Dni upływały leniwie, pogoda była wręcz idealna aby leżeć na pokładzie i oddawać się nieróbstwu w promieniach ciepłego, wiosennego słońca. Załoga Zimnej Wody nie potrzebowała żadnej pomocy, a okolica kanału była nad wyraz bezpieczna. Ruch na wodzie był całkiem spory. Daleko przed sobą widzieli żagle innej barki, podobnie z tyłu, za nimi wciąż płynął inny statek. Barka musiała często manewrować w kierunku gęsto zlokalizowanych mijanek, bo z przeciwnej strony co rusz coś płynęło. Marynarze pozdrawiali się, wymieniali plotki i informacje. Między innymi o tym, że w odległym Marienburgu kupcy na potęgę zmieniają etykiety bretońskiej brendy, opatrując je napisem "Wyprodukowano w Sudenlandzie", aby ominąć embargo nałożone przez urzędników cesarskich. Na granicy Ostlandu z Talabeclandem doszło do starć między oddziałami Elektorów i ludność z tamtych terenów zaczęła uciekać, obawiając się otwartej wojny. A wszystko przez to, że Książe Elektor Tals von Hassenick oskarżył Wilekiego Księcia Gustava von Krieglitza o przyczynienie się do śmierci jego syna w Górach Szarych. Od dawna wiadomo, że von Krieglitzowie mają chrapkę na Ostlandzkie lasy. Największe emocje wzbudziła wśród rzecznego ludku wieść, że Marie z Alvergsmotz, leżącego nad Kanałem tuż pod Altdorfem zaniemogła. I któż teraz tak dobrze wygodzi żeglarzom?
A gdy zatrzymali się na ostatni postój w spowitym żałobą i ponurym nastrojem Alversgmotz i przechodzili przez centralny plac osady, wówczas z drzewa - rozłożystego i potężnego jaworu spojrzały na nich znajome twarze. Do kory drzewa przybite były dwa listy gończe - z jednego spozierała udana facjata Zinggera, z drugiej nieco koślawo patrzył, mniej udany od towarzysza Wolfgang. Treść głosiła, że poszukuje się ich za zabójstwo w Altdorfie Friedericha von Tossel. Nagroda opiewała na całe dwadzieścia koron.
Ktoś patrzył na nich uważnie. Ktoś inny szybko zatrzasnął okiennice, gdy przechodzili obok domu. Jeszcze inny przyspieszył, gdy tylko spojrzał w twarze awanturników. Czyżby się coś szykowało?