Nie minęło wiele czasu a z bramy domu gościnnego zaczęli wychodzić ubrani w zwyczajne ubrania mężczyźni. Nie wyszli wszyscy na raz, ale pojedynczo lub dwójkami. Potem różnymi drogami skierowali się ku magazynowi znajdującemu się przy Shwarzwahe, o lokalizacji której dowiedzieli się od verenitów. Wilhelm, za radą Berwina napisał też wiadomość do Najwyższej Kapłanki, w której informował ją o celu nocnej eskapady.
Awanturnicy tym razem nie czuli się obserwowani. Wyglądało na to, że nikt za nimi nie podąża, ani nie przypatruje się im z ukrycia. Szli w takim systemie, aby nawzajem się ubezpieczać, ale nie było od kogo. Bardzo nieliczni przechodnie nie interesowali się nimi i tylko raz zostali zatrzymani przez patrol straży. Strażnicy z szacunkiem odstąpili, gdy tylko dowódcy patrolu został pod nos podetknięty dokument wystawiony w Świątyni Vereny.
Okolica, w której znajdowały się magazyny, w wśród nich siódemka, była po zmroku wyludniona. W tej części miasta niegdyś rezydowali Templariusze Morra, ale po najeździe orków jej przeznaczeniem stał się przemysł i handel. Teraz było tu niewiele domów mieszkalnych, a manufaktury i warsztaty były o tej porze pozamykane.
Wypatrzyli właściwy magazyn. Znajdował się w mniej więcej w trzech czwartych długości ulicy, wśród identycznych budynków. Wszystkie były parterowe, zbudowane z drewnianych szkieletów, wypełnionych otynkowaną cegłą. Z niezbyt stromymi dachami i wąskimi, zakratowanymi okienkami.
W pewnym momencie coś poruszyło się na dachu po przeciwnej stronie ulicy. Mignął jakiś cień. Najwyraźniej ktoś był na dachu! I właśnie zmieniał pozycję.