Wojowniczka nie powiedziała ani słowa, kiedy przyszło do podziału łupów - pieniądze i
topór przyjęła z podobną, pełną szacunku rezerwą - jak poprzednio smoczy naszyjnik Sharviego - i starannie upchała złoto w swoje bagaże. Kiedy jednak cała drużyna, zmęczona i lekko poobijana - ale triumfująca - grzała się w cieple bijącym od płonącego smoczego zewłoku, barbarzynka wyraźnie szukała wzrokiem
Jorisa, by w końcu podejść do niego i pochylić się z kilkoma cichymi słowami.
-
Byłbyś dobrym hersztem, unko. - na jej ciężko ciosanej twarzy, wciąż poznaczonej bitewnym brudem, pojawił się lekki uśmiech -
Wiesz, czego chcesz. Nie brak ci odwagi... ale słońce południa rozmiękczyło cię za bardzo, jak metal w kowalskim palenisku. - kiwnęła lekko głową w kierunku stojącej dalej
kapłanki -
Ale ja nie o tym. Ta zapłata... - poklepała się dłonią po tkwiącym już za pasem toporku -
...to zbyt wielka hojność. Nie biorę tyle za zlecenie. Ale nie oddam go teraz, o nie! - roześmiała się krótko i donośnie, ale zaraz spoważniała -
Niech to będzie zadatek na przyszłość. Wynająłeś mnie na właśnie kolejne zadanie, jakie by ono nie było. Z chęcią tak spłacę ten dar. - wyciągnęła otwartą dłoń do mężczyzny, a jej szare oczy utkwiły w Jorisowych, jakby Przeborka chciała wyczytać z twarzy jego reakcję.
Odszyfrowanie ich chyba nikomu by trudności nie przysporzyło.
Joris był zaskoczony. I zdawało się, że miło.
-
Dzięki - stwierdził w końcu i skinął wojowniczce głową -
Hersztem być mi się co prawda nie marzy. A i to raczej los i bogowie byli dla nas łaskawi, żeśmy wszyscy cało z tego wyszli, ale… dzięki.
Co rzekłszy uśmiechnął się i pokręcił głową.
-
A co do pracy to… - zawahał się nie chcąc urazić nordlingi -
Muszę cię rozczarować, ale smok był ostatnim monstrum w okolicy, które mi głowę zaprzątało i raczej wynudzisz się w Phandalin. Choć to wszak się szybko zmienić może, bo licho wie co otwierana przez Gundrena magiczna kopalnia może zwabić i…
Urwał nagle poważniejąc i przyglądając się wojowniczce jakoś dziwnie.
-
A wiesz, Przeborko… - rzekł cicho -
Chyba jednak jest coś w czym mogłabyś mi pomóc… powiedz, nie obawiasz się duchów, co?
Barbarzynka spojrzała na Jorisa ciężko, a potem wyszczerzyła nagle zęby w uśmiechu. Bynajmniej nie wyglądało to przyjaźnie.
-
Ludzie z północy nie znają tego słowa... strach to coś, co zdarza się innym. Na nasz widok! - jej oblicze złagodniało -
Duchy natury i duchy przodków szanuję. Ale jeśli chodzi ci o vakoja, zjawy, to miecz i topór działają na nie jak na wszystko inne.
-
Sęk w tym - odezwał się myśliwy drapiąc się po karku i spoglądając na dymiące truchło -
Że nie miecza, czy topora trzeba będzie użyć. A wręcz lepiej ich wonczas ze sobą nie mieć. Dlatego pytam.
Zamilkł na moment wpatrzony w płomienie po czym parsknąwszy pod nosem do jakiejś swojej myśli kontynuował cicho -
Dzień drogi na wschód od Phandalin są ruiny innej wsi. Conyberry. Ścieżka tamuj wydeptana do wykrotu nieopodal wiedzie gdzie leże ma zjawa. To ponoć jakaś banszi jest i ma na imię Agatha. U nas to by to jaka tęsknicą, czy północnicą nazwali. No ale dość rzec, że zjawa jak ma kaprys to każdemu na jedno pytanie odpowie i ponoć się nigdy nie myli. Myśmy nasze zmarnowali głupio i już się nam nie ukazuje. Ale może Tobie… - wzruszył ramionami trochę bezradnie -
Po mojemu, to nie jest niebezpieczna, a jedynie postraszyć lubi. Ale kto ją tam wie. Tak czy siak, jeśli faktycznie ten topór aż tak cennym ci się zdaje, a po mojemu to zwyczajnie ładna siekierka i w Phandalin to by jeno drwalską karierę zrobić mogła, to możesz zjawie pytanie ode mnie przekazać. Gdzie się znajduje to co siostra Garaele kazała znaleźć Rice.
-
“Gdzie znajduje się to, co siostra Garaele kazała znaleźć Rice” - powtórzyła kobieta powoli, starając się zapamiętać dokładnie zdanie -
Nie, żebym rozumiała z tego cokolwiek. Ale spytam, jak mnie do niej pokierujesz. I taką odpowiedź przyniosę, jaką da. - wyszczerzyła zęby -
Ale po mojemu to warto by ją przebłagać. Duchy nigdy nie zostają śród żywych bez powodu. Miłość, zemsta... Coś ja tu trzyma. Jak to spełnić, to wdzięczna będzie. - zamilkła na chwilę i trochę ciszej dodała - A przynajmniej tak w sagach śpiewają. - przypomniała sobie opowieści, które niejednokrotnie słyszała, o tym, jak sprytny i odważny bohater zdobył fortunę, spełniając życzenia niespokojnych dusz.
Joris spojrzał na wojowniczkę zaskoczony, ale w jakiś taki serdeczny sposób.
-
Wiesz… dziwne, ale nie pomyślałem o tym w sumie. A właściwie należałoby to uczynić...
Zmarszczył brwi i podrapał się po głowie.
-
Do Conyberry mogę Cię zaprowadzić. Dalej po prostu ścieżką prosto. Iii... sama uznasz, o co należy ją zapytać. O ile się pojawi…
Po czym odwrócił się i odszedł w stronę swojego posłania. Barbarzynka została jeszcze chwilę przy ognisku, machinalnie polerując topór i patrząc dopalające się w ogniu
szczątki draka... smoka... czy jak to tam zwał. Bestia była silna i waleczna, dała im mocno popalić. A i tak skończyła marnie, wybebeszona, rozczłonkowana jak rzeźna krowa i na koniec spalona jak niechciany odpad. Jej duch miał prawo się gniewać, podobnie pewnie jak duch owej kobiety, o której wspomniał Joris. Ciekawe, co akurat ją trzymało jeszcze na tym świecie...
Przeborka odczekała jeszcze chwilę i kiedy większość drużyny udała się na spoczynek, stanęła przy dopalającym się ogniu, tak by widzieć przed sobą księżyc. Skrzyżowała ręce na piersi i pochyliła lekko głowę; z jej ust popłynęła cicha, rytmiczna modlitwa - o to, by wszystkie duchy znalazły swoją drogę do zaświatów i zjednoczyły się w spokoju z Matką Naturą i Ojcem Uthgarem...