Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 02:03   #234
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Główny Szpital w Bakubie - część druga

Sharif posłusznie spełnił prośbę Afaf. Pomimo iż niczego już nie słyszał, nie mógł pozbyć się tego nieprzyjemnego wrażenia, że tuż za rogiem czeka ktoś na niego.
Postawili stopę na pierwszym piętrze. Wydawało się to dużym wyczynem, który był nieprawdopodobny jeszcze kilka chwil temu, kiedy ranny Europejczyk wprowadzał ich w szczegóły zadania. Tutaj światło paliło się. Słabe, jednak latarka była zbędna, toteż Sharif wyłączył ją.
- Cicho - szepnęła Afaf. Skryli się prędko za załomem korytarza, uciekając przed mężczyzną idącym w ich stronę. Miał jakieś urządzenie przystawione do ucha.
- Co to znaczy, że nie ma kluczy? Gdzie się podziewałeś, czemu cię nie było na posterunku? - pytał. - Idę na parter, razem znajdziemy naszego rabusia - dodał, po czym westchnął i ruszył do windy.
- Było blisko… - mruknął Sharif, wyglądając zza rogu, dopiero kiedy usłyszał zamykające się drzwi windy.
- No dobrze, to jak teraz? - zapytał, odwracając się do młodszej siostry.
- O tam - Afaf wskazała palcem korytarz. Prędko ruszyli przed siebie.
Siostra ostrożnie rozglądała się. Na pierwszym i drugim piętrze byli ulokowani pacjenci. Lepiej było nie wpaść na żadną pielęgniarkę wchodzącą lub wychodzącą z przeznaczonych dla nich pomieszczeń. Sharif spostrzegł łzy w oczach Afaf. Pojawiły się nagle i niespodziewanie.
Sharif, wybity trochę z tropu, zatrzymał siostrę i przywarł z nią do ściany.
- Afaf, co ci jest? - zapytał, oglądając ją pobieżnie.
Wpierw pokręciła głową i unikała jego spojrzenia, jednak wnet westchnęła i podniosła wzrok.
- Po prostu… tyle razy szliśmy tyle korytarzami, aby odwiedzić tatę. Tak bardzo bałam się, że umrze… - szepnęła. - To wszystko… te wspomnienia uderzają we mnie. Tak długo obawiałam się, że stracę ojca, że nie przyszło mi do głowy, że los zabierze mi… matkę - wykrztusiła. - W tej chwili, a pewnie i do końca życia… chyba mamy tylko siebie, Sharifie - szepnęła, po czym mocno wtuliła się w brata.

Chłopak objął siostrę ramionami i zakołysał lekko. Rozumiał ją, chociaż dla niego śmierć ojca oraz matki wciąż były zbyt świeże. Zbyt nierealne. Dopóki był skupiony na otrzymanym przez Brandona zadaniu, tragedia ta do niego nie docierała.
- Zaopiekuję się tobą, siostrzyczko. Wszystko się ułoży - odparł z pełnym przekonaniem, próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Afaf była silna tak samo jak on. Potrzebowali jednak siebie nawzajem, by się wspierać w krytycznych momentach. Młody Habid nawet nie chciał myśleć, co by było, gdyby stracił również ją. Czy potrafiłby żyć dalej? Tak całkiem sam i opuszczony? Nie wydawało mu się to wykonalne. Gdyby drugi Sharif mógł usłyszeć jego myśli, z pewnością uśmiechnąłby się ironicznie. Był bowiem spełnieniem jego wszystkich lęków.
- Musimy być silni - Afaf odparła. - Zarówno dla siebie, jak i dla innych - dodała.
Dziewczyna otarła łzy, po czym kontynuowali marsz. Wydawało się, że napięcie zmalało. Wybuch siostry w tym miejscu i czasie był nieodpowiedni, jednak konieczny, aby powietrze oczyściło się.

Szybko schowali się w toalecie, widząc przechodzące dwie pielęgniarki. Odczekali chwilę. Sharif nasłuchiwał ich kroków, jednak mało prawdopodobne wydawało się, aby poszły załatwić się do męskiej ubikacji, w której rodzeństwo Habidów schowało się. Po krótkiej minucie wyszli na zewnątrz i ruszyli w kierunku wyznaczonym przez Afaf.
- To tutaj - radośnie szepnęła siostra. - Pomożesz mi szukać, czy staniesz na straży?


- Rób swoje, ja popilnuję - odparł Sharif I podał dziewczynie latarkę. Następnie przyczaił się na ewentualnych gości.
Minęła chwila. Młody Habid uważnie rozglądał się w poszukiwaniu zagrożenia. Znajdowali się w dyżurce pielęgniarskiej, więc zdecydowanie nie było to najbezpieczniejsze miejsce w całym szpitalu. Afaf wyciągała kolejne teczki z szafki, otwierała je w poszukiwaniu odpowiedniej, po czym z powrotem chowała. Jej ruchy były szybkie i nerwowe. Bez wątpienia chciała jak najprędzej uporać się z zadaniem.
- To chyba ta, tu jest nazwisko naszego ojca - szepnęła, spoglądając na białą, tekturową teczkę, wcześniej ukrytą w większej, plastikowej. - Otwieramy?!
Sharif obejrzał się na siostrę. Nerwy trochę zelżały, kiedy znaleźli to, czego szukali.
- Nie tutaj, schowajmy się najpierw - zaproponował.
- Chodźmy - mruknęła Afaf. Zamknęła szafkę. Prędko wyszli z dyżurki. Drzwi zatrzasnęły się za nimi z drobnym kliknięciem.

Przeszli co najwyżej kilka kroków, kiedy napotkali starszą kobietę. Czarna chusta zakrywała jej twarz. Miała na sobie biały fartuch. Spojrzała na nich podejrzliwie.
- A co wy tu robicie? - zapytała ostro.

Sharif omal nie podskoczył ze strachu. Spojrzał z przerażeniem na kobietę i ledwo powstrzymał się przed natychmiastową ucieczką.
- My… my przyszliśmy odwiedzić tatę - skłamał, starając się zachować spokój.
- O tej godzinie? - zapytała podejrzliwie. Następnie jej wzrok skierował się na Afaf. - A co ty dziecko trzymasz?! Oddawaj to! - krzyknęła, po czym chwyciła dziewczynę za ramiona, próbując je rozsunąć i uwolnić teczkę z uchwytu.
Młody Sharif otworzył szeroko usta, stając jak wryty. Szybko jednak odzyskał nad sobą władanie i trzęsącymi się rękami wyciągnął z kieszeni pistolet, który zaraz też skierował na kobietę.
- Puszczaj ją! - krzyknął gorączkowo. Starszy Sharif gdyby mógł, uniósł by kącik ust w złośliwym uśmieszku. Lekarka również uniosła, ale ręce. Cały zapał do walki zniknął z jej twarzy. Zrobiła krok do tyłu i zamilkła, oczekując kolejnych słów Sharifa. Rozwarła szeroko usta i oczy. Wydawała się kompletnie zaszokowana.

Afaf tymczasem podniosła z ziemi teczkę, która w tym zamieszaniu upadła.
- Wiejemy - szepnęła.
Ale gdzie? Lepiej było ruszyć w drogę powrotną na parter, czy zagłębiać się dalej na pierwsze piętro?
- Na dół i do głównego wyjścia - odszepnął młody Habid, nie przestając mierzyć w kobietę. Pistolet ciążył w rękach również w przenośni. Nie wierzył, że podjął się na coś takiego, ale kiedy zobaczył, jak lekarka złapała Afaf… Zareagował automatycznie.
- Już, biegnij, będę za tobą! - polecił siostrze, po czym odwrócił się do kobiety. - A ty tu zostań.
Afaf skoczyła w kierunku, z którego przyszli. Pobiegła korytarzem. Sharif był tuż za nią. Byli blisko! Młodzi Habidowie widzieli już windę oraz klatkę schodową. Dziewczyna nieoczekiwanie zatrzymała się.
- Na parterze czysto - dochodził do nich stłumiony głos z windy, która zaczęła otwierać się. - Sprawdzam teraz pierwsze piętro. Co? Ktoś groził bronią lekarce z czwórki…?
Afaf obejrzała się rozpaczliwie na Sharifa. Mogli próbować skryć się za drzwiami po ich lewej stronie. Ewentualnie istniały też inne opcje: zawrócić, lub biec przed siebie. Starać się wskoczyć do klatki schodowej zanim człowiek z windy ich zatrzyma, lub ominąć ją i biec dalej.
- Zawracamy! - krzyknął Sharif i wymierzył z pistoletu w drzwi windy, czekając, aż siostra go minie. Tak też zrobiła. Wnet w zasięgu wzroku Habida pojawił się mężczyzna. Był wysoki i nieco otyły, ale i tak wyglądał groźnie. Miał w dłoni pistolet. Jeszcze nie ujrzał Sharifa, ale była to kwestia ułamków sekundy.
“Strzelaj!”, krzyknął w jego głowie starszy Sharif. Oczywiście dla niego zabicie człowieka było jak mrugnięcie okiem, ale dla młodego Habida... Chłopak sapnął i odwrócił się gwałtownie, by popędzić za Afaf.
Usłyszał za sobą huk. Nie wiadomo czy mężczyzna w ogóle celował w niego, zapewne strzał był jedynie ostrzegawczy. W każdym razie Sharif nie poczuł bólu, choć spodziewał się go. Ruszył biegiem za Afaf. Ominęli dyżurkę pielęgniarką. Dziewczyna ujrzała znak świadczący o toalecie dla niepełnosprawnych. Otworzyła drzwi i schowała się w nich.
Sharif bez zastanowienia wskoczył tuż za nią. Zamknął za sobą drzwi i naparł na nie plecami, dysząc ciężko.
- Afaf! - zawołał, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Cicho bądź, debilu - przerażona dziewczyna szepnęła. - Nie krzycz, tylko zamknij drzwi.
Opadła na kolana i gorączkowo zaczęła układ na podłodze zawartość teczki.
Chłopak odwrócił się i przekręcił gałkę blokującą drzwi. Zaparł się o nie rękoma, spuszczając głowę między ramiona. Próbował przetrawić wszystko, co się właśnie wydarzyło.
- Chodź, pomóż mi czytać. Będzie szybciej - dodała Afaf. - Mama miała rację, że czytanie i pisanie jest ważne - mruknęła. - Jednak nie myślałam, że przyda nam się do czegoś takiego - mruknęła ze smutkiem.

Sharif, nadal trochę oszołomiony, odepchnął się od drzwi i przyklęknął obok Afaf, by zaraz zacząć przebierać w papierach.
- Na polu tego nie potrzebowałem - mruknął z niechęcią.
- Jak mamy wiedzieć, że coś jest nie tak? - dziewczyna wykazywała się równie znikomym entuzjazmem. - Chociaż… patrz, wszędzie są rozpisane normy. Może nie będzie to takie trudne.

Z badania radiologicznego dowiedzieli się, że Bahir miał miażdżycę łuku aorty oraz oznaki niewydolności prawej komory, co objawiało się wysiękiem płucnym. W pewnym momencie okazał się tak intensywny, że mężczyznę podłączono do respiratora i wprowadzono sztuczne oddychanie.
- Sharif, patrz… dzisiaj o czwartej nad ranem saturacja krwi… to znaczy jej utlenowanie… gwałtownie spadło z 95% do 60%. Zobaczmy inne badania. Patrz na czwartą nad ranem.
- EKG! - Sharif krzyknął, odnajdując zapis. - O tym mówił Europejczyk. Serce przestało bić o tej godzinie.
- Mam wydruk z respiratora - mruknęła Afaf, odnajdując kilka stron spiętych agrafką. - O czwartej nad rano… - pochyliła się nad drukiem - ...nie ma żadnego zapisu z tego okresu - szepnęła z przejęciem. - Ale poza tym wcześniej zapis był, każdego dnia i każdej godziny. Skoro urządzenie o czwartej nad ranem nie zapisało żadnych parametrów…
- To znaczy, że ktoś je wyłączył - dokończył Sharif, patrząc na swoją siostrę.
Rozległa się chwila ciszy.
- Nasz ojciec został zamordowany - szepnęli wspólnie.

Sharif puścił dokumenty, jakby te zaczęły parzyć. Wstał gwałtownie i łapiąc się za głowę, zaczął gorączkowo okrążać toaletę.
- Nie wierzę… Kto mógłby zabić ojca? Naszego ojca! Przecież… przecież… - słowa utknęły mu w gardle. Zatrzymał się i zasłonił oczy, biorąc głęboki wdech. Nie rozumiał, co się tutaj działo i dlaczego.
- Ktoś wiedział, jak to się skończy? - zapytał po chwili, spoglądając na Afaf przez palce.
- Ktoś specjalnie to wywołał? - dziewczyna zawtórowała. Wpierw wydała się kompletnie zaskoczona i skonfundowana. Dopiero teraz w jej oczach pojawiły się iskierki złości. - Nie wybaczę. Znajdę go i zabiję - powiedziała bezlitośnie. Te gorzkie słowa kompletnie nie pasowały do jej młodej buzi. Przecież miała dopiero trzynaście lat.
Młody Habid pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Na razie… pomyślmy, jak opuścić to miejsce - zmienił temat i zaczął się rozglądać.
- Opuścić? - Afaf zmarszczyła brwi. - Co…? Nie - rzekła definitywnie. Wstała i spojrzała Sharifowi prosto w oczy, choć ze względu na różnicę wzrostu nie było to łatwe. - Musimy wrócić do dyżurki i zobaczyć monitoring z godziny czwartej - rzekła i zacisnęła dłoń w pięść. - Musimy wiedzieć, kogo mamy zabić.

Zanim Sharif zdążył odpowiedzieć, usłyszał głośną syrenę. Instynktownie rozejrzał się wokoło. Doskoczył do okna. Ujrzał kilka karetek na sygnale. Wszystkie spieszyły do Głównego Szpitala w Bakubie. Młody Habid dojrzał również pieszych spieszących w kierunku ośrodka. Mógł też przysiąc, że światła na parterze zapaliły się. Niestety z tej pozycji miał kiepski widok na dolną kondygnację, jednak łuna bijąca z budynku znacznie zwiększyła się. Sharif poczuł ciepłą dłoń Afaf, która z całej siły uścisnęła jego.
- Otwierają szpital - szepnęła dziewczyna. - Dla naszej wioski. Dla Khalis.
Chłopak westchnął, nie odwracając spojrzenia.
- Zaraz zaroi się tutaj od ludzi. Nie wymkniemy się, jeśli będziemy zwlekać - stwierdził niechętnie, jakby sam pragnął sprawdzić nagrania.
- Zanim pomścimy naszego ojca, najpierw musimy powstrzymać to, co z niego stworzono, Afaf - powiedział cicho, odwracając do niej smutne spojrzenie.
- Powinniśmy również wystrzegać się fałszywych przyjaciół - odparła dziewczyna. - Nie przyszło ci do głowy, że to Europejczyk mógł zabić naszego ojca? Wiedział kiedy zmarł, choć nie miał akt. Tłumaczył się rozmową z jakąś pielęgniarką… - rzekła. - Być może nie kłamał. Jednak nie mogę teraz uciec. Mamy jeszcze jedno zadanie, Sharifie. Nikt nas nie zauważy w tym chaosie. Taka okazja już nigdy nie powtórzy się - szepnęła poważnie. - Ale, jeśli nie chcesz, to możemy rozdzielić się. Ty podążysz ku kolejnemu miejscu na mapie, a ja ruszę do dyżurki ochrony - zaproponowała, chowając wszystkie dokumenty z powrotem do teczki.
Sharif odwrócił się do siostry i spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami.
- O czym ty mówisz? Obiecałem, że się tobą zaopiekuję. Nie mogę puścić cię samej, zwłaszcza teraz, jak mamy tylko siebie. Wiesz ty w ogóle, na co się piszesz? Ta jedna pielęgniarka nas widziała. Jak cię rozpoznają…
- W jednym zgodzę się z tobą, bracie - rzekła Afaf. - Nie możemy zwlekać.
Chwyciła teczkę, otworzyła zamek, a następnie drzwi, po czym wyszła na zewnątrz.
- Afaf! - zawołał za nią, wyciągając rękę, ale ta już zdążyła zniknąć. Znowu poczuł mocniej bijące serce, a nogi same zrywały się do biegu. A jednak nie ruszył się z miejsca. Nie mógł nie przyznać, że plan Afaf miał swoje zalety. Jeśli teraz nie zobaczą nagrania, może już nigdy nie uda się im tego dokonać. Rozdzielając się mogli zrobić więcej rzeczy na raz. Tylko jak mieli się później spotkać?

Sharif jeszcze raz podszedł do okna i spróbował je otworzyć, by wyjrzeć na zewnątrz i sprawdzić ewentualną drogę ucieczki.
Tutaj nie spostrzegł niczego zaskakującego. Okno łatwo dało się otworzyć na oścież. Bez problemu mógłby przez nie przejść oraz skoczyć. Musiałby jednak wylądować około cztery, pięć metrów niżej na betonie. Czy było to rozsądne? Jak duża zdawała się szansa na kontuzję? Niestety nie dostrzegł niczego, co mogłoby zamortyzować uderzenie o ulicę. Minus skoku był taki, że wiele osób spostrzegłoby ucieczkę Habida. Na chodniku - położonym niedaleko - znajdował się tłum. Nieznajomi prędko szli w kierunku szpitala i wydawali się skoncentrowani na swoich sprawach, jednak upadający nastolatek na pewno przyciągnąłby ich uwagę. Wyskoczenie na zewnątrz miało jednak duży plus, którego nie dało się zignorować. Sharif mógłby błyskawicznie znaleźć się poza terenem szpitala. Nie musiałby uciekać przez piętra i narażać się na znalezienie przez pracowników ochrony.
- Hara - mruknął Sharif i zamknął okno z powrotem. Jeśli miał ryzykować, wolał mieć więcej kontroli. W locie z kolei nie mógł kontrolować niczego. Dlatego nie zwlekając, wrócił do drzwi i wyjrzał na zewnątrz, po czym spróbował się wymknąć.

Przez czas, który spędzili na czytaniu akt, wiele zdążyło zmienić się w szpitalu. Teraz korytarze były znacznie bardziej oświetlone i znajdowało się na nich więcej ludzi. Pielęgniarze - zaspani, jakby dopiero co wybudzeni z domowego snu - popychali kozetki, na których znajdowali się poparzeni ludzie. Młody Sharif starał się im nie przyglądać. Był to bardzo nieprzyjemny widok, do którego wtedy jeszcze nie był przyzwyczajony. Wyglądało na to, że mógł spokojnie wyjść na zewnątrz, nie zwracając uwagi innych. Choć najlepiej byłoby, gdyby nie natrafił na ochroniarzy, lub lekarkę, której groził bronią.
Sharif odetchnął głębiej, dodając sobie otuchy i z pochyloną głową ruszył spokojnie korytarzem w stronę schodów, by zejść nimi na parter, a później dostać się do głównego wejścia. Nie przyciągał wzroku innych ludzi. Wydawało się, że każdy był zajęty swoimi zadaniami i nie zwracał uwagi na niepozornego nastolatka, który spokojnie szedł w stronę wyjścia. Habid musiał przepuścić zespół ludzi, zanim schody oczyściły się. Wtedy zszedł po nich na dół.
 
Ombrose jest offline