Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 02:04   #235
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Główny Szpital w Bakubie - część trzecia

Po części orientował się w planie parteru. Bardziej instynktownie, niż świadomie, potrafił wskazać drogę do wyjścia… ale również tę prowadzącą do dyżurki. Czy powinien pójść sprawdzić, co dzieje się z Afaf? A może ruszyć ku kolejnemu zadaniu, aby nie tracić czasu?
Instynkt starszego brata zwyciężył. Jak bardzo nie chciał załatwić sprawy z Ifrytem w pierwszej kolejności, siostra wciąż była dla niego najważniejsza. Dlatego zbaczając z drogi do wyjścia, ruszył do dyżurki. Znalazł ją po kilkudziesięciu metrach. Przez oszkloną witrynę ujrzał w środku Afaf. Pochylała się nad komputerem. Nie wyglądała na zbyt pewną siebie. Wtem Sharif ujrzał ochroniarza. Mężczyzna był daleko, na końcu korytarza. Jednak zmierzał powoli w kierunku swojego stanowiska.
Chłopak rzucił jeszcze spojrzeniem na siostrę, a później znów na ochroniarza. Bez zastanowienia popędził w jego kierunku.
- Proszę pana! Proszę pana! - zaczął wołać żałośnie jak skrzywdzone dziecko.
Sharif prawie przewrócił się, kiedy drzwi niespodziewanie otworzyły się na trajektorii jego biegu. Jednak to sprawiło, że strażnik zainteresował się nim jeszcze bardziej.
- Co się dzieje? - mężczyzna zapytał. Habidowi wydawało się, że to nie on wcześniej strzelał w jego stronę, jednak nie był pewny. W każdym razie wyglądało na to, że ochroniarz nie rozpoznał młodzieńca.
- Gdzie on jest?! Gdzie jest mój tata?! - zaczął zasypywać ochroniarza gradem żałosnych pytań, jednocześnie próbując sprowokować u siebie łzy. - Mówili, że go tu zabierają, ale nigdzie go nie ma?! Tata obiecał, że nigdy mnie nie zostawi!
- Jak się nazywasz, dziecko? - mężczyzna odruchowo zapytał, choć nie wydawał się szczególnie zainteresowany. Mimo to przystanął, a właśnie o to chodziło Habidowi.
- A-a… Abul - odpowiedział po chwili namysłu. - Abul Thabit, proszę pana. Widział pan mojego tatę, prawda? Wie pan, gdzie on jest? Powiedziano nam, że go tutaj przywieziono! - Sharif starał się przeciągać na ile mógł, co jakiś czas zerkając za siebie, niby z nerwów, ale tak naprawdę upewniał się, czy siostra już wyszła z dyżurki.
- Niestety nie. Posłuchaj, zapytaj w recepcji, mały. Widziałem już kilka zagubionych dzieciaków - odparł mężczyzna. Miał około czterdzieści lat. Był szczupły i miał mocny zarost. - Ja jestem ochroniarzem, nie prowadzę ewidencji.
- Ojej… - młody Sharif spojrzał bezradnie w prawo a następnie w lewo. - A… zaprowadziłby mnie pan do recepcji? Tyle tutaj ludzi, ja sam się zgubiłem - westchnął niepocieszony chłopak.
- Chodź ze mną - rzekł mężczyzna. - To w tamtym kierunku.
Wyglądało na to, że aby dojść do recepcji, musieli przejść obok dyżurki ochroniarzy. A ta była przeszklona. Musiałby wydarzyć się cud, żeby strażnik nie ujrzał w środku trzynastolatki buszującej nad jego komputerem.
- Ahh, tam! - Sharif zatrzymał się gwałtownie i pacnął w czoło. - To ja chyba już tamtędy przechodziłem - mówiąc to znowu wskoczył przed ochroniarza, tak by stać na linii widoku do dyżurki. - Nie chciałbym pana odciągać od obowiązków, skoro wiem, jak trafić do recepcji. Przepraszam - chłopak westchnął i pokręcił głową. Zaraz też, niby przypadkiem, zawiesił spojrzenie na pasie mężczyzny, przy którym ten nosił paralizator.
- Ojej, on jest prawdziwy? - zapytał, udając dziecięcą ciekawość i wskazał na przedmiot zainteresowania.
- Chłopcze, o co ci chodzi? - mężczyzna warknął, lustrując go wzrokiem. - Tak, to jest prawdziwy paralizator. A ja jestem prawdziwym ochroniarzem. Jeżeli zgubiłeś się, to moim obowiązkiem jest zaprowadzić cię w bezpieczne miejsce - westchnął. - Abul Thabit, tak? - powiedział łagodniej. - Chodź, poszukamy twojego taty. Jestem pewien, że jest cały i zdrowy.
Strażnik chwycił Sharifa za ramię, po czym pociągnął go w stronę recepcji.

Przez głowę Sharifa gorączkowo przepływały fale myśli. Nie mógł pozwolić na to, żeby ochroniarz przyłapał Afaf na buszowaniu w nagraniach z kamer. Czuł ciężar pistoletu w kieszeni. Broń palna była skuteczniejsza od paralizatora, prawda? Problem tylko taki, że chłopak nie potrafił się nią posługiwać, a wątpił, by samo wymierzenie w mężczyznę, tak jak to miało miejsce z pielęgniarką, przyniesie oczekiwany rezultat. Ochroniarz nawet jeśli nie był najwybitniejszy, musiał przejść jakieś szkolenie z zakresu walki, toteż bez problemu mógł rozbroić i obezwładnić nieletniego napastnika. A wtedy Sharif będzie mógł się pożegnać z wolnością w najlepszym przypadku - w najgorszym z życiem.
- Mój tatko to mówi, że nie wolno sięgać po broń! Że krzywdząc innych krzywdzimy siebie! A mój tatko jest najmądrzejszy! On to wszystko wie, wszystko! - ostatnią linią obrony Sharifa było po prostu wydzierać się w drodze do recepcji. Miał nadzieję, że Afaf w porę go usłyszy.
- I wiesz, co ci powiem, Abul? - mężczyzna odwrócił się i spojrzał na Habida. - Twój tata to bardzo mądry człowiek.
Strażnik był tak zajęty nastolatkiem, że nawet nie zauważył, jak drobna dziewczyna wyszła z dyżurki i zamknęła za sobą drzwi. Chwilę przystanęła i z szeroko rozwartymi oczami spojrzała na swojego brata i ochroniarza. Zamarła w bezruchu, jednak po kilku sekundach zapanowała nad sobą. Obróciła się do nich plecami i ruszyła w stronę recepcji, jak gdyby Sharif był dla niej kompletnie obcą osobą.
Chłopak uśmiechnął się tylko z dumą, jakby pochwała ojca Sharifa dotknęła go osobiście. Z takim też szerokim uśmiechem, raźno ruszył u boku ochroniarza.
- Mam nadzieję, że uda się uratować tych ludzi - zagaił, zaglądając za kąty, jakby szukał poszkodowanych z pożaru.
- Trochę dziwny jesteś, Abul - mruknął ochroniarz. - Musisz mniej brać to wszystko do siebie - wyglądało na to, że strażnik wpadł w nastrój na mądre, życiowe porady. - Nie martw się poparzonymi ludźmi, nie jesteś lekarzem. To nie twoje zadanie. Wystarczy, jeżeli tylko będziesz dbał o swojego ojca - kiwnął głową. - I wystarczy, jeżeli ja tylko będę dbał o porządek w szpitalu. Reszta się nie liczy - mruknął.
Skręcili w prawo i wnet ujrzeli korytarz, na którego końcu znajdowała się recepcja. Wydawało się, że ochroniarz chciał zaprowadzić Habida prosto do niej.
- Dziękuję panu jeszcze raz. Za wszystko - zagaił Sharif, zatrzymując się za strażnikiem. - Szkoda, że nie poznał pan mojego taty. To ja już pójdę - kiwnął głową i ruszył żwawo w stronę recepcji, mając nadzieję, że mężczyzna za nim nie podąży.
- No dobra - mruknął mężczyzna w odpowiedzi. Uśmiechnął się lekko do Sharifa, a przynajmniej spróbował. - Powodzenia, ja wracam do siebie - rzekł, po czym obrócił się i ruszył w stronę dyżurki. - Życz mi szczęścia - rzucił na odchodne. - Podobno gdzieś kręci się jakiś zbir z pistoletem.
Sharif tylko pomachał do mężczyzny i skinął mu głową na pożegnanie. Zwolnił kroku i odczekał, aż ochroniarz zniknie mu z pola widzenia. Następnie zatrzymał się przy stojącej nieopodal donicy. Była odrapana a kwiaty w niej posadzone nie najlepiej świadczyły o wystroju szpitala, ale kto by się przejmował takimi detalami zwłaszcza w Irakijskim szpitalu? Rozglądając się, czy nikt go nie obserwuje, dyskretnie wrzucił do niej wszystkie pęki kluczy, które zabrał ze sobą z dyżurki. Czuł się z tym źle, że je ukradł, dlatego chciał jak najszybciej się ich pozbyć. Następnie jakby nigdy nic ruszył spokojnie z pochyloną głową do wyjścia.
Tam czekała na niego Afaf.

- Wszystko w porządku? - zapytała. Wnikliwie spojrzała na niego, po czym mocno przytuliła go. - Wtedy w łazience… nie chciałam cię opuszczać. Czułam się okropnie. Ale dobrze zrobiłam. Mam to, po co poszłam - dodała szeptem.
Sharif odetchnął z ulgą, tuląc siostrę do siebie.
- Następnym razem się tak nie wyrywaj. O mały włos, a wpadłabyś w tarapaty - westchnął, zerkając na Afaf. - A teraz chodźmy stąd, opowiesz mi, co zobaczyłaś, po drodze.
- Nie wierze, że nam się udało - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

Następnie wyrwała się z objęć i ruszył w kierunku chodnika długimi, radosnymi skokami. Wreszcie odwróciła się do Sharifa. Jej ręce wystrzeliły w kierunku nieba. W jednej z nich Sharif spostrzegł pojedynczą kartkę A4.
- Udało nam się! - dziewczyna powtórzyła, krzycząc z całych sił. - Udało nam się! - wrzasnęła jeszcze raz. - UDAŁO!
Przechodnie spoglądali na nią niepewnie i omijali Afaf szerokim łukiem, jednak dziewczyna kompletnie nie przejmowała się tym. Zaczęła podskakiwać ze szczęścia. Spojrzała na brata z wyrazem bezgranicznej miłości i dumy. Obraz był bardzo słodki… jednak dla dorosłego Sharifa okazał się niezwykle ciężki. Zatęsknił za siostrą jeszcze bardziej, niż do tej pory. Za bezgraniczną energią Afaf i jej charakterem.
Dlaczego musiał ją stracić?
Młody Habid zerkał nerwowo na boki, jakby obawiał się, że zaraz napadną na nich ochroniarze. Mimo to nie mógł oprzeć się szczęściu i optymizmowi bijącego od siostry, toteż uśmiechnął się do niej leciutko i pokręcił rozbawiony głową. Starszy Sharif mógł tylko tępo wpatrywać się w obraz, również oszołomiony tym, co widział, ale z innych powodów niż jego młodsza wersja. Pewnie gdyby czuł, jego serce właśnie by zakłuło dotkliwie, a sam upadłby na kolana. Wszystkie jego ukryte pragnienia, głęboko, bardzo głęboko zakorzenione w zimnym sercu przesiąkniętym żądzą zemsty były dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jednak nie czuł satysfakcji, wręcz przeciwnie. Krzywdziło go to jeszcze bardziej, gdyż to nie do niego uśmiechała się Afaf. Co by pomyślała, gdyby zobaczyła go takim, jakim był przed straceniem przytomności? Te wszystkie rzeczy, które zrobił… Myśli, którymi się karmił… Potworności, których pożądał… Czy uśmiechnęłaby się równie wesoło jak do młodego Sharifa Habida? Czy może krzyknęłaby w przerażeniu? Przez moment starszy Sharif przestał obserwować, jakby tracił przytomność - czego oczywiście nie mógł zrobić. Myśli, które właśnie do niego spłynęły, pochłonęły go doszczętnie.

- Wszystko dzięki tobie, młoda - mruknął chłopak niby z niechęcią i podrapał ją wesoło po głowie. - Dobra, pokaż, co mamy.
- Nie, dzięki tobie! - wyglądało na to, że Afaf była w nastroju na przekomarzanki. - Jesteś najlepszym bratem pod słońcem - uśmiechnęła się szeroko. - Nie znam żadnej koleżanki, z którą mogłabym to powtórzyć.
Dziewczyna najwyraźniej nie mogła się zdecydować, czy skakać z radości, czy ściskać brata, więc tylko odchyliła do tyłu głowę i zaniosła się głośnym śmiechem. Adrenalina i radość z wykonanego zadania dała jej takiego kopa, jakiego nie mogłyby zapewnić żadne ilości cukru, lub używek.
- Jesteś gotowy? - zapytała, szczerząc zęby.
- No już, wariatko, nie mamy całej nocy - zaśmiał się i spróbował wyrwać kartkę z jej ręki.
- Dobra, dobra - Afaf uspokoiła się, widząc próby brata. Następnie lekko spoważniała, jednak wciąż była w bardzo dobrym humorze. - Nasze domniemania były słuszne. Ktoś naprawdę zabił naszego ojca - dodała. - Ujrzałam, jak wyłączył respirator w jego pokoju. Na innej kamerze było ukazane, jak zakradał się korytarzem. Musisz wiedzieć, że odkrycie tego było bardzo trudne. Jedynie dwa razy widziałam komputer na oczy, w szkole. A i tak potrafiłam go obsłużyć - uśmiechnęła się szeroko, dumna z siebie. - Niestety nie było dobrze widać jego twarzy… nie licząc ujęcia z tylnego wejścia. Kamera uchwyciła moment, w którym wszedł do budynku. Wydrukowałam zrzut ekranu. Popatrz - szepnęła.


- Ja wiem, że to niewiele… jednak to dopiero początek - Afaf mocno chwyciła dłonie brata. - Na pewno lepsze, niż nic. Przyjrzyj się dokładnie - poleciła. - To Europejczyk. Nie ten nasz, ale na pewno obcokrajowiec. Spójrz na zarost. Przyjrzyj się dokładnie, Sharifie. Bo jak kiedyś natrafisz na tego mężczyznę, to nie masz się ani chwili wahać - szepnęła, a następnie dotknęła broni młodego Habida. - A jedynie wycelować… i trafić - dodała. - To on nas skazał na cierpienie, bracie. Nikt inny.
Sharif zrobił tak, jak poleciła Afaf. Zapamiętał twarz. Nie wiedział jeszcze, czy będzie potrafił zabić człowieka, ale z pewnością chce go znaleźć, a potem… Potem się okaże.
- Dobra robota - powiedział jednak z pewnym smutkiem. Myśl o tym, że jego ojciec został zamordowany bolała go podwójnie. Spojrzał w oczy Afaf i uśmiechnął się słabo.
- Znajdziemy go i ukarzemy. W ten czy inny sposób - kiwnął głową. - Ale pamiętaj, z czym teraz walczymy. Do tego - wskazał zdjęcie mordercy palcem - wrócimy później. Na nic nie zda nam się zemsta, jeśli cały nasz świat spłonie razem z nami - mruknął.
- To prawda, mądrze mówisz - Afaf skinęła głową. - I Sharifie… chciałbym, abyś wiedział jeszcze jedną rzecz… - zawiesiła głos, spoglądając na niego tymi dużymi, brązowymi oczami.
- Tak? - przekrzywił głowę i marszcząc czoło, przyjrzał się jej z uwagą.
- Kiedy szłam przez te nieszczęsne korytarze… widziałam tak wielu biednych ludzi - jęknęła. - Oparzonych, oszpeconych, niewinnych. Niektórych z nich rozpoznałam. Ciotka Almah, u której matka kupowała mąkę. Stary Jodif, który ciągle żuł kwaśne liście na ławce przed meczetem. Stara Hamara ze sklepu. Ludzie, których znałam… którzy byli dla mnie mili… i stanowili część mojego życia. Naszego życia - poprawiła się. - Z trudem powstrzymywałam łzy. Najgorsza była świadomość, że to przez naszego ojca. Jednak wtedy - zawiesiła głos - zrozumiałam, że nie powinnam go winić. On jest kolejną ofiarą. Równie wielką jak Almah, Jodif i Hamara, a pewnie jeszcze większą - pokręciła głową. - Nasz ojciec zmarł, Sharifie. To, co z niego powstało, to demon. W tym ciele nie ma już Bahira. T-tatuś… był dobry, kochany i spokojny - oczy Afaf zaszkliły się. - Ten potwór, ten ifryt go nam odebrał. Nie powinniśmy wahać się przed zniszczeniem demona. W nim już nie ma Bahira - rzekła. - A ifryta stworzył on - podniosła rękę z wydrukiem. - Jestem młoda i niezbyt potężna - mruknęła. - Jednak ty jesteś duży i silny. Jeżeli ja nie będę w stanie… a Allah mi świadkiem, będę próbowała… to obiecaj mi, że ty go znajdziesz. I zabijesz. Tak, aby bolało.

Sharif wysłuchał siostrę, obserwując emocje, jakie wyrażała w barwie głosu oraz gestykulacji. Rozumiał ją. Bardzo dobrze ją rozumiał. Sam myślał podobnie. Czy nie chciał zabić tego człowieka? Pragnął tego. Więc dlaczego się wahał? Dlaczego nie mógł z pełnym przekonaniem obiecać siostrze, że go znajdzie i własnoręcznie zabije?
Ponieważ za każdym razem, kiedy o tym myślał, przypominał sobie właśnie ojca. To on nauczył go szacunku do życia. Wychował go na uczciwego, pracowitego, a przede wszystkim opiekuńczego człowieka. Chociaż Bahir odszedł, zdążył przekazać synowi przynajmniej większość wartości, które w jego mniemaniu mężczyzna powinien w sobie pielęgnować. Nadal pamiętał moment, w którym odważnie przeciwstawił się wujkowi Ra’edowi, kiedy ten chciał wciągnąć go w bojówkę. Takich przykładów było więcej. Znacznie więcej.
I co by pomyślał Bahir, gdyby zobaczył własnego syna z bronią w ręce, gotowego odebrać komuś życie? Czy to, że zabije mordercę coś zmieni? Robiąc to, sam stanie się mordercą. Czy tego chciałby jego ojciec? Czy on sam mógłby żyć jako zabójca? Nie potrafił sobie tego wyobrazić.
Drugi Sharif w jego głowie również zaczął zastanawiać się nad swoimi czynami.
- Obiecuję, że dostanie to, na co sobie zasłużył - odparł spokojnie młody Habid.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=J9gKyRmic20&index=26&list=RDGMEMJQXQAmqrnm K1SEjY_rKBGAVMKcLP8v3823I[/media]

Afaf pocałowała go krótko w policzek, stając na czubkach palców. Następnie zrobiła krok w tył i złapała brata pod ramię. Ruszyli chodnikiem. Cały tłum zmierzał w stronę szpitala. Oni jako jedni z nielicznych szli w przeciwnym kierunku. Spokojnie, bez zbędnego pospiechu. Nie przyciągali spojrzeń przechodniów.
- Gdzie teraz pójdziemy? - dziewczyna spojrzała na brata. - Do meczetu? A może do biblioteki? Aż trudno uwierzyć, że to dopiero początek nocy - pokręciła głową z uśmiechem. - Już teraz czuję się jak zwycięzca.
Sharif rozglądał się po mijanych budynkach, czując, jak schodzi z niego napięcie. Akcja w szpitalu z pewnością była stresująca, ale nie mógł odmówić Afaf satysfakcji po wykonaniu zadania. Ostatecznie nikt nie ucierpiał… No może oprócz pielęgniarki, do której mierzył z broni. Z pewnością był to dla niej bardzo nieprzyjemny moment, a sam Habid czuł się z tym źle. Nawet nie pomyślał wtedy, że broń może wypalić… Wzdrygnął się z tego powodu. Obiecał sobie, że następnym razem będzie bardziej ostrożny.
Był jeszcze ten samochód przed szpitalem. Nie spodziewał się, że Afaf trafi prosto w szybę… Cóż, następnym razem powie jej, żeby też była bardziej ostrożna.
- Myślę, że chwila spokoju w bibliotece dobrze nam zrobi, nie sądzisz? - zagaił do siostry.
Dziewczyna roześmiała się.
- Zwłaszcza, że już zaczęłam wczuwać się w szperanie w komputerach - uśmiechnęła się. - Mam nadzieję, że nie znajdziemy tam kolejnych rewolucyjnych wieści…
- Jak tak o tym mówisz… też mam taką nadzieję - mrugnął do niej.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline