Alan William Abercup - Jasne szefie
Alan jak tylko wszedł wykorzystał okazję by rozejrzeć się nieco po gabinecie koordynatora. Moore najwyraźniej lubił porządek i dokładność, Alan dostrzegł to po sposobie w jaki tamten trzymał jego papiery. Uśmiechnął się pod nosem, dawniej taki rzut okiem na dane oznaczał zapamiętanie ich w kamerze cyfrowej a później wystarczyło tylko posiedzieć godzinkę lub dwie by uzyskać pełny i dokładny obraz. Żałował, ze nie miał tego sprzętu, szwajcarska robota jeszcze z czasów rozkwitu Europy.
Alan w ciągu krótkiej chwili nim wyszedł z pokoju po wodę wykonał dziesiątki czynności obserwacyjno-operacyjnych. Po wyjściu pamiętał jeszcze całą mimikę i gesty ciała szefa - były nieznaczne, ograniczone do minimum, co świadczyło o tym, że człowiek ten posiada niewyobrażalną zdolność do kontrolowania siebie. Niełatwo byłoby wyprowadzić go z równowagi. "To dobrze" - pomyślał Alan. - "Moore wyglądał i zachowywał się jak fachowiec, tym lepiej dla nas." Alan znał już dokładne rozmieszczenie mebli w pokoju tak, że mógłby nawet z zamkniętymi oczyma wędrować po nim swobodnie. Zdołał zerknąć też na zdjęcie kobiety, którą przed chwilą poznał, nic więcej jednak nie wyczytał, gdyż Moore dostrzegł spojrzenie i schował przed Alanem dokumenty. "Skubaniec dobry jest" - pomyślał Alan - "mało kto jest w stanie zauważyć moje ukradkowe spojrzenia, no ale w końcu jak już ustaliłem mamy tu do czynienia z zawodowcem."
Alan wyszedł napełnił dzbanek wody i zabrał garść kubków nałożonych jeden na drugi.
Wszedł do pokoju, rozejrzał się i przywitał pozostałych.
- Nazywam się Alan William Abercup, ech... wystarczy samo Alan. Odłożył dzbanek z kubkami.
- Jane Doe - kobieta, która się przedstawiła zrobiła to z dziwną rezygnacją na twarzy. Bob drgnął odruchowo i dopiero po chwili uspokoił się. Nie raz miał do czynienia z tym określeniem i nie wiązały się z tym żadne dobre wspomnienia. W tym miejscu przypomniały mu się okolice Kosowa i masowe groby nieznanych ludzi. Jedno z wielu starć na tle religijno kulturowym.
- Jack Wolf - powiedział mężczyzna luźno siedzący przy stole.
Obaj wymienili się skinieniem głowy. Alan wyjął kubek po czym nalał sobie i Shannon wody. Odłożył dzbanek i pozostałe kubki. Sam spijał wolno wodę, cóż taki trening, odruch właściwie dający cień szansy na to, że jeśli w napoju jest trucizna to zdąży się w tym zorientować zanim wypije całość. Przez moment znów przypomniał sobie ciężkie czasy w Europie lecz szybko odsunął od siebie wspomnienia, nie było na nie teraz ani miejsca ani czasu. |