Emmerich był nieco szybszy od przeciętnego człowieka. To przydawało się podczas pościgów. Gdy przeciwnicy zaczęli uciekać zaklął, schował kuszę i wyciągnął sieć. Ruszył za nimi. Wróg, który dziś ucieknie, jutro może przyszykować kolejną niespodziankę. Poza tym, przynajmniej jednego trzeba wziąć żywcem, żeby wyciągnąć od niego różne przydatne informacje: kim są, dlaczego ich zaatakowali, na czyje zlecenie, gdzie jest porwany pies i kto go pilnuje, itp. Zabójca lubił gdy ofiara wpadała w jego pułapkę, nie odwrotnie.
A poza tym za żywych bywała zwykle większa nagroda.
Z uwagi na trudny teren nie rzucił się sprintem i starał się patrzeć pod nogi (po trosze liczył też a to, że któryś z uciekinierów się potknie), ale po czarze Albrechta poczuł, że i tak biegnie szybciej niż kiedykolwiek.
Kątem oka dostrzegł, że nie biegnie sam. Ucieszył się, mógł dzięki temu nieco bardziej zaryzykować i spróbować schwycić nie jednego, a dwóch zbójów. Na wypadek gdyby pierwszy zszedł zbyt wcześnie podczas przesłuchania albo nie chciał gadać. Uciekiniera, którego dogoni najszybciej, zamierzał oplątać siecią i zostawić nadbiegającym towarzyszom. Kolejnego - złapać na arkan.