02-11-2017, 00:06 | #41 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Selyuna : 02-11-2017 o 00:10. |
02-11-2017, 13:19 | #42 |
Reputacja: 1 |
|
02-11-2017, 13:38 | #43 |
Reputacja: 1 | CHRIS, ANASTAZJA, ROSALIE, JJ (po wyjściu Billy’ego) - Kurwaaa - Rosalie zawyła zrywając się z łożka. Niebezpiecznie zakręciło jej się w głowie, skronie ściskał tępy ból. - Tutaj! Tu jestem! - Zakwiczał Głos Rozsądku zza nocnej szafki. W przyspieszonym tempie zaczęła wykonywać kolejne czynności. Podłączyła e-glasy do ładowania i oglądając swoje ciuchy, które w większości zupełnie nie nadawały się do założenia, zwróciła się do Świnki - sprawdź ile zajmie mi dojechanie do pracy i zamów taksówkę. - 15-20 minut - odparł Głos Rozsądku. - Zamawiam taksówkę na za pół godziny. - Ok - rzuciła i pobiegła do łazienki w samej bieliźnie. Musiała wziąć szybki, zimny prysznic i umyć zęby. Zupełnie nie zastanawiając się tym, czy ktoś może mieć coś przeciwko użyła szarego ręcznika kąpielowego i zielonej szczoteczki manualnej, należących do któregoś z członków zespołu. Po niespełna 10 minutach wynurzyła się z łazienki i potknęła o jedną z pustych butelek robiąc przy tym sporo hałasu. Wpadała do pokoju Howl, pospiesznie przywróciła łóżko do porządku i naciągnęła na tyłek jeansowe szorty, które jakimś cudem uniknęły kontaktu z sosami i rozlewanym alkoholem. Nie mając innego wyboru otworzyła szafę i wygrzebała z niej biały t-shirt z nadrukiem. W salonie zlokalizowała swoją torbę i korzystając z okazji, że do przyjazdu taksówki pozostawało jeszcze kilka minut nalała sobie kufel zimnej kranówki. Woda już dawno tak dobrze nie smakowała. Dla Anastazji to też nie była łatwa pobudka. Choć nigdzie nie musiała się spieszyć i mogła pospać nieco dłużej niż pozostali członkowie zespołu, swoje przebudzenie postanowiła obwieścić światu jękiem. Brzmiało to jak skrzyżowanie zombie z potępioną duszą, którym w dodatku ktoś kazał oglądać zapętlone japońskie gówno. Nim czerwonowłosa wygramoliła się z oryginalnego łóżka Liz (całkiem wygodnego), sprawdziła czat bandu i wiadomości na holofonie. Była trzy. Dwie od Olivera - standardowe pierdolenie przy tym jak kładł się spać i po obudzeniu - oraz jedna od Paula Gaultiera, lidera Alamo: “Dzień dobry pani Anastazjo, czy zespół podjął już jakąś decyzję?”. Kolejny cierpiętny jęk wyrwał się z ust de Sade. - Kurwa. - Podsumowała sytuację. Musiała to wreszcie obgadać z ludźmi z zespołu a tymczasem miała jeszcze większe wyzwanie przed sobą... wstać. Han wciąż nie dokonał tego heroicznego czynu. Krzątanie się Rosalie nie przeszkadzało mu w dość głośnym chrapaniu. Za to Ruda Mery z niemałym trudem dźwignęła się do pozycji siedzącej na kanapie i zerknęła na holofon. - Też muszę się zbierać… - powiedziała. - Co tu tak śmierdzi? - pociągnęła nosem. Faktycznie w salonie unosił się dziwny zapach. Striptizerka wstała i nachyliła się nad Hanem. - Nie, to nie on. - Co nie on? - spytał Chris wchodząc do salonu i kopiąc lekko beczkę po piwie. Dźwięk jaki się wydobył i ochocze poturlanie się po podłodze wskazywały dosyć tragiczną pustkę panującą w środku. - Howl zawsze ma coś zabunkrowane… muszę sklinić bo zejdę… - dodał grzebiąc w lodówce. - Nie on śmierdzi - wyjaśniła Ruda Mery. - No w każdym razie nie aż tak. Mniejsza z tym, nie mój problem - wzruszyła ramionami i potoczyła się do łazienki. - Ale mnie łeb napieprza... Teraz gdy o tym wspomniała Chris też poczuł jakiś zgniły smrodek. - Coś tu zdechło, definitywnie. - Perkusista wygrzebał z głębi lodówki puszkę smakowego piwa. Już nie pamiętał kto kiedyś przyniósł to jaśminowe świństwo, ani kiedy. [/justuj] [justuj] Leżała tam sobie ta puszeczka #2 z dwupaka już jakiś czas, bo nikt nie chciał tego tknąć, po komisyjnym spróbowaniu przez ekipę puszki #1. Howl ostatnio nawet chciała to wywalić, ale Chris powstrzymał ją chcąc wykorzystać to “coś” by zrobić komuś dowcip. Wczoraj wieczorem zapomniał o tym, teraz stanął przed nie lada dylematem. - My żyjemy, Bill wyszedł… Ktoś sprawdzał co z JJ-em? Choć na trupie aromaty za wcześnie - mruknął decydując się na srogi krok i otwierając puszkę. Upił dużego łyka i wykrzywił się w cierpiętniczym grymasie. Było ohydne, ale miało w sobie alko. Na klina jako tako się nadawało. - Żyje, jeszcze żyje. - JJ wyłonił się ze swojej kanciapy. -Tu jest jeszcze większy burdel, niż jak kładłem się spać. Dobrze, że to nie ja będę musiał to sprzątać. - Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, humor wracał mu powoli do normy, choć w jego przypadku oznaczało to, co najwyżej wiadro sarkazmu. - A ci to kurwa kto? - Rzekł w kierunku niepoznanych mu wcześniej osób. Pamiętał, że wieczorem widział jakieś nadprogramowe stado, ale wczoraj nie przykładał do tego większej wagi. - Chuj, w sumie nieważne. To, jaki mamy plan na dzisiaj? - Mój łeeeeb, aaa milczcie... - odezwała się pełnym cierpienia głosem Anastazja, która mimo iż wyglądała jak czupiradło, na twarzy miała idealny make-up. - Ugh albo Chris, daj mi trochę tego gówna... - powiedziała, rozglądając się za swoimi butami i topem. - To Rosalie, nasza fanka i prowadząca fanpage. To Ruda Mery, striptizerka z Insomni i właścicielka dwóch nieziemskich cycków, a ten tu… - Chris zbliżając się do Anastazji z puszką w dłoni spojrzał na Hana jakby go nie poznawał. - Nie wiem, kurcze, nie wiem, chyba z litości z ulicy wzięliśmy. - Podał “piwo” skrzypaczce opierając się o karoserię/łóżko Liz. - Chyba wszystko się zgadza - potwierdziła słowa perkusisty. - Cześć - dźwignęła się z krzesła z niemałym trudem i podeszła by przywitać się z JJ-em. - Wiadomo gdzie dziś gracie koncert? Wrzuciłabym jakieś info na fanpejdża - zwróciła się do zespołu. - W Niewidzialnym - powiedziała Anastazja i duszkiem wypiła kilka łyków, po czym cała się otrząsnęła - Kurwa, jakie to ohydne. Pasuje do ciebie Sillyboy, dzięki - oddała puszkę perkusiście - Maya mówi, że będzie śpiewać mi nad uchem aż do Alamo, jeśli teraz siądę za sterami, więc jestem skazana jeszcze kilka godzin z wami posiedzieć. Możesz mnie wykorzystać, Chris... - zrobiła znaczącą przerwę - w temacie przygotowania holo do koncertu. - Witaj Rosalie - zwrócił się do dziewczyny. - Jestem James Juan, czyli jak wiadomo po prostu JJ. Najnormalniejszy członek tego zespołu. Tu lekko zpauzowal — Przyznaje, że nie miałem pojęcia, że mamy fanpage. Szczerze powiedziawszy, to niezbyt interesują mnie takie rzeczy. Rzekłbym nawet, że jestem starej daty. Zwrócił się w stronę Chrisa — Zostało jeszcze coś do żarcia? Coś co nie było przyklejone do was ani do podłogi lub ściany? - Sully na to tylko pokręcił przecząco głową. - Kochana jak nikt inny - rzuciła do Anastazji z uroczym uśmiechem. - Dobra, dzięki za imprezę, spadam do roboty i jeśli nie podpiszą ze mną umowy to wasza wina - obdarzyła Chrisa i de Sade oskarżycielskim spojrzeniem i zniknęła na chwilę w pokoju Howl. Wróciła w e-glasach z oprawkami bardzo vintage. - Koszulkę oddam przy najbliższej okazji, może nie zauważy. - Spoko, powodzenia, na pewno nie zauważy. Na tobie dużo lepiej wygląda - powiedziała Anastazja do wychodzącej dziewczyny, szczerząc się uroczo, po czym spojrzała na JJ i z pytającym wyrazem twarzy wskazała swoje piersi, okryte czerwonym, koronkowym stanikiem. - Aye, lepiej - wzrok Chrisa prześlizgnął się po ciele tatuażystki. - Dam Ci później namiar gdzie ten koncert, ale nikomu ani słowa i żadnych fanpejdży. Jak to wycieknie to dupa będzie nie koncert. - Zaczął grzebać w pozostałościach po imprezie w poszukiwaniu jakiejś nie do końca pustej paczki fajek. - Milczę jak grób - obiecała Rosalie jakby dla potwierdzenia słów przycisnęła palec wskazujący do ust. - Pa wszystkim - rzuciła, gdy Głos zawiadomił, że transport już czeka. Chwilę po wyjściu Rosalie z kibla wytoczyła się Ruda Mery. - Boże, co za ryj - westchnęła. - W sensie mój. Jebać, muszę lecieć. Dzięki za imprezkę, kochani, było super! - pomachała Anastazji i JJ-wi i przytuliła Chrisa. - Nie obrażę się jak zgolisz peniski. - pogłaskała go po głowie, nim wyszła. Chris znalazł w końcu jedna paczkę w której było kilka szlugów. Spoczywała pod nadgryzionym kawałkiem pizzy, która z kolei spoczywała pod koszulką perkusisty. - Ja bym tego nie jadł - mruknął do JJ-a. - Hm, Ty Anastazja, w sumie możesz pomóc w czymś zanim wyjdę, bo na miejscu chcę tam pomontować. Będę w sali prób w razie czego. - Zara przyjdę... tylko znajdę buty... i koszulkę... - powiedziała mamrotliwie de Sade, po czym jakby żywiej spojrzała na JJ-a - Chyba że jednak chcesz ugryźć? - Mówisz o Anastazji? - JJ odpowiedział pytaniem Chrisowi. Po czym spojrzał na De Sade i uśmiechnął się kąśliwie. Ruszył w stronę swojego legowiska i jakby przypadkiem otarł się o skrzypaczkę, po czym dodał - Oh pardon madame. - Nie czekając na odpowiedź, skrył się za kotarą, pogrzebał coś w szafeczce, wrócił do głównego pomieszczenia, stanął za czerwonowłosą i rzekł: - Masz ochotę na batona? Reakcje podpitej wciąż dziewczyny były spowolnione, toteż gdy nagle pojawił się za nią JJ, który przed chwilą poszedł do siebie, podskoczyła wystraszona i zachwiała się, potknąwszy o własnego buta. Uniknęła efektownej gleby tylko dzięki odruchowi, w którym wyciągnęła przed siebie dłonie, padając. W efekcie jak kot spadła na cztery łapy, nie czyniąc sobie krzywdy, ale i... wypinając się w kierunku saksofonisty. - Ugh... - powiedziała tylko, starając się powstrzymać bełta. JJ spojrzał sobie na "tył" Anastazji. - Hm, mała może Ci pomóc? Odprowadzić na krótkie rzyganko? Całkiem dobrze wyglądasz od tylnej strony. - Przez myśl przeszło mu stwierdzenie "od dupy strony" ale w porę się powstrzymał. Ukląkł przy skrzypaczce i wyjął z kieszeni batona energetycznego. - Mi zawsze pomaga na kaca, zawsze trzymam kilka sztuk w zanadrzu. Przyda ci się trochę energii, dzisiaj musimy rozjebać w pył ten Niewidzialny. Anastazja usiadła na ziemi po turecku i przyjęła batona z miną sfoszonej księżniczki. Nie lubiła, gdy coś szło nie po jej myśli. - Czasem nie umiem cię rozgryźć. - wyznała po czym odgryzła całkiem spory kawałek batonika i oddała go saksofoniście. - Nie tylko ty kochana masz z tym problem. James dokończył nadgryziony batonik i usiadł obok. - Jeśli będziesz próbowała mnie przejrzeć i tak natrafisz na ścianę z cegieł. Jeśli spróbujesz ją przebić, natrafisz za nią na kolejną. Już taki jestem i wierz mi lub nie, ale dobrze się z tym czuję. - Rozumiem, że to taki twój podryw na bad assa. - Vandelopa wyszczerzyła się, siadając wygodniej i opierając spoufale głowę na ramieniu JJ’a - Na mnie to nie działa, bo wcale do ciebie nie zarywam. Nie znaczy to jednak, że będę cię miała w dupie od razu. Jesteśmy teamem, piękny chłopcze z bagażem cegłówek zamiast doświadczenia. - cmoknęła go z zaskoczenia w policzek, po czym zaczęła zbierać się do wstawania. JJ roześmiał się. - Do złego chłopca to mi jednak jeszcze wiele brakuje. - Szturchnął lekko Anastazje. - Ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek. Zrobił minę, jaką zazwyczaj robią małolaty, gdy pretendują do bycia gangsta rap na teledyskach. - Koniec tego bajdurzenia, za chwile przyjedzie ekipa. |
03-11-2017, 23:24 | #44 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
04-11-2017, 20:58 | #45 | |||||||||
Konto usunięte Reputacja: 1 |
__________________ Konto zawieszone. Ostatnio edytowane przez Mira : 04-11-2017 o 21:02. | |||||||||
05-11-2017, 19:07 | #46 |
Reputacja: 1 | Kwadrans później do kuchni wróciła Liz odkręcona w przykrótki ręcznik, ciągnąca za sobą pasmo wody. Omiotła zamglonym spojrzeniem Ann, Howl i Billa by zapytać bliżej nieokreśloną osobę: - Namalujesz mi kreski? - Otwarła na oścież lodówkę i chwilę analizowała co jest warte przywłaszczenia. Ostatecznie postawiła na piwo w oszronionej butelce. - Eee… kreski? - zapytał Rebel Yell nie do końca mając pojęcie o co Liz chodzi. - Kocie - Liz wywróciła oczami jakby musiała tłumaczyć najoczywistszą oczywistosc. - Czasem się maluję. Rzadko, bo natura obdarzyła mnie na tyle hojnie, ze nie trzeba jej poprawiać. Ale koncert to pewien rytuał. - Nie jestem pewien na czym to malowanie polega. I gdzie ci je malować. Ale…- rozejrzał się dookoła i wzruszył ramionami.- Na razie nie mam i tak nic do roboty, chyba że wolisz zatrudnić dziewczyny. - Ja mogę. - Howl uniosła rękę. W tym o dziwo była całkiem niezła, co nieraz miała okazję zaprezentować. - I bardzo chętnie przyjmę podobną przysługę jebnięcia mi czegoś na ryja. Znaczy, na oczy. Byle spoko wyglądało. Ej, w sumie gdzie jest Chris? Myślicie że ogarnął jak pisałam na czacie że na 19 wszyscy się tam mają stawić? Ja pierdolę. - Westchnęła. - Wiem że poranek był ciężki dla większości, ale jednak ogar nie jest w nas silny. Może rzeczywiście manager by się nam przydał? - Panikujesz jak stara baba - Liz przytargała krzesło obok Howl, wcisnęła jej w rękę eyeliner i rozsiadła się popijając piwko. - Tylko jaskółki mi zrób. Symetryczne. Bill, ty właściwie też mógłbyś się załapać. Kreski w oczach to unisex i klasyka. - Czemu nie…- wzruszył ramionami Rebel Yell siadając obok. - I tak nie mam żadnej randki w planach. - Bowie, Jagger, Osbourne… - wyliczała dalej nakręcona Liz. - Alice, kurwa, Cooper. Wypacykowani jak panienki na wybory miss. Tylko gustowniej. Z pazurem. - Bowie… to był ktoś. Jagger miał charyzmę… Pozostali dwaj…- zaśmiał się cicho Billy.- Trochę za bardzo showmani. Ale ok… oddaję się w wasze rączki. - A propos oddawania w rączki… - Liz zerknęła na niego z ukosa. - Dasz mi jeszcze kreskę tego koksu, zaraz przed? Nie chcę grać na zjeździe. - A nie odpali ci podczas koncertu? - zapytał ostrożnie Rebel Yell. - Ekstrema w drugą stronę też będzie zła. - Masz rację. Lepiej żebym słaniała się z nóg i zaczęła trząść - odparła z przekąsem. - Kurwa, Bill, jestem nabuzowana od dwóch dni. Jak to zacznie ze mnie schodzić to z przytupem. - No dobra… niech będzie przed. - zgodził się z nią Billy po krótkim zastanowieniu. Howl wypróbowała eyeliner na ręce kilkoma wprawnymi ruchami i rozpoczęła proces wymagający dość sporej precyzji. Na szczęście tej jej w rękach nie brakowało. - Kiedyś to nawet ochrzcili man-liner, żeby faceci się nie wstydzili kupować i używać. - Wysunęła lekko język i podparła sobie lewą rękę na nadgarstku prawej. - W sumie myślę żeby sobie sprawić takie cudo jak Anastazja ma, ale potem myślę no kurwa po co. I nie panikuję, Liz, to mnie uspokaja, jeśli jeszcze nie zauważyłaś. Każdy ma swoje sposoby. - To jakie są twoje? - wymamrotała Liz ostrożnie by się nie poruszyć. - Żeby się nie nakręcać? - Porządkowanie chaosu, kurwa. - Howl odsunęła się kawałek i oceniła wstępnie swoje powstające dzieło. - Sprawianie że wszystkie jebane puzelki zaczynają się powoli składać. To tak samo jak komponowanie. Na początku masz jakiś szczątek, trochę hałasów we własnym łbie, które potrzebują struktury. A właśnie, Billy, te kawałki co mi chodzą po głowie to są też melodie. Nie wiem czy mogę pracować nad nimi dalej czy chcesz już w trakcie brać udział. - Podrzuć… co uznasz za warte podrzucenia. Jeśli wolisz solo układać nutki, to ja to rozumiem. Jedna z rzeczy które mnie kręcą. - stwierdził ciepłym tonem Rebel Yell, w którego to sercu muzyk i kompozytor toczyli wieczną walkę o przywództwo. - Juuuuuż? - przerwała im Liz, która zaczynała się niecierpliwić. - Ludzie na koksie nie są stworzeni do siedzenia. - Zawsze możesz się wypiąć, skarbie. - powiedziała de Sade, zbierając się do wyjścia - No to do wieczorka. - Machnęła wesoło ręką i skierowała się do wyjścia. - Do wieczorka. - stwierdził Billy. - Cytujesz swojego proktologa? - odkrzyknęła rozbawiona Liz. - Grzej nam miejsca! - Jak sama wszystko złożę, to będzie… - Howl dokonała ostatnich poprawek u Liz i przeniosła się do Billy’ego. - Zamknięte. Moje. Jak się włączysz w trakcie to będzie nasze wspólne. Generalnie nie mam problemu z pisaniem dla nas pod nasz obecny… - Szukała słowa. - Feel. Ale pamiętasz, jak gadaliśmy w wozie w drodze do Simona? Chciałabym żebyśmy eksplorowali nowe tereny. - Zrobisz próbkę… zrobimy kawałek i zagramy. Najlepiej eksplorować nowe tereny na przykładach. Myślę, że tak do trzeciej płyty… będziemy mieli już wykrystalizowany styl. - ocenił sytuację Rebel Yell posłusznie poddając się pieszczocie “pędzelka”. Liz wstała z miejsca, wygładziła dłońmi mokre włosy. - Dzięki - obejrzała w lustrze efekt pracy Howl. - Bez zastrzeżeń. To ja... coś na siebie wrzucę i jedziemy? Dopiła naprędce piwo, nerwowym ruchem sprawdziła holo. Była tam świeża wiadomość od Johna: “Tylko nie mów, że spaliłaś mi chałupę. A tak serio, co się dzieje?” - Ano.. bierzmy się do roboty. Jak tylko skończysz Howl. - zadecydował Rebel Yell. - Nie pogania się artysty przy pracy. - Howl znów odsunęła się trochę żeby ocenić efekty. - Co to jest do cholery wykrystalizowany styl? Nie wierzę coś takiego jak niezmienność. Chodzi mi o to, że mogę nas potraktować jak każdego innego… Klienta, z braku lepszego słowa, który przychodzi i chce kawałek. Albo zdać się na ciebie i cośtam sobie skrobać na boku. Albo możemy ramię w ramię. Nie jestem pojedyńczo głosem zespołu. A nie chcę za bardzo się pchać w cudze buty niechciana. Dobra, gotowe. - Westchnęła i oddała Liz eyeliner. - Ładujmy ten pierdolnik. Liz wbiła coś w holo, zaklęła paskudnie pod nosem i bezwiednie zgarnęła kredkę. - Idę się ubrać - humor jej widocznie siadł, co zaakcentowało pierdolnięcie przesuwnych drzwi nadwozia vana, czyli drzwi jej “pokoju”. Zaś Rebel Yell zwrócił się do Howl. - To nie chodzi o niezmienność, ale dotarcie się członków bandu i wykrystalizowanie… no… jakieś wspólnego kierunku, w którym nasza muzyka będzie podążać i ewoluować. - Można i tak. - Howl wzruszyła ramionami. Spojrzała z troską za Liz. - A czasem można zrobić jakąś ciekawą voltę. Dobra. - Sprawdziła godzinę, była 16ta. Ściągnęła kurtkę dla wygody i wykonała gest zakasywania rękawów. - Zaczynamy od najbardziej chujowej rzeczy, jaką jest zawsze pakowanie bębnów Chrisa, czy najpierw selfiaczek dla fanów? Liz zniknęła we wnętrzu vana, trzasnęły przesuwne drzwi. Wstukała zwrotnego texta. Liz: Przetrząsnęłam ci mieszkanie. Teraz mi głupio ale to było, kurwa, silniejsze ode mnie. John: Pogadamy o tym jutro, teraz naprawdę jestem bardzo zajęty. Liz: Jak chcesz. Zdjęcia i obrączkę zostawiłam na blacie w kuchni. Uznałam, że odkładanie ich na miejsce zakrawa na zacieranie śladów. Na to już nie odpisał ani słowem. |
05-11-2017, 19:38 | #47 |
Reputacja: 1 |
|
05-11-2017, 20:25 | #48 | ||||
Reputacja: 1 | Głupia automatyczna taksówka oczywiście musiała władować się w jakiś korek. Miało to swoje plusy, bo zdążyła ogarnąć internety. Gęba ucieszyła jej się szczerze, gdy zobaczyła, że Howl polubiła i skomentowała jej status o koncercie w Niewidzialnym. Napisała też do niej ze swojego prywatnego konta.
__________________ "You may say that I'm a dreamer But I'm not the only one" | ||||
05-11-2017, 23:11 | #49 |
Reputacja: 1 | - Dziś po godzinie siedemnastej niezarejestrowany w kontroli lotów dron towarowy zrzucił poćwiartowane zwłoki dwóch mężczyzn na ogródek restauracji w Chinatown, a następnie rozbił się w wodach zatoki. Według wstępnych ustaleń policji mężczyźni zginęli rozszarpani przez bioniczne psy. Zajmujące się sprawą Psy Frisco wykluczyły motywy terrorystyczne i podejrzewają porachunki gangów. Ostatnio edytowane przez Bounty : 05-11-2017 o 23:51. |
06-11-2017, 19:48 | #50 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
__________________ Konto zawieszone. |