Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2017, 15:10   #32
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Pokład "Argusa"



Jeśli ktoś wypatrywałby człowieka podejrzanie zachowującego się, Fredrik rzuciłby się w oczy natychmiastowo. Zaraz za nim spostrzeżony zostałby Olgierd, idący w ślad za nim.

Blondwłosy rozglądał się na prawo i lewo, bacznie obserwując dwóch jegomościów nie wyglądających na członków załogi. Oboje ubrani byli na czarno, oćwiekowane kurtki zdobiła metalowa naszywka w kształcie kruka. Jeden z nich zauważył Fredrika i Olgierda i skinął drugiemu, który znajdował się bliżej skradających. Ten uniósł rękę na znak, że wszystko ma pod kontrolą i kontynuował dalszą obserwację.
Fredrik przystanął i zerknął za siebie.
- Czego? Ściągasz na mnie uwagę – warknął.

- Oj tam, pierdolisz. - Olgierd odpowiedział cicho i oparł się o burtę, wpatrując w nicość. Pozornie. Kątem oka obserwował poczynania Fredrika.

Na twarz blondyna wpełzła konsternacja w czystej, niczym niezmąconej formie.
- Ja cię zszywać nie będę. Mam nadzieję, że wiesz, w co się pakujesz – syknął i oparł się o burtę obok Olgierda.
- Myślę, że czarodziejka została uprowadzona. Widziałem ślady walki nieopodal miejsca, w którym była zanim zniknęła – zwierzył się mężczyźnie półszeptem, nie przestając zerkać na odziane w czerń czujki.

- A to ci ciekawe. Odpowiedział pozornie obojętnie Olgierd. - Dasz za to głowę, czy tylko paznokcie? Choć chyba dobrze byłoby mieć dług u kogoś takiego, pomimo że zołza. Jak planujesz się do tego zabrać?

Fredrik gwałtownie wciągnął powietrze nosem, słysząc jak Olgierd nazwał Moirę. Nie skomentował jednak. Widać było, że próbuje się skupić.
- Pójdę i przeszukam skrzynie. Ty tu stój i nie przestawaj zwracać na siebie uwagi, świetnie ci idzie – odrzekł w końcu i ruszył w stronę rufy. Zaraz jednak drogę zastąpił mu jeden z ludzi Volkberta. Na nosie miał paskudną szramę.
- Gdzie?
- Rzygać idę. Pod wiatr mi się nie widzi.
- A ty? – mężczyzna skinął na Olgierda.

- A ja tu stoję i mam w dupie. Chuj cię to? - Odpowiedział Olgierd i odwrócił się do ochroniarza, patrząc na niego kpiąco. - Kolegów szukasz?

Fredrik postanowił wykorzystać buńczuczne nastawienie Olgierda i pospiesznie się oddalił.

Mężczyzna zlustrował Olgierda. Dostrzegł niespokojny błysk w jego rozszerzonych źrenicach. Splunął w bok i odszedł, groźnie łypiąc z odwróconą głową. Dotarł do swojego kompana. Prowadząc rozmowę zerkali to na Fredrika, to na Olgierda. Widać było, że coś im nie gra, starali się jednak nie wszczynać żadnych bójek. Niemniej jednak, brodaty najemnik mógł czuć na karku obserwującą go parę oczu.

- Już odpuszczasz? Olgierd rozparł się na balustradzie. - Mam propozycje. Wyciągnął z mieszka parę monet i położył je na skrzyni obok siebie. - Obije ci tak ryj, że swoje poprzednie wcielenie zobaczysz. Albo i nie. Przejdziesz przeze mnie, monety są twoje. Ty odpuścisz, wygrywam. Czy może podwijasz ogon jak jakaś suka?

Mężczyzna odwrócił się na te słowa, wściekłość biła mu z oczu.
- Z chęcią obiję ci mordę za darmo, nie musisz mi za to płacić - zawołał, podchodząc do Olgierda wielkimi susami. Przekrzywił głowę, kości strzeliły z nieprzyjemnym odgłosem. Wyglądał na gotowego do walki.

- Ha! Zaczynasz szczekać jak prawdziwy pies! Odpowiedział Olgierd unosząc pięści i ruszając w stronę oponenta. Początkowo postanowił skupić się na zbijaniu ciosów, żeby po drugim, albo trzecim wykonać pozorowany prawy sierpowy i kopnąć przeciwnika w brzuch.

Przeciwnik zaskoczył Olgierda szybkością i siłą swoich ataków. Pod gradem nieprzerwanych ciosów najemnik zmuszony były do cofnięcia się parę kroków i zmiany pierwotnej taktyki. Kątem oka zauważył drugiego strażnika, rozglądającego się nerwowo po statku. Wtedy to oberwał prosto w splot trzewny, tracąc na chwilę dech w piersi. Nie spuścił jednak gardy. Zablokował prawy sierpowy przedramieniem i zauważył, że napastnik szykuje się na poprawienie ciosu, sądząc po zamachu – o wiele silniejszego, drugą ręką zasłaniając głowę.

W tym krótkim ułamku chwili, kiedy przeciwnik brał zamach, Olgierd instynktownie uchylił się przed ciosem, któremu chciał pozwolić ześlizgnąć się po wystawionym ramieniu. Jak wodorost ugina się pod przepływająca rybą. Jednocześnie szybkimi ciosami zaatakował odsłonięte nerki przeciwnika.

Mężczyzna zgiął się wpół, Olgierd mógł poczuć dobrze wyrobione mięśnie brzucha napinające się pod wpływem uderzeń jego pięści. Pochylony napastnik warknął i obydwoma łokciami uderzył w głowę najemnika. Cios nie był na tyle silny, aby przewrócić mężczyznę, zamroczył go jednak na chwilę. Kopnięcie kolanem wyprowadzone w podbródek zwaliło Olgierda na pośladki. Napastnik zrzucił skórzaną kurtę, odsłaniając krępe ciało opięte przez lniany podkoszulek.

Olgierd zlizał odrobinę krwi z zębów i wstał, szczerząc się z zadowolenia. - Dobrze. Zrzucił blaszaną osłonę z piersi, która upadła na pokład z brzękiem. - Już się bałem że będziesz nudny, jak ten ostatni z portu. Rozpiął przeszywanicę i rzucił ją w ślad za blachą. Kiedy na grzbiecie miał juz sama koszulę, uniósł gardę i powoli zaczął obchodzić przeciwnika, szukając dobrej chwili na atak.
- Hau! Hau! Piesku... Prowokował.

Adrenalina, posmak krwi i fakt, że już dawno minął czas, w którym powinien wypić ziołowy napar od Irys zmąciły Olgierdowy osąd. Jego źrenice rozszerzyły się do tego stopnia, że jego tęczówki wyglądały na całkowicie czarne. Na jego twarz zaczęły wpełzać nerwowe grymasy, coraz częściej odsłaniał zęby w gardłowych warknięciach. Wszystko to widocznie wpływało na skupienie napastnika. Wyczuć można było, że się hamuje, niepewny, czego oczekiwać.
Obserwował krążącego dokoła siebie Olgierda, aż w końcu ruszył, wyprowadzając silny cios z dołu prosto w tułów najemnika.

Olgierd skoczył do przodu chcąc przelecieć nad pięścią, przywalić przeciwnikowi głową i powalić go na ziemię własnym ciężarem, gdzie mógłby spokojnie go okładać po pysku.
Jak zaplanował, przeleciał nad pięścią, złapał oburącz biodra mężczyzny, przywalił mu nawet głową. Na tym się jednak skończyło. Mężczyzną zarzuciło, ustał jednak na nogach.
- Dwóch takich jak ty by trzeba było, żeby mnie obalić, miernoto – zawołał i grzmotnął podstawami obu dłoni w skronie Olgierda. Ten osunął się na ziemię, na plecach poczuł silne stąpnięcie buta przeciwnika. Stęk bólu wydarł mu się z gardła, lecz w tej samej chwili złapał nogę górującego nad nim przeciwnika i z całej siły kopnął drugą, na której tamten się opierał.


Olgierd spróbował pochwycić przygniatającą go nogę, co poskutkowało tym, że napastnik przycisnął go do mokrego pokładu jeszcze mocniej. Nie był w pozycji do kopnięcia go, mężczyzna stał z boku.
Czując w sobie narastający gniew, wyrzucił dłoń przed siebie i złapał kostkę stojącej na pokładzie nogi. Pomimo przeszywającego go bólu dociągnął się do mężczyzny, rozrywając sobie koszulę o wystające z podkładu drzazgi i raniąc do krwi skórę.

Sfrustrowany, przyciśnięty do pokładu niczym robak, Olgierd zrobił ostatnie co mu zostało. Pięścią, z całej siły uderzył w palce stopy podpierającej draba.

Oboje zdzwili się siłą ciosu Olgierda. Coś gruchnęło, prawdopodobnie złamane palce najemnika, mężczyzna nie poczuł jednak bólu. Poczuł jedynie kolejny przypływ adrenaliny, widząc jak mężczyzna chwieje się i skowycze z bólu. Skóra jego buta była wgniecona, być może to jego palce uległy złamaniu.
Olgierd poczuł, że noga napastnika nie utrzymuje go dłużej przy pokładzie i poderwał się na równe nogi. Z miejsca przeszedł do ofensywy, wyprowadzając kolejne ciosy i wkładając w nie coraz więcej siły.

Tym razem to ochroniarz zmuszony był do obrony.
- Kim ty jesteś, zwyrodnialcu? – sapnął, ledwo unikając jednego z ciosu. Zablokował parę kolejnych, w końcu próbując wyprowadzić cios samemu. Trafił Olgierda w obojczyk, ten nic sobie z tego nie zrobił. Jego ataki były coraz bardziej dzikie i nieprzewidywalne. Jego twarz przybrała wyraz podobny do tego, jaki miała podczas walki w Vildheim.

Nagle statkiem zarzuciło, wysoka fala rozbiła się o burtę zalewając wszystkich wodą.
Majtkowie ruszyli z miejsc, żagle zostały zwinięte w trymiga.
- Pod pokład! – Ktoś zakrzyknął i wyminął ich. – Ryje se możecie obijać na dole, jeśli życie wam miłe!
Na statku panował rwetes. Napastnik, korzystając z okazji oddalił się parę kroków, uniósł dłonie i sięgnął po przesiąkniętą wodą kurtkę.
- Rozkaz był pod pokład schodzić. Uznajmy, że wygraliście, odmieńcze – rzucił chłodno i zaczekał na reakcję Olgierda.

Ten tylko patrzył na niego przez dłuższą chwilę. - Trudno. Przetarł twarz z zimnej, słonej wody i potrząsnął głową wyraźnie orzeźwiony. Zebrał szybko swoje rzeczy, rozejrzał się za Fredrikiem i kiedy go nigdzie nie wypatrzył, ruszył pod pokład.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.

Ostatnio edytowane przez Cattus : 04-11-2017 o 15:12.
Cattus jest offline