Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 02:02   #233
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Główny Szpital w Bakubie - część pierwsza

Sharif potarł swój gładki policzek, po czym przeczesał bujną czuprynę. Wpatrywał się gdzieś przed siebie, jakby przetrawiał otrzymane właśnie informacje. Drugi Sharif w jego głowie, o którego obecności młody Habid nie miał pojęcia, szalał i próbował napierać na umysł chłopaka ze wszystkich sił. Pragnął przejąć nad nim kontrolę i wziąć sprawy w swoje ręce. Jak mógł powierzać tak trudne zadanie, jak pokonanie Ifryta i opieka nad siostrą, która jakimś cudem w tej rzeczywistości żyła, tak niedoświadczonemu chłystkowi bez jakichkolwiek umiejętności? To była samobójcza misja a ten kretyn z IBPI próbował wciągnąć w to rodzeństwo Habidów! Gdyby tylko mógł, skręciłby temu Detektywowi kark.

- Wygląda na to, że nie mamy wyjścia - odparł prostodusznie młody Sharif na słowa Brandona. - Nie chcę, by komuś jeszcze stała się krzywda - pokiwał głową i przeniósł wzrok na Afaf. Uśmiechnął się do niej pocieszająco, chociaż w jego sercu kołatał się strach. Był prostym wieśniakiem a przyszło mu teraz walczyć z czymś, w czego istnienie jeszcze wczoraj szczerze nie wierzył.
- Myślę, że powinniśmy zacząć od Głównego Szpitala w Bakubie - dodał z pełnym przekonaniem w głosie.
- Też tak sądzę - Afaf zgodziła się. Spojrzała na Sharifa z uśmiechem. - To jedyne miejsce, które znamy. Myślę też, że wiem, gdzie znajdują się te akta. Raz rozmawiałam z pielęgniarką i wyciągnęła przy nas teczkę, aby odczytać wyniki badania krwi. To było na pierwszym piętrze.
- Uważajcie na siebie - poprosił Baird. - Policja i straż pożarna będą zbyt zajęte ewakuacją Khalis, aby zwrócić uwagę na włamanie do szpitala i biblioteki. Natomiast z meczetem będzie najmniej ryzyka, choć imam może nie być zachwycony pobudką w środku nocy. W przypadku jakiegokolwiek zagrożenia uciekajcie. Weźcie mój pistolet z samochodu - Europejczyk dodał, słaniając się na łóżku.

Tymczasem do środka wszedł chirurg z asystą dwóch pielęgniarek.
- No, dość odwiedzin na dzisiaj - rzekł. Sharif przeczytał jego nazwisko na plakietce przyczepionej do piersi. Doktor Gamal Samara. - Zmykajcie do domu, ino już!
- Uważajcie na siebie - Brandon powtórzył szeptem.

- Wracaj do zdrowia - odparł Sharif i złapał Afaf za rękę. Zaraz też wyprowadził ją z pomieszczenia. Przez dłuższą chwilę szedł w ciszy, patrząc tępo przed siebie. Wreszcie przeniósł wzrok na siostrę i przyjrzał się jej z uwagą.
- Nie jesteś czasem głodna albo zmęczona? - zapytał, jakby wcale ich świat nie legł właśnie w gruzach.
- Nie - siostra pokręciła głową. - Zjadłam kolację w domu obok - odparła. W jej oczach pojawiła się wilgoć, kiedy przypomniała sobie, co zapewne stało się z sąsiadami. - I jestem zbyt nakręcona, żeby być zmęczona. Bardzo cieszę się, że pan Baird dał nam zadania, bo mogę skoncentrować się na nich. Już nie jestem bezsilna, mogę coś zmienić - uśmiechnęła się. - Gdybym chciała odpocząć i położyła się, to obawiam się, że mogłabym już nie wstać - dodała pół żartem, pół serio. - Idziemy piechotą, prawda? - zmieniła temat, spoglądając czujnie na brata. - Mam nadzieję, że dobrze czujesz się. Wyglądasz trochę blado.

Sharif potarł palcami czoło i pokręcił głową.
- Wszystko w porządku. Na ile może być w takiej sytuacji - odparł pogodnie i objął siostrę ramieniem, głaszcząc ją przyjaźnie. Zawsze byli zżyci a on jako starszy brat wiedział, że jego obowiązkiem jest zaopiekowanie się Afaf dopóki ta nie znajdzie sobie męża.
- Pomożemy temu Europejczykowi chociaż… wolałbym udać się z tym do naszych władz. Tylko kto by nam uwierzył… - westchnął i poprowadził ją dalej. Miał zamiar wziąć pistolet z samochodu mężczyzny. Znalazł go tam. Ciężar broni dodawał otuchy… jednak czy młody Sharif potrafił z niej korzystać?
- Lepiej schowaj to - rzekła Afaf, rozglądając się. - Nie chcemy, aby ktokolwiek to zobaczył. W najlepszym przypadku odebraliby nam pistolet, a w najgorszym zamknęli nas w celi na komisariacie.
Młody Habid się zarumienił. Widać trzymanie broni było dla niego bardzo stresujące i nie potrzebował nawet do tego uwag Afaf. Po chwili zastanowienia upchnął ją nieporadnie do kieszeni. Na nic zdały się polecenia myślowe starszego Sharifa, by sprawdził, czy pistolet jest zabezpieczony, czy ma już pocisk wprowadzony do komory i jaki jest stan magazynka. Młody chłopak nigdy nie poznał tych odruchów, toteż nic dziwnego, że tego nie zrobił. To nie był karabin z patyka, jakim dawniej bawił się z rówieśnikami.
- No dobrze - odchrząknął, oglądając się na siostrę. - Chodźmy do tamtego szpitala - orzekł, zerkając z zawodem na samochód Europejczyka. Jakże wspaniale byłoby móc prowadzić taki samochód! Nie wyobrażał sobie nawet, że kiedykolwiek zrobi prawo jazdy, a co dopiero dorobi się takiego pojazdu. Między innymi dlatego, iż na wsi takie samochody były niepraktyczne.

Ruszyli pieszo na południe, wzdłuż rzeki, po czym skręcili w prawo. Wnet minęli liceum ogólnokształcące El Khama’al, aptekę The Nile oraz meczet El Sariya. Dalej ujrzeli centrum handlowe, szkołę dla dziewcząt, a także budynek urzędu. Wyszli na drogę ‫شارع مستشفى عام بعقوبة‬‎ i skręcili w stronę Głównego Szpitalu w Bakubie. Przed ich oczami stanął gmach w pełni okazałości.


Noc była bardzo ciepła, lecz na szczęście nie tak gorąca, jak dzień. Mimo to Afaf wachlowała się mapą otrzymaną od Europejczyka. Być może również z powodu emocji. Droga zajęła im co najwyżej kwadrans. Obydwa szpitale dzielił dystans jedynie kilometra. Stanęli przed zamkniętym budynkiem. Na parterze nie spostrzegli żadnych zapalonych świateł, jednak wyżej, na pierwszym i drugim piętrze świeciło się.
- Drzwi były zamknięte, już wcześniej próbowałam - mruknęła Afaf, po czym zwróciła swoje duże oczy na Sharifa. - Jaki mamy plan, bracie?

- Muszą tu mieć więcej wejść - odparł niezbyt przekonany Sharif. Włamywanie się do szpitalu było dla niego abstrakcją. Nigdy nie zrobił nic przeciw prawu, a te akurat w jego kraju było bardzo surowe. Gdyby tylko jego ojciec go zobaczył…
- Chodź, zobaczymy z tyłu - chłopak ściszył głos i pociągnął siostrę za rękę. Ugiął przy tym kolana, by być jak najmniej widocznym. Sharif w jego głowie tylko zacmokał zrezygnowany. Młody Habid nie miał żadnych zdolności skradania się w jego mniemaniu i gdyby mógł, udzieliłby mu kilku lekcji. Jako iż nie było to możliwe, zostało mu tylko bierne przyglądanie się i uderzanie wyobrażoną ręką o wyobrażone czoło. Afaf wydawała się mieć odmienne zdanie od dorosłego Habida, gdyż spojrzała na brata z podziwem i ugięła kolana na jego podobieństwo. Podążała jego śladami, starając się robić jak najmniej hałasu. Ruszyli w poszukiwaniu innych drzwi. Wnet skręcili za róg budynku i poszli wzdłuż jego wschodniej fasady.
- Sharif, patrz! - Afaf szepnęła bardzo głośno. - Myślisz, że ten kamień się nada?
Kiedy młody Habid odwrócił się, ujrzał duży kawał granitu w dłoni swojej siostry. Afaf musiała znaleźć go gdzieś po drodze.

- Chcesz... chcesz wybić tym okno? - brew Sharifa powędrowała do góry, przyglądając się siostrze niepewnie. - Spróbujmy najpierw znaleźć inne drzwi. Może gdzieś na piętrze znajdziemy otwarte okno i uda się nam wślizgnąć - zaoponował starszy brat i nie czekając, ruszył dalej.
- No dobra - Afaf wydawała się smutna, że brat nie docenił jej pomysłu. Mimo to nie wypuściła z rąk kamienia. Szli dalej. Tutaj światło latarni nie docierało, a księżyc stanowił skąpe oświetlenie. Sharif poruszał się ostrożnie, aby nie potknąć się i nie przewrócić. Po krótkiej chwili doszli na sam tył szpitala. Ujrzeli mały parking po jego północnej stronie. Znajdowało się na nim kilka samochodów. Zapewne należały do najbogatszych pracowników szpitala. W oczach młodego Habida prezentowały się wspaniale, choć dorosły Sharif widział jedynie kupę złomu.

Nieco dalej dostrzegli drzwi oraz pojedynczą latarnię. Tuż przy tylnym wejściu stała pielęgniarka i paliła papierosa.
- Jeżeli odwrócimy jej uwagę, to może uda nam się wejść do środka - szepnęła Afaf. - Jednak jeżeli wezwie ochronę… - nie dokończyła.

Sharif przykucnął niżej, jakby próbował schować się przed wzrokiem pielęgniarki. Wypuścił powietrze przez usta i potarł skroń. Czuł, jak zaczynał się pocić. Nie dość, że włamywał się do szpitala, to jeszcze igrał z pracownikami, którzy mogli go zobaczyć, zadzwonić po policję, a ta z kolei już nigdy nie wypuści go z więzienia… o ile do tego czasu przeżyje.
Był prostym farmerem, nie śmiałkiem jak z amerykańskich filmów akcji.
- To… to może rzuć tym kamieniem w tamte samochody - wydusił w końcu z siebie zarys planu, który wydawał mu się równie śmiertelny, jak bieg przez pole minowe.
- Dasz radę? - przyjrzał się siostrze, nie mogąc ukryć zdenerwowania.
Afaf pokiwała głową. W jej oczach błyszczały iskry determinacji. Zaczęła kiwać się do przodu i do tyłu, jakby chcąc znaleźć odpowiedni rytm dla najlepszego rzutu. Wtem odchyliła ramię za siebie i zamachnęła się, jednak nie puściła kamienia. Dopiero za drugim razem granit wyfrunął z jej rąk. Szybował prędko niczym błyskawica. I również z taką mocą uderzył w przednią szybę zielonego forda. Wnet rozbrzmiał alarm samochodowy. Pielęgniarka wystraszyła się i krzyknęła. W tym momencie Afaf wbiła paznokcie w przedramię Sharifa, próbując w jakiś sposób rozładować stres i napięcie. Oboje obserwowali kobietę, która obróciła się na pięcie, otworzyła drzwi na oścież i biegiem ruszyła do środka, nie zamykając za sobą przejścia.
Młody Habid oddychał szybko, nie zwracając większej uwagi na wbijające się w jego ramię paznokcie. Zaczęło kręcić mu się w głowie a serce podeszło do gardła.
- Do-dobra… Teraz, zanim wróci - zaproponował i spróbował poderwać się z miejsca. Dopiero za drugim razem mu się to udało. Spojrzał za siebie na siostrę i kiwnął ręką, by ta szła za nim.
- Biegiem - szepnęła Afaf.
Oboje ruszyli prędko do drzwi. Było kwestią czasu zanim pielęgniarka wróci tu z ochroną. Nie mogli pozwolić, aby ktokolwiek znalazł ich w tym miejscu.

Weszli do środka.
Było ciemno. Nie świeciły się żadne światła. Jedynie światło księżyca sączyło się przez okna i oświetlało im drogę. Odgłos ich głębokich po biegu oddechów wydawał się oszałamiająco głośny. Oprócz niego ciszę przebijał jedynie rytmiczny odgłos butów uderzających o podłogę. Pielęgniarka biegła w sobie znanym kierunku. Sharif nie widział jej.


- Myślisz, że tu są duchy? - szepnęła Afaf. - Wszystkich ludzi, którzy zmarli? - zawiesiła głos. - Sharif… jeżeli nasz tata tutaj zmienił się… w tego… potwora… to znaczy, że jest to złe miejsce.
- Co? - Sharif rozejrzał się wokół, przestraszony, jakby faktycznie miał zobaczyć za rogiem ducha. Zaraz jednak wsunął rękę do kieszeni i zacisnął ją na rączce pistoletu. Wątpił, że taka broń pomogłaby mu w tym przypadku, ale mimo to poczuł się odrobinę pewniej.
- Nie, na pewno nie. Inaczej dawno zamknęliby to miejsce - Habid starał się myśleć racjonalnie.
- Mówiłaś, że widziałaś, gdzie pielęgniarka chowała dokumenty. Wiesz, jak iść? - zmienił szybko temat, by wrócić na właściwe tory.
- Hmm… tak - odparła Afaf, rozglądając się dookoła. - Ale wtedy wchodziłam głównym wejściem i nie było ciemno. Musimy dostać się na pierwsze piętro. Albo schodami, albo windą - dodała dziewczyna, po czym ruszyła przed siebie, chwytając Sharifa za rękę. Głos miała pewny i niewzruszony, ale najwyraźniej musiała się bać.
Chłopak szedł za nią krok w krok. Powinien czuć się głupio, że dał się prowadzić młodszej siostrze, ale tej chwili był tak zagubiony, że nawet mu ulżyło, widząc jak Afaf przejmuje inicjatywę.
- Rozejrzyjmy się za schodami - zaproponował, ściskając pewnie jej dłoń.
Nerwowo szli przez kilka długich minut. Rozglądali się i mrużyli oczy, próbując dojrzeć jak najwięcej w skąpym oświetleniu. Afaf rozglądała się w poszukiwaniu schodów i nawet nie zauważyła oszklonego pomieszczenia. Sharif doszedł do wniosku, że musi to być dyżurka strażnika, jednak w środku nikogo nie było. Zapewne mogliby poszukać w niej kluczy, lub latarki… tylko że ich brak mógłby zostać zauważony, jeżeli ochroniarz za chwilę wróci z obchodu. Chyba że cięcia finansowe w Głównym Szpitalu w Bakubie były tak znaczące, że w ogóle nie było go w pracy.

- Poczekaj - szepnął Sharif i pociągnął siostrę za rękę. - Może… może tam będą klucze. Przydałyby się, gdybyśmy trafili na jakieś zamknięte drzwi. Daj mi chwilę, zajrzę do środka, dobrze?
Afaf pokiwała głową. Habid otworzył drzwi. Na szczęście nie były zamknięte na klucz. Światło było tu jeszcze słabsze niż w głównym korytarzu. Spojrzał na siostrę przez oszklone drzwi. Nerwowo rozglądała się dookoła. Jednak najwyraźniej nikogo nie dostrzegła, gdyż po chwili uspokoiła się nieznacznie.
Sharif rzeczywiście spostrzegł latarkę oraz trzy pęki kluczy zawieszone na nierówno wbitych w ścianę gwoździach. Poza tym spostrzegł wywieszony plan szpitala. Niestety wydawał się tak skomplikowany, że młody Habid nie był w stanie zapamiętać go.
Przezornie zabrał wszystkie trzy pęki kluczy oraz latarkę. Myślał nad zerwaniem planu szpitala, jednak karta była zalaminowana, więc nie mógłby jej złożyć w kieszeni. Rozejrzał się raz jeszcze, po czym wyszedł ostrożnie ze stróżówki i dołączył do siostry.
- Chodźmy - szepnął do niej.
- Dobrze - ucieszyła się, że brat dołączył do niej i nie była już sama. - Zaświecisz? - zapytała, spoglądając na latarkę.
- Oczywiście - odparł szybko i nacisnął guzik. Nie zapaliło za pierwszym razem, dlatego potrząsnął urządzeniem, spojrzał w soczewkę i spróbował ponownie. Promień światła uderzył go w oczy, na co syknął cicho.
- Już - mruknął i zerknął na Afaf. Dziewczyna zmrużyła oczy, które do tej pory zdążyła dostosować się do mroku. Mimo to uśmiechnęła się.
- Znacznie lepiej.

Ruszyli dalej. Afaf pokierowała ich w lewo i znaleźli się w długim, ciągnącym się w nieskończoność korytarzu.
- Chyba już tu byłam - mruknęła.
Doszli do samego końca, po czym skręcili w prawo i wylądowali przed windą i schodami.
- Jesteśmy! - rzekła być może nieco zbyt głośno.
Sharif automatycznie przycisnął palec do swoich ust i zgromił ją spojrzeniem.
- Dobra… to może wyjdę pierwszy i rozejrzę się. - Jak postanowił, tak zrobił.
Przeszedł kilka kroków… kiedy usłyszał odgłos dobiegający z klatki schodowej. Nie był w stanie określić, czy ktoś kierował się na dół, czy na górę. Pogłos uniemożliwiał również orzeczenie, jak blisko był.
- Co się dzieje? - mruknęła Afaf. - Słyszysz coś?
Chłopak zamarł w miejscu i naraz poczuł, jak krew uderza mu do głowy. Szybko zgasił latarkę i naparł na siostrę.
- Winda - syknął i spróbował dosięgnąć przycisku wzywającego kabinę.
Okazało się, że ta była na parterze. Drzwi od razu otworzyły się. Weszli do środka.
- Czekamy tu tylko i chowamy się? - zapytała Afaf, rozumiejąc, dlaczego jej brat w ostatniej chwili zmienił taktykę. - Czy jedziemy na górę?
- Może nie słyszeli otwieranych drzwi. Jak kabina ruszy, to na pewno się zorientują - wyjaśnił i nacisnął guzik zamknięcia drzwi, po czym przywarł do nich uchem. Minęła pierwsza minuta, jednak nie usłyszał żadnego niepokojącego dźwięku. Zapewne kroki, które usłyszał w klatce schodowej, kierowały się na górę.
- Już chyba bezpiecznie - szepnął do siostry i ponownie otworzył drzwi kabiny. Wyjrzał ostrożnie, po czym od razu skierował się na górę.
Tym razem nic nie powstrzymało ich przed udaniem się na pierwsze piętro. Ostrożnia stawiali kolejne kroki.
- Może zapalisz latarkę? - szepnęła Afaf po tym, jak potknęła się i wpadła na Sharifa. Na szczęście nie wydała przy tym żadnego hałasu.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline