Zingger przeżuwał źdźbło trawy i wylegiwał się na wygrzanym słońcem pokładzie Zimnej Wody. Ręce podłożył pod głowę i perorował.
- Gdy umiera jedna dobra kurwa, to Panowie, tak jakby umierał dobry generał w armii. I jedno i drugie musi umieć wygodzić żołnierzom. Nie uważacie? Biedna Marie z Alvergsmotz, niech Ranald prostuje jej kręte ścieżki żywota - wymruczał już przez sen.
***
Alvergsmotz nie zrobiło na Zinggerze dobrego wrażenia.
- Dziura i kamieni kupa. Na domiar złego najlepsza w tym grajdole przechodka pomarła. Ranaldzie, jak Ty nas doświadczasz, maluczkich. Chociaż wiecie kompani, to ja się może w knajpce portowej dopytam czy nieboszczka miała siostrę albo ja wiem... siostrzenicę zdolną?
Nie zdążył jednak zasięgnąć języka. Na drzewie dobrych i złych wiadomości dojrzał udatnie namalowaną swą facjatę.
- Oż, w mordę jeża. List gończy. Prawdziwy... na kości Pana Przekrętu - szepnął chwytając mocniej za rękaw Lothara. -
Wpadliśmy, o i Pana Wolfganga uchwycili na malunku, choć troszkę chałupniczo.
Skinął głową czarodziejowi, nasunął kaptur na głowę i czym prędzej pomaszerował za nim z powrotem na barkę. Dłoń oparł na rękojeści noża. Dla bezpieczeństwa.