Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 00:46   #112
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Zebranie i ruszenie nie było takie łatwe… znaczy nie dla Angie. Wujek i ciocia i małe ludzie wydawali się zwarci i gotowi, ale jej wejście do busa bardzo ciążyło. Blond głowa co rusz uciekała do zaparkowanej furgonetki, obserwując pracującego przy niej pana z obrazkami. Mówił, że to jeszcze nie koniec, że się zobaczą… i nie żegnają na zawsze, tylko jak w to wierzyć, gdy tylu niemiłych ludziów kręciło się po okolicy? Chociażby tacy, których utrupili gdzieś z godzinę temu. Różnie mogło być, ale Roger kazał się nie przejmować, bo jak Khain pozwoli, spotkają się znowu… byłoby super.

W końcu zapakowała się do dużego bryka, wskakując na schodki i przechodząc na środek maszyny. Nie chciała siedzieć z przodu, wolała przy oknie. Akurat na wysokości zostawianego bryka z głowami. Przynajmniej dzieciom się podobało… i futerka też wydawały się zadowolone. Każdy się cieszył, prócz Angie. W pewnym momencie wyłapała wzrok wujka. Patrzył na nią jak to miał w zwyczaju kiedy chodziło o poważne rzeczy, albo kiedy się martwił.
- Nie martwuj… nie zniknę się - burknęła, odwracając twarz do szyby.

- To dobrze. Dopiero bym miał powód do zmartwień. - wujek kiwnął ciemno blond głową patrząc jeszcze chwilę na Angie. Maszyna zadrgała od uruchamianego silnika i zaczęła ruszać.

- Jesteś smutna? - mała Jane zapytała blondynkę patrząc na nią tak uważnie i poważnie jak to chyba tylko małe dzieci umiały patrzeć.

- Tak… bardzo smutna - Angela przyznała, przenosząc wzrok na małą ludzię. Pogłaskała jasne włosy i domruczała niechętnie - Ale to nie przez was, nie wasza wina. - westchnęła - Wujek kazał zostawić Rogera, bo go nie lubi i nie chce, żeby się z nami kolegował, a ja go lubię. Jest miły i robi takie śliczne obrazki… i wygląda jak kostuszek… ale zbiera trofea i czerwoną wodę do kubka Khaina. No i jest teraz sam, bo nie mu już ani Tess, ani knui. Martwię się, że… ktoś mu zrobi krzywdę, albo wypadek… i przez ciocię, bo była niemiła dla Rogera i mówiła o nim niemiłe rzeczy, a wujek posłuchał jej, nie mnie. No ale nie ja się z nim tulam od środka i nie buziakuję jak dorośli. Teraz będzie z nią rozmawiał i słuchał co mówi, bo się bardzo lubią. Jak powie, że mnie też trzeba zostawić… albo że się i mnie boi i beze mnie będzie im lepiej. Razem, jak w stadzie… no to też będę niepotrzebna - wzruszyła ramionami, zezując na stojącego obok wujka Zordona - Dlatego mi smutno.

Dziewczynka nadal miała twarz poważną i słuchała w milczeniu tego co mówiła starsza blondynka. Głaskała kocią rodzinę patrzyła na nią to na mówiącą nastolatkę. Zdawała się na poważnie zastanawiać co odpowiedzieć rozmówczyni.
- Dlaczego twój wujek nie lubi tego kogoś co ty lubisz? Kubki nie są złe. Też mamy kubki w domu. Mam swój ulubiony. Z Bambi. Jak chcesz to ci pokażę. Jesteś fajna to mogę ci pokazać. Ale musimy pójść do mnie. Bo go mam schowanego. Żeby mi nie pobili. - Jane w końcu odezwała się i nadal zachowując powagę głaskała kotki i podniosła swoje wielkie oczy na nastolatkę. - Ale ciebie chyba nie zostawi. Jesteś fajna. I weszłaś mnie na drzewo. A twój wujek nie dał nam postrzelać. On nie jest taki fajny jak ty. - Jane mówiła dalej ale rozmowa o wujku Angie spowodowała, że spojrzała na jego ogromną sylwetkę pleców jakby chciała się poskarżyć na niefajność wujka. Chwilę tak wpatrywała się w jego plecy i nagle jakby sobie o czymś przypomniała. - A on lubi kotki? Ja bardzo lubię. Też chciałabym być kotkiem. A ty? - zapytała znowu patrząc w bok i w górę na twarz nastolatki o blond włosach.

- Bambi? A co to jest Bambi? - nastolatka zrobiła niepewną minę i zamrugała do kompletu. Nigdy nie słyszała o czymś takim… dało się to zjeść? - Też lubię kubki, mam taki metalowy od dziadka… i karabin i Misia! Misia też mam od dziadka - wyciągnęła nóż i pokazała go małej koleżance, kładąc go płasko na dłoni - Jego nie da się pobić. Możemy pójść do ciebie… a dlaczego ktoś miałby ci pobić twój kubek? Jest tam ktoś niemiły? Mogę z nim porozmawiać… umiem negocjacje. Patykowi, takiemu wysokiemu, pokazałam w porcie. Ma teraz trochę siną twarz… a wujek nie lubi Rogera, bo mówi że jest niebezpieczny i robi kłopoty. I chce zbierać krew do kubka i trupić i walczyć. - wzruszyła ramionami - Zostawi mnie, bo musi wracać do pracy, dlatego tu jesteśmy. Jedziemy do cioci Ellie, do Teksasu. Tam mam na niego poczekać… o ile wujek wcześniej mnie nie zostawi - znowu wzruszyła ramionami, tym razem trochę nerwowo - Bo też robię trupy i kłopoty. Jak Roger. Wujek… jest bardzo fajny i mądry i silny i wszystko wie jak dziadek… ale… - zawiesiła się, nie wiedząc jak ubrać w słowa to co siedziało jej w głowie - Ale lubi futerka- powiedziała w końcu, wracając do przyjemniejszych tematów - Powiedział że mogę jednego zatrzymać, tego czarnego. Ma na imię Uzi - podrapała wspomniane futerko po głowie - Przynajmniej nie będę sama i… chciałabym być ptakiem. Takim dużym i silnym… ze Specnazu, jak dziadek. Poleciałabym na zachód żeby zobaczyć morze… taką wielką, słoną wodę bez drugiego brzegu. Albo i dalej, do Rosji… to taki kraj za słoną wodą. Dziadek tam mieszkał. W wielkim lesie, gdzie zawsze padał śnieg i było zimno… i bym polowała na takie wielkie koty w paski! - uśmiechnęła się, ale nagle posmutniała i dodała przez ściśnięte gardło - Tygrysy… Roger mówił, że nazywają się tygrysy. Miał je w zeszycie, takim z obrazkami.

- Taki zeszyt z obrazkami? Do rysowania? Kiedyś taki miałam. Jack i James jak znaleźli to mi dali. Lubię rysować.
- dziewczynka odpowiedziała prawie od razu tym razem ale zastanawiała się znowu zanim podjęła następny wątek. - To masz dwie ciocie? To fajnie. Ja nie mam żadnej. Ale na mamę Jacka i Jamesa tak mówię. Powiedziała, że mogę. Ona też jest fajna. - blond główka pokiwała się w górę i w dół przypominając sobie o kolejnych sprawach. - To dobrze. Lubię jak ktoś lubi kotki. A ten twój jest bardzo ładny. - Jane uśmiechnęła się i do kociaka i do nastolatki widząc jak Uzi zainteresowany dłonią nastolatki najpierw intensywnie obwąchiwał jej palce, potem zaczął je lizać by wreszcie spróbować je ugryźć. Widząc to dziewczynka roześmiała się cicho.
- A Bambi to taki jelonek. Też jest bardzo ładny. A kubek muszę chować bo jak mama i tata się kłócą to ja uciekam. A jak wracam to dużo rzeczy jest pobitych i musimy z mamą sprzątać. Dziś też się zaczęli kłócić. Bo wujek przyszedł w nocy. I tata z nim rozmawiał. A rano znowu był zły. Mama chciała by ten wujek sobie poszedł a tata mówił, że nie i się znowu zaczęli kłócić to uciekłam do Jacka i Jamesa. A potem zaczęło się strzelać to poszliśmy zobaczyć. - dziewczynka znowu spoważniała wracając do cichego i poważnego tonu.

Nastolatka kiwała głową, zapamiętując kolejne informacje. Bambi był bardzo ładnym jelonkiem. Nie dziwiła się, czemu Jane tak się podobał. Też lubiła jelenie, miały takie śmieszne, ruchliwe nosy i rogi i ładne futra, no i świetnie smakowały. Jeden taki zapewniał jedzenie na długi czas, jeżeli dobrze ususzyło się mięso.
- Lubisz rysować? Ja lubię strzelać - poklepała karabin z wesoła miną, po czym podwinęła rękaw koszuli - A Roger miał zeszyt z obrazkami które robił ludziom na skórze… jak ten - pokazała dziewczynce motylka z cukierasami na skrzydełkach - Zrobił mi go w nocy, on też ma na sobie dużo obrazków i jest super… szkoda, że wujek go nie lubi - zmarkotniała momentalnie - A ten twój wujek często przychodzi? Kto to jest? Ktoś stąd, z miasta? Jak ma na imię i jak wygląda? Może mój wujek mógłby z nim porozmawiać żeby nie przychodził, to twoi rodzice nie będą się kłócić i psuć rzeczy? Albo ja z nim porozmawiam… ale muszę wiedzieć gdzie jest i jak wygląda… no a cioci Ellie nigdy nie widziałam, ale podobno jest fajna. Może mnie polubi - pokręciła głową jakby nie za bardzo w to wierzyła i spojrzała za okno.

- Jesteś fajna to jak ktoś jest fajny to cię polubi. - Jane wydawało się to chyba proste i oczywiste bo powiedziała jakby nie widziała potrzeby roztrząsania tego tematu. - A ten wujek to nie jest mój prawdziwy wujek ale mama mi tak mówi bym mówiła na tych co do nas przychodzą. Nie znam go. Pierwszy raz go widzę. Ale tata mówił, że się znają zanim się urodziłam. A kłócą się często czy ktoś przychodzi czy nie. I potem trzeba sprzątać. Dlatego muszę chować mój kubek. Masz ładny obrazek. Tata też ma. Ale tutaj. I tutaj. - dziewczynka z uwagą przyglądała się po rysunku wykonanym przez Rogera na skórze ramienia Angie. Wodziła po konturach palcem jakby go sama rysowała. Ale przerwała na chwilę by pokazać miejsce pod swoimi obojczykami i na ramieniu gdzie jej tata miał mieć obrazki.

Na kwestię lubienia Angie rozpogodziła się trochę. Coś w tym było. Nawet ostatnio… ciocia była fajna i chyba ją lubiła. Roger był fajny i ją lubił, a nawet Danny! No i teraz trójka dzieciów…
- Ty też jesteś fajna, lubię cię - powiedziała i objęła Jane ramieniem - Obrazki są super, może jak poproszę to mi pokaże… o, wiem - pstryknęła palcami i sięgnęła za pazuchę. Chwilę tam pogrzebała i wyciągnęła cukierasowy wisiorek pana żula, który tak się jej podobał. Rozplątała go i po krótkiej gimnastyce zawiesiła małej blondynce na szyi - Może jak skończy się arena to poprosimy Rogera żeby ci zrobił obrazek? Obrazki są magiczne i chronią tego, kto je nosi.

- NaprawdÄ™? -
Jane popatrzyła nagle całkiem bystro i czujnie na siedzącą obok blondynkę. Na chwilę operacja przekazywania wisiorka przykuła jej uwagę. Dała sobie założyć a gdy już miała go na szyi uniosła wisiorek w rączce i przyglądała mu się chwilę. Potem jednak znowu zaczęła się wwiercać spojrzeniem w twarz nastolatki jakby czegoś tam pilnie poszukiwała.
- Naprawdę mnie lubisz? - zapytała tonem jakby pytała o najważniejszą rzecz na świecie.

- Naprawdę - odpowiedziała równie poważnie, kiwając na potwierdzenie głową - Może jak ciocia Ellie mi pozwoli to przyjadę cię odwiedzić… ludzie się odwiedzają, to normalne. Wujek tak mówi, a on się zna. Mogłybyśmy chodzić na polowania, albo strzelać… albo łowić ryby… albo rysować… albo karmić koniki jak tu jakieś są. Chcesz to cię pouczę jak dziadek. Też będziesz umiała trupić i zasadzkować i skradać się i gotować i oprawiać zwierzynę. Chcesz?

Dziewczynka nie odpowiedziała wciąż wpatrując się w Angie bardzo poważnie. A potem bez ostrzeżenia objęła ją za szyję wtulając się w nią mocno. Ściskała ją tak mocno, że aż trudno było się nadziwić przy tak małym i wątłym dziecku.

W pierwszej chwili nastolatka zesztywniała, ręka sama powędrowała do Misia, ale szybko niepokój zastąpiło coś innego, takiego ciepłego i przyjemnie grzejącego w piersi. Jane przytulała się tak samo do niej, jak ona do wujka. Bez słowa objęła małą ludzię, przyciskając do siebie i kładąc brodę na czubku jej głowy. Kołysała ją w ramionach, wpatrzona w szybko zmieniający się krajobraz za oknem. Lubiła Jane, mogłaby ją odwiedzać, nawet często. Jak się tylko da… musiała o tym porozmawiać z wujkiem, zanim dojadą do Teksasu.


- Widzę, że masz nową przyjaciółkę - wujek dosiadł się po przeciwnej stronie przejścia autobusu. Obydwaj chłopcy zdawali się być pochłonięci Vex i próbą prowadzenia autobusu co dało się i usłyszeć i zobaczyć nawet z miejsca gdzie siedziały Angie i Jane. Wujek popatrzył na dziewczynę i trzymaną w jej objęciach dziewczynkę.

Angela ścisnęła mocniej małą ludzię, obracając się tak, aby choć trochę schować albo zasłonić ją przed blondynem. Spięła się wyraźnie kiedy usiadł obok, strzeliła oczami na boki szukając ewentualnej drogi ucieczki, ale ruszyli i było ciężko. Chyba żeby wybiła okno kolbą karabinu i wyskoczyła w złą wodę… tak, to mogło się udać w razie czego.
- A co, ją też powiesz że mam zostawić bo ci i cioci się nie podoba? I nie mogę się z nią kolegować Jak z Rogerem? - zapytała zaczepnie i z ciężką do ukrycia pretensją.

- Angie. Jedziemy do ich domu. Odwieść ich. Dowiedzieć się czegoś może wymienić się na coś. A potem pewnie pojedziemy dalej. - blondyn odpowiedział spokojnie choć po chwili milczenia. Spojrzał najpierw gdzieś na zalaną wodą i krwią podłogę, potem gdzieś za okno wreszcie gdy się odezwał znowu spojrzał na dziewczynę i dziewczynkę. - Więc koleguj się z Jane jeśli chcesz. Ale miej na uwadze nasze plany. Wciąż jesteśmy w drodze. Przyjeżdżamy gdzieś, zatrzymujemy się na chwilę i za tą chwilę jedziemy dalej. I tak pewnie będzie aż dojedziemy do cioci Ellie w Teksasie. - wujek popatrzył cierpliwie na podopieczną czekając na to co powie.

- Może dojedziemy - burknęła nie patrząc w jego kierunku tylko na swoje paznokcie i przy okazji zaczęła wydłubywać zza nich Misiem czerwone śmieci - A może ciocia zacznie ci mówić, że mnie też nie lubi i się boi. Że nie chce żebym dalej z wami jechała, bo robię kłopoty i trupy… jak Roger. Będzie dla mnie niemiła, jak dla niego… przekona cie buziakami, a ty jej posłuchasz, bo się bardzo lubicie i jesteście parą. Z tulania mogą być młode, tak mówiła. No to może będzie miałą twoje młode i zacznie się bać… to zrobisz jak tam przy pompie i mnie wygonisz. Bo niebezpieczę - wzruszyła ramionami - Albo powiesz że mam się zmienić. Wyrzucić karabin i Misia, a nie chcę. To jak zakazać jaszczurkom jeść robaki, albo rybom pływać. Albo zabrać ptakom skrzydła.

- Co? Co ty mówisz?
- wujek uniósł brwi ze zdziwienia i pochylił się nad przejściem jakby chciał lepiej słyszeć nastolatkę albo lepiej jej się przyjrzeć. - Nie Angie, to nie tak. Ty i ja mamy team. Zespół. Jesteśmy jak rodzina. Nasza dwójka. I nic tego nie zmieni. Rozumiesz? - położył dłoń na ramieniu nastolatku lekko zaciskając ją chcąc przekazać emocje i chęci nie tylko słowami. Zamilkł na chwilę i spojrzał w przód autobusu gdzie widać było plecy Vex siedzącej za kierownicą i kręcących się na niej i przy niej chłopców niewiele starszych od dziewczynki wtulonej w nastolatkę.
- Ja i Vex no… - zaczął i zawahał się szukając słów i wyjaśnień. - Dawno nie spotkałem kogoś takiego jak Vex. Lubię ją. A ona myślę, że lubi mnie i ciebie. Myślę, że pasujemy do siebie. Cała nasza trójka. Możemy się dogadać i dopasować we trójkę nie tylko tak na jedną noc albo jeden dzień. I to jest jedna sprawa - znów spojrzał na nastolatkę o blond włosach przypatrując jej się chwilę.
- A Roger to całkiem inna sprawa. I tutaj po prostu i ja i Vex mamy odmienne zdanie na to kim jest Roger i czego się po nim spodziewać niż widocznie ty masz. Patrzysz na niego po swojemu a ja i ciocia po swojemu. Dlatego każdy z nas ma inne zdanie. Ale w przeciwieństwie do ciebie ja i Vex trochę mieliśmy do czynienia z różnymi ludźmi i słyszeliśmy też swoje. O wiele dłużej, częściej i więcej niż nawet nasza wspólna podróż odkąz pojechałaś ze mną z jaskini twojego dziadka. Dla nas jest to po prostu przede wszystkim niebezpieczny człowiek który będzie ściągał niebezpieczeństwo na swoje otoczenie w tym na nas czyli na ciebie również. I zamieniłem z nim parę słów i jakoś ani razu nie wspomniał, że na tej swojej arenie to na przykład obieca, że kogoś oszczędzi. Na przykład ciebie. Nie. Ciągle tylko mówił o zabijaniu wszystkich. No pomyśl choćby o Jane, Angie. Bo jak on tak na poważnie, że wszystkich to ją też. Poza tym nie po drodze nam zostawać tutaj. Musimy się dostać do Teksasu ja nie mam wiecznej przepustki. Muszę cię zabrać do cioci Elle i wrócić do bazy. Każdy dzień zwłoki utrudnia mi to. Tak samo jak każdy otrzymany postrzał a po ostatniej walce mam dwa. Nic przyjemnego. Dlatego walki mi się nie uśmiechają ani żadna arena. Nie przyjechałem tutaj walczyć, przyjechałem przeprawić się przez rzekę by dotrzeć do Teksasu. A gdy tu zostaniemy, zwłaszcza z Rogerem przy boku to utkniemy i walki będą prawie na pewno. - wujek mówił poważnie i z przejęciem więc brzmiało jeszcze bardziej poważnie. Mówił też zdecydowanie i dość szybko więc widocznie albo był bardzo pewny swoich racji albo zdążył je przemyśleć wcześniej. Teraz gdy mówił dłuższą chwilę przestał i dał czas nastolatce na przetrawienie informacji i odpowiedź.

Trawienie trwało długo i przebiegało w absolutnej ciszy. Dziewczyna siedziała sztywno i nieruchomo, udając że nie czuje ręki wujka na ramieniu, tylko dalej dłubała przy paznokciach, jakby to zajęcie pochłaniało całą jej niepodzielną uwagę. Skrobała i czyściła palce, zaciskając usta żeby przypadkiem nie przerwać opiekunowi zanim nie skończy. Tak, byli rodziną, ale co dalej? I czy na pewno?
- Nie wygonisz mnie? - odwróciła w końcu powoli głowę i przybrała bardzo poważny ton, spoglądając w napięciu na wujkową buzię - Nieważne co się nie stanie i co ciocia nie powie? Nie każesz mi iść od siebie daleko i nie wracać? Nie powiesz tak? Nigdy? Obiecujesz?

- Obiecuję Angie. Nie wygonię cię. Zawsze będziesz mile widziana. Ale nie wiem co zrobię jak sama odejdziesz. Jesteś dla mnie jak córka. Dorastająca córka. A dzieci w końcu dorastają i odchodzą. Wszędzie tak jest. I zawsze było. Ale właśnie tak jak z dziećmi Angie jak zdecydujesz się wybrać własną drogę to zawsze będziesz mile widziana przeze mnie. Nie wygonię cię ani nie będę kazał ci odejść. Nie wiem skąd wzięłaś taki pomysł w ogóle
. - wujek mówił ciężko i wolniej niż przed chwilą. Jakby sam się musiał zastanowić nad tym o co pyta nastolatka i co odpowiedzieć. Ale nadal był poważny jak tamten Zordon z plakatu jaki kiedyś widziała blondynka.

Rozpogodziła się słysząc obietnicę. Wierzyła mu. Jak tak mówił to brzmiało… no przecież był wujkiem i stanowili zespół. I nigdy jej nie oszukał, bo rodzina się nie oszukiwała. Zdziwiła się za to gdy mówił dalej. Otworzyła szeroko oczy, uniosła brwi i patrzyła, aż skończył.
- Odchodzić od ciebie? Ale po co? No… a nawet jak odejdę, to przecież wrócę na kolację, albo śniadanie. - powiedziała powoli, przypatrując mu się uważnie. Na polowania chodziło się na dzień najwyżej… no dobra, góra trzy. Zależało od zwierzyny. Nagle zbystrzała, bo chyba domyśliła się o co mogło chodzić.
- Chciałabym pojechać nad morze… zobaczyć je - uśmiechnęła się niepewnie, żeby zaraz wzruszyć ramionami i wrócić do firmowego optymizmu, jakby całe boczenie na wujka sprzed chwili nigdy nie miało miejsca - Możemy tam pojechać razem przecież, tak? Zobaczyć wielką, słoną wodę i te ogromniaste ryby! Pojedziemy z ciocią i będzie fajnie, nie muszę nigdzie odchodzić, jak tak pójdziemy razem. Ale to jak wrócisz z pracy - skończyła czyścić ręce i schowała nóż.

- Chciałabyś pojechać nad morze? - wujek chyba był zdziwiony słysząc to wyznanie. Zastanowił się nad tym chwilę nim odpowiedział. - Dobrze Angie, pojedziemy nad wielką, słoną wodę. - Pazur uśmiechnął się łagodnie i skinął głową na znak zgody. - Tak, zobaczymy co da się z tym zrobić. - pokiwał głową jak zazwyczaj gdy się nad czymś zastanawiał ale jednak potrzebował czasu by to przemyśleć.

Pisk radości był chyba najlepszym podsumowaniem. Blondynka odwróciła się momentalnie frontem do wujka i przestała przed nim chować małą ludzię.
- A Jane też będzie mogła z nami pojechać? - spytała, robiąc wielkie oczy - Noooo… i jak już będę u cioci Ellie, to mogę ją odwiedzać? Ludzie się odwiedzają, tak mówiłeś… i że to nic złego. Uczyłabym ją strzelać i polować…na Bambi, albo rysować. Albo się wspinać i pływać… ona nie ma dziadka, ale ja miałam, to jej pokaże co dziadek mnie uczył - paplała wesoło, łapiąc wujka za rękę.

- Ale to jest mała dziewczynka a nie kotek. Najpierw trzeba by zapytać jej rodziców. Nie można tak bez pytania zabierać ludzi z ulicy czy z domu. - wujek też chyba się ucieszył i odetchnął z ulgą ale ta zamarła mu na wargach gdy usłyszał prośbę podopiecznej co do trzymanej w objęciach dziewczynki.

- Nie można brać? A jak się będzie ich karmić? - Angie nie rozumiała, więc wolała dopytać.

- Amm… Hmm… Hiuh… - wujek zanim odpowiedział przez chwilę jakby się zapowietrzył albo stracił wątek. Spojrzał gdzieś na sufit, potem oblizał wargi i wolniej wydmuchał powietrze. - Mmm… No nie można tak robić Angie. To jest złe. Tak rozdzielać ludzi i rodziny. To porwanie Angie. A porwania nie są dobre. To tak jak ktoś by zabrał ciebie dziadkowi. Ale jak byłaś malutka zanim wyrosłaś i zdążył nauczyć cię tych wszystkich rzeczy. Twój dziadek pewnie by sobie poradził z takim delikwentem no ale większość ludzi nie jest taka jak twój dziadek. A i tak nawet jemu byłoby pewnie smutno i by się wściekał jakby odkrył, że ktoś cię porwał. Z Jane i jej rodziną pewnie też mogło tak być. Dlatego trzeba zapytać, porozmawiać, jak się zgodzą to w porządku ale jak nie no trzeba to zrozumieć i uszanować. - wujek znowu tłumaczył jakiś element tego świata, co, jak i dlaczego. Znowu był poważny gdy tak siedział i wyjaśniał jak to jest z tym zabieraniem ludzi.

- Dziadek nie pozwoliłby mnie zabrać nikomu, przecież był dziadkiem - podrapała się po nosie, co pomagało myśleć. - Too… nie można brać ludziów jak futerka, tak? Trzeba iść i spytać czy można wziąć… nooo dobrze - w końcu się zgodziła, dodając szybko - Ale w razie czego można negocjować, tak? - strzeliła kostkami prawej dłoni i podrapała się po brodzie. W końcu umiała przecież te całe negocjacje!
- No i byśmy się Jane zajęli, opiekowali, karmili i chronili… a ja będę mogła ją odwiedzać? I ten… pójdziesz do cioci? Jak pójdziesz to może też da ci poprowadzić bryka - zwróciła się do małej ludzi, chcąc ją odejść od siebie i wujka, bo przecież miała z nim porozmawiać.

- Angie jeśli się rodzice nie zgodzą to trzeba to uszanować. Inaczej to jest zwykła bandyterka. - wujek powtórzył to co mówił przed chwilą nie chcąc chyba ustąpić ani zmienić zdania.

- Wolę zostać z tobą. I z kotkami.
- Jane odwróciła główkę w stronę szoferki ale kompletnie nie wydawała się ani tak zainteresowana ani podekscytowana tak jak dwaj trochę starsi chłopcy.

- No dobrze, to zostań z nami - nastolatka posadziła ją na siedzisku obok siebie, tam gdzie futerka żeby miała bliżej i lepszy zasięg głaskania. Potem popatrzyła poważnie na wujka - Bo wujku… Jane tez ma wujka… i on czasem przychodzi do nich i jej rodzice się kłócą przez niego. Bo jej mama nie chce żeby przychodził, a tata chce… bo się znają jeszcze sprzed ostatniej wielkiej wojny i… no i bardzo krzyczą i tłuką rzeczy. Jane musi chować kubek z Bambim żeby nie potłukli… tak pomyślałam, że jakby zrobić temu wujkowi wypadek to by już nie tłukali rzeczy i nie krzyczeli… no i Jane by nie musiała uciekać z domu. Tak… no smutno i dziwnie. To do domu się ucieka, nie z niego - zmarszczyła czoło nie potrafiąc pojąć czegoś tak dziwnego. Dziadek zawsze powtarzał, że jak coś się będzie działo ma biec do jaskini i się schować za ścianą z taką dziurą przez którą wystawała lufa cmku i strzelać do każdego kto wejdzie do tunelu. Domy były bezpieczne, musiały takie być - Albo nawet nie wypadek, ale z nim porozmawiać. Żeby nie przychodził...no a jak nie podziała to dopiero wtedy go zwypadkować - wzruszyła ramionami.

Wujek nie odzywał się przez czas gdy mówiła. Patrzył na nią to na siedzącą obok dziewczynkę, która znowu bawiła się z kotkami. Chciała je pogłaskać ale te osiągnęły stadium zadowolonego z siebie rozbawienia i ilekroć dziewczynka zbliżała rączkę one próbowały ją złapać lub ugryźć. W efekcie zabawa przypominała w grę kto kogo złapie czy pacnie prędzej.

- No jak tak jest to nie wygląda to najlepiej. Ale i tak najpierw trzeba porozmawiać. No i to może być trudna rozmowa. Jak tam dojedziemy to sprawdzimy jak to wygląda na miejscu. - powiedział w końcu wujek znowu mając poważną i zamyśloną minę.

-Tak. Porozmawiamy... pomożesz - poprosiła, bo w końcu był Paznokciem. Wypadek dało się zrobić zawsze, ale odwypadkować już nie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 03-11-2017 o 04:04.
Czarna jest offline