Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2017, 13:38   #43
Ganlauken
 
Ganlauken's Avatar
 
Reputacja: 1 Ganlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwu
CHRIS, ANASTAZJA, ROSALIE, JJ (po wyjściu Billy’ego)


- Kurwaaa - Rosalie zawyła zrywając się z łożka. Niebezpiecznie zakręciło jej się w głowie, skronie ściskał tępy ból.
- Tutaj! Tu jestem! - Zakwiczał Głos Rozsądku zza nocnej szafki.
W przyspieszonym tempie zaczęła wykonywać kolejne czynności. Podłączyła e-glasy do ładowania i oglądając swoje ciuchy, które w większości zupełnie nie nadawały się do założenia, zwróciła się do Świnki - sprawdź ile zajmie mi dojechanie do pracy i zamów taksówkę.
- 15-20 minut - odparł Głos Rozsądku. - Zamawiam taksówkę na za pół godziny.
- Ok - rzuciła i pobiegła do łazienki w samej bieliźnie. Musiała wziąć szybki, zimny prysznic i umyć zęby. Zupełnie nie zastanawiając się tym, czy ktoś może mieć coś przeciwko użyła szarego ręcznika kąpielowego i zielonej szczoteczki manualnej, należących do któregoś z członków zespołu. Po niespełna 10 minutach wynurzyła się z łazienki i potknęła o jedną z pustych butelek robiąc przy tym sporo hałasu.
Wpadała do pokoju Howl, pospiesznie przywróciła łóżko do porządku i naciągnęła na tyłek jeansowe szorty, które jakimś cudem uniknęły kontaktu z sosami i rozlewanym alkoholem.
Nie mając innego wyboru otworzyła szafę i wygrzebała z niej biały t-shirt z nadrukiem.
W salonie zlokalizowała swoją torbę i korzystając z okazji, że do przyjazdu taksówki pozostawało jeszcze kilka minut nalała sobie kufel zimnej kranówki. Woda już dawno tak dobrze nie smakowała.

Dla Anastazji to też nie była łatwa pobudka. Choć nigdzie nie musiała się spieszyć i mogła pospać nieco dłużej niż pozostali członkowie zespołu, swoje przebudzenie postanowiła obwieścić światu jękiem. Brzmiało to jak skrzyżowanie zombie z potępioną duszą, którym w dodatku ktoś kazał oglądać zapętlone japońskie gówno.
Nim czerwonowłosa wygramoliła się z oryginalnego łóżka Liz (całkiem wygodnego), sprawdziła czat bandu i wiadomości na holofonie. Była trzy. Dwie od Olivera - standardowe pierdolenie przy tym jak kładł się spać i po obudzeniu - oraz jedna od Paula Gaultiera, lidera Alamo: “Dzień dobry pani Anastazjo, czy zespół podjął już jakąś decyzję?”.
Kolejny cierpiętny jęk wyrwał się z ust de Sade.
- Kurwa. - Podsumowała sytuację. Musiała to wreszcie obgadać z ludźmi z zespołu a tymczasem miała jeszcze większe wyzwanie przed sobą... wstać.

Han wciąż nie dokonał tego heroicznego czynu. Krzątanie się Rosalie nie przeszkadzało mu w dość głośnym chrapaniu. Za to Ruda Mery z niemałym trudem dźwignęła się do pozycji siedzącej na kanapie i zerknęła na holofon.
- Też muszę się zbierać… - powiedziała. - Co tu tak śmierdzi? - pociągnęła nosem.
Faktycznie w salonie unosił się dziwny zapach.
Striptizerka wstała i nachyliła się nad Hanem.
- Nie, to nie on.
- Co nie on? - spytał Chris wchodząc do salonu i kopiąc lekko beczkę po piwie. Dźwięk jaki się wydobył i ochocze poturlanie się po podłodze wskazywały dosyć tragiczną pustkę panującą w środku. - Howl zawsze ma coś zabunkrowane… muszę sklinić bo zejdę… - dodał grzebiąc w lodówce.
- Nie on śmierdzi - wyjaśniła Ruda Mery. - No w każdym razie nie aż tak. Mniejsza z tym, nie mój problem - wzruszyła ramionami i potoczyła się do łazienki. - Ale mnie łeb napieprza...
Teraz gdy o tym wspomniała Chris też poczuł jakiś zgniły smrodek.
- Coś tu zdechło, definitywnie. - Perkusista wygrzebał z głębi lodówki puszkę smakowego piwa. Już nie pamiętał kto kiedyś przyniósł to jaśminowe świństwo, ani kiedy.
[/justuj]
[justuj]
Leżała tam sobie ta puszeczka #2 z dwupaka już jakiś czas, bo nikt nie chciał tego tknąć, po komisyjnym spróbowaniu przez ekipę puszki #1. Howl ostatnio nawet chciała to wywalić, ale Chris powstrzymał ją chcąc wykorzystać to “coś” by zrobić komuś dowcip. Wczoraj wieczorem zapomniał o tym, teraz stanął przed nie lada dylematem.
- My żyjemy, Bill wyszedł… Ktoś sprawdzał co z JJ-em? Choć na trupie aromaty za wcześnie - mruknął decydując się na srogi krok i otwierając puszkę. Upił dużego łyka i wykrzywił się w cierpiętniczym grymasie. Było ohydne, ale miało w sobie alko. Na klina jako tako się nadawało.
- Żyje, jeszcze żyje. - JJ wyłonił się ze swojej kanciapy.
-Tu jest jeszcze większy burdel, niż jak kładłem się spać. Dobrze, że to nie ja będę musiał to sprzątać. - Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, humor wracał mu powoli do normy, choć w jego przypadku oznaczało to, co najwyżej wiadro sarkazmu.
- A ci to kurwa kto? - Rzekł w kierunku niepoznanych mu wcześniej osób. Pamiętał, że wieczorem widział jakieś nadprogramowe stado, ale wczoraj nie przykładał do tego większej wagi.
- Chuj, w sumie nieważne. To, jaki mamy plan na dzisiaj?
- Mój łeeeeb, aaa milczcie... - odezwała się pełnym cierpienia głosem Anastazja, która mimo iż wyglądała jak czupiradło, na twarzy miała idealny make-up. - Ugh albo Chris, daj mi trochę tego gówna... - powiedziała, rozglądając się za swoimi butami i topem.
- To Rosalie, nasza fanka i prowadząca fanpage. To Ruda Mery, striptizerka z Insomni i właścicielka dwóch nieziemskich cycków, a ten tu… - Chris zbliżając się do Anastazji z puszką w dłoni spojrzał na Hana jakby go nie poznawał. - Nie wiem, kurcze, nie wiem, chyba z litości z ulicy wzięliśmy. - Podał “piwo” skrzypaczce opierając się o karoserię/łóżko Liz.
- Chyba wszystko się zgadza - potwierdziła słowa perkusisty. - Cześć - dźwignęła się z krzesła z niemałym trudem i podeszła by przywitać się z JJ-em. - Wiadomo gdzie dziś gracie koncert? Wrzuciłabym jakieś info na fanpejdża - zwróciła się do zespołu.
- W Niewidzialnym - powiedziała Anastazja i duszkiem wypiła kilka łyków, po czym cała się otrząsnęła - Kurwa, jakie to ohydne. Pasuje do ciebie Sillyboy, dzięki - oddała puszkę perkusiście - Maya mówi, że będzie śpiewać mi nad uchem aż do Alamo, jeśli teraz siądę za sterami, więc jestem skazana jeszcze kilka godzin z wami posiedzieć. Możesz mnie wykorzystać, Chris... - zrobiła znaczącą przerwę - w temacie przygotowania holo do koncertu.
- Witaj Rosalie - zwrócił się do dziewczyny. - Jestem James Juan, czyli jak wiadomo po prostu JJ. Najnormalniejszy członek tego zespołu. Tu lekko zpauzowal — Przyznaje, że nie miałem pojęcia, że mamy fanpage. Szczerze powiedziawszy, to niezbyt interesują mnie takie rzeczy. Rzekłbym nawet, że jestem starej daty. Zwrócił się w stronę Chrisa — Zostało jeszcze coś do żarcia? Coś co nie było przyklejone do was ani do podłogi lub ściany? - Sully na to tylko pokręcił przecząco głową.
- Kochana jak nikt inny - rzuciła do Anastazji z uroczym uśmiechem. - Dobra, dzięki za imprezę, spadam do roboty i jeśli nie podpiszą ze mną umowy to wasza wina - obdarzyła Chrisa i de Sade oskarżycielskim spojrzeniem i zniknęła na chwilę w pokoju Howl. Wróciła w e-glasach z oprawkami bardzo vintage. - Koszulkę oddam przy najbliższej okazji, może nie zauważy.
- Spoko, powodzenia, na pewno nie zauważy. Na tobie dużo lepiej wygląda - powiedziała Anastazja do wychodzącej dziewczyny, szczerząc się uroczo, po czym spojrzała na JJ i z pytającym wyrazem twarzy wskazała swoje piersi, okryte czerwonym, koronkowym stanikiem.
- Aye, lepiej - wzrok Chrisa prześlizgnął się po ciele tatuażystki. - Dam Ci później namiar gdzie ten koncert, ale nikomu ani słowa i żadnych fanpejdży. Jak to wycieknie to dupa będzie nie koncert. - Zaczął grzebać w pozostałościach po imprezie w poszukiwaniu jakiejś nie do końca pustej paczki fajek.
- Milczę jak grób - obiecała Rosalie jakby dla potwierdzenia słów przycisnęła palec wskazujący do ust. - Pa wszystkim - rzuciła, gdy Głos zawiadomił, że transport już czeka.

Chwilę po wyjściu Rosalie z kibla wytoczyła się Ruda Mery.
- Boże, co za ryj - westchnęła. - W sensie mój. Jebać, muszę lecieć. Dzięki za imprezkę, kochani, było super! - pomachała Anastazji i JJ-wi i przytuliła Chrisa. - Nie obrażę się jak zgolisz peniski. - pogłaskała go po głowie, nim wyszła.
Chris znalazł w końcu jedna paczkę w której było kilka szlugów. Spoczywała pod nadgryzionym kawałkiem pizzy, która z kolei spoczywała pod koszulką perkusisty.
- Ja bym tego nie jadł - mruknął do JJ-a. - Hm, Ty Anastazja, w sumie możesz pomóc w czymś zanim wyjdę, bo na miejscu chcę tam pomontować. Będę w sali prób w razie czego.
- Zara przyjdę... tylko znajdę buty... i koszulkę... - powiedziała mamrotliwie de Sade, po czym jakby żywiej spojrzała na JJ-a - Chyba że jednak chcesz ugryźć?
- Mówisz o Anastazji? - JJ odpowiedział pytaniem Chrisowi. Po czym spojrzał na De Sade i uśmiechnął się kąśliwie. Ruszył w stronę swojego legowiska i jakby przypadkiem otarł się o skrzypaczkę, po czym dodał - Oh pardon madame. - Nie czekając na odpowiedź, skrył się za kotarą, pogrzebał coś w szafeczce, wrócił do głównego pomieszczenia, stanął za czerwonowłosą i rzekł:
- Masz ochotę na batona?
Reakcje podpitej wciąż dziewczyny były spowolnione, toteż gdy nagle pojawił się za nią JJ, który przed chwilą poszedł do siebie, podskoczyła wystraszona i zachwiała się, potknąwszy o własnego buta. Uniknęła efektownej gleby tylko dzięki odruchowi, w którym wyciągnęła przed siebie dłonie, padając. W efekcie jak kot spadła na cztery łapy, nie czyniąc sobie krzywdy, ale i... wypinając się w kierunku saksofonisty.
- Ugh... - powiedziała tylko, starając się powstrzymać bełta.
JJ spojrzał sobie na "tył" Anastazji.
- Hm, mała może Ci pomóc? Odprowadzić na krótkie rzyganko? Całkiem dobrze wyglądasz od tylnej strony. - Przez myśl przeszło mu stwierdzenie "od dupy strony" ale w porę się powstrzymał.
Ukląkł przy skrzypaczce i wyjął z kieszeni batona energetycznego.
- Mi zawsze pomaga na kaca, zawsze trzymam kilka sztuk w zanadrzu. Przyda ci się trochę energii, dzisiaj musimy rozjebać w pył ten Niewidzialny.
Anastazja usiadła na ziemi po turecku i przyjęła batona z miną sfoszonej księżniczki. Nie lubiła, gdy coś szło nie po jej myśli.
- Czasem nie umiem cię rozgryźć. - wyznała po czym odgryzła całkiem spory kawałek batonika i oddała go saksofoniście.
- Nie tylko ty kochana masz z tym problem.
James dokończył nadgryziony batonik i usiadł obok.
- Jeśli będziesz próbowała mnie przejrzeć i tak natrafisz na ścianę z cegieł. Jeśli spróbujesz ją przebić, natrafisz za nią na kolejną. Już taki jestem i wierz mi lub nie, ale dobrze się z tym czuję.
- Rozumiem, że to taki twój podryw na bad assa. - Vandelopa wyszczerzyła się, siadając wygodniej i opierając spoufale głowę na ramieniu JJ’a - Na mnie to nie działa, bo wcale do ciebie nie zarywam. Nie znaczy to jednak, że będę cię miała w dupie od razu. Jesteśmy teamem, piękny chłopcze z bagażem cegłówek zamiast doświadczenia. - cmoknęła go z zaskoczenia w policzek, po czym zaczęła zbierać się do wstawania.
JJ roześmiał się.
- Do złego chłopca to mi jednak jeszcze wiele brakuje. - Szturchnął lekko Anastazje.
- Ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek. Zrobił minę, jaką zazwyczaj robią małolaty, gdy pretendują do bycia gangsta rap na teledyskach.
- Koniec tego bajdurzenia, za chwile przyjedzie ekipa.
 
Ganlauken jest offline