Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 15:26   #23
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Tym razem było zupełnie inaczej. Różowowłosa została lekko na starcie, lecz szybko odzyskała werwę - nie spadając z równoważni i doganiając swoją przeciwniczkę. Przez następne belki szły łeb w łeb, aż do samej liny. Tym razem Kilyne udało się na nią wejść, ale i gnomka nie odpuszczała. Dopiero na środku tej przeszkody, jak na zawołanie, obie straciły równowagę i musiały zeskoczyć na ziemię. Czarnowłosa w tym momencie była co najwyżej kilka cali przed swoją przeciwniczką.
- Kto wygrał, kto wygrał?! - dopytywała się od razu różowowłosa, przebierając niecierpliwie nóżkami i patrząc na Lugira.
- Ja mogę rzec że uczciwie walczyłyście, jakom miał baczyć - szerokim rozłożeniem rąk druid zakończył zaklęcie detekcji i wziął się do oklaskiwania talentów obu zawodniczek wraz z resztą widowni.
- Jak kto będzie chciał mojej opini to powiem, jak nie to nie, a bez tego to jak zwykle; wszyscy są szczęśliwsi jak druid siedzi cicho - zwrócił się do młodocianego organizatora, nie chcąc odbierać mu chwały organizatora zawodów.
- Kilyne wygrała! - oznajmił wszem i wobec Shoanti. - O długość stopy, ale jednak!
Skrzyżował ramiona na piersi i rozejrzał po widowni, jakby sugerował, że nie zgodzenie się z nim w tej kwestii jest kiepskim pomysłem.
- Kra? Stopę Kilyne wygrała? - chowaniec czarodzieja spojrzał, prawdopodobnie wielce zdziwiony, na barbarzyńcę - Krrrr… krrogo stopę?
- Masaż stóp! - Kilyne roześmiała się jak tylko ją rozwiązano. Zwróciła się do swojej przeciwniczki i ukłoniła. - Możemy uznać to za remis, skoro moje stopy są większe.
- Gratuluję, gratuluję - białowłosy ponadstulatek do gratulacji dołożył obu zawodniczkom powolne kiwnięcia głową, z czymś pomiędzy szacunkiem a zrozumieniem - Idę popytać czy ktoś nie widział mego towarzysza, a chętnie siadłbym z wami do świątecznego stołu. To gdzie was znajdę? - zwrócił się do całej trójki, pokazując paluchem każde jedno - trzecim była gnomka - z osobna.
- Ja to bym chciał zobaczyć morze - rzekł Kas. - Bom nigdy nie widział. A potem katedrę, bom też nigdy tak wielkiej nie widział. A potem sprzedać łupy, com je złożył w twoim domu. Możemy się spotkać za godzinę w Rdzawym Smoku, jak już załatwisz swoje sprawunki. Pozwiedzasz ze mną? - zapytał Kilyne.
- Ah, wygrałaś. Bez oszukiwania - niechętnie, ale honorowo przyznała gnomka. Zaraz wrócił jej humor i zaklaskała w dłonie. - Masaż więc! Ale wieczorkiem. Gdzie cię znaleźć? - zapytała Kilyne.
- Szukaj mnie w Rdzawym Smoku - weszła jej w słowo czarnowłosa.
- Teraz za dużo atrakcji! - gnomka prawie podskakiwała z ekscytacji. - Jestem Ixa - przedstawiła się na koniec i usłyszawszy odpowiedź czarnowłosej, pobiegła w tłum.

Ludzie już się rozchodzili, niektórzy gratulując wygranej i nawet poklepując zwyciężczynię, która musiała uniknąć również jednej próby poklepania po tyłku od podchmielonego już odrobinę jegomościa.
- Za dwa dzwony żarcie! - wykrzyknął ktoś, wskazując na wystawiane z drugiej strony placu stoły. Mignęła im tam głowa Ameiko. Tego dnia karczmy były niemal puste, wszystko odbywało się na zewnątrz.
- Morze, a raczej zatoka, jest tuż obok - wskazała na zachód, rozbawiona chęciami Kasa. - Chciałam jeszcze porzucać tymi nożami, ale innych planów nie mam. Mogę ci potowarzyszyć.
Schowała swoje zwycięskie trofea do niedużej sakiewki trzymanej u pasa, unikając klapsa w tyłek i wymierzając w napaleńca mocnego kuksańca.
Kas zaś wymierzył w niego groźne spojrzenie i chwycił za rękaw.
- Chcesz, żebym go walnął mocniej? - zapytał dziewczyny.
- Po co? - zapytała zdziwiona czarnowłosa. - Czasami się to zdarza w miastach. Ja patrzą na to inaczej: mój tyłek najwyraźniej jest całkiem apetyczny - roześmiała się, wyraźnie nie traktując całego zdarzenia poważnie.
Shoanti puścił delikwenta i tylko warknął na niego na odchodne.
- Bo jest - zgodził się bez skrępowania. - Czy porównanie do zadu dorodnej klaczy to właściwy komplement dla kobiety z nizin?
Próbowała utrzymać poważną minę, ale poległa błyskawicznie, śmiejąc się głośno.
- Nie. Porównywanie kobiet do zwierząt nie zaskarbi ci ich wdzięczności. Zwłaszcza do zadów - kręcąc głową ruszyła przed siebie. - Najpierw zawody czy morze?
- Tak myślałem - pokiwał głową Kas. - Jestem już trochę obyty w świecie. Najpierw morze. Naprawdę nigdy nie widziałem.

Kiedy doszli na nabrzeże stanął i gapił się dłuższą chwilę w błękitny bezkres.
- Dużo wody - powiedział w końcu. - Dużo więcej niż w jeziorze Skotha. Chyba, bo tam też czasem nie widać drugiego brzegu.
- Możesz płynąć przed siebie przez dni i tygodnie i nie zobaczyć stałego lądu - Kilyne nie patrzyła na morze, bardziej interesując się pobliską wyspą i ruinami latarni morskiej. - Tak przynajmniej mówią, sama nigdy nie odbyłam takiej podróży - wzruszyła ramionami jak wtedy, kiedy mówi się o mało interesującym dla siebie temacie. - Bardziej mnie ciekawi jak wygląda okolica ze szczytu ruin - zadarła głowę, szacując możliwość wspięcia się.

Widok nawet z tego miejsca był bardzo ładny. Pogoda dopisywała i Chasequah mógł sięgnąć wzrokiem całkiem daleko. Stali niemal przy brzegu klifu. Z jednej strony mieli morze i wyspę o równie wysokim brzegu, z tyłu zaś rozciągało się samo Sandpoint, widoczne nieźle ze względu na pochyłość terenu. Pod klifem, jakby chcieli się wychylić i spojrzeć, rozciągała się plaża. Na północy od miasta nie wyglądała ona zbyt pięknie, najwyraźniej stanowiła w dużej mierze składowisko odpadków, które z czasem pochłaniało morze. Po lewej stronie mieli zaś ruiny latarni, która ciągnęła się aż od poziomu morza, a i tak wystawała jeszcze ze trzydzieści metrów ponad klif. W większości były to tylko ruiny, stare uszkodzone mury i gruzowisko u podstawy. Kilyne oceniała, że wspinaczka jest możliwa, choć nie jest też bezpieczna. Ostatnie metry trzeba było pokonać po pionowym murze, a kto wie jak stabilny on był?

Kas razem z nią ruszył ku ruinie, przyglądając się jej szczytowi. Wszedł do samej podstawy muru i zbadał jego fakturę dłońmi.
- Dałoby radę wejść - ocenił. - To trochę inne od naturalnej skały. Może być niestabilne, bezpieczniej by było najpierw sprawdzić liną z hakiem. Mam taką w domu Lugira, jak chcesz.
Obejrzał się na dziewczynę.
- Swego czasu dużo się wspinałem, po Żelaznych szczytach. Młodzieńcy Shriikirri-Quah muszą przejść dużo prób i inicjacji nim zostaną pełnoprawnymi członkami klanu. Samotne przetrwanie miesiąca w dziczy, nurkowanie na dno jeziora, wykradzenie jaja z gniazda roka, narysowanie penisa na czole śpiącego giganta… i takie tam. Była też wspinaczka na Diabelski Szczyt. Powiem tylko, że zasłużył na swą nazwę. U twojego ludu też przechodzicie próby?
- Ja wspinałam się co najwyżej na miejskie dachy - odparła zamyślona Kilyne. - Nie znam tutejszych zakazów, a włażąc tu przyciągnę uwagę. Może w nocy? Albo o świcie. I bez liny, z liną jest… nudno - uśmiechnęła się, bardziej do siebie niż do niego. - Nie mamy prób, w moim przypadku były to egzaminy. Kiedy nie zdasz, zwykle możesz próbować ponownie, a nie giniesz straszną śmiercią spadając z urwiska. Wszystko zależy też od cechu czy gildii. Niektórzy wymagają zrobienia porządnego buta, u innych próbą jest zadanie pierwszej śmierci. Tak słyszałam w każdym razie.
- A ty? Szyłaś but czy zabijałaś? - zapytał, jak zwykle bezpośrednio.
- Na całe szczęście miałam jeszcze mnóstwo innych rzeczy do wyboru - odpowiedziała mu z uśmiechem, nie wykazując chęci wdania się w szczegóły. - Napatrzyłeś się? Wracamy rzucać nożami?
- Jasne - skinął głową, schodząc z ruin. - Aha, chciałem cię zapytać jeszcze o jedno. Bo wczoraj mówiłaś, że są tu miejsca gdzie płaci się kobiecie, żeby z nią spędzić noc. Przecież to bez sensu. Płaci się rodzinie kobiety, końmi lub bydłem, ale dopiero jak bierze się ją na żonę. A wcześniej niby po co? Tutejsze kobiety normalnie nie dają? Kobiety Shoanti same chętnie chodzą spać z mężczyznami, bo dziewicy nikt za żonę nie weźmie, bo to znaczy, że coś z nią jest nie tak.
Kilyne popatrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami, przez moment namyślając się czy przypadkiem sobie z niej nie żartuje. Nie wyglądał. Mogłaby odpowiedzieć zwyczajnie, snując opowieść o miastowych zwyczajach, lecz szybko wybrała inną drogę.
- Z tymi brzydkimi, starymi, albo z małymi kuśkami też idą? I zawsze idą? - zapytała. - Te w tym domu za trochę monet pójdą z każdym i zawsze. I jeszcze będą udawać, że im dobrze.
- Naprawdę? - Niektóre sprawy na tym świecie były najwyraźniej nowością dla Chasequaha, który zaczął rozmyślać na głos nad jej słowami. - Wiesz, na Płaskowyżu Storval mało kto dożywa starości a już na pewno nie sam. Zaś dla kobiet Shoanti ważniejsze jest męstwo niż uroda. Poza tym jest ich dużo więcej niż dorosłych mężczyzn, więc nie są takie wybredne. Młody wojownik taki jak ja, w każdym razie nie może narzekać.
Znów zagłębili się w tłum, kierując ku miejscu, gdzie rzucało się nożami.
 
Bounty jest offline