Jak dobrze raz chociaż mieć strażników po swojej stronie, pomyślał, nieco przesadzając, Lennart. Wszak zwykle kłopotów z nimi nie miewał, ale też i strażnicy zazwyczaj nie pchali się z pomocnymi ramionami.
Miła odmiana...
Gdy Erich skończył rozmowę i cała grupa ruszyła w stronę gospody, Lennart ruszył wraz z pozostałymi, trzymając się z tyłu (raczej z powodu kiepskiego samopoczucia, niż z powodu niechęci do straży miejskiej), od czasu do czasu korzystając z pomocy człowieka, który mu pomógł uwolnić się z sieci. Sveina, jak się okazało.
Nim Svein zdążył odejść (w przymusowym towarzystwie strażników) Lennart rzucił tylko, że pamięta o obiecanym piwie.
Dalsze działania zależały tylko do Ericha - Lennart zbyt kiepsko się czuł, by o czymkolwiek myśleć i planować dalej, niż na najbliższe pięć minut. |