|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-10-2017, 09:23 | #151 |
Administrator Reputacja: 1 | Jak dobrze raz chociaż mieć strażników po swojej stronie, pomyślał, nieco przesadzając, Lennart. Wszak zwykle kłopotów z nimi nie miewał, ale też i strażnicy zazwyczaj nie pchali się z pomocnymi ramionami. Miła odmiana... Gdy Erich skończył rozmowę i cała grupa ruszyła w stronę gospody, Lennart ruszył wraz z pozostałymi, trzymając się z tyłu (raczej z powodu kiepskiego samopoczucia, niż z powodu niechęci do straży miejskiej), od czasu do czasu korzystając z pomocy człowieka, który mu pomógł uwolnić się z sieci. Sveina, jak się okazało. Nim Svein zdążył odejść (w przymusowym towarzystwie strażników) Lennart rzucił tylko, że pamięta o obiecanym piwie. Dalsze działania zależały tylko do Ericha - Lennart zbyt kiepsko się czuł, by o czymkolwiek myśleć i planować dalej, niż na najbliższe pięć minut. |
30-10-2017, 23:35 | #152 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 30-10-2017 o 23:59. |
30-10-2017, 23:40 | #153 |
Reputacja: 1 | Herbert Dröge był gotów Was przykładnie ukarać, urządzić pokaz dla całego miasteczka. Gdy jednak pierwsze zburzenie minęło zdał sobie sprawę, że publiczne skazanie kogoś o szlacheckiej krwi, czy akolity zaburzy naturalny porządek rzeczy. Jak mieszczanie mają czuć szacunek i respekt do kapłanów, jeśli okażę się, że Ci wyżej w hierarchii również są heretykami? Na nich wszystkich spada cień podejrzeń.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! Ostatnio edytowane przez pi0t : 31-10-2017 o 16:17. |
02-11-2017, 08:03 | #154 |
Reputacja: 1 |
|
03-11-2017, 20:26 | #155 |
Reputacja: 1 | - Ten nie, tak naprawdę to pomógł bandytów pogonić. - Erich odpowiedział strażnikowi pytającemu o mężczyznę idącego obok Lennarta. Nim skorzystał z eskorty do gospody wrócił na miejsce napadu i odszukał swój sztylet. Następnie wraz z Lennartem, Sveinem i towarzyszącym im patrolem dotarli do gospody. Na miejscu podziękował w oszczędnych słowach, nie kazał również wzywać akolitki. - Pewnie ma mnóstwo pracy z doglądaniem wszystkich potrzebujących. - Stwierdził. - Nie fatygujcie jej po nocy. Sam pójdę ją odwiedzić rankiem. Na szczęście łajdak spartaczył strzał i rana nie jest aż tak poważna, jak mogłaby być. - Powiedział. - Do komendanta również pójdę. - Oznajmił. - Nie dlatego, że nie ufam, że zrobicie co trzeba, ale dlatego, żeby pochwalić waszą służbę dzisiejszej nocy. To miasto potrzebuje takich ludzi jak wy, a komendant z pewnością potrzebuje sprawdzonych oficerów... - zawiesił głos. - Jak was zwą? - Spytał patrząc na najbardziej ogarniętego z mężczyzn. Erich rzeczywiście zamierzał rzec jedno czy dwa dobre słowa o strażnikach, chociaż niekoniecznie nakłaniać dowódcę do awansowania swoich ludzi na oficerów. Sama pochwała była również nieco na wyrost, ale von Kurst zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że w trudnych czasach lepiej mieć po swojej stronie kilku wdzięcznych za dobre słowa strażników, niż nie mieć. Czekała go rozmowa z Oskarem oraz pozostałymi o nieudanej akcji łowców nagród. Szczęśliwie nieudanej, bowiem dwa celne bełty mogły zakończyć żywoty Ericha i Lennarta w tamtej uliczce. Wszyscy powinni mieć baczenie na siebie, bowiem do kolejnej akcji łowcy z pewnością przygotują się lepiej. Erich miał również nadzieję, że Roel albo inny towarzysz będzie mógł opatrzyć jego szyję, bowiem przeorana pociskiem skóra piekła niemiłosiernie. Nazajutrz zaopatrzy się u kapłanki w jakąś maść łagodzącą, a może nawet środek wspomagający leczenie.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
03-11-2017, 23:05 | #156 |
Reputacja: 1 | Szlachcic osłupiał i zdębiał. Mimo wszystko nie spodziewał się, że inkwizytor każe ich zaaresztować. Oskar był zdumiony, dlatego nie stawiał oporu. Na szczęście miał rozumnego towarzysza, który zachował zimną krew i zdążył przekonać fanatyka do swoich racji. Na słowa skierowane do niego, Oskar zareagował skinieniem głowy, mającym być potwierdzeniem zrozumienia słów kapłana. Następnie szlachcic wyszedł razem z towarzyszami na dwór. -O...ja...pierdole- powiedział głośno-Już mi rozpalone żelazo stanęło kurwa przed oczami.- dalsze jego słowa było zbiorem wszystkich znanych mu przekleństw. Na początku chodźmy się napić.- odpowiedział Ottonowi-Najlepiej jakiegoś słodkiego wina. Wtedy porozmawiamy i obmyślimy plan. |
07-11-2017, 21:41 | #157 |
Reputacja: 1 | Herbert Dröge oschle pożegnał trójkę protagonistów. Nikt z nich nie zaprotestował, żaden nie odważył się wnieść sprzeciwu. W większości wyszli bez słowa. Jeszcze na placu przy świątyni Otto Widdenstein zastanawiał się, nad możliwością wyrwania dziadygi z lochu kapłana. Tylne ukryte wejście do sakralnej budowli, odkrycie sekretnego tunelu, włamanie do świątyni. Jego myśli mimo zmęczenia kotłowały się w głowie. W katakumbach panował półmrok, nie było też zbytnio czasu je zwiedzać i przeszukać. Nikt zresztą wtedy o tym nie pomyślał. Świątynia Ulryka przypominała budowlę obronną, możliwe jednak, że taki tunel i sekretne przejście istnieje. Rzucony czar trochę rozjaśnił zmęczony umysł. Wędrowny Czarodziej uświadomił sobie, że nie studiował architektury, ani inżynierii. Brakowało mu wiedzy w tym temacie. Budowniczowie świątyni Ulryka z pewnością dawno już pomarli, sam kapłan raczej takich sekretów nikomu nie ujawni. W archiwum miejskim, nawet jeśli udałoby się odnaleźć plany budowli, to raczej nikt na nich nie naniósł sekretnego przejścia. Rozważania maga przerwał szlachcic, który po stresującej sytuacji wyraźnie chciał odetchnąć przed spoczynkiem. Kwarta czy dwie słodkiego winna uspokoi skołatane nerwy i pomoże usnąć. Akolita Morra nie protestował, chwilowo milczał. Czyżby rozterki moralne zbytnio wstrząsnęły jego wiarą? Przecież Morr i jego wyznawcy to ich zaprzysiężeni wrogowie nieumarłych. Ich posługa polega na ochronie dusz mieszkańców Imperium przed Chaosem i nekromantami. Chwilę później akolita Morra dostrzegł, że jego towarzysz szlacheckiej krwi ma przeszklone oczy, mimowolnie drżą mu ręce i z pewnością ma wysoką gorączkę, choć chyba nie zdaje sobie tego nawet zbytnio sprawy.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
09-11-2017, 08:34 | #158 |
Reputacja: 1 |
|
09-11-2017, 09:17 | #159 |
Administrator Reputacja: 1 | Powiadają niektórzy, że ranek jest mądrzejszy od wieczora. W przypadku Lennarta ranek okazał się nie tyle mądrzejszy, co znacznie lepszy. A dokładniej - zdrowszy. Mikstura, którą zażył jak co wieczór, i popił kolejną porcją ziółek, najwyraźniej tym razem zadziałała, bo całą noc Lennart przespał spokojnie, a rankiem, chociaż był słabszy niż powinien, to nie biegał do kibla, ani też nie rzygał jak kot. Czyżby stał się cud i zaraza zaczęła opuszczać jego ciało? Ze zdwojonym apetytem usiadł do w miarę normalnego posiłku, bardziej konkretnego niż kleik z ryżu. - To jakie mamy plany na dziś? - spytał Ericha. |
09-11-2017, 11:36 | #160 |
Reputacja: 1 | Akolita nie spał tej nocy zbyt wiele. Dręczony wątpliwościami wpatrywał się w ciemność, a świadomość, że szuka sprzymierzeńca w kimś, kto powinien być jego wrogiem i oszukiwanie tego, kto powinien byś mu sprzymierzeńcem spędzała mu sen z powiek przez wiele godzin. Kiedy jednak zmorzyło go zmęczenie usnął i znów nie śnił o niczym. Czy była to kara, czy ciche przyzwolenie od Pana Snów? Z takim pytaniem jeszcze przed brzaskiem otworzył oczy kolejnego dnia. Akolita jednak podjął już decyzję. Musiał tylko przekonać sam siebie, że jest słuszna. Bez słowa zebrał swoje ubrania zwinięte w spory pakunek i ubrał się jak zwykle w odosobnieniu. Napełnił brzuch jedzeniem, bo wiedział, że potrzebna będzie mu siła. Kończąc posiłek przeklął siebie za to, że brak mu było błyskotliwości takiej, jaką otrzymał jego młodszy brat. Nienawidził go za to, że był od niego sprytniejszy, a teraz dałby się pociąć za jego pomoc. Jedynym pomysłem, jaki przychodził mu do głowy było zwrócenie się o pomoc do burmistrza, któremu również los mieszkańców mógł leżeć na sercu, ale to zrujnowałoby niedawno odzyskane zaufanie Droge`a. Kapłan na pewno nie darowałby mu takiego oszustwa. Taka zniewaga i potwarz sprowadziłaby niechybny gniew na akolitę i prędzej by zabił Dziadygę, niż wydałby w jego ręce. Gdy w zamyśleniu wyszedł na ulicę w pierwszym momencie nie zauważył tego, jak bardzo zmieniło się miasto. Dopiero po chwili podniósł wzrok, a jego oczom ukazały się martwe ciała, lecz nie pokonane przez chorobę, a przez żelazo dzierżone w dłoniach innych ludzi. Roel natychmiast przypomniał sobie co czuł na cmentarzu. Jego gardło zacisnęło się boleśnie, oczy zaszkliły, a zęby zazgrzytały. Nie przeszedł obojętnie obok żadnego ciała, nad każdym pochylił się układając skrzyżowane ręce na piersiach i domykając wciąż otwarte oczy. Nad każdym odmówił modlitwę licząc, że Morr nadal będzie chciał go wysłuchać. Podczas prowizorycznych obrzędów pogrzebowych i kiedy ze złością posyłał kopniakami natrętne szczury w powietrze, coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że musi coś zrobić. Nawet jeśli on sam zostanie potępiony, musi coś zrobić. Miał nie wtrącać się w sprawy żyjących, ale tyle bolesnej śmierci nie może być miłe jego łaskawemu Panu. Postanowił zebrać wszystkich towarzyszy w jednym miejscu. Byli mądrzejsi od niego, a teraz, kiedy poznał ich tajemnicę będą mówić bez ogródek. W pierwszej kolejności pomyślał o Sveinie. Jego znajomość miasta i biegłość w poruszaniu się po nim nie raz już okazała się nie ocenioną pomocą. Ostatnio edytowane przez Morel : 09-11-2017 o 11:41. |