Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 05:34   #238
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Na ratunek Natalie - część trzecia

- Tak, zrobię co w mojej mocy - Ismo pokiwał głową, patrząc z pełną determinacją na Alice. Wydawał się już kompletnie nie zauważać stanu, w jakim były pozostałości jej poprzedniej bluzki… choć rumieńce nie schodziły z jego twarzy.

Chłopiec podszedł do Erika, który bawił się z Fluksem, po czym nachylił się nieco niepewnie nad haltijami. Otworzył usta i zastanowił się na krótki moment. Zaczął śpiewać.

Drogie chochliki, co w zamęt wprawiacie
Bardzo was proszę, spokoju nam dajcie
Wy idźcie już spać, to najwyższa pora
Jak nie zginiecie... pod mocą buciora.

Chłopiec wyraźnie zawahał się przy ostatnim wersie, jednakże jego wysiłki skończyły się sukcesem. Ćmy i robaki przestały wczepiać się w sierść McHartmana i jakby skuliły się w sobie, przygotowując do snu.

Alice słuchała wierszyka, a przy ostatnim wersie leciutko parsknęła rozbawiona. Widząc, że to działa, zaraz przechyliła się sama bliżej
- Będziemy mogli je teraz zdjąć, czy same spadną? I czemu jest ich na nim tak dużo? - zapytała. Nie rozumiała tych istot, ani zasad ich działania, dlatego teraz była mocno zaciekawiona.

Ismo nie odpowiedział, a jedynie zaczął śpiewać od początku. Alice zrozumiała, że chce uśpić wszystkie haltije, zanim skończy egzorcyzmy. Kobieta zrobiła krok do tyłu i przyjrzała się scenie. Jedną ręką wciąż dotykała chłopca, gdyż tylko dzięki niemu była w stanie ujrzeć duchy. Przypomniała jej się scena nad Jeziorem Oittaa, kiedy zobaczyła nieskończoną ilość astralnych jeleni, wilków i innych stworzeń uciekających od pożaru rozpętanego przez ogara. Tamta scena była bezgranicznie piękna… ale również straszna.

Ismo usypiał haltije, które nękały McHartmana. Tuoni myślał, że Widzący wymarli. Jednak mylił się i Alice widziała przed sobą jednego w pełni wykorzystującego swoje zdolności.
- Chyba same spadną - mruknął chłopiec, po czym zwrócił spojrzenie na Alice. - Dlaczego jest ich na nim tak dużo? Rozejrzyj się. Kto w tym otoczeniu jest najbardziej niebezpieczny? - na jego twarzy pojawił się uśmiech, choć Harper nie dojrzała w nim wesołości. - Myślę, że pojawiły się tutaj nie bez powodu - rzekł. - Obawiam się, że przyzwał je Tuoni.
Alice nie przeszkadzała mu do samego końca. Gdy Ismo odpowiedział, kiwnęła głową
- On chwieje wszystkie reguły. Musimy go powstrzymać i zrobimy to - przeniosła zaraz spojrzenie na McHartmana. Spięta, na wspomnienie tego co próbował jej zrobić, wytłumaczyła sobie, że albo to taka przypadłość szakali, albo to te istotki. Wzięła wdech i odezwała się do niego
- Eric? Kontaktujesz? - zapytała napiętym tonem.
Półszakal usiadł na podłodze. Fluks zeskoczył na bok, po czym ruszył w stronę Alice, aby przywitać się z nią. McHartman podniósł szponiaste łapy i złapał nimi swoją głowę. Pociągnął. Trzydzieści sekund później przybrał ludzką postać, a na jego piersi zawisła maska szakala.
- Śniło mi się - jęknął, po czym pokręcił głową. Podniósł wzrok. - Czy ja…? - zapytał, patrząc na Alice.
Alice obserwowała jak zmienia postać, po czym rozejrzała się po ziemi, by znaleźć porzucone przy zamieszaniu spodnie, które mu zabrała. Kiedy zadał jej pytanie, rzuciła mu je i odwróciła wzrok
- Straciliśmy tu za dużo czasu. Musimy ruszać - powiedziała nieco spiętym tonem, ale raczej starała się na niego nie patrzeć. Puściła ramię Ismo i podeszła do atrapy karabinu, by i ją podnieść i sprawdzić czy działa. Następnie wyciągnęła telefon Joakima
- Frank potrzebuje pilnie pomocy medycznej, wiesz do kogo zadzwonić - wyciągnęła rękę w stronę gdzie był McHartman, ale zdawała się nadal trawić coś wewnętrznie.
- Tak. Myślę, że wiem - odparł mężczyzna. Wziął telefon i spojrzał na niego niepewnie. Wydawał się lekko zamroczony, jakby na haju. Zaczął wystukiwać wiadomość. Wydawał się kompletnie nie czuć wstydu związanego z nagością. Alice przymrużyła oczy, aby nie widzieć podbrzusza mężczyzny.

Eric spojrzał na telefon. Ten zadźwięczał.
- Obawiam się, że przyszła kolejna wiadomość - powiedział ciężko.

Alice zmrużyła oczy, po czym przełknęła ślinę
- Pokaż mi - powiedziała nie zmieniając tonu głosu, najwyraźniej była dość spięta, by móc ‘uschnąć’ jeszcze choćby odrobinę bardziej.
Mężczyzna jedynie pokręcił głową. Wstał. Nie podał komórki Alice.
- Druga kończyna - powiedział ciężko. - Nie musisz tego widzieć - mruknał.
Ismo podniósł głowę na Harper. Nie do końca rozumiał, co się dzieje, jednak mocno chwycił jej dłoń. Fluks zaszczekał, biegnąc wokoło Erika. Pies wydawał się kompletnie nieświadomy panującego nastroju.
Alice syknęła, po czym powoli wypuściła powietrze z płuc i lekko uścisnęła dłoń Ismo. Zerknęła na Erica, mimo wcześniejszego spięcia
- Szakale walczą z Valkoinen. Idziemy - zarządziła i spojrzała w stronę, gdzie powinni ruszyć. Zdecydowanie stała się bardziej surowa, bo tłumiła smutek i złość w środku.
- Wszystko w porządku? - zapytał Ismo. - Widzę… - mruknął, szukając kolejnych słów. - Jeżeli jesteś zła, to krzycz. Jeżeli jesteś smutna, to płacz - rzekł. Ruszył wraz z nią.

Nagi Eric podążał za nimi. Roztaczał bardzo przygnębiającą aurę. Wydawał się smutny i przybity. Fluks chwilowo trzymał się u jego boku. Zapewne widział w McHartmanie samca alfa.
- Uratujemy… tego kogoś… - mruknął Ismo. - Tak właściwie… kogo ratujemy? - zapytał.
Alice zerknęła na Ismo
- Wolę, przemienić te potrzeby na coś innego, by potem odpowiednio wykorzystać. Nie będę tłamsić uczuć, dam im inną formę - odrzekła i zerknęła znów krótko na Erica, po czym wróciła spojrzeniem do chłopca
- Pamiętasz jak opowiedziałam ci, że wśród moich towarzyszy nad jeziorem okazało się, że jest moja siostra? Mamy różne mamy, ale tego samego tatę. To właśnie ją idziemy… uratować - odrzekła, przed końcem zdania jej głos załamał się jedną nutę, by znów wrócić chłodnym.
- Co cię tak przygnębiło Ericu? - zapytała, ale nie obejrzała się znowu, tylko szła uważnie obserwując przestrzeń przed sobą.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=tvFTrZQEgfo&index=27&list=RDGMEMJQXQAmqrnm K1SEjY_rKBGAVMKcLP8v3823I[/media]

- Widzisz… - mruknął McHartman. - Otóż… - zawahał się - ludzie są zwierzętami. To normalne, by posiadać myśli, pragnienia i odruchy. Ale zazwyczaj łatwo jest je kontrolować. Tyle że… kiedy założysz maskę… - westchnął - ...możesz być kimś innym. Uciec od swojej tożsamości. Wyzbyć się oporów. Być jedynie myślami, pragnieniami i… odruchami - westchnął. - Zazwyczaj nieco łatwiej radzę sobie z impulsami. Jeszcze nigdy nie wyglądało to… aż tak źle…
- Pamiętaj, on nie widział haltii - szepnął Ismo. - On nie wie o nich.
Rzeczywiście, gdyby nie dotyk Pajariego, Harper również nie dostrzegłaby seledynowych robaków oraz ciem.
- Dlatego… - Eric kontynuował. - Z jednej strony chciałbym cię przeprosić, ale z drugiej… nie mogę rzec, że zawładnęła mną jakaś obca siła - mruknął. - Jesteś atrakcyjną kobietą, Alice. Tylko tyle mogę powiedzieć.
Harper zerknęła na Ismo i pogłaskała go po głowie
- Wiem - odpowiedziała Ismo, po czym zerknęła przez ramię na Erica
- Nic się nie stało Eric. Zresztą, to nie do końca tak, że żadna siła nie miała na ciebie wpływu. Miała… Całe korytarze pełne są niewidzialnych dla normalnego oka istot, które mącą w głowach. Obsiadły cię, gdyby nie Ismo pewnie byłoby gorzej. Ale to nie tak, że sam sobie wymknąłeś się spod kontroli. Choć… - zawiesiła na moment głos
- To była najbardziej szalona forma okazania mi komplementu jaką kiedykolwiek doznałam. Eh. Nieważne - powiedziała i znów patrzyła pod nogi i przed siebie.
Eric roześmiał się.
- W takim razie powinniśmy zaprzyjaźnić się - mruknął. - Chociaż myślę, że na razie przydałby się nieznaczny dystans.
- Tak właściwie to co wydarzyło się? - zapytał Ismo, spoglądając na Alice. Musiał bardzo szybko przebierać nogami, aby dotrzymać kroku dorosłym.
Alice przechyliła głowę
- Mhm… Myślę, że na jakiś czas możemy odpuścić twoje zakładanie maski - rzuciła, ale jej ton zszedł odrobinę ze sztywności. Zerknęła na Ismo
- Eric próbował mnie zjeść. Dlatego bardzo dziękuję, że mimo polecenia, przybiegliście - powiedziała spokojnie, nie mając zamiaru tłumaczyć, że owo ‘zjedzenie’, to metafora dla czegoś nieco innego, choć również związanego z konsumpcją.
- Jesteś kanibalem? - Ismo obrócił się, spoglądając na Erika.
- E… - ten zająknął się, spoglądając na Alice. Nie był do koniec pewien wersji, którą powinni przyjąć. - Pewnie znasz bajkę o złym wilku i czerwonym kapturku? - zapytał.
- Czyli jesteś złym wilkiem? - Ismo zmarszczył brwi, po czym szeptem zwrócił się do Alice. - Czy powinniśmy pozbyć się go? - zapytał.
Alice kącik ust lekko drgnął
- Nie, w tym przypadku wilk to nasz przyjaciel, tylko zdarzyło mu się samemu sobie trochę wymknąć spod kontroli. Normalnie nie stanowi dla nas zagrożenia, bo jest naszym towarzyszem. A towarzyszy się szanuje, jak rodzinę, gdy mamy wszyscy wspólne cele - wyjaśniła nie ściszając tonu i znowu pogłaskała Ismo po głowie.
- I myślę, że Eric normalnie nie jest kanibalem - zerknęła na niego przez ramię posyłając krótkie spojrzenie mówiące coś jak ‘No, a przynajmniej na pewne standardy.’, po czym znów spojrzała do przodu. Zmrużyła oczy zastanawiając się jak dużo trasy mają jeszcze do przejścia. Niedaleko przed nimi spostrzegła drzwi. Skierowała na nie snop tęczowego światła, aby upewnić się.
- Jesteś na mnie zła? - Eric mruknął cicho.
Alice zerknęła znów na niego i pokręciła głową
- Gdybym była, skonsumowałabym cię. Ostatnio wyszło na to, że sama mam szalony apetyt - odrzekła szeleszczącym szeptem, melodyjnie. Podeszła do owych drzwi i słuchała chwilę.
- Hmm… rzeczywiście - odparł McHartman. - Myślę, że gorączka zabijania nie odróżnia się aż tak bardzo od gorączki kochania - mruknął.
Alice przystawiła ucho do drzwi, nasłuchując. Wydawało się, że po drugiej stronie nikogo nie było. Jednak nie miała całkowitej pewności. Niestety nie mogła zdać się na zmysły McHartmana. Założenie przez niego maski wiązało się z dodatkowymi niebezpieczeństwami.
- Słyszysz coś? - szepnął Ismo.
Alice mruknęła cicho na słowa Erica, a zaraz wróciła do uważnego skupienia na dźwiękach zza drzwi. Po czym wyprostowała się i pokręciła lekko głową
- Nie, niczego stamtąd nie słychać - wyciągnęła z kieszeni broń i podała Ericowi. - Może i sobie z nią radzę, ale ty na pewno robisz to o kilometry lepiej - wyjaśniła, po czym zerknęła na Ismo. - Niedługo może być bardzo niebezpiecznie. Chciałabym, żebyście z Fluksem bardzo uważali, bo tam mogą strzelać. A jak wiesz, to niezbyt zdrowe dla dorosłych ludzi, a co dopiero dla chłopca i pieska. Trzymajcie się za nami i szybko reagujcie, dobrze? - Alice zerknęła na Fluksa, choć wątpiła, że pies pojął tak skomplikowaną komendę - Pilnuj Ismo - zaproponowała prostszą.
- Hau - Fluks szczeknął, jakby godząc się na pilnowanie chłopca.

Jeszcze niedawno błąkał się po ulicach Helsinek. Wtem został spostrzeżony przed Helsinki City Museum przez Imogen. Został wyczesany przez nią oraz przez Natalie. Jednak to do Ismo przyzwyczaił się. Właśnie z nim spędził najwięcej czasu. Przytulił się do nogi chłopca i spojrzał na niego.
- Będziemy uważać - Ismo przyrzekł. - Wygląda na to, że potrzebujecie nas tak bardzo, jak my potrzebujemy was - westchnął z uśmiechem.
Alice pokiwała głową
- Na to wygląda - zerknęła na Erica
- Otwierać? - zapytała ostrożnie i znów zerknęła na drzwi.
- Chyba nie ma innego wyjścia - mruknął Ismo.
Natomiast McHartman mocniej chwycił broń, oczekując wszystkich okropieństw, które kryły się za drzwiami.
Harper wzięła wdech i powolutku, ostrożnie zaczęła otwierać.

Okazało się, że po drugiej stronie nikogo nie było. Ani wroga, ani przyjaciela. Ruszyli przed siebie. Fluks cicho szczeknął.
- Hmm… - mruknął Ismo, po czym spojrzał na Harper. - Mogłabyś tutaj zaświecić? Mam wrażenie, że coś widzę.
Alice powoli przesunęła snop kolorowego światła na kierunek, który wskazał jej Ismo. Sama również skupiła tam wzrok. Spostrzegła plamy krwi.
- Patrz - mruknął Eric. Dotknął ściany. Wydawała się nieco inna od poprzednich. Zrobiona z innego materiału. - Wydaje mi się, że jesteśmy pod Skalnym Kościołem. W końcu - Eric mruknął z lekkim uśmiechem.
Alice wzięła delikatnie głębszy wdech
- Jeśli tak, to teraz musimy zorientować się jak wygląda sytuacja na górze… - poruszyła się niespokojnie i rozejrzała, powoli przesuwając snop światła w poszukiwaniu jakiegoś przejścia, tudzież schodów, czy klapy.
- Rzeczywiście - mruknął McHartman. - Musimy być przygotowani.
- Nie martw się - Ismo chwycił mocno dłoń Alice. - Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się nieznacznie.
Fluks szczeknął. Skoczył do przodu. Chwycił drobną zawleczkę, którą nikt inny nie spostrzegł i pociągnął mocno. Wnet nad jego głową zaczęły rozsuwać się schody. Odskoczył w samą porę, po czym spojrzał na Isma.
- Chyba teraz musimy iść na górę - Pajari spojrzał na McHartmana.
Alice uniosła brwi, kiedy Fluks znalazł wejście na górę
- Zuch piesek - pochwaliła go, po czym i ona spojrzała na Erica
- Jaki szyk? - zapytała go o zdanie, w końcu uznała, że nieco lepiej zna się na taktycznym rozłożeniu podczas akcji.
- Ja pójdę pierwszy - zaofiarował się McHartman. - W pośredniej postaci. Wtedy mam największe szanse bez względu na ostatnie wydarzenia. Następnie ty, tuż za moimi plecami. Chłopca i psa odesłałby z powrotem - mruknął, po czym zwrócił się w stronę Ismo. - Nie martw się. Naprawdę doceniam cię oraz twoje zdolności. Ale boję się, że nie przetrwasz tego, co zobaczymy na wyższych piętrach.
Pajari otworzył usta, po czym je zamknął. Następnie znów je otworzył i spojrzał na Alice.
- Ty też tak uważasz? - zapytał. - Powinienem wracać do samochodu? - zapytał.
Alice zmarszczyła lekko brwi
- Te istoty, podejrzewamy, że są pod kontrolą Tuoniego. Tylko Ismo jest w stanie je odesłać, bo ja bez niego też ich nie widzę. Widziałam już co były w stanie zrobić z tobą, wolę nie zobaczyć powtórki. Choć z drugiej strony martwię się o Ismo. Nie chciałabym, żeby stała mu się krzywda. Gdyby był jakiś sposób… - zamyśliła się chwilę. Zerknęła na schodki i na Erica
- A gdyby tak odczekał chwilę po nas? Byśmy mogli skoncentrować na sobie uwagę i rozeznać się, a on wyjżałby dopiero potem? Jeśli zagrożenie byłoby zbyt wysokie, cofnąłby się. Ale jeśli mielibyśmy problem z tymi istotami, jego pomoc byłaby nieoceniona - wyjaśniła co myśli.
- No ja wiem - mruknął Eric. - Po prostu nie chciałbym, aby stała ci się jakakolwiek krzywda - spojrzał na Isma. - Bo widzisz… nie jesteś nam nic winny. Możesz stąd wyjść i dołączyć do rodziny. Jesteś tylko dzieckiem… - McHartman zawahał się. Jego ostatnie słowa nie brzmiały zbyt krzepiąco. - Musisz być kompletnie pewny tego. Potem zapewne nie będziesz mógł zawrócić. Jeszcze jest dla ciebie szansa. Możesz wrócisz i wieść normalne życie.
Pajari uśmiechnął się lekko.
- Naprawdę myślisz, że mogę? - zapytał Ismo. Lewą ręką złapał Erika, a prawą Harper. Spojrzał na rudowłosą i utkwił w niej swój wzrok.
Alice słuchała uważnie tego, co mówił Eric do Isma, ale jej twarz znów lekko sposępniała. Jakaś myśl ponownie nie dawała jej spokoju. I kiedy Ismo spojrzał na nią tak ufnie, kobieta patrzyła chwilę, po czym odwróciła na moment wzrok
- To twoja wola, zrobisz dokładnie tak jak będziesz chciał Ismo. Po prostu wiedz, że nie zmuszamy cię do niczego. Możesz wybrać - powiedziała, wracając do niego spojrzeniem. Wydawało się, że znów była stonowana i nieco spokojniejsza.
- Moja mama… bardzo ją kocham - Ismo spojrzał na Alice. - Naprawdę. Ale odnoszę wrażenie, że należy do kompletnie innego świata. Myślę, że życie polega na tym… abyśmy odkryli, gdzie pasujemy - Pajari mruknął. - I czuję, że jestem dokładnie tam, gdzie powinienem być - dodał. - Czy potrafiłabyś uśpić haltije, które żerowały na Eriku? - chłopiec zapytał, spoglądając na Alice. - Nie? Tak też sądzę. Myślę, że jestem w odpowiednim miejscu i czasie. Nie każdy ma to szczęście - chłopiec westchnął.
Harper kiwnęła głową
- A więc zdecydowane - odrzekła i spojrzała na Erica
- Ustalone i myślę, że jesteśmy gotowi. Daj broń, skoro się przemienisz - powiedziała spokojnie.
Eric podał jej pistolet.
- Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego cało - uśmiechnął się nieznacznie.
Śpiewaczka uśmiechnęła się blado
- Musimy i zrobimy to - oznajmiła mu. Po czym ponownie zwróciła spojrzenie w stronę schodów i zacisnęła dłoń mocniej na broni, po czym sapnęła.
- Damy radę - mruknął Ismo, spoglądając w górę.
Fluks szczeknął, jak gdyby chcąc potwierdzić tę prawdę.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline