- Najwidoczniej bierzecie mnie za kogoś innego, niż rzeczywiście jestem - odparł Rashid skubiąc brodę. - Nieszczęśnicy, za głowy których macie mi zapłacić byli zwyczajnymi rabusiami, którzy przemierzali rewir w poszukiwaniu zdobyczy. Napadli na jakiegoś rabusia grobów, który działał na własną rękę i wymierzyli mu najdotkliwszą z możliwych karę. Nie toleruję takich zachowań w mieście! A potem napatoczyliście się Wy. I zagadka rozwiązana.
- Nie mam wiedzy na temat takich rzeczy. Nie leżą one w kręgu moich zainteresowań - kontynuował. - Ale imię Jusufa ibn Jusufa jest mi znane. Podobnie jak jego mistrza Saadiego. Walki o schedę po Saadim ibn Mahmudzie wstrząsnęły miastem wiele lat temu. Ja sam byłem wtedy młodym rozrabiaką, służącym Otyłemu Ousamie, który wspierał innego z uczniów Czarnoksiężnika, Hep-nag-Theka. Jak się okazało wybrał złą stronę, bo obaj ponieśli śmierć w męczarniach wywołanych przez Jusufowe zaklęcia. Można powiedzieć, że wiele zawdzięczam ibn Jusufowi, bo śmierć Ousamy przyspieszyła mój awans i dzięki niemu jestem tym, kim jestem. Wiem tylko tyle, że Jusuf, gdy już wykończył wszystkich innych, zabrał to co pozostało po Saadim i wyjechał. Jego karawana liczyła niemalże dwadzieścia wielbłądów, a kierowała się na zachód, w stronę Res Horab, tego jestem pewien. Pamiętajcie jednak, że miało to miejsce ponad trzydzieści lat temu. Ślady już z pewnością zasypał piasek czasu.
- Więcej Wam nic nie powiem, bo zwyczajnie nie wiem. Gadaliście o skarbie, ale tak naprawdę nic o nim nie wiecie. Nie pomogę Wam więcej, ale gdyby się Wam udało zdobyć to, co Jusuf wywiózł z miasta wiele lat temu, to chętnie odkupię od Was część owego skarbu. Oczywiście za rozsądną cenę, a zaliczką z mej strony niech będzie odpuszczenie Wam tych stu dirham, które winni mi jesteście za śmierć moich ludzi. Fahim usłyszał mą propozycję i od teraz jest jej strażnikiem - Szejk dotknął ust dwoma palcami, które potem skierował ku niebu. Z wyczekiwaniem spojrzał na siedzących naprzeciwko awanturników.