Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2017, 23:25   #114
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
- Idźcie przodem - mruknęła Jess, gdy już wóz wraz z Lesterem wybił do przodu, a trójce pozostawionej z tyłu przyszło drałować za nim na nogach. Gdy tylko Simon i Ana przywlekli sprzęt potrzebny do wygrzebania samochodu z błota, wysiadła by pomóc, przewieszając przez ramię Busha, bo rozstanie się z nim było dla niej chwilowo nie do pomyślenia. Jak odcięcie ręki lub nogi. Nie miała zatem problemu z wysłuchaniem tyrady starszego Thorna, chociaż miała już nieco problemów z zapanowaniem nad sobą. Udało się jednak i była nawet w stanie pomóc mu w podrzucaniu desek pod koło, tak jak Ana pomagała Simonowi. Odzywać się jednak nie odzywała.

Teraz zaś chciała po prostu przez kilka chwil zostać sama. Było jej smutno i jednocześnie była wkurwiona. Powoli zaczynała żałować tego co zrobiła ale jednocześnie nie potrafiła sobie wyobrazić by miało to wyglądać inaczej. Chciała się buntować ale też doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Lester miał większe doświadczenie życiowe i zapewne rację. No i przeprowadził ich cało przez te wszystkie przygody. Ufali mu, a przynajmniej ona ufała i to bezwzględnie, bo za Simona wypowiadać się nie miała prawa. I tylko ostatnio wszystko się spieprzyło i wiedziała, że wina leży w dużej mierze po jej stronie. Ciężko jej z tym było.

Krok po kroku wlekła się więc za dwójką zakochanych, z której to dwójki jednego kochała z całego serca, a druga osoba była powodem kłótni i bolącego ramienia. Czy zatem można było ją, Jess, winić za to że nie była w stanie zdusić iskierki nienawiści do Any? Maleńkiej iskierki, trzymanej skrzętnie pod kluczem, ale istniejącej. Gdyby nie barmanka byliby już daleko stąd, może na drugim brzegu. Lest byłby spokojniejszy, Simon nie ryzykował złamania serca, a Jessica być może miałaby czas by dojść ze zmianami i własnymi uczuciami do ładu. A tak… No ale stało się, nie było sensu beczeć nad rozlanym mlekiem, chociaż jedną czy dwie łzy musiała otrzeć, co by się młodszy z braci nie zorientował że coś nie gra. Bo że do Lesta nie dotrze ów fakt, to już było pewne.

Uśmiechnęła się słabo. Przecież wiedziała doskonale jaki jest ten jej starszy braciszek. Czego niby oczekiwała? Tuleń, czułych słówek, pogaduch od serca i snucia przyszłości ozdobionej tęczowymi barwami? Może i przez chwilę takie naiwne myśli zaświtały w tej jej głowie, ale rzeczywistość szybko je stamtąd wywiała. Trzeba było wzmocnić skórę i skupić się na zadaniu, tak było bezpieczniej. Lest chronił serducho Simona, a przynajmniej na swój sposób próbował. Ona musiała zająć się własnym zanim spotka ją ten sam los, który starszy z braci wróżył młodszemu.

- Jedźmy już - rzuciła, gdy doczłapała się do reszty. Nie miała ochoty patrzeć na nikogo więc skupiła się na otrzepaniu butów z błota, na tyle, na ile to było możliwe. Syfienie w wozie nigdy nie było dobrze odbierane przez jego właściciela, a teraz na dodatek ów właściciel znajdował się w niemal stałym stanie wkurwienia. Lepiej było nie ryzykować.

- No to jedźmy bo się zafochacie na śmierć. - Lester dla odmiany wydawał się być zadowolony z siebie a nawet w świetnym humorze. Simon znowu siedział na miejscu pasażera i zerkał czasem na niego ale głównie patrzył przez przednie i boczne szyby. Ana siadała ponownie obok Jess i znowu zatopiła się w spłoszonym milczeniu. Samochód gdy wyjechał na asfalt odzyskał jakby pewność siebie bo prędkość i poziom jazdy wyrównały się na poziomie nieosiągalnym na rozmiękłej, gruntowej drodze.

Jessica musiała przygryźć wargę niemal do krwi by powstrzymać cisnące się jej na usta słowa. Odetchnęła kilka razy, policzyła trzymane w kieszeni płaszcza naboje i skupiła wzrok na migających za oknem widokach. Na szczęście jazda zwykle działała na nią uspokajająco. To że odbywała się w grobowej ciszy z jednym happy wyjątkiem, szybko przestało jej przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, zaczęło się nawet podobać to, że nie musiała się odzywać. Mogła przemyśleć sobie wszystko i zastanowić nad pewnymi sprawami. Miała dość smętnego snucia się i bycia wkurwioną. Nie pomagała tym ani sobie, ani nikomu innemu.

Nieśmiały uśmiech zaczął powracać na jej usta. No bo do cholery czym ona się na dobrą sprawę przejmowała? Po cholerę traciła nerwy, zamartwiała się i wypełniała głowę bagnem. Walić to… Poprawiła się na siedzeniu, odchyliła głowę do tyłu i ziewnęła. Życie było za krótkie by marnować je na rozterki. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin mogła wykitować i to kilka razy. Już samo to powinno jej wywiać z głowy głupoty i naprowadzić z powrotem na właściwą drogę. Na szczęście w końcu się udało, całkiem jak z tym wozem Lestera. Na chwilę po prostu ugrzęzło się jej w błocie i tyle, trza było po prostu złapać z powrotem przyczepność, stały grunt, całe to pieprzenie.

Odzywać się nie odzywała bo i nie widziała ku temu potrzeby. No bo co? Pytanie o to czy bar nadal stał, mijało się z celem. Podobnie jak gdybanie nad losem Browna, a także tym czy uda się im przeprawić na drugą stronę czy nie. Nie mieli pojęcia jak się sprawy mają w miasteczku i dopóki do niego nie dojadą to każdego zgadywanie mogło się okazać prawdziwe. Szkoda było tracić energię. Zamiast tego można było przymknąć oczy i odpłynąć w drzemkę. Gdyby tylko ramię jeszcze nie bolało… Na to jednak też póki co nic poradzić nie mogła. Zapicie się nie wchodziło w grę gdy istniała realna szansa że trzeba będzie znowu chwycić za Busha czy rewolwer. Tak, drzemka wydawała się akurat w sam raz…

Jess przysnęła. Wiedziała bo się przebudziła. Samochód się zatrzymał i trzasnęły drzwi. Gdy podniosła głowę widziała jak obydwaj bracia wyszli z samochodu. Podeszli z kilkanaście kroków od drogi do krawędzi jakiegoś dołu, rowu czy innego urwiska. Lester przystanął obserwując to co w dole i kładąc sobie dłonie na biodrach. Simon w geście zamyślenia przejeżdżał machinalnie palcami po szczęce. Sądząc z ich milczącego wpatrywania się nie było chyba specjalnie co powiedzieć. Starszy Thorn lekko przechylił głowę w bok i splunął na pobocze. Musieli zatrzymać się na jakimś bezludziu bo wokół były zdziczałe pola i las. Nie było widać żadnych ludzi ani zawalidrogi na drodze.

- Co tym razem? - mruknęła nie do końca przytomnie, prostując się na siedzeniu i wyglądając przez okno. Potężne ziewnięcie połknęło jej kolejne słowa, zamieniając ich resztki w niezbyt zrozumiały bełkot, który miał oznaczać ni mniej ni więcej, jak to że idzie sprawdzić. Chwilkę zajęło jej uświadomienie sobie dlaczego się tłumaczy i przypomnienie o Anie, jednak nawet na kobietę nie spojrzała, chwytając za klamkę i otwierając drzwi.

Zostawiła je otwarte i ruszyła do braci, przecierając najpierw prawe, a później lewe oko by pozbyć się resztek snu.
- Co jest? - zapytała nader rozważnie, przystając między jednym, a drugim Thornem i wbijając wzrok w to co ich zatrzymało.

Lester znowu splunął. Simon wzruszył ramionami i wskazał na widok przed sobą. A widok był całkiem niezły. Choć w niesieniu otuchy i pozytywnych emocji sprawdzał się słabo. Woda. Mętna, brunatna od mułu woda. Wszędzie poniżej. Dojechali już nad rzekę. Chyba jakaś zatoka to była przez co wody było tu więcej. Ale tam, za cyplem porośniętym lasem w którym też coś błyszczało czyli był zatopiony była główna rzeka. Znacznie większa i potężniejsza niż pamiętali z wczoraj. Z odległości kilku kilometrów widać już było charakterystyczny, oberwany w połowie most jaki niegdyś prowadził drogę na północ i południe od rzeki. Widać było też same Pendleton. Budynki z daleka nadal stały. Ale w porcie poniżej widać było przewrócone i zatopione w wodzie wraki cumujących tam wczoraj jednostek. Nie wyglądało to zbyt zachęcająco. Lester pokręcił głową, odwrócił się by wrócić do samochodu. Wtedy Simon klepnął Jess w ramię i wskazał w dół ku brzegowi rzeki. Wtedy też to dostrzegła.


- Oh… - było tym, co zdołało się wyrwać z gardła Jess na widok… Co to było w ogóle? Aligator? Krokodyl? Na faunie nie znała się za dobrze, jakoś życie istot żywych obchodziło ją zawsze nieco mniej niż skład prochu czy jak zdobyć dobre łuski. No, niektórych istot żywych, bo zdarzały się wyjątki od tej zasady. Jeden z owych wyjątków stał teraz obok i wskazywał palcem na tkwiące na brzegu zwierzę.

- Na co czekasz? - zapytała młodszego z braci bo chyba nie liczył na to że to ona zacznie strzelać. W ogóle to czy warto było strzelać? Jakby tak dorwać tego aligatora z nie rozwalonym czerepem to by można było pewnie sprzedać lub wymienić. A nawet jak nie to mieć takie trofeum… Fajna sprawa, a przynajmniej tak się Jess wydawało. Busha zostawiła w wozie, więc jej uwaga na chwilę wróciła ku pojazdowie Lestera. Jak Simon nie będzie chciał to sama spróbuje. Co prawda strzał niósł się daleko, ale… No chyba żeby z rewolweru. No, a w ogóle…

- Żywy? - zapytała powracając do wpatrywania się w zwierzę. Bo w sumie mogło być martwe, a wtedy wystarczyło wyciągnąć na brzeg i obrobić. Na tym ostatnim się nie znała ale zawsze istniała szansa, że Simon coś gdzieś podłapał gdy akurat był na którejś ze swoich wypraw. O problemach z przedostaniem się do Pendleton wolała chwilowo nie myśleć. Była pewna że Lester już kombinuje co zrobić dalej.
- Dobra, nie było pytania - dodała w chwilkę później bo się gad raczył ruszyć. No to teraz pasowało go tego życia pozbawić.

- Sama strzel. - uśmiechnął się Simon. - Musisz trafić w głowę, najlepiej w oko. Z pistoletu stąd ciężko, trzeba by podejść bliżej. Byle nie za blisko. No albo z Busha. Bush powinien przebić mu łeb ale też lepiej trafiaj w czachę a nie w dziób. Młody jest, powinien być miększy niż dorodna sztuka. - młodszy z braci poinstruował siostrę jak to jest z tym strzelaniem do gadziny wylegującej się przy brzegu.

- A strzelaj. Kurwa taka woda, że nie wiem czy została tam jakaś łódka. Nieźle zamiotło. Utkniemy tu. Albo trzeba będzie spróbować gdzie indziej. - Lester oparł się tyłkiem o maskę wozu, założył ramiona na piersi i najwyraźniej losem gadziny nie przejmował się wcale.


Utkwił spojrzenie w nie tak odległych budynkach i najwyraźniej dumał nad dalszymi krokami.

- To spróbujemy - odparła siostrzyczka, wykazując się optymistycznym podejściem do sprawy i przy okazji zgarniając Busha z samochodu. Podchodzenie do gadziny jakoś nie do końca znajdowało się w wystarczająco bezpiecznych ramach jak na jej gust. To bydle może i nieruchliwe było teraz, ale wątpiła w to by sobie grzecznie leżało jakby się zbliżyła. O ile wiedziała był to okaz mięsożerny, co już samo w sobie nakazywało zachowanie jak największej ostrożności. Z tego też powodu postawiła na broń z którą nie dość że czuła się najlepiej to jeszcze dawała jej przewagę dystansu.

Stając z powrotem przy Simonie, obdarzyła braciszka radosnym uśmiechem po czym wymierzyła w swoją ofiarę. Dała sobie solidną chwilę na to by mieć pewność że cel, czyli oko, znajduje się dokładnie pośrodku celownika. Nie spieszyło się w końcu, nikt w nią nie strzelał, nikt nie wisiał nad głową ani najwyraźniej nikt nic od niej nie chciał. Przyjemna sprawa takie polowanie bez stresu. Wzięła jeszcze głęboki oddech, po czym wypuszczając powietrze z płuc pociągnęła za spust.

Strzał może i był porządnie wymierzony ale najwyraźniej nie wzięła pod uwagę bolącego ramienia, o czym oczywiście pomyśleć powinna ale podekscytowanie polowaniem skutecznie jej w tym przeszkodziło.
- Cholercia - jęknęłą, gdy kula trafiłą w łeb ale nie w oko. Gad był martwy i tyle, Jess jednak super szczęśliwa nie była, przynajmniej przez tą minutę czy dwie, bo później wyszczerzyła ząbki w radosnym uśmiechu.
- Trza by go wyciągnąć - oświadczyła, spoglądając sugestywnie na braci, ale też sama ruszając w stronę trupa gadziny.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 03-11-2017 o 23:50.
Grave Witch jest offline