Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 05:28   #236
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Na ratunek Natalie - część pierwsza

Jej poszukiwania wejścia do piwnicy trwały jakiś czas. Zaskakująco, zamiast się denerwować, na swój sposób rozluźniła się. Teatr miał wiele wspólnego z operą. Dzięki temu czuła się jak ‘u siebie’.
Kiedy więc usłyszała lekko zniekształcony przez głośniki głos Erica, zaraz ruszyła w tamta stronę.

Nie zdziwiło jej, że pracownicy teatru znajdowali się tam, gdzie się znajdowali. Uznała wręcz, że lepiej dla nich. Przyjrzała się grupce, a potem zerknęła na McHartmana
- Ciekawe jak się sprawa toczy… - odezwała się, po czym jej spojrzenie zostało przyciągnięte przez parę dużych, wlepionych w nią brązowych oczu. Patrzyła na niego chwilę, po czym uśmiechnęła się subtelnie. - Pomożesz nam, hm? - zapytała chłopaka, który siedział związany wraz z resztą.
Alice starała się nie zwracać uwagi na pozostałe osoby. I tak nie mogli ich teraz uwolnić, bo to by wprowadziło komplikacje i jeszcze mogło zaszkodzić tym ludziom.
- Potrzeba nam krótkiej informacji. Czy będziesz grzeczny, jak odsłonię ci usta? I tak krzyk nie ma sensu, budynek jest kompletnie pusty - zauważyła spokojnym tonem i przyglądała się dalej brązowookiemu. Czekała na jego reakcję.

Mężczyzna gorączkowo pokiwał głową. Inni również spojrzeli błagalnie na Alice, jak gdyby chcąc, aby zlitowała się nad nimi. Eric zmierzył wzrokiem Harper, a następnie związanego, schylił się i jednym, prędkim ruchem zerwał plaster z jego twarzy. Chwilę potem chłopak wypluł wetkniętą do ust szmatę i zaczął głośno, niemiarowo oddychać.
- Proszę, rozwiążcie nas - rzekł błagalnym tonem, wwiercając swoje brązowe oczy w Alice. - Nie zrobiliśmy nic złego.

Alice przechyliła głowę
- Wiem, że na pewno nie zrobiliście nic złego, ale dla waszego dobra lepiej, jest, żebyście pozostali na razie tutaj, ukryci i związani - powiedziała niemalże matczyno opiekuńczym tonem.
- Dlatego żadnych podejrzanych ruchów - surowo wtrącił Eric.
- Potrzeba nam informacji, jak dojść do piwnicy teatru - przeszła od razu do sedna.
- Rozumiem - chłopak odparł powoli, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Zawahał się, spoglądając na pozostałych. Najwyraźniej nie chciał za darmo zdradzić informacji, jednak wydawał się nie mieć pomysłu, w jaki inny sposób nieznajomi mogliby polepszyć los jego oraz pozostałych pracowników. - Jeżeli krzyczenie na nic nam się nie zda to moglibyście usunąć gałgany z ust moich przyjaciół? - zapytał zrezygnowany po chwili. - Wtedy wam powiem. W ogóle… nie wiem, co takiego specjalnego jest w tej piwnicy, że wszyscy o nią pytają - pokręcił głową. W jego oczach zaszkliły łzy niezrozumienia i bezsilności.


Alice przechyliła lekko głowę
- Nie mogę tego zrobić, bo zaczniecie rozmawiać. A rozmowy prowadzą do knucia. A my nie chcemy, żeby coś wam nierozważnie wpadło do głowy. Zależy mi na tym, żeby nic wam się nie stało, a uwiesz mi, może wam grozić dużo większe niebezpieczeństwo, niż zostanie związanym i zakneblowanym. Musicie w tej kwestii mi zaufać i po prostu powiedzcie gdzie jest zejście do piwnicy. Obiecuję, że po wszystkim ktoś przyjdzie i was stąd uwolni - oznajmiła tonem skauta. Nie miała zamiaru odpowiadać mu na pytanie o piwnicę, uznając je wygodnie za retoryczne.

Chłopak wyglądał na pokonanego. Nie spoglądał na swoich współpracowników. Celowo unikał spojrzeń, które oskarżałyby go o słabość i uległość.
- No… dobrze - mruknął. - Za wami jest klapa w podłodze. Używamy jej do efektów specjalnych w trakcie występów, jednakże prowadzi również na niższy poziom. Na korytarzu jest jeszcze inne, częściej uczęszczane zejście, jednak szybciej dostaniecie się na dół przez scenę - dodał, spoglądając na czubki swoich butów. - To chyba wszystko.

Alice kiwnęła głową.
- W porządku. Dziękujemy za pomoc. I nie martwcie się. Wszystko się ułoży - powiedziała, ale można się było zastanawiać, czy mówiła to do pracowników teatru, czy aby zapewnić samą siebie. Wyprostowała się i zerknęła na Erica, po czym podeszła do owej klapy i wzięła wdech. - No to w drogę - zasugerowała McHartmanowi.
Harper schyliła się, aby podnieść właz, jednak okazała się zbyt słaba. Eric prędko pomógł jej. Przed ich oczami ukazały się schodki prowadzące do pomieszczenia pod sceną.


Ujrzeli mnogość rekwizytów, które wydawały się odpowiednie zarówno do odgrywania sztuk szekspirowskich, jak i nowożytnych kompozycji. Od mieczy i zbroi, poprzez maski i peleryny, kończąc na atrapach komputerów i dziwnych stacjach wyglądających jak z filmów science fiction. Mnóstwo przebrań na wieszakach, a także materiały pirotechniczne. Alice nie wiedziała na co spoglądać. Piwnica była duża i ciągnęła się jako jedno pomieszczenie pod całym teatrem.
- Masz pomysł, w jaki sposób znaleźć przejście? - zapytał Eric.

Tymczasem komórka Alice zadźwięczała. Przyszła kolejna wiadomość. Harper uświadomiła sobie, że choć spieszyli się z całych sił, to już minęło piętnaście minut od poprzedniej. A pewnie i jeszcze więcej czasu. Z szybko bijącym sercem spojrzała na telefon.
Cytat:
Napisał NIEZNANY NUMER
Mieliśmy trochę problemów z tamowaniem krwi, jednak sytuacja opanowana. Masz piętnaście minut więcej na pojawienie się, jeżeli nie chcesz zobaczyć kolejnego zdjęcia.
Alice zaczęła zastanawiać się nad pytaniem Erica, kiedy jej telefon wybił ją z rytmu. Zesztywniała i przeczytała wiadomość w napięciu. Po czym wypuściła powoli powietrze z ulgą.
- Szczęście w nieszczęściu… M… - mruknęła, po czym znów schowała telefon i zerknęła na towarzysza
- Nie mamy czasu, weź… Weź ściągnij tu tego brązowookiego aktora, będzie nam potrzebny, żeby pokazać drogę. Najwyżej potem się go posadzi koło schodów - zaproponowała.
- Myślisz, że wie cokolwiek o tajnym przejściu do Skalnego Kościoła? - McHartman mruknął sceptycznie. - Ale obawiam się, że nie mam lepszego pomysłu.
Wszedł na górę po schodach. Alice w tym czasie omiotła spojrzeniem otoczenie jeszcze raz. Spostrzegła, że niektóre fragmenty podłogi piwnicy są bardziej zakurzone od innych. Zastęp Szakali bez wątpienia zostawiłby odciski stóp… Rozważania przerwał jej McHartman, który wniósł związanego mężczyznę do piwnicy niczym panną młodą. Aktor spoglądał z paniką na Alice, jednak nie powiedział ani słowa.

Harper podniosła rękę na Erica, zatrzymując go koło siebie. Spojrzała na aktora
- Szukamy tutaj miejsca, w którym mogą być jakieś nieużytkowane drzwi, albo klapa. Takie, o których wiadomo że są tu od zawsze, ale nikt tak do końca nigdy nie zastanawiał się co jest za nimi - Alice wskazała podłogę
- Zauważyłam, że w niektórych częściach jest kurz, jeśli pozostali tędy przeszli, to na pewno wydeptali. Więc to może nam pomóc… Aha… - znów przeniosła spojrzenie na aktora
- W którym miejscu macie ułożone bomby z kolorowym dymem? - zapytała, bo wyraźnie wpadł jej do głowy jakiś pomysł.
- O tam - aktor wskazał palcem jedną z szuflad. Wydawał się szczęśliwy, że nie przyniesiono go tu na rozstrzelanie. - Nie wiem nic na temat drzwi, lub kolejnej klapy… to znaczy, jest jeszcze jedna, ale prowadzi na górę… - zawahał się.
- Ja spróbuję znaleźć jakieś ślady - zaoferował się Eric. Postawił mężczyznę na podłogę, po czym zgiął się w pół, próbując dostrzec coś pośród kurzu. Alice spostrzegła maskę szakala, która wysunęła mu się spod koszuli. Była zawieszona na szyi McHartmana grubym sznurkiem.
Alice kiwnęła głową i podeszła do wskazanej przez mężczyznę szuflady. Wyciągnęła z niej pięć kulek ‘wybuchowych’ i wsunęła do kieszeni. Znalazła również zapalniczkę. Kiedy Eric zaczął szukać śladów i Harper dostrzegła maskę szakala, nie skomentowała tego. No w końcu był jednym z nich, miała nadzieję, że pozostałym nic się nie stało. Podeszła z powrotem do aktora
- Też jestem aktorką… W pewnym sensie - zagadała do chłopaka, czekając na wieść od McHartmana i sama się rozglądając po kurzu.
- Czyli… jesteśmy w ukrytej kamerze? - mężczyzna zaczął rozglądać się.
- Zakryj mu oczy, mam pomysł - polecił Eric.
Alice uniosła lekko brwi na takie pytanie, ale zaraz kiwnęła głową Erikowi, podeszła do aktora i zasłoniła mu oczy dłońmi.

McHartman wziął do ręki maskę i przystawił ją do twarzy. Nie trzeba było długo czekać. Obraz szakala przykleił się do jego głowy niczym guma i zaczął rozlewać się na czoło i potylicę. Z ramion mężczyzny wyrosła bujna szczecina. Zmienił się również nieco szkielet mężczyzny. Stawy ułożyły się pod bardziej zwierzęcym kątem. McHartman prędko przerwał transformację. Wciąż wyglądał bardziej ludzko niż zwierzęco. W tłumie mógłby uchodzić za człowieka, gdyby nasunął kaptur głębiej na czoło. Spojrzał na Alice. Jego oczy zwęziły się, a tęczówki przybrały żółty kolor. Zarost stał się znacznie bujniejszy. Nos spłaszczył się. McHartman opadł na cztery kończyny i zaczął nim węszyć.

Alice obserwowała transformację mężczyzny z niemałym zdziwieniem, nic jednak nie powiedziała, poza krótkim, zduszonym ‘wow’ i poprawiła palce na oczach aktora, żeby przypadkiem nic rzeczywiście nie zobaczył, bo mógłby… No cóż… Nie przetrawić tego widoku. Kiedy Eric na nią spojrzał kiwnęła lekko głową, pozostawiając szukanie na jego głowie, czy bardziej nosie.
Mężczyzna musiał znaleźć trop. Ruszył w kierunku regału. Alice spostrzegła, że podłoga wokół niego nie była zakurzona, choć rekwizyty na półkach pokrywała gruba warstewka prochu. Eric wcisnął nos w kąt pomiędzy ścianą i regałem. Następnie odsunął się i chwycił się z tyłu głowy. Zaczął ciągnąć. Po chwili maska szakala pojawiła się w jego dłoniach, a on z powrotem wyglądał normalnie.
- To tutaj - mruknął, po czym naparł barkiem na regał i zaczął go odsuwać.

Alice kiwnęła głową. Odczekała aż Eric ściągnie maskę i puściła głowę aktora.
- Dziękujemy za pomoc - powiedziała mu z bladym uśmiechem, po czym zerknęła w stronę schodów
- Chcemy odstawić go na górę, na wszelki wypadek - zasugerowała Ericowi, a sama zaraz podeszła do owego regału, żeby przyjrzeć się szczelinie między półkami, a ścianą. Faktycznie było tam coś ukryte? Była ciekawa. Czuła się znowu jak w Krainie Czarów.

Eric poszedł zająć się aktorem, natomiast Alice ujrzała wyrwę w ścianie, którą wcześniej ukrywał regał. Była ona prostokątna i duża, jak gdyby ktoś zapomniał wstawić drzwi. Od razu poczuła na twarzy przeciąg. Dalej ujrzała tonący w mroku, zamurowany korytarz. Czy mieli przy sobie latarkę? Niestety nie, choć wydawała się w tej sytuacji niezbędna.

Alice mruknęła i spróbowała sprawdzić, czy telefon który miała ze sobą miał funkcję latarki. W końcu i tak musiała poczekać na Erica, żeby odsunął regał. Komórka mogła oświetlić im drogę. Problem był taki, że zostało na niej 43% baterii. Na ile to mogło starczyć? Poza tym telefon Joakima był jedynym źródłem kontaktu z KK, jaki w tej chwili posiadała. Na nią też przychodziły wiadomości od Lumiego. Rozładowanie komórki mogłoby okazać się problematyczne.
Alice zmarszczyła brwi. Postanowiła rozejrzeć się wśród rekwizytów, czy nie było tu jakiegoś świetlnego miecza na baterie, czy czegoś podobnego co dawało choć nikłe światło.
- Czego szukasz? - zapytał Eric, który nagle pojawił się u jej boku. Wyglądało na to, że już zdążył przenieść aktora tam, gdzie było jego miejsce. Na scenie.
Harper spojrzała w jego stronę
- Czegoś do oświetlenia przejścia. Jeśli nie trafi nam się jakaś latarkopodobna rzecz, to pozostaje zapalniczka, albo telefon. No chyba, że zaraz powiesz mi, że widzisz też w ciemnościach? - powiedziała przyglądając mu się chwilę, po czym wracając do grzebania. Wyraźnie się spieszyła w ruchach.
- Światło zapalniczki i będzie dla mnie jasno jak w dzień - mężczyzna uśmiechnął się. - Ale wolałbym, żebyś ty nie była ślepa - dodał i również zaczął się rozglądać. Przejrzał kilka półek, ale to Alice pierwsza znalazła odpowiednią rzecz. Była to atrapa broni AK-47 z przytwierdzoną latarką. Niestety oba elementy stanowiły całość i nie dało się ich oddzielić.
Alice popatrzyła na ‘broń’ i bez wahania zgarnęła ją z półki. Złapała ją jak prawdziwy karabin i nacisnęła spust, sprawdzając jak świeci. Wnet z latarki rozbłysł mocny strumień tęczowego światła.
- W tym tygodniu zaczynam się przyzwyczajać do widoku broni we własnych dłoniach. Jestem z Ameryki, ale bez przesady… - pokręciła głową, ale wyraźnie próbowała rozluźnić się tym półżartem.
- Jaka dyskoteka - mruknął Eric, patrząc na kolorowe barwy płynące z atrapy. - Jestem ciekawy, co to była za sztuka.
Ruszyli w stronę przejścia.
- Myślisz, że jaka forma będzie najlepsza? - zapytał. - Jako człowiek mogę się z tobą porozumiewać i korzystać z broni. Mogę przemienić się częściowo. Będę wtedy bardziej groźny w starciu dzięki pazurom, a moje zmysły się wyostrzą, jednak nie będę mógł celować. Ewentualnie mogę przyjąć pełną formę szakala. Fizycznie jest najsłabsza, ale najlepiej przystosowana do zwiadu. Będę mógł za pomocą zapachu zlokalizować resztę stada - dodał.
Alice nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie o sztukę, ale zabrała ową atrapę, bo snop światła był wystarczający jak dla jej oczu. Zapytana o zdanie co do formy postaci Erica, przechyliła lekko głowę
- A jak szybko potrafisz zmieniać te formy? Szczerze powiedziawszy sądzę, że najpierw dobrze by było, gdybyś był w pełnej formie szakala, dzięki temu szybciej znajdziemy odpowiednią drogę, na miejscu jednak potrzebuję, żebyś był w półzwierzęcej lub ludzkiej, bo to będzie zależało od tego co zastaniemy na miejscu - wyjaśniła Harper składając hipotetyczne scenariusze w myślach. Wyraźnie zależało jej na czasie.
- Jeżeli zmienię się w szakala, to będę potrzebował około minuty do powrotu do pełnej postaci człowieka, lub pół minuty do pośredniej. Tyle że wtedy muszę się koncentrować i stać w bezruchu. Wydaje się, że to kilka sekund, ale jeżeli napotkamy wroga z pistoletem, to w pełni wystarczy na oddanie serii. Czyli w przypadku niespodziewanego zagrożenia będę musiał walczyć w swojej na daną chwilę obecnej formie - mruknął. - Ważę ponad sto kilogramów. Jako szakal tylko piętnaście - dodał.
Alice kiwnęła głową
- Dlatego właśnie, na wszelki wypadek, wzięłam to - wyciągnęła kolorowe kulki dymne, by pokazać i zaraz znów je schowała.
McHartman otworzył szeroko oczy na tę przezorność.
- No i liczę, że twój wyczulony szakali nos ostrzeże nas przed zagrożeniem, zanim się ono pojawi - dodała jeszcze po chwili. Zerknęła na Erica.
- Oczywiście wczesne wykrycie zagrożenia jest również w moim interesie - uśmiechnął się i skinął głową.
- Wierzę, że dzięki temu zdążymy kupić ci czas, byś mógł zmienić postać, gdy będzie to potrzebne - Alice dodała pewnym swego tonem. Znowu była w ‘tym’ trybie. Znowu przyjęła postawę odpowiednią dla Dubhe, nowej głowy Kościoła Konsumentów.
- A więc pełna przemiana - mężczyzna westchnął, po czym podał Alice swój pistolet. - Schowaj go na ten czas - poprosił. - Umiesz się nim posługiwać?
Śpiewaczka spojrzała na pistolet
- Uczono nas strzelać w IBPI, a w tym tygodniu miałam trochę więcej praktyki. O ile nie ma jakichś skomplikowanych zabezpieczeń, to powinnam dać radę - odparła i wsunęła i broń do kieszeni. Miała nadzieję, że dojdą na miejsce, nim coś gorszego stanie się Natalie, lub członkom KK. Była mocno zdeterminowana.

- Rozumiem - Eric skinął głową.

Ściągnął koszulę i bezceremonialnie rzucił ją w bok, a następnie pozbawił się podkoszulka. Miał szeroką, potężnie zbudowaną klatkę piersiową. Pomimo wieku nie obarczoną nadmiarem tkanki tłuszczowej. Następnie olbrzym pozbył się spodni i bielizny, odsłaniając męskość proporcjonalną do reszty ciała. Odrzucił buty, skarpetki. Wnet stanął kompletnie nagi, nie licząc maski szakala, która wisiała na szyi. Przyłożył ją do twarzy i ponownie zaczął się zmieniać. Włosy pokrywające ciało - już wcześniej gęste - jeszcze bardziej zwiększyły swoją objętość i wydłużyły się. Rozległ się chrzęst kości zmieniających długość i kształt. Twarz wydłużyła się i przybrała zwierzęcego charakteru. Wnet Olbrzym opadł na cztery - teraz już - łapy i zaczął się kurczyć. Po chwili miała przed sobą szakala. Wyglądałby zupełnie normalnie, gdyby nie blizna ciągnąca się na jego twarzy. Eric miał taką samą.


Alice takiego obrotu sprawy to się nie spodziewała. W pierwszym momencie lekko ją sparaliżowało jak zaczął się całkiem rozbierać. Nie zdążyła nawet odwrócić wzroku, a Eric nie raczył jej uprzedzić. Pierwszy raz w życiu widziała tak zbudowanego mężczyznę, bez ubrań, tuż przed sobą. Chrzęst kości lekko ją odtępił i aż zmarszczyła brwi, bo zabrzmiało to boleśnie. Na moment spuściła palec ze spustu atrapy AK-47, bo była zarumieniona i potrzebowała kilku sekund. Kiedy Chrzęst ustał, ponownie nacisnęła spust i zerknęła na szakala. Milczała chwilę, przyglądając mu się z góry
- Mogłeś mnie uprzedzić, że będziesz uprawiać ekshibicjonizm. Czy coś - rzekła lekko rozedrganym głosem, po czym westchnęła i zerknęła na porozrzucane ubrania
- Zgarnę ci chociaz spodnie na potem, co… Tak, zdecydowanie zgadzamy się tutaj - nie czekała nawet na jego reakcję, wzięła jeden z ciuchów i zrobiłała z niego niewielkie zawiniątko. Zaraz znów zerknęła na Erica. Szakal pokiwał głową w dziwnie ludzkim geście. Z jednej strony instynkty Alice alarmowały ją, że ma przed sobą dzikie, niebezpieczne zwierzę. Z drugiej strony umysł napominał, że to przecież McHartman.
- No, to pan przodem - zakomenderowała już bardziej pewnym siebie tonem.
Eric wydał dźwięk na pograniczu psiego szczeknięcia i wilczego warkotu. Następnie sprężystym skokiem podążył w kierunku wyrwy w ścianie. Alice ruszyła tuż za nim.

Czuła się bardzo… psychodelicznie. Szła ciemnym korytarzem, w którym przeciąg smagał ją po twarzy. Gdyby nie emocje, mogłoby zrobić się zimno. Trzymała w ręku karabin AK-47, który roztaczał wokoło fale czerwieni, pomarańczy, żółci, zieleni, błękitu, granatu i fioletu. Przed nią biegł… szakal, który jednocześnie był ogromnym żołnierzem Kościoła Konsumentów. A zmierzała na ratunek nowo poznanej siostrze, którą torturował fiński bóg umarłych. Jeżeli tak nie wyglądało szaleństwo… to jak inaczej?
Harper wstrzymała na moment oddech, kiedy przyszło jej do głowy wspomnienie rozmowy z Joakimem o szaleństwie. Czy dlatego on był szalony, a naturalnie kalkulował i planował wszystko w zorganizowanie chaotyczny sposób?
Jeśli on był Kotem z Cheshire, a ona do tej pory zagubioną w Krainie Czarów Alicją, to kim przez to wszystko powoli się stawała?
Na pewno częścią Krainy, ale kim? Zastanawiając się nad tym, odzyskała dech i skupiła się znów na swoim celu, podążając za Erickiem.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline