Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 22:47   #113
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wujaszek, Vex, Angie, wesoła gromadka i placki z jabłkami

Gdy Angie wróciła Vex poczuła zarówno ulgę jak i niepokój. Spodziewała się raczej, że blondynka zacznie coś kombinować. Choćby ogłuszy Rogera i wrzuci go na pakę. Dziwne posłuszeństwo sprawiało, że tylko zaczynała oczekiwać jakiegoś wielkiego wybuchu. Przeszła spokojnie na front auta, wymijając całe towarzystwo i ustawiła sobie miejsce kierowcy.

Kiedy ostatnio prowadziła coś takiego? To musiała być jakaś cholerna biba w Det. Nie najlepsze referencje, a teraz będzie wiozła tym kilka dzieciaków, a nie bandę naćpanych gangerów. Jeszcze raz spojrzała na czarnego vana i złomka. Cały czas miała mieszane uczucia co do Rogera. Obawiała się go, jego postawa męczyła, drażniła i sprawiała że człowiek ma ochotę sięgnąć po klamkę i strzelić mu w łeb. Ale to jednak była pierwsza miłość tego blond świra, a ona też nie wybrała sobie czegoś dużo lepszego na pierwszy obiekt westchnień. Na szczęście lub nie ktoś go sprzątnął, zanim zrobiło się słabo.

Vex skup się! Odpaliła silnik. Na szczęście mimo chwilowego postoju wszystko ładnie grało. Bida z ropą ale może wystarczy, do jakiegoś auta. Zerknęła na Sama i ruszyła w kierunku domów. Szybko zrozumiała, że to na pewno nie pomoże na świeże rany. Operowanie tym gównem w wodzie wymagało od niej co nieco pracy kierownicą.

Do jej uszu docierały tylko strzępki rozmów, z tyłu, starała się jednak na nich nie skupiać. Wieki nie prowadziła takiego wozu i trzeba było do niego przywyknąć.
- Który dom?!

- Dojedź do tamtej ulicy a potem skręć… W tamtą. - James odpowiedział ochoczo chyba bardzo zadowolony ze swojej roli przewodnika no i samej przejażdżki.

- W prawo. - dopowiedział z wyższością Jack dumny, że może operować płynnie kierunkami lewej i prawej strony.

- A dasz nam poprowadzić? - zapytał nagle James już zapominając o obrażaniu się na Jacka i spojrzał z fascynacją na Vex.

Vex poczuła ulgę, gdy koła natrafiły na drogę. Obecność dzieciaków odrobinę rozluźniała atmosferę.
- Nie sięgniecie pedałów, ale któryś może mi usiąść na kolanach. - Uśmiechnęła się do chłopców, na chwilę odrywając wzrok od drogi.

Słowa Vex wywołały natychmiastową i bardzo żywiołową reakcję u obydwu chłopców. Zaczęli jednocześnie śmiać się, krzyczeć, podskakiwać, machać rękami, odpychać się nawzajem i próbować dopchać się do kolan Vex. - Hej! - w rozmowę wtrącił się wujek który krzyknął krótko i wrzaskliwa szarpanina nagle ustała a obydwaj chłopcy popatrzyli na niego jakby trochę lękliwie. - Najpierw jeden potem drugi. Albo nici z prowadzenia. Ty zaczynasz a jak Vex powie, że zmiana to zmiana. - Pazur wskazał na Jacka i zaraz potem na dziewczynę z Det. Chłopcy popatrzyli na niego, na nią, na siebie nawzajem i w końcu pokiwali głowami na zgodę. - Idę zobaczyć co u dziewczyn. - Sam wskazał kciukiem na wnętrze pojazdu gdzie siedziały Angie i Jane. A Jack zaczął gramolić się motocyklistce na kolana jak tylko Pazur odwrócił się i zaczął odchodzić w głąb pojazdu.

Vex tylko przytaknęła ruchem głowy na pomysł wujaszka, a sama wpuściła pierwszego z chłopców, na swoje kolana. Udostępniła kierownicę dla Jacka przytrzymując ją tylko delikatnie. Uśmiechnęła się widząc jak chłopak bierze się za prowadzenie. Kiedyś ktoś też ją tak woził. Nie w busie, ale… to i tak była mega frajda. Była prawie jak dorośli. Bo wszyscy dorośli prowadzili.
- Nigdy nie jeździłeś autem?

Jack chciał coś odpowiedzieć, ale James go uprzedził.
- Nigdy!

Vex uśmiechnęła się.
- Jeszcze chwila i będziecie mogli śmigać sami.

Po dojechaniu do zakrętu pozwoliła chłopakom się zmienić. Miło było dla odmiany sprawić komuś trochę radochy. Niby z Samem też jej się jako tako udawało, ale radość wujaszka ginęła w potopie blond problemów. Starała się sobie przypomnieć, czemu się zgodziła na tą wyprawę. Bo nigdy nie była w Teksasie? Wspaniały powód jak na oberwanie dwóch kulek, szansę na uszkodzenia Spika, wożenie się podejrzanym wozem i przeżywanie relacji Blondie - Kostuszek. Cóż… już kilka razy słyszała, że ma za miękkie serce. Kiedyś zapędzi ją to do grobu.


Dom małych ludziów okazał się stać całkiem niedaleko. Wystarczyło parę minut podróży brykiem i już hamowali, prowadzeni przez Jamesa i jego kolegę… a może brata? Angela nie wiedziała, nie rozpoznawała rodzin, zwłaszcza u takich małych, ludzkich futerek. Przypatrując się im myślała intensywnie… znaczy próbowała, ale coś jej nie pozwalało się skupić - pomalowana w czaszkę buzia, zostawiona za plecami. Tak gdzie pompa i dobra woda.
- To nie mieszkacie razem? - zapytała dzieciów, ponownie biorąc Jane na ręce żeby nie zamoczyła nóg. Jeden budynek był cichy i taki normalny, ale z drugiego dochodziły odgłosy kłótni. Angela nie lubiła takich hałasów, bo zwykle nie rozumiała o co się rozchodzi. Mieli jednak iść, do tego pierwszego, cichego domu. Spytać się o drogę i jedzenie… a może nawet cukierki? Albo ciasto? Blondynka zjadałby ciasto… takie z kruszonką i jabłkami. Bez jabłek też mogłoby być, byle słodkie.

- Nie, Jane mieszka tam a my tutaj. - Jack odpowiedział trochę żwawiej i raźniej wskazując na cichszy z domów i skierował się razem z Jamesem w jego stronę.

- A oni zawsze tak tam krzyczą? - nastolatka mruknęła do ich pleców, idąc krok za nimi z Jane bezpieczoną wysoko od złej wody - Mieszkacie z tatą, czy z kimś jeszcze?

Obydwaj chłopcy popatrzyli na dom z którego dobiegały odgłosy kłótni i zgodnie pokiwali głowami w zakłopotanym milczeniu. Jane zaś wtuliła się w ramię Angie jakby nie chciała patrzeć w stronę swojego domu. - Tata wyjechał. Ale wróci. Ale nasza mama jest. - odpowiedział Jack ale głos i spojrzenie mu spoważniało jakby szykował się do kłótni. James też popatrzył w górę na Angie jakby czekał czy jakoś zareaguje.

- Wasza mama upie piec ciasta? Takie z jabłkami? Albo może i ze śliwkami? - blondynka ożywiła się wyraźnie, zezując w dół na parę chłopców. Odruchowo zaczęła bujać na rękach małą ludzię tak jak dziadek bujał ją jak było jej źle… i jeszcze mógł ją podnieść. Zanim nie urosła - Wyjechał? A dawno? I gdzie? - lekko naparła biodrem na Jamesa żeby szedł do domu. Skoro już to byli to nie po to, żeby stać na ulicy.

- Wyjechał. Ale wróci. - James wydawał się udobruchany i odwrócił się by poprowadzić gości do domu przez zalaną wodą ulicę i podwórze. Trzasnęła sucho metalowa furtka jaką otworzył.

- Nasz tata jest żołnierzem! Takim prawdziwym! My też kiedyś będziemy żołnierzami! - Jack wypalił z jawną dumą jakby objawiał Angie najwspanialszą rzecz na świecie.

- No a mama pewnie, że umie piec. Wczoraj zrobiła placki. Z cukrem i jabłkami. Zobaczysz jakie dobre! No dziś nie wiem co zrobi. Ale ciasta piecze rzadko. Na święta i inne okazje. Ale też są bardzo dobre! Nawet raz nasz pastor powiedział tak kiedyś w kościele przy wszystkich! - James zaczął z kolei wychwalać mamę i jej kuchnię. Zmiana tematu przyniosła też zmianę nastroju obydwu chłopców bo znów wydawali się radośni i skorzy do psot i figli. Samą mamę też goście mogli poznać bo jakaś starsza kobieta otworzyła drzwi, i kolejne te siatkowe wychodząc na ganek. Ten był na lekkim podwyższeniu więc woda go nie zalała. Kobieta patrzyła z niepokojem na swoich synów i nadchodzących gości.

- Cześć mamo! To jest Angie! - Jack wypalił od razu wskazując na idącą razem z nimi nastolatkę z Jane w objęciach. - I jej wujek i ciocia. - machnął niedbale ręką na idącą z nimi parę dorosłych.

- Angie jest bardzo fajna! Dala nam postrzelać! Byśmy mogli być kiedyś żołnierzami jak tata! - James też dał się ponieść fali emocji i wskazał na stojącą obok nastolatkę. Ich mama lekko przysłoniła usta dłonią a oczy jakby zrobiły się jej większe.

- Ale jej wujek to nam już nie dał. - Jack poskarżył się mamie i znów niedbale machnął w stronę potężnie zbudowanego najemnika. Ten spojrzał na niego ale malec nie zaszczycił go spojrzeniem.

- O matko święta. - jęknęła wreszcie kobieta patrząc w rozterce i na swoje dzieci i na swoich gości.

- No! I Angie się strzelała z Piaskowymi Psami! Aż im flaki wyszły! Tak mówiła! - James nie mógł się nacieszyć jak fajną koleżankę przyprowadzili do domu. Tym razem Angie usłyszała, jak nie tylko ich mama przed nimi ale i wujek za nimi cicho jęknęli dość zgodnie.

- Byliście tam gdzie się strzelali?! Zwariowaliście?! Natychmiast do domu! - mama wreszcie jakby oprzytomniała z wstępnego zaskoczenia i przywróciła władzę rodzicielską. Chłopcy spojrzeli na nią z jawną pretensją i rozczarowaniem. Potem spojrzeli w górę na twarz Angie jakby brali ją na świadka z jaką niesprawiedliwością muszą się włóczyć. - Idźcie do domu i przygotujcie herbaty dla naszych gości. - mama ponagliła obydwu braci gdy ją mijali choć już brzmiało to łagodniej. Sama weszła na podwórzę podchodząc do Angie. - Co się stało z Jane? Jest chora czy miała jakiś wypadek? - zapytała łagodnie zaglądając kontrolnie nieco z boku by ocenić stan trzymanej dziewczynki.

- Dostanę placka? - Jane przekrzywiła główkę tak by spojrzeć na mamę chłopców i nadal mówiła cichym ale poważnym głosem.

- Oczywiście kochanie. Wejdźcie do środka. Wszyscy wejdźcie. - mama chłopców zaprosiła gestem Angie i trzymaną Jane do środka ale jakby zorientowała się, że jest jeszcze druga dwójka więc rozszerzyła ten gest i na nich.

Nastolatka pokręciła głową i zrobiła parę kroków stawiając małą ludzie na suchym gruncie.
- A czy ja bym też mogła dostać placka? Takiego z jabłkami? I cukierem? - zapytała o najważniejszą rzecz, a potem przypomniała sobie o czym mówiła starsza pani - Nie, Jane jest cała… tylko… no morko jest. Zła woda wszędzie, zimna i brudna… i mokra taka. Ciężko się chodzi dużym, a co dopiero małym ludziom, to ją poniosłam - wytłumaczyła mniej więcej sytuację i zaraz przypomniała sobie o tym, co zawsze powtarzał opiekun. Dygnęła pokracznie i niewprawnie, uśmiechając się szeroko - Dzień dobry, jestem Angie, a to jest wujek Zordon i ciocia Vex - pokazała na parę dorosłych za plecami - Chcieliśmy spytać o drogę i czy może ma pani rzeczy do jedzenia na wymianę. I wie jak przejechać na drugi brzeg, bo musimy ruszać do Teksasu.

- Oczywiście kochanie, myślę, że jeszcze coś zostało i te dwa głodomory nie zjadły wszystkiego. - mama chłopców uśmiechnęła się ciepło i łagodnie przepuszczając Angie i Jane przodem do wnętrza domu. - Dobrze, że nic ci nie jest. - dodała do ich pleców gdy właśnie ją minęły więc niezbyt było wiadomo do której z nich mówi. - Bardzo mi miło was poznać. Ja jestem Janett. Janett West. - przedstawiła się mama chłopaków witając się ze swoimi gośćmi. - Ale porozmawiajmy może w środku. - gospodyni pozwoliła wszytkim wejść do środka a tam nawet mała Jane chyba czuła się jak u siebie bo śmiało zaprowadziła Angie do kuchni. Ale zanim tam dotarli nadbiegł James trzymając jakieś pudełko.

- Zobacz! Nasz tata to dostał! Od prawdziwego generała! - krzyknął entuzjastycznie chłopak unosząc pudełko nad głową. Zaraz jednak je otworzył i oczom gości ukazała się mała złota gwiazda z wstążką o czerwonych, niebieskich i białych paskach.


- James! Odłóż to na miejsce cię bardzo proszę! - mama znowu się zdenerwowała a chłopiec się nastroszył robiąc obrażoną minę.

- Ale przecież to jest prawdziwa Srebrna Gwiazda. - wujek Angie nachylił się nieco by lepiej widzieć odznaczenie i wydawał się być zaskoczony całkiem mocno tym kolorowym kawałkiem metalu.

- No! - chłopiec pokiwał głową i twarz znów mu się rozjaśniła.

- Tak, Irv dostał tą Srebrną Gwiazdę jak jeszcze nie wszystko było takie jak teraz. Jeszcze cokolwiek działało. - westchnęła kobieta patrząc z jakimś żalem i tęsknotą na kawałek metalu.

Angela wpatrywała się urzeczona w ładną gwiazdkę. Wyglądała ślicznie i tak fajnie błyszczała! Dziadek miał podobne, ale troche inne. Takie czerwone, jak na Makarovie znalezionym przy niemiłych panach spod studni z dobrą wodą.
- To… ten pan tata to bohater? Jak dziadek? Z wielkiej wojny sprzed potworów? - spytała wujka, przestępując z nogi na nogę. - A gdzie jest teraz? Walczy na nowej wojnie? Tam gdzie ciebie wyślą? - przy ostatnim złapała opiekuna z przejęciem za rękę. Nie chciała żeby szedł na wojnę. Wojny były złe, ludzie na nich się trupili i latały kule.

- Tata pojechał na misję. Miał zadanie do wykonania. Ale nie mógł powiedzieć jakie bo to tajemnica wojskowa. - James mówił poważnie zupełnie jak Jane w autobusie. Odebrał medal i pudełko by z niechęcią spełnić polecenie rodzicielki. Ta westchnęła samym oddechem prawie bezgłośnie i spojrzał gdzieś na dwór przez okno przygryzając wargi.

- To musiało być wiele lat temu. Teraz ciężko o takie odznaczenie. I to by od kogoś otrzymać tak jak kiedyś się to odbywało. - wujek wziął pod ramię w pocieszającym i pokrzepiającym geście ramię blondynki. Mówił jednak cicho jakby nie chciał by odchodzący chłopiec go usłyszał. - Nie wiem gdzie mnie wyślą Angie. Ale nie bój się, wrócę do ciebie. - dodał po chwili nadal mówiąc całkiem cicho. Mama chłopców pokiwała w milczeniu głową oblizując wargi i znów je zaciskając. Zmrużyła szybko powieki i odwróciła się wreszcie do swoich gości twarzą.

- Chodźmy do kuchni. Jack mam nadzieję, zrobił już herbatę. I może nie zjadł reszty placków. - powiedziała gospodyni próbując się uśmiechnąć łagodnie. Angela wyczuła, że wujek lekko daje jej znać uchwytem, żeby ruszyła do kuchni.

- Wiem że wrócisz, przecież obiecałeś. - wzięła wujka za rękę i poczłapała we wskazanym kierunku. Też mówiła cicho, zerkając co chwila przez ramię i do góry, tam gdzie poważna twarz - Poczekam ile trzeba - uśmiechnęła się, zaciskając mocniej dłoń.

- No właśnie. - wujek uśmiechnął się również, przyciągnął podopieczną do siebie i pocałował ją w czubek głowy. - To jest najważniejsze Angie. Wrócę i będziemy razem. Reszta to detal. - powiedział bardzo cicho ale bardzo poważnie do czubka blond włosów. Potem spojrzał w bok na stojącą obok Vex. Do niej też się uśmiechnął i wyciągnął ku niej rękę.

We trójkę znaleźli się w kuchni. Tam Jack stawiał na stole trzeci kubek z parującą cieczą. James wrócił już bez pudełka do gości i spojrzał na nich rezolutnie. - Pijecie z cukrem czy bez? - zapytał.

- James po prostu podaj cukier na stół. I łyżeczki. - mama wtrąciła się do rozmowy wyjmując z jakiejś szafy miskę przykrytą ścierką albo ręcznikiem. Chłopiec skinął głową i po chwili na stole pojawiły się wspomniane precjoza. Jack zaś musiał wcześniej poza herbatą przygotować talerzyki bo pojawiły się na stole też trzy nakrycia. Miska ukrywała nieduże placki posypane cukrem. Były wielkości dziecięcej dłoni i nieco grubsze od naleśników.


Na ich widok Angeli ślina napłynęła do ust. Przełknęła ją głośno i wciągnęła ze świstem powietrze, węsząc smakowity zapach. Placki! I to z cukierem! I jeszcze jabłkami, jeżeli mały ludź mówił prawdę!
- Naprawdę mogę? - spytała starszej pani, podchodząc do stołu jakby się podkradała do zwierzyny. Wąchała cały czas, przekrzywiając głowę to w jedną, to w drugą stronę aż usiadła na krześle, gapiąc się intensywnie w miskę i oblizując wargi.

- Naturalnie kochanie. - mama chłopców uśmiechnęła się i wskazała zachęcająco na miskę. Wujek też kiwnął głową na znak, że nie ma nic przeciwko. Usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Placki już musiały być dawno wystygłe i zostawiały tłuste ślady na palcach i ustach przy okazji zostawiając też cukier. Ale placki wręcz rozpływały się same w ustach i czuć było w nich lekko kwaskowaty posmak jabłek. Wydawały się pyszne jakie nie tak łatwo było spotkać w wojażach przez Pustkowia. Wujek też jadł z zadowoleniem a w jego dużych dłoniach placki wydawały się dziecinnie małe. Jane szamała aż jej się uszy trzęsły a buzia sama uśmiechała. Jedyny żal jaki można było mieć, że miska zasmucająco szybko zrobiła się pusta. Ale przyjemny, słodki i lekko kwaskowy ciężar pozostawił miłe uczucie w żołądku i posmak w ustach. Chłopcy musieli wiedzieć co jest grane bo na koniec podali ręcznik do wytarcia rąk i patrzyli wyczekująco na swoich gości.

Nastolatka oblizała palce, patrząc tęsknie na miskę, ale ta nie zrobiła się znowu pełna. Szybko poszło, ale było takie smaczne! Mogłaby tak jeść codziennie!
- Dziękuję - powiedziała jak uczył wujek i wytarła ręce w ściereczka, żeby nie zostawiać tlustych śladów na ubraniu, Misiu, albo karabinie. Dopiero wtedy zainteresowała się herbatą. Chwilę gapiła się podejrzliwie na łyżke. Wujek mówił, że jak ten dziwny nabierak do jedzenia jest obok talerza to trzeba go używać i nie wolno jeść palcami, albo łapać czegoś ręką. Wsypała dwie takie łyżki cukieru do herbaty.
- Było przepyszne - uśmiechnęła się do pani mamy, mieszając herbatę.

Vex też nie mogła powstrzymać uśmiechu. Nigdy nie jadła czegoś takiego. Czuła się odrobinę źle z tym, że objadają tych ludzi. Z wodą było ciężko. Zostali bez ojca. W sumie… niewielu widziała mężczyzn na spendowisku przy pompie. Czy wszystkich zwerbowano. A jak tak to kto? Ktoś ze starego dobrego zgniłego jabłka? Uznała, że wypytywanie może odrobinę nie być na miejscu. Z przyjemnością popiła wszystko gorzką herbatą, czując jak napar ją lekko budzi. Musiała zebrać siły, jeśli miała prowadzić tego busika.
- Dziękuję. - Motocyklistka przyjęła podany ręcznik i wytarła dłonie. - Było pyszne. - Uśmiechnęła się do matki dwóch chłopaków.

- Pani West, nie orientuje się pani może jak jest z przeprawą do Pendelton? Doszły jakieś słuchy z nad rzeki. - Miała spore obawy czy coś się zmieniło od rozmowy przy pompie, ale warto było zaryzykować. W baku nie było dużo i wolałaby nie jeździć na próżno.

Rodzina wydawała się zadowolona z tego komentarza. Jane też była uśmiechnięta, wujek Zordon też wydawał się mieć o niebo lepszy humor niż wcześniej. Zanim mama chłopców odezwała się oni okazali się szybsi.

- A pan jest żołnierzem? Takim prawdziwym? - zapytał Jack patrząc zaciekawionym spojrzeniem na Pazura wycierającego dłonie w podany ręcznik.

- Tak. Jestem Pazurem. - odpowiedział łagodnie wujek Angie. Zanim jednak dyskusja potoczyła się dalej wtrąciła się władza rodzicielska.

- Chłopcy idźcie się pobawić weźcie Jane, my tu teraz chcielibyśmy porozmawiać. - pani West poprosiła chłopców o wyjście i ci westchnęli cierpiętniczo, że im się taką fajną rozmowę przerywa i wzięli Jane ze sobą.

- Hej Angie, idziesz z nami? Pokażemy ci naszą tajną bazę. Chcesz? - James odwrócił się do blondynki i zapytał już z progu. Jego brat też pokiwał głową.

- Mogę wujku? - zapytana zapytała dalej, patrząc uważnie na Paznokcia przy stole.

- Jasne. Leć. - wujek uśmiechnął sie i kiwnął głową w stronę czekających maluchów. Ci też wyraźnie ucieszyli się całą trójką, że nastolatka do nich dołączy.

Blondynka ucieszyła się i szybko wstała od stołu, wyciągając rękę do Jane.
- Idziesz z nami, tak? Do tajnej bazy - upewniła się, bo jak mieli iść to wszyscy, a wujek z ciocią niech rozmawiają i myślą. Ona wolała bazę!

Jane kiwnęła główką i cała czwórka wybiegła na podwórze. W kuchni została gospodyni z dwójką gości. - Mam do was prośbę. Moglibyście przeparkować ten samochód gdzie indziej? Nie chciałabym by kojarzono ten dom z tym autobusem. To autobus tych bandytów. Będą go szukać. Na przeciwko naszego domu jest podwórko, nikt tam nie mieszka a ma wysoki żywopłot. Nie powinno chyba widać z ulicy tego grata. - mama chłopców popatrzyła prosząco na dwójkę pozostałych przy stole gości.

- To się tym zajmę, choć chyba powinniśmy jak najszybciej jechać dalej. - Vex podniosła się od stołu, zerkając na Sama. - Zaraz wracam.

Motocyklistka wyszła na zewnątrz i wzięła głębszy oddech. Ta sielanka, przy tym co wydarzyło się przed chwilą wydawała się być odrobinę... dziwna. Przeczesała krótkie włosy i podeszła do busa, brodząc w wodzie. Nie widziała sensu w przestawianiu pojazdu. Kto miał widzieć gdzie stanęli już ich zobaczył. W takich wioskach oczy miało wszystko. Mogłeś się "tulić" po ciemku w jakiejś kanciapie w swojej chacie, a sąsiadka i tak będzie wiedziała w jakiej pozycji.

- Marnowanie paliwa. - Vex zasiadła za kierownicą i szybko przeparkowała busa we wskazane miejsce, ustawiając się w miarę tak by łatwo było wyjechać.

Rozglądając się po okolicy wróciła do sielankowego domu, kątem oka zerkając na chatę gdzie podobno mieszkała mała. Jakby na to nie patrzyła odgłosy z tamtego budynku jakoś dużo bardziej kojarzyły się jej z "domem".
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 03-11-2017 o 22:52.
Aiko jest offline