Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2017, 18:10   #381
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-To jest... Nie... - w dłoni miała medalion. W pierwszej chwili myślała, że był to ten który znalazła w Świtającym Gaju, należący do jej brata. Lecz ten który trzymała miał wygrawerowane jej imię. - To mój własny... - rozczuliła się. Zacisnęła dłoń. - Czyżby to był dowód, że przeszłam próbę? - podniosła spojrzenie na niebo. Chciała od razu wstać, by lepiej rozejrzeć się i ruszyć w drogę powrotną. Ale poważnie zakręciło jej się w głowie, aż pociemniało jej w oczach, a w uszach zaczęło jej huczeć. Ponownie położyła się.
Gdy napad słabości jej przeszedł uśmiechnęła się. Wspomniała zadowolone twarze dziadka i mentora. Byli prawdziwie dumni z niej, a to sprawiło, że czuła się szczęśliwa. Odpoczywała więc, bo wiedziała, że zasłużyła sobie.
Sporo czasu zajęło jej zbieranie sił. Do kolejnej próby podniesienia się, zabrała się ostrożnie. Wpierw usiadła, później przyklękła, by w końcu powoli zacząć stawać na nogi.
Tym razem się udało. Czuła się osłabiona, ale chęć powrotu brała w niej górę. Dopiero gdy teraz rozejrzała się, to dostrzegła daszek świątyni wystający ponad powierzchnię wody. Dodając do tego układ rzek wpływających do jeziora, nawet Venoar była w stanie określić gdzie się znajdowała i gdzie czekać powinni na nią Lusian i Młot.

Paladynka ostrożnie schyliła się i wzięła do ręki torbę, narzucając ją na ramię. Spojrzała we wschodnim kierunku, w którym powinna się udać. I powolnym krokiem ruszyła tam. Uśmiech zadowolenia nie opuszczał jej przez cały czas marszu.
Dotarcie do celu zajęło jej ponad godzinę.
Nim zobaczyła kogokolwiek, wyczuła nerwowość swojego wierzchowca, która nagle zmieniła się w ciekawość, a później radość. Panna Oakenfold teraz zdała sobie sprawę jak bardzo brakowało jej tej więzi jaką miała z Młotem. Niedługo później, wychodząc zza wydmy dostrzegła wielką czarną plamę w oddali, którą był jej wierzchowiec. Rumak wyprostował się i strosząc uszy spojrzał w jej kierunku, by zaraz ruszyć pędem ku niej. Venora w tym czasie zatrzymała się, zmęczona usiadła tak jak stał i czekała aż zwierzę do niej przybędzie.
Wierzchowiec pędził radośnie, energicznie i wysoko podnosząc nogi. Lusian też ruszył w kierunku Venory, choć jemu tak się nie spieszyło z tęsknoty jak wierzchowcowi. Gdy Młot zbliżył się dostatecznie, nieco zwolnił, a ostatecznie się zatrzymał pchając swój wielki łeb w pierś Venory jakby bezdyskusyjnie potrzebował pieszczot i uwagi.

Rycerka czuła jak od konia bije pozytywna energia i radość, a zanim wierzchowiec w końcu się uspokoił na wydmie pojawił się też i niziołek. Wynalazca powitał pannę Oakenfold gestem ręki
-Po uśmiechu na twarzy, widzę że chyba się powiodło?- spytał.
Venora już chciała odpowiedzieć magowi, ale Młot szturchnął ją głową upominając się, że był pierwszy i domaga się uwagi. Paladynka prawie zachwiała się aż, ale objęła czarny łeb i mocno przytuliła, jednocześnie opierając się na nim. W końcu mogła zwrócić uwagę na niziołka.
- [i]Tak udało się. Choć to była chyba najtrudniejsze przez co musiałam przejść -[i] przyznała. - Wciąż czuję się ledwo żywa - westchnęła. - Gotowy do drogi? - zapytała.
-Jasne! Już nie mogłem usiedzieć!- Lusian oparł ręce na biodrach czekając, aż rycerka przywita się z wierzchowcem i w końcu ruszą w drogę. Młot jeszcze chwilę pchał swój łeb do głaskania.

~***~

Wydmy i piaszczysty brzeg zostawili za sobą. Młot był wypoczęty, jak wtedy gdy panna Oakenfold pierwszy raz go dosiadła i aż garnął się do spożytkowania tej energii. Niziołczy wynalazca siedział na grzbiecie konia, przed rycerką, gdyż tak było łatwiej i poręczniej dla jego i jej.
Po godzinie jazdy kompani znów znaleźli się na leśnej ścieżce. Znów musiała schylać głowę i regularnie wyszukiwać paladyńskim zmysłem ewentualnego zagrożenia i negatywnej energii. Młot przebył około dwóch mil, gdy za zakrętem, nieopodal na ścieżce pojawił się tajemniczy osobnik. Miał na sobie szatę maga, a w ręku trzymał misternie wykonany kostur z jaskrzącą się na czerwono kulą energii. Jego oblicze zakrywał kaptur. Venora była za daleko by sprawdzić aurę charakteru tajemniczego jegomościa, ale coś jej podpowiadało, że mężczyzna przynosi kłopoty. Długo nie musiała nad tym się zastanawiać, gdyż chwilę później z gęstych krzaków obok ścieżki wyłoniła się dobrze znana Venorze postać w czarnej zbroi.
-To wyznawca Bane’a!- syknął Lusian, a Venora już wtedy wiedziała, że oto przyszło jej kolejny raz spotkać się z Agness - Czarną kapłanką.


- Tak wiem... Znam ją... - mruknęła złowrogo Venora w odpowiedzi. - Trzymaj różdżkę w pogotowiu... - szepnęła do Lusiana, który siedział za jej plecami na końskim grzbiecie. Ona sama natychmiast sięgnęła po tarczę, uwalniając zaklęcie ochrony przed złem. Paladynka położyła dłoń na rękojeści miecza ale nie sięgnęła jeszcze po niego.
- Jeśli życie wam miłe, nie radzę atakować, bo skończy się to dla was tylko w jeden sposób - przestrzegła. - W najlepszym razie znów będziesz uciekać przede mną - skierowała ostatnie słowa wprost do czarnej kapłanki, spoglądając na nią z góry.
-Tym razem jestem przygotowana! Pożegnaj się ze swoim małym przyjacielem i przygotuj się na spotkanie z Helmem suko!- odparła czarna kapłanka sięgając po buzdygan. Kapłanka Bane’a szepnęła coś do towarzyszącego jej maga, a ten tylko skinął głową.
-Załatwmy to po rycersku. Tylko ty i ja. Twój miecz, przeciwko mojemu buzdyganowi!- zaproponowała uśmiechając się pod nosem.
-Nie rób tego! To jakiś podstęp!- syknął Lusian.

Panna Oakenfold uśmiechnęła się pod nosem. Zamiast odpowiedzieć niespiesznie zeskoczyła z końskiego grzbietu. Dyskretnie mrugnęła przy okazji do Lusiana, by dać mu znać, że nie jest z tych paladynów co dają się wrobić w tak proste kłamstwo.
- Chcesz się ze mną pojedynkować po rycersku? Ciekawe... - powtórzyła Venora po niej spokojnym tonem. - To będzie trudne skoro mamy tylko jednego rycerza - wypowiadając te słowa spojrzała na towarzysza Agness. - Pewnie twoja koleżanka się nie chwaliła, ale żyje ona tylko, dlatego bo ostatniego swojego towarzysza maga, Zhentarima, poświęciła by uciec przede mną. Zabiłam każdego kogo na mnie nasłała... Jestem skuteczna w zabijaniu istot waszego pokroju. Ledwo dwa dni temu zabiłam kapłana Talosa z tej okolicy... Zostaw ją mi, a pozwolę tobie odejść - powiedziała dając mu opcję.
Tajemniczy czarodziej spojrzał na Agness, a ta skinęła mu głową z niebywałym spokojem. Być może faktycznie znalazła jakiś sposób na rycerkę, że teraz czuła się tak pewnie jak nigdy. Mag odszedł na bok i przyglądał się wszystkiemu bez ingerowania w konflikt kobiet. Venora czuła niepokój Młota, ale była przecież pewna swoich umiejętności szermierskich i szła w kierunku Czarnej kapłanki z myślą o zwycięstwie.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline