Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 23:24   #44
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Odpaliwszy systemy w holoramie przy perkusji, Sully z pomocą Lamii grzebał chwilę w wizualizacjach robiąc dosyć proste, animowane demo swoich pomysłów, które wykrystalizowały mu się wczoraj pod wpływem dosyć ciekawej i budzącej kreatywność dawki whiskey.
- Dużo ludzi chwali twoją nową fryzurę - powiedziała Lamia.
Faktycznie, pod zdjęciem z imprezy, wrzuconym w nocy przez Anastazję było sporo żartobliwych wpisów komentujących dzieło Rudej Mery wystrzyżone na głowie Chrisa.
- To może golenie tego, to zły pomysł - mruknął w odpowiedzi perkusista.

Zasadniczo tylko jedna część oprawy była trudna do zrobienia i Chris musiał zrobić to już na miejscu, a personalne holopoświaty jakie chciał wykorzystać miał już zrobione, bo wykorzystali je podczas innego koncertu. Duch stworzyła prostą animację testową projektu na “Niewidzialny”, a Sully czekał na Vandelopę.
Ta zjawiła się po kilkunastu minutach z dziwnym wyrazem twarzy i nieco ogarniętych chaosem krwistoczerwonych włosów. W ustach miała gumę do żucia.
- No dobra, to lecimy z tym koksem... - powiedziała, siadając obok. - Początek to chyba oczywiste. "Diversity Æffect" sprawdzi się jak nic. Potem "Holophone Love" lub "The City Lights", ja bym była za HL i przeszła w wątki miłosne: Libido, Strata itp. a na koniec rzuciła coś z przesłaniem. Natomiast w Alamo jestem za światłami, a potem “Rebel Cry” żeby ich przekonać, że jesteśmy właściwym zespołem na właściwym miejscu a nie jakimś komercyjnym gównem.
- Mhm, rozbierz się. - Chris pokiwał głową przesuwając palcami po holoekranie.
Zmarszczyła brwi, wiedziała jednak, że gdyby Chris chciał się z nią zabawić, inaczej by to rozegrał. Pod pewnymi względami znali się jak łyse konie.
Westchnęła.
- Mogłeś powiedzieć zanim się rozsiadłam - powiedziała marudnie i zaczęła rozpinać szorty.
- Całkiem, całkiem? - upewniła się.
Prychnął śmiechem.
- To zależy - rzekł przygryzając pałeczkę od bicia w gary. - Chciałem z tobą coś skonsultować, ale wiesz, jak chcesz mocno zainspirować, to ja jestem za.
Spojrzała na niego z na wpół opuszczonymi spodenkami i gdyby wzrok mógł zabijać, Sully byłby już trupem. Zdecydowanie.
- Pieprzony obiboku, myślałam, że chcesz zgrać mój kształt na solo, bo szykujesz jakiś smaczek, a ty sobie jaja robisz! Ja rozumiem, że żal, bo ich nie masz, ale kurwa... trochę ambicji, ochleju - zwyzywała go i ponownie siadła obok, choć szortów nie zapięła, ukazując perkusiście skraj połyskujących, czerwonych majtek.
- A może chciałem po prostu popatrzeć na Twoje ciałko? - Uniósł brwi. - Mam pomysł na oprawę naszego wejścia. Coś prostego by nie epatować efektami ponad muzykę, bo to nie ta publika. Ale coś wymownego, pasującego. Dedykowanego. Lamia, puść Diversa.

Muzyka popłynęła z głośników, a Sully włączył prostą holoanimację. Obok wyświetleń gdzieniegdzie pokazywały się niewiele mówiące skrzypaczce napisy i cyferki, a perkusista objaśniał w trakcie o co w niektórych chodzi. Że było to proste demo, za członków zespołu robiły proste holokukiełki, ale widać było po nich pewne charakterystyczne ruchy członków bandu. Chris pracował na nich do wersji roboczych. Anastazja patrzyła z otwartymi ustami i... zapomniała o wściekłości. Była wizjonerką, a ta wizja do niej przemawiała. Nie było w niej przesady, nie było typowej choreografii - wszystko tutaj miało podkreślać muzykę i charakterystykę każdego z członków bandu.
Anastazja patrzyła na swojego własnego ludka i ciągnący się za nim warkocz barw. Ludek nawet wysyłał buziaki, tak jak ona do publiczności.
Wreszcie utwór dobiegł końca. Vandelopa zamknęła usta i spojrzała na Chrisa. Pokiwała lekko głową, a na jej wargach pojawił się charakterystyczny szeroki uśmiech.
- Jest git - skomentowała.
Perkusista wyciągnął przed siebie uniesione w górę kciuki.
- Ustal z resztą kolejność kawałków, mi w kij czasu zajmie montaż bariery, skoro improwizowana scena i publika z trzech stron.
- To ci powiedziałam jaka ma być kolejność. Oni się zgadzają... albo zgodzą - odparła, nachylając się na holoekranem, by podpatrzeć coś więcej.
- Okeeeey, będzie na ciebie w razie czego. - Sully przeciągnął się na siedzisku. - W końcu wstał i zbliżył się do czerwonowłosej siadając obok animacji, na której zresztą zbyt wiele więcej nie było.
- Ann… - Nie bardzo wiedział jak zacząć. - Mogę o coś spytać? O Lady Bombom, przybytek na tyłach Insomni.

Nie poruszyła się, wciąż patrząc w ekran.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że zamarła całkiem, a jej mięśnie napięły się.
- No? - burknęła, dając mu znać, by kontynuował.
- Wiedziałaś, że tam zatrudniają dzieciaki? Na Sense, albo i classic?
Zacisnęła usta. Wróciła na swoje siedzenie i spojrzała w oczy Chrisowi.
- Tak. Byłam takim dzieciakiem. - Odpowiedziała głosem pozbawionym jakiegokolwiek zabarwienia emocjonalnego. Ot, zwykła informacja.
- Zajebię… po prostu zajebię… - Chris wyglądał na wkurwionego.
- Kogo? Lady? - Anastazja prychnęła i zaczęła rozglądać się za jakimiś szlugami - Wiesz, kto mi załatwił pierwszego klienta? - zapytała i nie czekając na strzał powiedziała: - Mamusia. Tak, moja własna, biologiczna matka, której mało było hajsu na dragi z handlowania własną dupą. Miałam... kilkanaście lat. Nieważne. BomBom o mnie dbała. Nie mogła powstrzymać matki, więc starała się załatwiać mi spokojnych klientów, takich co znają zakres usługi, co nie uważają dziwkę za worek treningowy... Więc kogo ty chcesz jebać SillyBoy, bo w tym temacie, myślę, że mam trochę większe doświadczenie…
- Lou - odpowiedział podając jej faja i przysiadając obok na poręczy fotela. - Obiecał trzymać Seana z dala od śliskich tematów, a wjebał go w naganianie klientów do pedofilclubu.
- Taki biznes. Ci, którzy mają zasady, plajtują.
Wzięła papierosa do ust i rozejrzała się za zapalniczką.
- A ci co łamią słowo lądują w szpitalu - warknął. - Ann, mówimy o Seanie, kto jak kto, ale on nie zasługuje na to by się wjebać w ciężkie gówno.
Znalazła zapalniczkę z pomocą Mayi i odpaliła szluga.
- Czasem zastanawiam się czy ty masz swojego brata za debila? To jest całkiem sprytny dzieciak, tylko lubi żyć z pierdolnięciem, więc nie gra zawsze bezpiecznych stawek. Kogoś mi tym przypomina, wiesz? - Uśmiechnęła się półgębkiem, wypuszczając kłąb dymu i podając zapalonego papierosa perkusiście. - Jakbym miała wskazać, który z was jest bardziej pojebany, nadal padłoby na ciebie.
- Wiem - westchnął i poczochrał jej włosy - ale chciałbym by jakoś inaczej… Zmarnuje się w ten sposób, a Lou go kiedyś wsypie by chronić własną dupę. Dobra, jebać - Skrzywił się. - A u ciebie ostatnio wszystko ok? Bo że problem z Olivierem to norma, a mieszkanie jakoś się ogarnie.
- Tak mamo, chcesz sprawdzić czy nie mam żadnej brzydkiej wysypki? - zapytała czerwonowłosa podnosząc się z fotela i zabierając z dłoni Chrisa żarzącą się fajkę, o której najwyraźniej zapomniał. - Martw się o swoje dupsko SillyBoy. Młody i ja sobie radzimy, a ty... nie miałeś się z córką spotkać? - Zmrużyła oczy, patrząc na wygolonego kutasa na skroni mężczyzny.
- Nie ma dziś czasu - skrzywił się - jutro do niej wpadnę.
Niespodziewanie Anastazja pochyliła się i pocałowała go w czoło.
- Obgadam z resztą tę kolejność utworów na czacie, bo już się Howl burzy, więc jakby co, to tam zaglądaj. A teraz spadam. - powiedziała, wychodząc.
- Okey - rzucił za nią Chris zbierając się do spakowania elementów, które mógł zabrać ze sobą.

Prysznic, przebranie się i zgarnięcie do jednorazowej torby do której spakował kilkadziesiąt holoemiterów wielkości od kapsla butelki po paczkę papierosów, zajęło Chrisowi nie więcej niż kwadrans. Wyszedł koło południa klnąc na panujący skwar, średnio kompatybilny z jego stanem po wczorajszej popijawie.
Nim wsiadł na rower wybrał połączenie do Lou.

- No co tam? - odebrał fixer wesołym tonem.
- Możemy się gdzieś spotkać zaraz? Chcę pogadać, a to nie na telefon.
- Hmm.. no dobra. W sumie miałem wyskoczyć po coś do żarcia. Spotkajmy się w Bangkok Thai Kitchen na Potrero Street - było to względnie nie daleko. - Za pół godzinki?
- Okey, jak będę wcześniej to najwyżej poczekam.
Chris rozłączył się i załadował torbę z holoemiterami na niewielki bagażnik roweru, ale zaraz zmienił zdanie. Powrót z niewidzialnego pewnie będzie z resztą… na rower w zgonowozie miejsca definitywnie już nie będzie. Przypiął swój wehikuł z powrotem, chwycił torbę i ruszył ulicą ku Portero Street.


Z buta zajęło mu to równe pół godziny. Po marszu w upale, z bagażem i częściowo pod górkę pot zalał skronie Chrisa. Choć trzymał się zacienionej strony ulic to sam nagrzany beton emitował wystarczająco gorąca. Przynajmniej wypocił trochę kaca.
Lou siedział już w mocno typowej tajskiej restauracyjce przy wychodzącym na ulicę oknie i przeglądał ilustracje potraw na holograficznej karcie dań.


Sully podszedł i usiadł naprzeciw.
- Cześć. Kurwa ale gorąco… - Zaczął przypatrywać się holomenu bardziej wypatrując cen, wiele na chipie nie miał. Knajpa nie była jednak droga, dało się tu coś zjeść i za dwie dyszki.
- Odkrycie dnia - prychnął fixer, przyglądając się jego fryzurze.
- Żadnych pytań o peniski, długa historia.
- W to nie wątpię. Impra chyba dobra była. - Lou musiał już widzieć wrzucone w nocy zdjęcie. - To co to za sprawa nie na holo? - zapytał. - Domyślam się, że coś z Inso.
- Nie mylisz się. - Chris zmrużył oczy i wybrał na holokarcie jedną z tańszych potraw, zaś Lou zamówił Pad Thai z krewetkami. - Obiecałeś kurwa trzymać Seana z dala od gówna, a wpieprzyłeś w nagonkę do burdelu z opcją sense-child.
Fixer wzruszył ramionami.
- A ty wiesz na pewno jakie tam są opcje? Bo ja nie. Nie wtykam nosa w nie swoje sprawy i dzięki temu żyję i prosperuję. Tobie też radzę, Sully. Wiem, że Sean nic nielegalnego nie robi. A zresztą cokolwiek tam się działo już się nie dzieje.
- Aha, póki Bombom nie stwierdzi, że opadł kurz i można kręcić interes dalej. - Chris skrzywił się. - Mam swoje źródła co tam się działo. Fakty są takie, że gdybym nie wiedział o nalocie, a Seana by zgarnęli przy rozbijaniu pedofilburdelu, to zabraliby ojcu prawa rodzicielskie, a jego może zesłali by do jakiejś opcji wychowawczej. Czasem jednak dobrze wiedzieć co się dzieje i nosek gdzieś wetknąć.
- Byle nie za głęboko, bo można nosek stracić. Nie węsz wokół tego, to biznes Bezbolesnych a wiesz jacy oni są. Młodego stamtąd zabierz, jak chcesz i tyle. Chociaż na ile go znam to powodzenia ci z tym nie wróżę.
Sully westchnął.
- To ty go skieruj w mniej ryzykowną z prawem opcję. - Spojrzał Lou w oczy. - Gdyby się skurwił chcąc zostać dobrym obywatelem i aplikował do korpo, to bym się chyba pociął, ale nie chce też by skończył chujowo w drugą stronę. Tylko tyle. - Sully zastanowił się nad czymś. - I daj mi info o czymś mocno nielegalnym jakiejś twojej konkurencji, albo jej zaplecza.
- Żebyś tam ściągnął gliny? - Lou uniósł brew. - Nie, Sully, w takie zagrywki to ja się nie bawię. Rozejdzie się po dzielni, że kapuję to mogę zwijać interes i spierdalać do jebanej Nebraski. Mogę się rozejrzeć za czymś nowym dla młodego, ale teraz przybytek w Inso będzie w sumie legalny, zostawią tam tylko dorosłe kurwy, bo miejscówa spalona.
Perkusista pochylił się ku fixerowi.
- To, że cię nie zgarnęli wczoraj z nielegalnym stafem względem znalezienia ruiny dla bandy Pakich, od których za to sam też pewnie jakąś przysługę zaklepałeś, to nic. Ot po znajomości. Ale ostrzegłeś BomBom Lou, Dobre Gliny uderzyły w pustkę przez ciebie i masz u tej burdelmamy za to sporą wdzięczność prawda? Chcesz bym mógł cię jeszcze kiedyś ostrzec? To zrewanżuj się, niech moja wtyka odniesie sukces. Nikt nie musi kojarzyć, że ty wydajesz kogoś ze swojej konkurencji.
- Nie - odpowiedział twardo fixer. - Przestań bawić się w szeryfa, Sully. Wymyśl sobie inną przysługę ode mnie. A Lady BomBom musiałem ostrzec. Po pierwsze to przyjaciółka. Po drugie myślisz, że ona i jej szefowie nie drążyli by tematu skąd przeciek? Twoja i Hana zadyma i wejście glin zaraz po niej było trochę zbyt oczywiste, stary. - Mrugnął okiem.
- Jebać to, ja daję tylko czasem pretekst. Info o tym co się dzieje dostali z innej strony. - Rockman wzruszył ramionami. - Wszyscy mamy jakichś przyjaciół, kontakty. Jak to jest Lou, że nakarmieni mają być tylko twoi?
- Bo moi są po mojej stronie barykady. Nie karmię glin, nawet odpadkami, wbij to sobie do łba, ok?
- No popatrz, a mi się zdawało, że nigdy nie będę osłaniał pedofilii - Chris uśmiechnął się cynicznie - jakże życie weryfikuje zatwardziałe postawy. - Znów pochylił się lekko. - Potrzebuje jednego dnia osłony Dobrych Glin względem jednej z innych policekorpo. Po tym jak rozjebałeś akcję w Insomni, gówno zobaczę, a nie osłonę i ta druga policekorpo mnie zajebie. Literalnie. A ja mam zamiar sobie jeszcze pożyć. Też wbij to sobie do łba. Jak ciężko ci złamać własne postawy, to daj mi kogoś, kto da mi info dla dobrych glin. On nada na twoją konkurencje, on będzie miał przesrane na ulicy, “Dobre” zezłomują twoją konkurencję, ja zyskam osłonę na jeden dzień. Wszyscy szczęśliwi. I będziemy kwita.
- Kurwa, Sully, kogo ja ci znajdę, żula z ulicy? - Lou był już zniecierpliwiony. - Nie i jeszcze raz nie, kurwa. Trzeba było nie masakrować gęby tego rudego Pacyfka, teraz faktycznie będą cię szukać i ochrona na jeden dzień gówno ci da. Ja cię mogę gdzieś ukryć albo sprzedać na krechę holomaskę, żebyś nie świecił własną rozpoznawalną na milę gębą na ulicy.
- Chuja mi mogą. - Chris machnął ręką. - Kolo był poza służbą, podcięty, nie na swoim rewirze, do tego sam zgarnięty za udział w bójce. Mogą najwyżej chcieć wpierdolić z zemsty. Nie raz dostawałem. Ale na ten jeden dzień inna sprawa, wtedy może być różnie, stąd potrzebuję osłony.
- I koniecznie Dobrych Glin, tak? - westchnął fixer. - Kurwa, Sully, jakiś ty upierdliwy. Dobra, pomyślę nad czymś, bo teraz mi nic do łba nie przychodzi. - Chris wyszczerzył się w uśmiechu. - Dam znać wieczorem, będę w Niewidzialnym.

- Weź tą holomaskę jak proponuje - odezwała się w słuchawkach e-glasów Lamia. - Sprawdziłam, że mogą nam dowalić nawet pół roku za pobicie. Nie wytrzymam tyle czasu w więziennym depozycie bez wi-fi.

- Okey. - Rockman pokiwał głową zaczynając jeść porcję przyniesioną przez kelnerkę. - Nie upieram się względem ‘Dobrych’, ale to jedyna korpo gdzie mam kontakt i się mieszają w akcje pozarewirowe, jak w Inso. - Przełknął. - A ty wiesz gdzie w poniedziałek mamy koncert i co tam jest na poniedziałek zaplanowane, nie?
- Nope. - Pokręcił głową, wsuwając pad thai. - Na waszym profilu coś było, poza Niewidzialnym? Cholera, jestem nie na czasie, dla fixera to jak śmierć - zaniepokoił się.
- Zatrzymaj to dla siebie. Tylko dla siebie. - Sully grzebał widelcem w talerzu. - Skojarz sobie czemu potrzebuje osłony przed Pacyfkami akurat na poniedziałek. A i wezmę tą maskę.
- Mam w domu, to po lunczyku zajdziemy - Lou zgodził się. - Czekaj, czekaj, poniedziałek, Pacyfki… Alamo? Ostro was pogrzało, no. Jak Pacyfki sforsują barykady to faktycznie tylko inne gliny was uratują.
- “On the Edge” - perkusista pokiwał głową. - Nie uwierzysz, ale to akurat nie mój pomysł. Nawet w sumie nie do końca chodzi mi tylko o mnie i tę akcję z rudym masturbatorem w Inso, ale i o resztę grupy. Dla bandu to konkretny legend, ale oni chyba nie do końca ogarniaja, jaka tam może być rzeź. Chcę wyciągnąć z tego ich i siebie. I owszem, najpewniejsza droga przez Dobre Gliny. To w kwestii mojej upierdliwości. - Westchnął i otarł pot z czoła. - Kurwa milion stopni w cieniu, a ja akurat musiałem zamówić ostre…
- No, kołek z ciebie - zgodził się Lou, kończąc swoje danie. - Dobra, chodź po maskę. Mam na niej zapisane ze czterdzieści ryjów, każdy ładniejszy od twojego. - Wyszczerzył się.


Lou lubił dojechać Chrisowi, zresztą kto nie lubił.
Twarzy faktycznie było blisko czterdziestu ale wiele było… ciekawych inaczej. Zresztą jedną z takich Sully wybrał.


Tak dotarł do Glen Park szukając starej stacji metra. Zaczął kręcić się wokół niej rozglądając się za jakimś wejściem. Stacja znajdowała się na przysłowiowym zadupiu, przy wiadukcie autostrady, pod którym koczowało spore skupisko bezdomnych. Wejście do niej mieściło się w brzydkim parterowym budynku z betonu i szkła, z tym że z przeszklonych ścian zostały tylko ramy. Facet w wielkim egzoszkielecie właśnie wynosił stamtąd kontener śmieci. Przed drzwiami zaś stało dwóch łysych karków w przyciasnych czarnych koszulkach. Spełniali wszelkie kryteria stereotypu klubowych bramkarzy. Jeden z nich właśnie odepchnął zarośniętego żula, wołając:
- Spierdalaj, mówię po raz ostatni, wrócisz se tu jutro!
- Niech będzie pochwalony - rzucił Sully nie zwalniając i mając zamiar przecisnąć się między karkami do środka budynku.
Wyglądał… ciekawie. Nie chodziło tu nawet o samą facjatę jaką wybrał w holomasce, ale…
Przepocony podkoszulek na ramiączka, bermudy, ciemne okulary, klapki i wypchana czymś mocno, jednorazowa syntetyczna torba w dłoni. Do ostatecznego facepalm-look brakowało mu chyba tylko skarpetek.
- No następny, kurwa - jeden z bramkarzy zastąpił mu drogę. - Zamknięte, kimnij dziś gdzie indziej!
- To moja stacja, pociąg mi ucieknie - Chris wyszczerzył się w uśmiechu.
Bramkarz prychnął.
- Przećpałeś ostatnich parę lat, koleś? Spierdalaj, bo jak nie to sprzedam ci takiego kopa, że pojedziesz szybciej niż pociąg.
- Kuszące. - Rockman odpalił fajka z paczki jaką kupił po drodze. Zdjął wizualizację holomaski. - Ale wieczorem gram tu koncert i jednak muszę na ten konkretny pociąg.
- No kurwa, żartowniś - zaśmiał się drugi bramkarz. - Dobra, mamy twój ryj na liście, kolo. Wbijaj. - odsunęli się, wpuszczając go do środka.
- Dzięki. - Chris uśmiechnął się. - A przy okazji… jest taka jedna szalona gruppie, która może się chcieć wbić na holomasce tej czerwonowłosej z naszego bandu. Więc jak coś to sprawdźcie ją baaaardzo dokładnie, co?
- Eeee, ok.
- Ale mamy ją przefiskać na broń czy nie wpuścić? - spytał drugi.
- Myślę… - Sully udał zastanowienie - że tylko przewiskanie co do broni. Tak do gruntu. Tamta zawsze z giwerą, więc jak nic nie znajdziecie, znaczy że nasza…
- Spoko, zanotowane - zasalutował mu bramkarz.

Gdy Sully zszedł na dół niedziałającymi ruchomymi schodami uświadomił sobie logistyczną skalę tego przedsięwzięcia. Na stacji kilkanaście osób uwijało się przy ogarnianiu miejsca, na co dzień będącego chyba koczowiskiem bezdomnych. Oba perony właśnie myto wodą z węża pod ciśnieniem, wynoszono śmieci i pozostałości prowizorycznych legowisk. Tory pośrodku zasłonięto i zabezpieczono metalowymi płytami. Na suficie gość w egzoszkielecie o wydłużonych jak szczudła nogach naprawiał oświetlenie - na razie połowa lamp się świeciła - i montował stroboskopy. Dwóch innych mocowało właśnie podest na dachu lokomotywy pociągu, który zatrzymał się sześć lat temu w połowie wjazdu na stację.
- Zaprawdę godne to i sprawiedliwe… - Sully ogarniał cały ten widok z rozdziawioną gębą. Była w tym sroga moc klimatu. Do tego nagłośnienie… W takiej miejscówce dobry rock literalnie mógł ryć publice baniak.

Podszedł bliżej pociągu szykowanego na scenę.
- ON Lamia. Mamy w chuj roboty.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline