był pod wrażeniem tego do jakich ustępstw namówiono właściciela przybytku. Zaczęli od kolejki lokalnej przepalanki, co by apetyt zaostrzyć i lepiej o interesach się rozmówić. Jorg z kąta patrzył tęsknie na polewany alkohol. Tuż przy nim stał Tibor, który miał obciąć uszy myśliwemu, jeżeli tylko sięgnie po jaki napitek inny niźli woda. Gdy już Simonica zarzekł się, że zapłaci za nocleg i jedzenie wszystkich obruszył się Fyodor. Wszak Cyganie mieli spać pod gołym niebem, a jemu będą pokój opłacać? Cóż to za obyczaj. Wszak to się nie godzi. Dołączył do dyskusji, powitany kolejką wybitnej przepalanki. Wszak wedle mniemania Reznova byli to ludzie najęci do pomocy, a wykorzystywanie ich majątku było nieetyczne. Toteż inkwizytor po krótkiej a stanowczej przemowie wziął na siebie wszelkie koszty ich pobytu. Simonica skłonił się dwornie w podzięce i zamówił kolejną kolejkę przepalanki, by ową umowę przypieczętować. Po wszystkim Tamas rzucił garść dukatów za napitek szynkarzowi, a Fyodorowi wsunął w dłonie jego własną sakiewkę. Inkwizytor nie wiedział, czy cieszyć się, że ma tak zdolnych ludzi po swojej stronie, czy raczej spać z bronią przy boku.

Cztery pokoje zostały rozdysponowane szybko. Pierwszy zajął ksiądz Szymon jako dostojnik kościelny. Kolejne zajęli Walter i Fyodor jako najstarsi wiekiem. Fyodor potrzebował spokoju przy spisywaniu listów. Gerge jako zdrowy na ciele odmówił spania w karczmie. Zrobił sobie posłanie w stajni z ludźmi księdza, Jakubem i Jorgiem. Siostra Anna nie opuszczała go na krok, toteż musiała przełknąć obecność mężczyzn wkoło.

Część z nich się denerwowała. Jorg i Jakub jednogłośnie niemal stwierdzili, że w świetle pochodni tropić się nie da. Jorg zresztą pobladł na samą myśl o wyprawie nocą do lasu. Zostało im przespać się i ruszać z rana. Cyganie zaś zaczęli wspólnie śpiewać przy ognisku i grać na swoich instrumentach. Fyodor przełamał się i wreszcie zapytał niemowy o imię. Simonica zaś zaczął nawiązywać relacje z resztą inkwizycji. Tra było przyznać, iż był człowiekiem biegłym w mowie. Szybko zjednał sobie Weismutha. Dużo gorzej było z ciotką Lalą. Poprosiła ona Jofrankę, żeby przeszła się po wszystkich i zapytała komu poczytać przyszłość z kart. Jednak nikt się nie zdecydował. Każdy z inkwizytorów wiedział, że karty są narzędziem szatana.

Ostatni z pokojów został zajęty przez Włoszkę. Zastanawiała się ile pożytku dostarczą jej dzieci i dokąd zaprowadzi ich ta wyprawa. Małgosia nie spała z nią. Nie wypadało. Dziewczyna spała z dziećmi z taboru.

Księżyc wznosił się wysoko na niebie, gdy Simonica podszedł do leżącej już Michal. Szturchnął ją lekko, żeby rozbudzić. Niepotrzebnie, bo miała problem z zaśnięciem. Mężczyzna przyklęknął obok niej. Mówił cicho. Nie jakoś szeptem, bo inkwizytorka słyszała go wyraźnie, ale była pewna, że nikt inny ich nie słyszy.

- Właściciel tawerny mówi, że w Mogilnie ponoć wąpierz grasuje. Spija krew dziewic. Wokół palca owinął sobie ponoć cały zakon. Pewno normalnie rzekłbym, że idziemy w paszczę lwa.
Zdziwiona niemowa przeszyła go wzrokiem.
- Jedno co mi nie pasuje, to że ci co to ową wieść karczmarzowi przynieśli szli nie z Mogilna, jeno z Płocka. Jak my.

Głowa Cyganki opadła na ciasno zwinięty tobołek ułożony pod głową. Ucieszyła się, że Simonica jest z nimi. Jakoś ani jej, ani nikomu innemu nie przyszło do głowy, żeby zapytać karczmarza. A przecież byli u zbiegu wielu dróg. Każdego dnia ktoś się tędy przewijał Każdy niósł swoją historię.

*****


Sen przyszedł szybko. Cyganka stała w środku lasu. Z jej gardła wydobywały się dźwięki podobne do jęków i skamleń. Oto właśnie skamlała na waderę, która oddała jej w opiekę własne młode. Po chwili maszerowała przez las otoczona młodymi wilkami. Zwierzęta skakały na siebie bawiąc się. Nagle zapadł zmrok. Naprzeciw niej stała bestia, która rozmiarami była bardziej zbliżona do konia niż do wilka. Wyciągnęła dłoń w jej stronę i wskazała palcem w niewypowiedzianym rozkazie. Wilczęta rzuciły się do ataku. Odważne. Warczały groźnie. Rzucały się do gardła potwora. Lecz nie robiły mu krzywdy. Za to bestia jedną łapą skręciła kark szczeniakowi. Szczęką rozszarpała gardło kolejnemu. Innego cisnęła o drzewo, a Michal wyraźnie usłyszała dźwięk łamanego kręgosłupa. To nie była walka. To była rzeź.

Wstało słońce. Michal stała na polu bitwy. Bestia zniknęła. Wkoło zamiast ciał szczeniaków leżały ciała ludzi. Ludzi za których była odpowiedzialna. Jakub pod drzewem ze strzaskanym kręgosłupem. Simonica wdeptany w błoto z rozgniecioną czaszką. Tibor z rozszarpanym gardłem. Jednak nie czuła żalu. Czuła strach. Zupełnie irracjonalny strach przed tym cóż teraz powie wilczycy.

Obudziła się zlana potem. Jednak nie jęknęła. Tym razem wiedziała, że to sen od samego początku.

*****


Siostra Anna zasypiała tak jak spędziła cały dzień. W kompletnym habicie. Z zakrytymi włosami. Przy mężczyznach nie pozwoliła sobie na choćby odsłonięcie włosów. Otuliła się ciasno ciepłym kocem. W głowie chodziło jej szereg zmartwień. Gerge. Faun. O czym chciała z nim gadać Włoszka? Czuła się taka bezradna nie znając Niemieckiego. Z tymi myślami odpłynęła. Jednak we śnie zmartwienia zaatakowały ze zdwojoną siłą.
Śniła o jakimś rytuale. Tańczące kobiety wzywały demony. Wszystko było skoczne i radosne. One cieszyły się na myśl o swych przyszłych grzechach. Demon przybędzie gdy na niebie będzie pełnia. To już niedługo, prawda? Demon o kopytach zamiast stóp. A może więcej demonów?

Zerwała się przed świtem. Wszyscy wkoło spali. Tylko konie w stajni odnotowały, że się rozbudziła.

*****


Czerwony brat był wypoczęty. Spał późno, więc i tym razem nie było mu spieszno do spania. Powoli i starannie kaligrafował list w świetle świecy. W końcu jednak i jego dopadło zmęczenie. Położył się na twardym łóżku i zapadł w sen.

Był skuty w kazamatach. Łańcuchy rozciągały jego ręce ku górze, a nogi utrzymywały w szerokim rozkroku. Miał spodnie ale jego tułów był owiewany zimnym powietrzem kazamatów. Usłyszał jak dwa znajome głosy rozmawiaja po niemiecku. W końcu jeden z nich przemówił po łacinie:
- Bracie - w głosie słychać było zmęczenie i ból, na samą myśl o tym co trzeba zrobić - dowiedzieliśmy się o tym co cię z nimi łączy.

Postać stojąca dotychczas za nim obeszła go. Na ramionach spoczywał ogromny młot. Jedna noga powłóczyła się niemal bezwładnie.
- Cyganie zajmą się twoimi dobrami.
Wtedy Weismuth z niesamowitą szybkością wyprowadził potężny cios. Taki, jakim wprawny rzeźnik zabija byka. Trafiajac miedzy oczy.

Fyodor poczuł niemal fizyczny ból na czole gdy zerwał się z posłania. Serce waliło jak oszalałe.

*****


Czwartek, 28 lipca.

Wschód słońca przyniósł ze sobą deszcz. Choć nie tak intensywny jak dwa dni wcześniej. Tym razem Michal owinęła się szczelnie płaszczem. Dzięki naparowi sporządzonym przez siostrę zakonną była już zdrowa. Za to była wdzięczna Annie. Fyodor zaś nie podzielał owej wdzięczności. Jego rany goiły się zaskakująco szybko. Nie czuł bólu. A przecież nie po to ofiaruje się Bogu ów ból, żeby go nie czuć. Francisca zaś, choć pokój był pozbawiony wygód wyglądała na niezwykle wypoczętą. Zastanawiało ja, cóż trapi pozostałych inkwizytorów. Zasiedli do wspólnego stołu. Karczmarz na tę okazję zestawił wszystkie ławy i łącząc je w podłużny stół, po którego obu stronach każdy mógł znaleźć miejsce. Trzeba było podjąć decyzję, któż jedzie do Mogilna, a któż rusza w las tropić trzy bestie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-11-2017, 10:41   #123
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Podróż nie była dla niej łatwa. Cały czas zerkała na włoszkę, nie będąc pewną co się właściwie dzieje. To co czuła było dziwne. Bo czemu niby miałaby bronić rozmawiać Gerge z innymi kobietami? A jednak wywoływało w niej to dziwny gniew. Tak jak wcześniej w Zamtuzie gdy zatrzymywał wzrok na pięknej ulicznicy i teraz… Anna czuła się zaniepokojona, jednak musiała wierzyć że Francisca nie ma złych intencji, pytając o coś Waltera i Gerge. Długo biła się z myślami czy podejść do włoszki i ją zapytać. Może to jej nie dotyczyło. Może… osoba, którą pytała musiała być mężczyzną. W końcu jednak ciekawość wygrała i podczas jednego z postoi podeszła do Francisci.
- Wybacz, ale czy byłoby nietaktem gdybym spytała o czym rozmawiałaś z naszymi towarzyszami?

Francisca przez chwilę wyglądała jakby próbowała się zorientować o czym mowa.
- Z bratem Walterem? - w końcu odpowiedziała - opowiedział mi kilka historii ze swojego życia. Zwiedził chyba cały świat - dodała z zachwytem - to wielki człowiek. Pan obdarzył go zarówno łaską jak i krzyżem.
- Bardziej chodziło mi o… - Anna zerknęła na swego przyjaciela. - … Widziałam, że Gerge nie był chyba zbyt pomocny. A… - opuściła wzrok, nie do końca będąc pewną jak wypowiedzieć swe myśli. - poprosiłam go o pomoc i jest zmęczony, więc gdybym mogła jakoś pomóc, to powiedz.

Włoszka uśmiechnęła się uprzejmie.
- Nic się nie stało. Nie zawsze mamy ochotę na rozmowy. Mężczyźni bywają też strapieni swoimi problemami, wtedy lepiej im nie przeszkadzać. Ale… widzę, że brat Gerge jest ci przychylny i troszczy się o Ciebie… i… - Francisca obrzuciła Annę dłuższym spojrzeniem - w każdym razie chciałam z nim porozmawiać o Świętej Sztuce, bo podobno jest w tym biegły.
- Tak, Gerge bardzo dobrze włada sztuką, ale ostatni czas go wykończył. To… - Anna zamyśliła się, jak zwykle przy tej czynności delikatnie chwytając krzyż na swej piersi. - bardzo męczące i trudne czynności, nieraz wykańczające człowieka zarówno psychiczne jak i fizycznie. Czasem odnoszę wrażenie, że sztuka bardziej jest bolesna niż moje wizje. - Podniosła wzrok na włoszkę i uśmiechnęła się. Francisca była bardzo miła. Nie do końca rozumiała co jeszcze włoszka chciała powiedzieć o tym jak ją traktuje Gerge, ale skoro przerwała, to nie powinna pytać. - Ja nie… zabrakło czasu bym się nauczyła… Jeśli jednak chcesz i to pomoże mogę ci opowiedzieć ile wiem.

Francisca zamilkła i bardzo długo przyglądała się Annie. Rzadko zdarzał jej się taki brak kontaktu z rzeczywistością jak w tym momencie. Jej oczy utkwione były w siostrze, a myśli beznamiętnie przedzierały się przez to co właśnie powiedziała. Na twarzy nie było żadnego uśmiechu, ani uprzejmości, raczej wskazywała ona, że Francisca jest zupełnie nieobecna.
Włoszka spojrzała na Annę od zupełnie innej strony. Jej życie naznaczone było całą gamą różnego rodzaju cierpienia, o którym Francisca, albo zdążyła już zapomnieć, przepracować, albo nigdy nie spotkać. Wenecjanka, jak na kobietę, o świecie wiedziała całkiem sporo, a o życiu niezwykle dużo bazując na jej dotychczasowym doświadczeniu. I siedziała teraz na przeciwko wychowywanego w klasztorze dziecka, któremu nikt nie dał w żaden sposób dorosnąć. Dziecka, wypchniętego z klatki. Noszącego w sobie straszne i niezrozumiałe wizje, którymi musiało się dzielić z ludźmi, którzy o świecie wiedzieli znacznie więcej. Historia Anny nie była wyjątkowa wśród sióstr św. Jana, ale dopiero teraz włoszka miała chwilę, aby spojrzeć na Annę, jak na człowieka, a nie narzędzie Inkwizycji.
Francisca wiedziała jednak, że Pan miał swoje plany i drogi, których nie dane było ludziom zrozumieć. Słabość i niewiedza nie mogły być dla niego problemem. Nauczyła się już dawno, że Bóg działa właśnie przez tych, którzy zdają się nie mieć żadnego znaczenia. Tych, których wielcy tego świata nawet nie zauważali na swojej drodze. Sama przecież znaczyła niewiele, a nieraz stawała się narzędziem w bożych rękach.

Anna poczuła, że jej dłoni dotyka dłoń Francisci.
- Bardzo dziękuję siostro za chęć pomocy - dłoń wróciła na drewniany krzyż, z którym włoszka rzadko się rozstawała - Jutro czeka nas kolejny dzień podróży, więc chętnie posłucham siostry. Będzie to dla mnie wielką pomocą. Proszę nie niepokoić brata Gerge. Ma siostra rację, że pewnie jest pewnie utrudzony i lepiej będzie jeśli zajmie się tym co dla niego ważne… Wyobrażam sobie… wyobrażam sobie, że siostra może mieć w sobie wiele zmartwień lub wątpliwości. Jeśli więc miałaby siostra potrzebę o coś zapytać, albo choćby zostać wysłuchana… cokolwiek… zawsze jestem gotowa służyć siostrze pomocą... w każdej sprawie - ostatnie słowa wypowiedzianie zostały niemal szeptem.
Na twarz Francisci powoli wracał uprzejmy i łagodny uśmiech, z którym zwykle się nie rozstawała.

Anna przyglądała się włoszce z niepokojem gdy ta nagle jakby… odpłynęła. Czyżby powiedziała coś niewłaściwego? Może niechcący ją uraziła? Gdy Francesca odezwała się ponownie siostra poczuła wyraźną ulgę, choć tą ponownie zastąpił niepokój. Czyżby tak bardzo widać było po niej, że się martwi… że ma wątpliwości? Anna opuściłą wzrok. Nie powinna niepokoić innych inkwizytorów takimi rzeczami. Wszyscy wykonywali tutaj trudną pracę i na niej powinni się skupić. Musiała się jeszcze tyle nauczyć. W zakonach… tam podchodzono do niej inaczej, ale zazwyczaj przybywała w konkretnym celu, do konkretnej pracy, a tutaj.Fakt faktem Francesca wykazała się troską, a więc wypadałoby chociaż…
- Ja dziękuję. Bardzo dużo się dzieje. - Podniosła wzrok i uśmiechnęła się ponownie do włoszki. - Wizje… męczą, budzą mój niepokój. Wierzę, że wszystko wróci do normy gdy uda nam się rozwiązać sprawę Płocka.
- Oczywiście siostro, wierzmy w to że Pan poprowadzi nas do szczęśliwego rozwiązania tych problemów. Jednakże, jesteśmy tutaj razem również po to żeby sobie pomagać w noszeniu brzemion. Jeśli siostra czuje jakiś niepokój lub troskę, czasem wystarczy zwykła rozmowa, aby zaznać uspokojenia myśli. Siostra otrzymała wielki dar, który jest też darem dla nas wszystkich. Wszyscy więc powinniśmy służyć siostrze pomocą jeśli tylko taka jest potrzebna. Nie rozumiem tego daru, ale jeśli wyciszenie myśli może pomóc, zawsze jestem do siostry dyspozycji - uśmiechnęła się miło i lekko skłoniła głowę.
- Obawiam się… - Anna zamyśliła się. - … że jesteśmy cały czas obserwowani. Niezależnie od tego gdzie się znajdujemy. Czy to w klasztorze, czy w karczmie lub… - Siostra poczuła jak na jej twarz wypływa rumieniec. - … w zamtuzie. I mówię tu o tym, że patrzą na nas słudzy złego. Miałam dziś kolejną wizję, ale… chciałabym je omówić ze wszystkimi.
- Widzi siostra, któż poza siostrą mógłby dostarczyć takich wieści - Francisca pokwiała głową. - Nie bardzo umiem sobie wyobrazić coś takiego. Może bracia Fyodor lub Walter będą potrafili lepiej to ocenić. Musimy koniecznie wspólnie rozważyć tą sprawę - uśmiechnęła się ponownie. - Wybaczy mi siostra, ale muszę zaopiekować się tą dziewczynką, którą otrzymałam do pomocy. Niech siostra pamięta, że zawsze jestem do jej dyspozycji. Niech siostra zwraca się do mnie nawet ze sprawami, które wydają się błahe.
- Dziękuję. - Anna uśmiechnęła się szerzej i gdy włoszka odeszła, odprowadziła ją wzrokiem nim powróciła do opieki nad Gerge.


Siostra przespacerowała się pomiędzy kolejnymi grupkami, prosząc swych towarzyszy o chwilę rozmowy. Zaproponowała jeden z najętych pokoi. Gdy Gerge stanął przy drzwiach nasłuchując czy ktoś się nie zbliża, cichutkim głosem opowiedziała swoją wizję z zamtuza. Było jej trudno przebrnąć przez fragment, w którym Teresa… pracowała. Poczuła jak potworny rumieniec pali jej policzki. Chciała jednak by inkwizytorzy znali wszystkie okoliczność.
- Ja… obawiam się, że widziałam też szczura w szpitalu gdy udało mi się odnaleźć Gerge poprzedniego dnia. Myślę, że byłoby dobrze gdybyśmy zwracali uwagę na te niewielkie istoty. Może to tylko symbol, ale… jeśli rzeczywiście zły ma na swych usługach także gryzonie, jest nas w stanie podsłuchać niemal wszędzie.

Po spotkaniu udała się na dół spożyć niewielką kolację. Uważnie przyglądała się swemu towarzyszowi, upewniając się czy je odpowiednio dużo. Martwiła się jego smutkiem. Gdy ludzie się odcinają ułatwiają do siebie dostęp Złemu. Wierzyła, że o ile możliwa jest pokuta za grzech, to oddanie się woli diabła… Pozostawało mieć nadzieję, że dotychczasowa miłość Gerge do Boga, przetrwa tą trudną próbę. Postanowiła mieć jednak na niego oko. Bardziej niż zwykle.

Układając się do snu położyła się jak zwykle niedaleko. Tak by go widzieć gdy otworzy oczy, jednak na tyle daleko by mu nie przeszkadzać. Chwilę obserwowała w ciemnościach, zwinięte pod kocem ciało mężczyzny. Bała się. Bała się, że to jej wina. Może gdyby opowiedziała swoją wizję z pocałunkiem przy Walterze, może wtedy nie zrobiliby tego. Poczuła w piersi dziwne ukłucie na samą myśl o stracie tamtego doznania. Nigdy nie czuła czegoś takiego. Po raz pierwszy widziała jak jej własne pragnienia zaczynają zmierzać innymi ścieżkami niż głowa. Bo toż nie była ślepa. Czuła co wywołuje w niej wspomnienie pocałunku. Z całych sił starała się nie dotknąć swych warg. Mocno ścisnęła krzyż i zaczęła odmawiać w myślach różaniec, mając nadzieję, że to uspokoi jej myśli.


Wizja sprawiła, że poderwała się, siadając gwałtownie na swym posłaniu. Mocno owinęła się kocem podciągając nogi do piersi.. Między nogami ponownie czuła tamtą wilgoć. Zarumieniona, oparła czoło na kolanach, czując jak łzy zbierają się pod powiekami. Czemu musiała to czuć? Wizja Teresy, a teraz te niewiasty. Jak możliwe, że coś mogło być tak piękne, hipnotyzujące i przerażające jednocześnie. Czy to one przyzwały fauna? Czy to przez takie… tańce powrócił by kusić. Ścisnęła mocniej nogi, ale to nie pomagało. W jej podbrzuszu wyrosła gorąca kula, która nie dawała się niczym uspokoić. Słyszała swój przyspieszony oddech. Podniosła wzrok na Gerge. To było straszne ale naprawdę chciała… chciała się przytulić, pocałować go. A nie mogła. Nadal pamiętała dotyk jego brody na swoim podbródku, jego czułe dłonie przesuwające się po jej ciele.

Zacisnęła dłonie w piąstki, starając się skulić jeszcze bardziej. Czy… czy to możliwe, że byłaby w stanie… Że oddałaby się... Opuściła wzrok, czując jak pierwsze łzy płyną jej po policzkach. To była jej wina. Czemu więc Pan ukarał Gerge? To ona miała nieczyste myśli. To ona chciała więcej, a toż był to jej przyjaciel, towarzysz podróży. Gerge odjedzie. Zostawi ją tutaj i wyruszy po kolejne “serce inkwizycji”. Musi zapanować nad swymi odczuciami nim zaprzepaści ich zadanie. Cicho zaczęła się modlić, mając nadzieję, że jej ciało ochłonie. Oddano ją Panu. Oddano by była jego narzędziem. By jej wizje prowadziły jego owce, by dłonie leczyły jego sługi. Rozluźniła dłonie czując, że paznokcie przez cały ten czas wbijały się w skórę. Jest tylko narzędziem… narzędzia nie czują. Wysłano ją tutaj by wykonała zadanie, bo taka była wola Pana.

Modlitwa uspokajała ją, dodawała otuchy. Prosiła o siłę, o pokorę i dopiero gdy skończyła odważyła się spojrzeć na swego śpiącego towarzysza. Teraz była niemal pewna, że to ona, to jej słabość tu zawiniła. Może była najmłodsza, ale to nie tłumaczyło jej zachowania. Szkolono ją od ponad dekady i teraz powinna służyć godnie.


Na śniadaniu czuła się już dużo lepiej. Wcześniej, ostrożnie opłukała przy studni twarz i umyła dłonie. Marzyła o kąpieli. Chciała zmyć z siebie trud podróży, pozwolić ciału odpocząć, jednak to jeszcze nie był ten czas. Delikatnie wygładziła, na tyle na ile to było możliwe, habit. Już odświeżona i uśmiechnięta dotarła do karczmy.

Jadła w milczeniu póki nie pojawiło się pytanie o dalsze plany.
- Chciałabym jak najszybciej wyruszyć do Mogilna. Wierzę, że jeśli pozostali mają inne plany, z Gerge powinniśmy dać sobie radę. Ja chciałaby się tylko podzielić z wami wizją z tej nocy, może to ułatwi poszukiwania w lesie.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-11-2017, 13:04   #124
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Po odespaniu nocy Fyodor czuł się w siłach. Mia notatki, wiedział co chce napisać, więc pozostawało już tylko wykonać to tak jak należy. Kolejne godziny spędził kaligrafując listy. Jeden do swoich przełożonych w inkwizycji prosząc o wsparcie. Nie koniecznie inkwizytorów, ale kogoś odważnego i kompetentnego. Wielu takich zawsze kręciło się wokół. Może jedną lub dwie osoby będzie można im odesłać. List był napisany specyficznym językiem. Swoistym pół-szyfrem, niezrozumiałym dla osób postronnych.
Drugi do księcia. Napisany piękną polszczyzną, w połowie składający się ozdobników i wychwalań. Miał tylko nadzieję, że ten konkretny książę lubi takie przydługie wstępy, bo i tacy się zdarzali co woleli prosto i rzeczowo. Jednak oni byli w zdecydowanej mniejszości.


- Ja pojadę do Mogilna. Moje talenty tam bardziej się przydadzą. Nie wierzę aby wampir tam się czaił, ale sprawdzę to. Może też będą coś wiedzieć o bestiach tu grasujących.

 
Arvelus jest teraz online  
Stary 06-11-2017, 21:45   #125
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Michal siedziała przy stole żując chleb i chrupiąc ogórka na jak najdrobniejsze kawałeczki. Od czasu utraty języka, połykanie twardszych i większych kawałków sprawiało jej trudności. Dlatego zwykle jadała albo niewiele. Żmudne rozgryzanie pokarmów było czasochłonne.
Teraz bardziej przysłuchiwała się wypowiedziom pozostałych niż koncentrowała na jedzeniu.

Łyknęła wody i wzruszając ramionami naskrobała na tabliczce:

„Skoro tak to i my ruszymy do Mogilna. Poczekamy na umówionych ludzi i ruszymy za Wami. Spotkamy się na miejscu.”

Po naradzie wysłała Simonicę by dopytał karczmarza, czy nie trza mu jakowejś pomocy w zamian za strawę. Skoro mieli poczekać, mogli to robić z pełnymi brzuchami. Widok brykających dzieci utwierdził ją w tym przekonaniu.

Sama zaś odczekawszy chwilę by znaleźć stosowną okazję, poprosiła Gerge o krótką rozmowę na osobności. Z poważną miną miną i pytaniem w oczach przekazała mu niewielki zwitek. Pytanie w spojrzeniu zastąpiła uprzejma ciekawość.
 
corax jest offline  
Stary 08-11-2017, 00:40   #126
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Podróż na wozie Francisce przebiegła dość udanie. Po pierwsze, nie padało. Takie drobne przykrości zesłane przez naturę potrafią skutecznie odebrać przyjemność podróżowania. Po drugie, w prawdzie brat Gerge był utrudzony ostatnimi wydarzeniami, ale w pełni zastąpiły go opowieści brata Waltera. Jakże wspaniałe, Bogu poświęcone, wiódł on życie. Zwiedził chyba cały chrześcijański świat, a także jego rubieże i widział więcej niż Francisca będzie w stanie kiedykolwiek zobaczyć. Wszystko to w służbie braciom swoim w wierze i Panu Najwyższemu.
Bóg nie szczędził mu darów w postaci siły i wiedzy o różnych bestiach, dzięki czemu mógł on tępić zło panoszące się po świecie. Włoszka tak dokładnie nie wiedziała czym są wilkołaki, wyobrażała sobie je jako takich futrzanych, wiecznie głodnych ludzi, którzy byli tak głodni, że gotowi byli zjeść również innego człowieka. Z pomocą przyszła jej wyobraźnia. Skojarzył się niezaprzeczalnie oddział ludzi z dalekiej północy, których kiedyś widziała opatulonych w niedźwiedzie skóry. Żarli oni na wpół surowe mięso gorzej jak świnie, a cuchnęli bardziej niż rozkładające się tydzień bydło. Kolejnym obiektem był jeden owłosiony bełkoczący dziwoląg widziany w Wenecji, a przytargany nie wiadomo skąd przez grupę cyrkowców, pokazujących go ku uciesze gawiedzi. Dalej w skojarzeniach był już tylko jeden kupiec, który łączył w sobie wiele z tych cech. Jadał za każdym razem, jakby od miesiąca nie miał nic w ustach, gdy wpadał w gniew, a robił to często, ryczał niczym raniony dzik, śliniąc się i mamrocząc coś niezrozumiale, a dodatkowo cały był owłosiony w takim stopniu, że jedynie białka oczu i ogromne białe zęby widać było u niego, poza jego kręconymi czarnymi włosami. Cywilizacja niosła ze sobą delikatne mięso kaczki, komfortowe posłania oraz prawo pozwalające współżyć z innymi. Nie była jednak lekiem na całe zło i nie wszystkim pomagała w takim samym stopniu.

Brat Walter, tutaj wenecjanka była trochę rozczarowała, nie podzielał przekonania księdza biskupa na temat możliwości zbawienia każdego, kto podąży po ścieżkach pańskich. Francisca to rozumiała. Zbyt wiele Walter spędził czasu stawiając czoła niebezpieczeństwu. Zbyt często musiał zmagać się z wrogami, aby mógł pozwalać sobie na wątpliwości. Dzielił tą cechę z wieloma wojownikami, których kobieta widziała w swoim życiu. Gdy jest zagrożenie, nie ma czasu na refleksje. Ludziom tego rodzaju lepiej też nie wchodzić w drogę. Zło to zło, a dobro to dobro. Istnieje między nimi nieprzekraczalna granica. Nie możesz zmiażdżyć głowy wilkołaka, który przybrał postać małej dziewczyny i mieć wątpliwości, kogo właśnie pokonałeś. Weismuth dokonał takiego czynu i nawet na jego żelaznej psychice zostawiło to ślady. Musiał potem szukać oparcia w ciszy i spokoju klasztoru.
Walter wspomniał też, że ksiądz biskup podróżował po cesarstwie i kraju Franków, był więc nie mniej obeznany z wielkim światem, niż dominikanin, tam też pewnie zetknął się z naukami hiszpańskiego teologa. W sumie to ciekawe jak znajdował włoskie miasta... mogłaby go przy jakieś okazji o to zapytać. Dla Gunthera drogą do budowy Królestwa Bożego było zdobycie i rozszerzanie pozycji Kościoła Katolickiego oraz jego władzy jako bożego ziemskiego namiestnika. Dzięki temu pańskie dzieło mogło się rozrastać i zajmować należne mu miejsce. Cóż po księstwach i państwach, które stoją w opozycji do bożej woli wyrażanej wolą jego pomazańców, można było zapytać. Francisca lubiła czasem zadawać takie pytania. Nie lubiła jednak dzielić się odpowiedziami jakie przychodziły jej na myśl. Zbyt wiele wiedziała o biskupach i innych ludziach władzy.


Dotarłwszy na miejsce po odśpiewaniu przy końcu podróży, kilku dodających otuchy psalmów kobieta poczuła, że ma wiele do zrobienia. Najpierw musiała uporządkować swoje bagaże i znaleźć miejsce odpoczynku dla Małgosi. Potem chciała jeszcze spędzić chwilę w karczmie. Na koniec odrobina higieny w świecie bez łaźni, modlitwa i zasłużony odpoczynek. Najpierw jednak została zatrzymana przez siostrę Annę, która chciała o coś zapytać, ale ostatecznie Francisca nie była w stanie ustalić o co. Prawdopodobnie dlatego, że siostra wywarła na Włoszce bardzo duże wrażenie. Ogromne. Zmieniające znacząco punkt widzenia. Dotychczas Ramberti nie bardzo miała czas skupić się na tym, z kim przyszło jej współpracować. Ta krótka rozmowa otworzyła jej oczy na to, co dotychczas nie przyciągało jej uwagi.

Po samej rozmowie przez dłuższą chwilę jej ruchy stały się wolniejsze i sprawiała wrażenie nieobecnej. Powoli się rozpakowała i zajęła jeden z pokoi, a potem zatroszczyła się, czy Małgosia ma coś do jedzenia. Sama zabrała kawałek chleba i udała się do cygańskiego obozowiska. Tam usiadła przez chwilę na jakimś zwalonym kawałku drewna i przyglądała się temu co robią nomadzi. Wsłuchiwała się w ich język zastanawiając się, do czego podobna jest ta mowa. Nie przypominała niczego, co dotychczas udało jej się usłyszeć i była w stanie zaledwie kilka słów połączyć z przedmiotami, których używali. W końcu jedna z kobiet podeszła do niej mówiąc coś niezbyt zrozumiałego. Francisca gestami i odrobiną łaciny oraz upartym powtarzaniem tego co mówiła kobieta, ostatecznie wytłumaczyła, że chodzi o opiekę nad Małgosią. Cyganka, której wyraźnie nie spieszyło się do czegokolwiek, zainteresowała się rozmową z tą pachnącą różami damą. Pół denara, które zaświeciło w jej dłoni szybko zostało powiązane z kawałkiem miejsca do spania dla dziewczynki. Potem Pani pytała o pogodę, czy ładna, o Płock, czy duży, o suknie kolorowe i chusty kraciaste, o dzieci, zwierzęta domowe, zioła, trunki i z czego piecze się chleb. W końcu Jofranka, bo tak jej było na imię, stwierdziła, że za pół korony nie warto się więcej starać, a nic nie wskazywało na obecność przy pasie sakiewki. Francisca natomiast stwierdziła, że nic więcej nie da rady już zapamiętać. Jedna gotowała się do odejścia, a druga do przeprowadzenia badań na żywym organizmie. Każda zamknięta grupa miała swoją wewnętrzną strukturę i ochroniarzy. Niech więc się ujawnią, uznała Włoszka. Najpierw zapytała Jofranki skąd przybywają, a zaraz po wymijającej odpowiedzi, gdzie dokładnie zmierzają i... już był. Simonica. Przedstawił się i zgrabną łaciną poczęstował, taką bez treści. Następnie do kontrataku przystąpił, przez co Francisca ożywiła się nieco udzielając na pytania odpowiedzi w formie rymowanej, ale równie pustych. Trafił swój na swego uznał Simonica, a Włoszka obdarzyła go radosnym uśmiechem, już drugi raz tego dnia łamiąc konwenanse. Przypadł jej w każdym razie do gustu i podziękowania dostał za błyskotliwą i interesującą rozmowę. O niczym rzecz jasna. Nie było wszakże powodów, aby się gniewać. Każdy miał swoją robotę i swoje tajemnice, w tym nieprzyjaznym świecie.

Niedługo po tym Włoszka siedziała w karczmie posilając się na koszt szczodrego brata Fyodora. Szlachetny człowiek, oddany Panu. Niespieszny posiłek urozmaiciły lokalne plotki, o tym jak to mnisi w klasztorze do którego zmierzali znajdują się we władzy wąpierza, który to posila się ich krwią, aby silnym się stać i zło w świecie czynić. Francisca stawała się coraz cichsza i skupiona na napływających do niej z każdej strony nowościach. Nie była uczona w filozoficznych i teologicznych naukach, ale potrafiła układać fakty, tak aby jak najbardziej do siebie pasowały. Ludzie zaślepieni posiadaniem władzy nie potrzebowali wiele podszeptów złego. Samodzielnie potrafili być bardzo pomysłowi w podążaniu drogą, ku własnym celom. Ale i Francisca nie potrafiła skupić się na tym co wokoło niej, na ludziach postawionych na jej drodze. Jakie więc miała prawo oceniać innych?

Uznała ostatecznie, że nieznośny jej jest gwar głównej izby i postanowiła udać się na spoczynek i chwilę odosobnienia. Przypomniała sobie jednak, że w pokoju najmniejszego naczynia nie było, przy pomocy którego można byłby się choć odrobnę opłukać wodą. Zagadnęła więc karczmarza prostymi łacińskimi słowami, popartymi gestem. Karczmarz, człowiek bystrego umysłu potrafiący niezwykle barwnie kojarzyć fakty szybko dopasował do siebie kształt misy, kobietę oraz ze cztery kwarty wody. Jak nic stała przed nim czarownica planująca tego wieczoru odprawić diabelski rytuał przy pomocy niemowlęcej krwi rozmieszanej w wodzie oraz mącznego placka na zakwasie. Wszystko to miało zapewne służyć wąpierzowi z Mogilna, o którym teraz głośno było. Wchodzić czarownicy w drogę nie chciał, ale i pomagać diabłu się bał, stał więc tak skonfudowany czas dłuższy wyrażając swoją miną więcej niż by chciał. Francisca nawet mocno rozkojarzona ostatecznie dostrzegła gdzie może leżeć problem, uśmiechnęła się więc urokliwie i zniknęła na pewien czas sprzed oczu właściciela gospody. Gdy ten ostateczne znalazł niewielki dzbanek i glinianą miskę przed nim pojawiła się Włoszka z niewielkim bukietem polnych kwiatów oraz połówką denara. Gospodarz patrząc na monetę próbował sobie za wszelką cenę przypomnieć, co mu w tej kobiecie chwilę temu nie pasowało, ale nie dał rady. Kwiaty najwyraźniej chciała sobie w pokoju postawić. Szlacheckie głupstwa na które ciężko pracujący ludzie nie mają czasu… chociaż i jego baba, czasem w pokoju kwiaty stawiała, znaczy, że i w niej jakaś pańska krew płynąć mogła. Bardziej niż oczywiste.


W izbie Francisca obmyła się w miarę możliwości i godzinę następną poświeciła na cichą modlitwę w skupieniu. Myśli jej, dzięki nienaturalnemu wysiłkowi ustały niemal zupełnie, a usta szeptały bezdźwięcznie 'Otocz nas Panie opieką. Daj mądrość i odwagę.' Na wpół klęcząc trwała tak w bezruchu zatopiona w wszechogarniającej bożej mocy. Rzadko niezwykle udało jej się wytrwać w tym stanie lub nawet w ogóle go osiągnąć, dzisiaj jednak nadmiar wrażeń chyba, natłok myśli i obrazów był zbyt uciążliwy i ciało jej, wraz z duszą łatwo poddały się bezruchowi. Realności przywrócił ją jakiś przypadkowy hałas, który uderzył w jej uszy niczym głos dzwonu. Nagle otrząsnęła się ze skupienia i zorientowała, że jest przemarznięta, a przy tym nie bardzo może się ruszyć. Okryła się kocem i usiadła na łóżku, a jej myśli nabierając powoli tempa zyskały też na wyrazistości. W całkowicie ciemnym pokoju świat, którego doświadczyła w ciągu ostatnich kilku dni jawił jej się jako kompletnie niewzruszony. Widziała Waltera, biskupa, księży z plebanii, krawca, a nawet swego męża niczym figury szachowe, z których każda wiązała się z jakimiś odczuciami, zdarzeniami i informacjami. Stały one niewzruszone w zupełnie nierealnej scenerii placu świętego Marka czekając, aby je powiązać z kolejnymi zdarzeniami. Ich statyczność pozwalała je spokojne oglądać, bez nieznośnego napięcia i ciągłego ruchu, który rozmywał obraz. Czuła, że mogłaby podejść do każdej i przyjrzeć się jej dowolnie długo. Ostateczne przywołała jedynie widok księdza biskupa znajdującego się u wrót bazyliki. Gunther nie chciał stać, ale wyrywał się w kierunku drzwi, zupełnie nie zważając na to, że był w całkowitej władzy kobiety. Ile był gotów poświęcić, za możliwość ruchu? Ciekawe… Francisca odwróciła się i jak to robiła wielokrotnie w swoim życiu przeszła niespiesznie w kąt po drugiej stronie placu. Gdy tak szła niemal czuła smród ryb, do którego nie mogła się nigdy przyzwyczaić. W końcu dotarła do miejsca, w którym znajdowali się obok siebie Anna, Fyodor i cyganka. Anna stała, trzymając na sznurze, jakby nieświadomie, brata z jej zakonu, który swoją postawą przypominał raczej Jezusa po biczowaniu, niż zdrowego mężczyznę. Obok brat Fyodor dźwigający na swych barkach ogromny złoty kamień, który go bardziej przygniatał, niż czynił bogatym. Cyganka zaś przypominała zjawę, a nie normalnego człowieka. Zbyt tajemnicza, by można powiedzieć o niej coś pewnego. Francisca uklękła przed nimi pochylając głowę i zaczęła odmawiać Pater noster. Jej pozorna rześkość myśli nagle została pochwycona przez sen. Nie potrzebowała iść do lasu. Wszystko zdawało się rozgrywać na jej ukochanym placu.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 08-11-2017 o 00:53.
druidh jest offline  
Stary 09-11-2017, 09:36   #127
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Karczma przy gościńcu.

Po śniadaniu przystąpiono do kulbaczenia koni i rychtowania wozów. Cyganie uczynnie również pomagali, choć nie wyruszali jeszcze.

W tym czasie Michal skorzystała z okazji i ze swą tabliczką i kredą podeszła do towarzysza Anny. Krótkimi zwięzłymi słowami opisała swój problem, po czym przekazała list inkwizytorowi.
W miarę czytania uśmiechał się.
- Ruffi to młodszy brat Waltera. Pisze w liście o tym, że ich ciotka chorzeje, a z braku potomstwa pewnie jemu przyjdzie w posiadanie posiadłość pod Berensdorfem. Poza tym pozdrawia, prosi o wieści ze wschodu. Pisze jak się jego serce raduje, że Walter nie pielgrzymuje już po Rusi Kijowskiej szukając zagłady dla mocy piekielnych. Jednocześnie informuje, że pan na pałacu w Guzenstein wyruszył do księstwa Wielkopolskiego, Małopolskiego i dalej planuje do Kijowa i na Morawy. Ów von Guze jest człowiekiem wpływowym i nie cofającym się przed niczym dla powiększenia swego i tak ogromnego majątku. Później pisze jak jego dziatki, córka mająca wiosen czternaście szykuje się do zmowin. Ruffi pisze też, że młodszy syn zapatrzony jest w historie o wuju i marzy o złożeniu ślubów zakonnych i wstąpieniu w szeregi Szpitalników. Jednak jego ojciec mu odradza mówiąc o tym, że Walter codziennie ryzykuje życie, a już jest okulawion. Ot, zwykły list brata, do brata. Skąd to masz?

Korowód inkwizycji uszczuplony o szereg indywiduów i dwa wozy taboru ruszył więc do Mogilna. Ksiądz Szymon oddelegował biskupich ludzi do pomocy w poszukiwaniach w lesie, toteż za lejcami pierwszego powozu usiadł Gerge, a drugiego Fyodor.

Tuż przy Francisce siedziała młoda Małgosia. Polubiła cyganów i ich dzieci, jednak rodzice zakorzenili w niej tak mocne poczucie obowiązku, że nie śmiała zostawić swej nowej pani. Nawet jeżeli oznaczało to wynudzenie się na wozie z księdzem.

Cyganie zaś zajęli się oporządzaniem karczmy. Krowy zostały wydojone. Świnie napasione. Gnojówka wyrzucona przed oborę. Michal sama rozsypywała ziarno kurom podczas, gdy Jofanka przegrzebywała ściółkę szukając jajek.

Minął może czas jednej mszy, po tym jak na szlaku nie było już widać wozów jadących do Mogilna, podczas gdy całe obejście było uprzątnięte. Jednak jedenaścioro Cyganów i czwórka podlotków poradziła sobie z tym dużo szybciej niż karczmarz z żoną.

Walter, Jorg i dwaj pomagierzy biskupa szykowali się do poszukiwań w lesie. Mieli tylko dwa luźne konie, które teraz osiodłali i planowali prowadzić za sobą jako transport dla racji suchego mięsa, pochodni i innych przydatnych w lesie rzeczy. Jednak Simonica na polecenie Michal zatrzymał ich. Po długiej rozmowie uprosił, żeby jeszcze zaczekali. Zza jego pleców młody Jakub aż rwał się do do tego, by ruszyć do lasu. Choć bardzo go uspokoiło spojrzenie na Michal, która tylko pokiwała przecząco głową i postukała w broszę z głową wilka wpiętą w płaszcz. Chłopak opuścił głowę i poczłapał do taboru.

Podróż do Mogilna
Droga zdawała się mijać szybciej niż poprzedniego dnia. Ciężko powiedzieć, czy za sprawą Fyodora, który wykazał się niezwykłym wręcz talentem jako woźnica, czy za sprawą Anny, która włączyła się do dyskusji o pismach, przeplatając to opowieściami o swoich wizjach. Włoszka, która na początku podchodziła do rozmowy z wielkim entuzjazmem dopiero teraz uświadomiła się ile jej jeszcze wiedzy brakuje z tego zakresu. W pewnym momencie zamilkła i tylko się przysłuchiwała, z czym jej było nieswojo.

Chwilę po południu przyszedł czas zatrzymać się na popas. Droga rozwidlała się, a jej prawa odnoga stykała się z wąskim strumykiem. A za drzewami zaczynała się spora łąka. Idealne miejsce na popas. Na granicy lasu i łąki znajdował się charakterystyczny kamień.

Do Mogilna zostało kilka godzin jazdy. Pewnie jeszcze jeden popas. Choć i tak poruszali się szybciej niż poprzedniego dnia. Czy to Cyganie ich spowalniali?

Siedli do wspólnego posiłku, gdy nagle Francisca poczuła zimny dreszcz na plecach.
- Zginiecie.
Usłyszała męski szept tuż przy uchu. Dawno tego nie czuła. Dawno też głosy nie były aż tak nieprzyjazne. Jednak nikt inny zdawał się tego nie usłyszeć. Włoszka patrzyła zwłaszcza na Annę. Jednak siostra zakonna nie czuła ani dreszczy, ani też żadnego innego zwiastunu nadchodzącej wizji. Włoszka już miała uznać, że się jej przesłyszało, gdy umysł przewiercił ten sam głos.
- Zostańcie tu, a zginiecie.

Tymczasem w karczmie przy gościńcu...
Pogoda wyraźnie się psuła. Mżawka z rana przechodziła falami. Co akurat cyganie docenili, gdyż kupa gnoju za karczmą w miarę deszczu traciła swój urokliwy zapach. Jednak nikt nie lubił czekać. Walter patrzył z wyrzutem na Michal, która ufnie czekała na obiecaną pomoc. Gerge nie powiedział mu nic o liście, ale coś mówiło Cygance, że czas najwyższy pomówić ze starym inkwizytorem.

W końcu zagrzmiało. I zaraz po tym mżawka przeszła w deszcz.
- Nici z polowania - podsumował po łacinie Jakub, któremu zostało jeszcze półtorej dnia służby dla Cyganki z Żelaznych Wilków.
Po chwili jednak krótszej niż Anioł Pański nastąpiło ożywienie.
Oto od strony Płocka gościńcem galopował jeździec. Jego koń był karo-srebrny. Michal nigdy nie spotkała się z takim zwierzęciem. Sam zaś mężczyzna był potężnie zbudowany. Przy siodle miał przytroczony długi miecz. Drugi, krótrzy nosił w pochwie na plecach. Ściągnął lejce, zatrzymał się przed taborem. Zmierzył wszystkich wzrokiem, aż w końcu rzekł:
- Gde Simonica? On iskal mienia.
- Tum jest. Tyś Michaił, prawda? - powiedział Cygan po łacinie.
- Prawda - odrzekł również po łacinie przybysz i zsiadł z konia nic nie robiąc sobie z padającego deszczu.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 11-11-2017, 22:45   #128
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca Ramberti obudziła się niezwykle wypoczęta. Sen, w który zapadła gwałtownie był głęboki i pozbawiony koszmarów. Nie była pewna czy cokolwiek jej się śniło, ale nie miało to większego znaczenia. Otworzyła okiennice i obserwując jutrzenkę przygotowała się nieśpiesznie do drogi nucąc pod nosem wiejską przyśpiewkę pamiętaną jakimś zrządzeniem losu z okresu dzieciństwa. Gdy już była gotowa i spakowana uklękła na poranną modlitwę. Krótką, bo rano zawsze rwała się do pracy na chwałę bożą. Za oknem śpiewały skowronki, a otaczający ją świat wydawał się bez zarzutu. ‘To będzie szczęśliwy dzień’ pomyślała sobie chwytając do ręki drewniany krzyż. Znajdzie ją dziś Pan na jej drodze.
Ponieważ ruchu jeszcze nigdzie prawie nie było widać, ledwie jakieś pierwsze zapachy unosiły się z kuchni, wyszła na zewnątrz, żeby pooglądać wschodzące słońce. Dziwna to sprawa pomyślała, ale była przekonana, że uśmiecha się ono do niej. ‘Co za dzień!’ westchnęła i odmówiła Pieśń trzech młodzieńców, kierując twarz w stronę wschodzącego słońca.

Przed śniadaniem odszukała jeszcze Małgosię i dopilnowała, aby dziewczynka zjadła śniadanie, wcześniej zaganiając ją do obmycia w wodzie twarzy i rąk. Moda panująca wśród niektórych Włochów, aby odwiedzać łaźnie i nie chodzić stale umazanym krowim gównem nie trafi do tej krainy jeszcze pewnie przez sto lat, ale nie zaszkodzi wprowadzić pewnych modyfikacji tutejszych zwyczajów.

Gdy już wszystkie sprawy poranka zostały załatwione oraz ustalono, kto jedzie, a kto zostaje Francisca zapytała Małgosię na osobności, czy woli jechać z cyganami po południu, czy ruszać z nią. Dziewczynce wyraźnie pasowało towarzystwo innych dzieci, ale ostatecznie, z obowiązku jak się zdawało Włoszce, wybrała poróż rano. Na wozie szybko wywiązała się interesująca dyskusja na temat Pisma i nawet nie było jak dopytać Anny o Świętą Sztukę. Francisca przez jakiś czas brała udział w dyskusji, ale szybko stało się dla niej jasne, że może i Anna jest młoda, może nie wie o życiu zbyt wiele, ale w teologii może mierzyć się z dużo lepszymi od niej. Wenecjanka ostatecznie zamilkła nie chcąc okazać się większą ignorantką niż dotychczas zdołała pokazać. Jej urażona duma własna przez jakiś czas utrudniała jej nawet słuchanie co Anna i jej rozmówcy mieli do powiedzenia, ostatecznie jednak niemal rozgniewała się na siebie samą. Wbiła paznokcie w kciuk lewej dłoni chcąc się otrzeźwić i zarzucić te bezsensowne fochy. Powinna być wdzięczna, za to że może podróżować w tak zacnym towarzystwie, a nie rozmyślać, dlaczego inni znają Pismo lepiej niż ona. Odruchowo przytuliła Małgosię i uśmiechnęła się wyrażając podziw dla siostry Anny, przełykając to z czego nie była dumna.

W pewnym momencie las się skończył i oczom podróżujących ukazała się rozległa łąka na skraju, której znajdował się szpiczasty kamień. Głaz zwrócił uwagę Francisci. W Italii takich się nie spotykało i miała wrażenie, że nie był to twór naturalny. Zapewne jakieś oznaczenie drogi. Na co tylko komuś z takim wysiłkiem oznaczać drogę? No i żadnego skrzyżowania tutaj nie było. Chciała nawet Waltera, o to zapytać, ale ostatecznie nikt nie odnotował obecności głazu. Zatrzymano się natomiast na zasłużony odpoczynek po podróży przez las. Francisca z pewnym zadowoleniem przygotowywała się do zjedzenia kromki ze smalcem. Posiłek niewyszukany, ale ostatecznie pożywny. Wtedy to, siedząc spokojnie na trawie w znamienitym towarzystwie usłyszała ów głos. Tego rodzaju głosy słyszała już wcześniej i nie zwykła ich lekceważyć. Anna miała swoje wizje, ale i Francisce nie była obca wrażliwość na niewidzialny świat. Nie zamierzała ignorować głosu mówiącego o niebezpieczeństwie i niezwłocznie przystąpiła do działania.
- Szlachetni bracia i siostry. Życie w Bożej łasce nie raz zsyła na nas możliwość dostrzeżenia rzeczy niewidzialnych dla oczu. Wizje te i przeczucia wskazują nam, to co niedostępne zmysłom. Siostra Anna jest tego najlepszym przykładem, ale i mnie prostej służce Inkwizycji zdarza się dostąpić łaski. Traktuję to co właśnie usłyszałam bardzo poważnie, a głos ten mówi mi, że jeśli zostaniemy tu dłużej wszyscy zginiemy. Nie chciałabym psuć wam posiłku, a także niedoceniać sił naszych mężów, ale chyba nie stoi nic na przeszkodzie, abyśmy natychmiast ruszyli dalej i nie poddawali przeczuć moich nadmiernemu badaniu.
Z tymi słowami, nie czekając na reakcję innych podniosła się z zamiarem dalszego ruszenia w drogę bez zwłoki. Gdyby, kto jednak miał wątpliwości, chętnie zamierzała służyć słowami zachęty do podążenia w jej ślady.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 11-11-2017 o 22:48.
druidh jest offline  
Stary 13-11-2017, 09:44   #129
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Możliwość rozmowy podczas podróży przyniosła Annie odrobinę wytchnienia. Jej głowa skupiła się na opowieści, a nie dręczących ją wizjach. Miała nadzieję, że mimo poszukiwań w zakonie uda się jej wypocząć. Wątpiła by benedyktyni służyli złemu, choć nie zaskoczyłoby ją gdyby przechowywali w swych zbiorach cenne pisma. Powoli zaczynało do niej nawet docierać, że odrobinę na to liczyła, mając nadzieję, że rzuci to nieco światła na ich sprawę.

Chciała tam trafić jak najszybciej. Móc porozmawiać, zajrzeć do ksiąg. Rozumiała jednak że wszystkim należy się postój i posiłek. Gdy włoszka odezwała się Anna spojrzała na nią zaskoczona. Czyli Francisca, także otrzymywała wskazówki od Pana. Ucieszyła się, gotowa już wstać i wyruszyć, gdy coś przyszło jej do głowy. Co jeśli wizja włoszki, przypominała jej wizje?
- Jesteś pewna, że to nie podszepty złego? Może to dla niego ważne miejsce? - Zakonnica podniosła się i rozejrzała po okolicy.
Francisca uśmiechnęła się uprzejmie.
- Siostro, ja nie miewam wizji podobnych do tych jakie są darem waszego zakonu. Nie potrafię też zobaczyć przyszłości. Wyczuwam czasami niebezpieczeństwo. Jakiego rodzaju, nie umiem powiedzieć, ale wydaje mi się, że nie jesteśmy obecnie w sytuacji, w której możemy to badać. Ze złem najlepiej mierzyć się przygotowanym, a nie w trakcie posiłku przy drodze.
- Ja rozumiem… nie chciałabym… - Anna speszyła się. NIe planowała toż stawać tutaj do boju. - Może powinniśmy chociaż sprawdzić to miejsce?
- Oczywiście, nie śmiałabym nikomu nakazywać robienia tego, co ja uważam za słuszne. Czy któryś z braci lub sióstr ma ochotę pozostać i przeprowadzać badania? - odezwała się głośno do wszystkich - Głos mówił ‘Zostańcie tu, a zginiecie.’ Może się mylił. - stwierdziła siadając na wozie - niemniej wydaje mi się, że kobiety i dzieci niekoniecznie muszą chcieć to potwierdzać. I tak mamy wiele pracy do wykonania w zakonie.
- To zajmie tylko chwilkę. - Siostra posmutniała. Nie rozumiała czemu włoszka wydawała się nagle tak zirytowana. Nie proponowała toż niczego co by ich narażało. Też chciałaby dotrzeć do zakonu. Odrobinę zrezygnowana podeszła do jedynej rzeczy w okolicy, która ją niepokoiła. Wielki kamień, zdawał się przytłaczać ją. Czuła obecność Gerge za swymi plecami. Niepewnie dotknęła skały, szepcząc słowa modlitwy.

Cytat:
Świat się rozmył. Niebo zaszło ciemnością. Zza chmur wyglądał miesiąc. Rosnący. Kilka nocy zostało do pełni. Las zaś był niby ten sam, lecz inny. Wyglądał na groźniejszy. Drzewa były wyższe. I Rosły gęściej. Łąka wyglądał zaś na kompletnie wymarłą. Stała w tym samym miejscu. Trzymając dłoń na kamieniu. Stała na trawie... nie... to nie była trawa. Kamienie? Twarde jak kamienie. Pochyliła się. Oczy jej otworzyły się szeroko ze zdziwienia. Stała na kościach. Tysiącach kości. Tak gęsto upchanych, że zdawały się być zbitą masą. W wolne miejsca między klatkami żebrowymi, czaszkami i kośćmi udowymi powciskane były drobne kości śródstopia czy paliczki palców. Jak okiem sięgnęła nie widziała już skrawka ziemi. Wszędzie jedynie kości i kości. A nad tym wszystkim pięć sylwetek unoszących się, w długich szatach. Były zwiewne. Niematerialne. Jedna wyraźnie większa. Dzierżyła sztandar. Jak wojskowy chorąży. W wizji była zachwiana perspektywa, ale zdało jej się, że jest wysoki niemal jak dwóch ludzi stojących jeden na drugim. Dojrzał ją. Kaptur osunął się ukazując jego twarz. Lub raczej coś co kiedyś uchodziło za twarz. Nie było tam nic z żywej tkanki. Jeno goła czaszka. A jednak czuła wyraźnie na sobie jego wzrok. Wtedy Mroczny Chorąży opuścił drzewiec celując jego końcem wprost w biedną Annę. Cztery zmory zaszarżowały wprost na zakonnicę.
Anna osunęła się ciężko przestraszona u stóp kamienia. Jej ciało odruchowo zwinęło się w kłębek, przytłoczone ujrzanym obrazem. Przerażona przyglądała się łące wokół, nadal mając przed oczyma te wszystkie kości… chorążego. Zacisnęła powieki.

Słyszała głos Gerge, ale nie przebijał się on do jej świadomości. Chciała się odciąć, uspokoić. Powinna wyobrazić sobie coś dobrego. Tak zawsze radziły jej siostry. Tylko czemu jedynym obrazem, który przychodził jej do głowy był Gerge zbierający kwiaty. Uśmiechnięty, a nie smutny tak jak ostatnio. Już nie wiedziała czy tamta wizja także była zła, grzeszna. To od niej się zaczęło. Pozwoliła jednak zatracić się głowie w tym obrazie, czując jak zobaczona przed chwilą scena pomalutku słabnie.

Gerge uniósł ją i chyba zaniósł do wozu. Poczuła jak otula ją kocem, jak kładzie rękę na jej ramieniu. Teraz jednak nie miała sił by im opowiedzieć. Może… może w zakonie dowie się czy w tym miejscu wydarzyło się coś, co mogło pozostawić taki ślad.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-11-2017, 14:43   #130
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Michaił patrzył z uwagą na Simonicę. Oczywistym było, że jest najemnikiem. Toteż rzekł bez ogródek:
- Piać denarów za den. Dziesiać od trupa.
- Ależ panie, to się nie godzi tak o pieniądzach mówić pod gołym niebem. Wejdźmy do karczmy. Pomówmy. Napełnijmy brzuchy.
- Ty mnie szukał. Chcesz mój miecz. Płać.
Michaił patrzył na Cyganów z uwagą, a siąpiący deszcz zdawał się mu w niczym nie przeszkadzać.

Kamil podeszła do blondyna i spojrzała na niego zadzierając głowę do góry.
Zamigotała tak by Simonica widział i mógł tłumaczyć.

“Jechałeś za Cyganami za darmo więc zwykłej roboty ciężko Ci znaleźć, a pracy szukasz i wyzwania lub kogoś. Wyzwanie dostaniesz niemałe. I dwa denary za dzień i trzy od trupa oraz jedzenie, dobre i napitek. A jeśli pomożesz pozbyć się tego czego szukamy, dostaniesz dukatów piętnaście oraz polecenie do pracy na stałe zlecenie tu na miejscu lub pomoc w znalezieniu tego czego lub kogo szukasz.”


Simonica przekazywał to, co pokazywała Michal. Gdy padło “trzy denary od trupa” Michaił przerwał mu.
- Tanio waść życie ludzkie cenisz. Trzy za dzień. Dziesięć za trupa. I rzekniesz pierwiej czego szukacie. Bo zali to najpierw w zamtuzie sakwą machasz wypchaną denarami, a teraz rzucasz mi kości jako psu.
Splótł ręce na piersiach.


- Tanio bo i nie na ludzkie życie nagabujem i nijak zachęcać do tego nie będziemy. Szukamy bestii co ludzi niewinnych morduje i strach sieje w okolicach Płocka. Potrzebujemy pomocy by ją wytropić i znaleźć legowisko. Albo legowisko tego co bestię sprowadził. Więc tak, wszyscyśmy tu psami tropicielskimi - Michal sięgała Michaiłowi ledwo do splotu słonecznego, ale stała przed nim świecąc oczyskami. Co mniej ogarnięci rozumieć ten ogień mogliby opacznie: jak chuć czy pożądanie. Faktycznie, dziewczyna pragnienie czuła mocne jednakowoż innego rodzaju.

Michaił w końcu zwrócił uwagę na Cygankę. Twarz jego była niepokalana jakimkolwiek wyrazem inteligencji gdy obserwował wymachującą dłońmi kobietę. Patrzył na nią, a po chwili na Simonicę powoli mu wyłuszczającego historię o bestiach i legowisku. Nagle wyraz tępoty z twarzy zmył szeroki uśmiech.

- Dziewuszka gawari wam co robić? - Parsknął śmiechem, a jego łacina przeplatana wtrąceniami z języku Rusów stawała się coraz bardziej męcząca.
- Ne gawari nawet, jeno pokazuje. Tedy jak mamy walczyć z bestyjami i czarownikami, to pięćdziesiat denarów od trupa.

Cyganka parsknęła czymś na kształt śmiechu i zamigotała Simonicy:
„Niech wraca skąd przyszedł.”

Odwróciła się migając pozostałym by się zbierali na wozy. Ruszali do Mogilna.

Michaił patrzył na to co się dzieje jakby nie rozumiejąc. W końcu wraz ze swoim mieczem ruszył do szynku.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172