Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2017, 00:44   #81
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Czasem nie wiedzieć czemu wszystko kończy się dobrze, ba szczęśliwie nawet, a mimo to człek jakoś nie może się wyzbyć wrażenia niesmaku. Czuje, że coś wisi w zagęstniałym wokół niego powietrzu i odetchnąć pełną piersią nijak nie może. Taki uciśniony od środka ino zerka wilkiem kto to sprawcą tego jest, gotów drakę o byle co wszcząć…
Joris jednak w nikim winnego upatrzeć nie mógł. Marv jak obiecał tak więźnia we zdrowiu względnym ostawił. Zenobia się nie łasiła. Shavri co prawda drażnił nieco swoim entuzjazmem, ale właściwie nie robił niczego czego by i sam myśliwy nie uczynił. Nawet Turmalina, cholera jej mać, rozochocona chyba poczynionym zniszczeniem nie mądrzyła się nadto. A Rika…
A Rika po wciągnięciu do tego wszystkiego Pająka, postanowiła się do myśliwego nie odzywać. I dobrze. Nic by teraz dobrego z ich rozmowy nie wynikło. On więc też dając się męskiej dumie ponieść winić jej o nic nie zamierzał, a wręcz przeciwnie ignorować, unikać i może nazbyt ostentacyjnie udawać, że półelfka niczym się od reszty najemników nie różni w jego oczach i nie ma niczego co by ich ze sobą łączyło.
Odkopywał więc zawalisko Joris w ciszy i milczeniu wielce wymownym, co jakiś czas tylko przekleństwem kwitując kolejny kawał gruzu, który należało odwalić, by smoczy zezwłok odkryć.

Widok Zenobii z zapałem gmerającej przy smoczej kuśce, był tego wieczoru pierwszą rzeczą, która, czy myśliwy chciał, czy nie chciał, ubawiła go. Nawet mimowolnie uśmiechnął się widząc jak ladacznica przemyka się ku opuszczonym komnatom ze swym skarbem, baczna jakby cała reszta ich kompanii tylko czekała by odebrać jej, raną okupione, precjozum. On zresztą sam też swoją działkę odkrajał i smoczy łeb teraz, choć uzębienia pozbawiony, spoczywał w worku w magicznej sakwie.
- Jeśli wszyscy już zabrali co chcieli to resztę spalimy - ozwał się przerywając milczenie - co by jacyś kolejni pomyleńcy tu czcić tych resztek nie przyłazili.
Spojrzał po zebranych ino prześlizgując się wzrokiem po kapłance po czym kiwnął głową.
- No. I tyle. Praca wykonana. Podział łupów jak uzgodniono zrobimy u Stonehilla. Może za te ich fikuśne brzeszczoty coś jeszcze skapnie u Linene. Topór zaś myślę, że się Przeborce należy. Jakby nie jej rzut to byśmy smoka jako tego wiatru w polu mogli szukać.

I poszedł spać.

Do licha. Kogo oszukiwał??? Wściekły był, że nie on tego smoka zabił. I sam ledwo przeżył. Nadal miejscami poparzona skóra bolała nie dając o tym zapomnieć.


Rankiem wstał z lżejszym sercem. Nie na tyle co prawda by się do Riki odezwać, ale dość by udzielił mu się zapał Shavriego by zamek rozebrać kamor po kamorze i budulec do Phandalin sprowadzić. Byłoby można strażnicę jak w Thundertree postawić. Nie wiedział co prawda, czy nie taniej niż to przewozić, byłoby kupić kamienie od górników, ale co do jednego nie było wątpliwości. Ta ruina zdawała się ściągać robactwo z okolicy i trzeba się było jej pozbyć. Bogowie raczą wiedzieć co za władyka tu ongiś władał i czy to nie jego czynów zasługa… Wszak ciągnie swój do swego.

Tymczasem czekał ich powrót do Phandalin przez Thundertree, spieniężenie znalezionych skarbów, podział łupów, masa pracy i kilka rozmów. Między innymi z Barthenem o możliwości i sensie zwiezienia wielkich kamieni. Z Garaele o tym, czy ich więzień jest pod wpływem jakiej magii, czy zwyczajnie jest głupi. Bo jeśli to drugie to… po prawdzie nikogo nie zabił i na śmierć nie zasłużył. Za to możnaby go osadzić w ciemnicy i do roboty przy wyrębie zaprząc. Ojciec głupotę jemu i braciom zawsze albo kijem, albo ciężką robotą z głów wybijał. Nie zawsze to może działało, no ale żaden z nich na smokoluba nie wyrósł… Wolnym brańca jednak puszczać jakoś się nie godziło póki co.
Chciał też smoczy łeb spreparować i zawiesić w gospodzie Stonehila. Tylko musiał zęby z czegoś dorobić, bo shavriowym zabiegu usuwania zębów… Możeby Turmalina zrobiła z jakiegoś skwarcu, czy jak to się zwało… Albo sam by wystrugał… Wszak trochę się już z dłutem i heblem zaprzyjaźnił odkąd zaczęli budowę…

Budowę… Uch… Czarne serce! Byś się w tych swoich portkach utopiła! On czarne serce do miasta ściągał??? A kto u licha się nad smokiem litował wprzódy??? No jak mnie bogowie mili, moja noga w tej twojej chałupie więcej nie postanie!

Tak. Joris zerkał na kapłankę gdy myślał, że nikt tego nie widzi. I nie wiedział, czy bardziej go mierzi wonczas, że ona nie zerka, czy to że on sam nie zerkać nie umie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 27-10-2017, 17:07   #82
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri źle spał tej nocy, dlatego z radością przywitał ostatnią wartę, jaka wypadała na niego. Wartę dzielił pomiędzy czuwanie i skrobanie w smoczych zębiszczach. Wydarł ze smoczej paszczy wszystkie, które się nie połamały. A do świtu przedziurawił wszystkie 4 kły w podstawach i nawlekł je na rzemień. A kiedy już pozostali zaczęli się budzić, podsycił ogień i przyniósł wody w wiadrach i po tym, jak zaglądnął do wierzchowców, zabrał się za śniadanie.
Gdy Przebijka już wstała, bez słowa podszedł do niej i z pełnym szacunku ukłonem podarował jej naszyjnik ze smoczych zębów - każdy długi jak dłoń podrostka. Trudno byłoby pomylić je z czymkolwiek innym. Były jawnym dowodem jej niezłomności w walce. Nic nie powiedział, jakby to, że pamiątka należy do niej, było oczywiste. Wojowniczka była z początku zdumiona, czegóż to myśliwy od niej chce, ale przyjęła prezent bez fałszywej skromności - w końcu sama miała świadomość, jak wiele drużyna jej zawdzięcza w walce z gadem. Ozdobę nosiła z wyraźną dumą i zadowoleniem - widać Sharvi idealnie utrafił w jej gusta.
- W porządku - zaczął młody tropiciel, gdy w końcu siadł na rzyci przy ognisku. - To co robimy dalej? Co z tym parszywym miejscem, no i co z jeńcem?
Słuchając Jorisa, mimowolnie zerknął, w kierunku Zenobi. Chciał sprawdzić, czy choć trochę doszła do siebie po wczorajszej przygodzie i uśmiechnął się nieśmiało. Jej reakcja na smocze sadło przyprawiła go o rumieniec. Nie sądził, że sprawił jej taką przyjemność, ale bardzo go to ucieszyło. Ale to, z jaką wprawą odchłopiła to nieszczęsne smocze truchło sprawiło, że zaschło mu w ustach i sam poczuł nieprzyjemne mrowienie… Wciąż nie był pewny, czy się jej nie boi, choć serce na pewno miała po właściwej stronie.
 
Drahini jest offline  
Stary 31-10-2017, 12:27   #83
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Las Neverwinter/Phandalin
Eleint, Śródlecie.


Nocleg pod dachem, z ogniem przyjemnie grzejącym z kominka przyniósł wszystkich wypoczynek; nawet mimo wart. Drużyna zrezygnowała ze sprzedaży smoczych szczątków, pozostawiając sobie tylko niektóre części gada na pamiątkę. Poharatany zezwłok spalili; poszły na to wszystkie butle oliwy będące w posiadaniu awanturników i większość zamkowych mebli. Za to smok hajcował się aż miło. No, może nie tak miło, bo smród palonego trupa nigdy nie był przyjemny. Drużyna czym prędzej zawinęła się więc do Thundertree, zostawiając za sobą spowitą kłębami dymu ruinę zamku Cragmaw.

Wędrówka do zrujnowanej osady przebiegła bez przeszkód wydeptaną wcześniej ścieżyną. Chcąc nie chcąc Torikha podleczyła nieco jeńca by nie spowalniał tempa maszu. Kultysta ponuro wlókł się za prowadzącym go na powrozie Jorisem, z każdym przebytym kilometrem tracąc wieczorną butę. Konie stąpały leniwie, ostrożnie stawiając nogi w leśne poszycie. Kira krążyła gdzieś wysoko, zajęta własnymi sprawami. Nie niepokojone smoczą obecnością leśne stworzenia przemykały między pniami drzew, a wiewiórki skakały nad głowami podróżnych. Thundertree zaś wyglądało na tak samo opuszczone jak wtedy, gdy je zostawili. Ku uldze Zenobii dwukółka przetrwała parkowanie w tak niebezpiecznym miejscu w stanie nienaruszonym, więc od tej pory stateczna kurtyzana mogła podróżować tak wygodnie jak była do tego przyzwyczajona.

Prawie…

- Poszła stąd, zarazo, bo na gulasz przerobię! - Zenobia raz po raz machała batem, próbując zgonić z dachu dwukółki upartą wiewiórkę, która wskoczyła na dach wozu gdy tylko drużyna wyjechała z lasu. Zwierzątko skrzeczało zdenerwowane, w końcu zaś zeskoczyło na ziemię i pognało w stronę Jorisa. Tropiciel wytrzeszczył oczy. Chyba to nie była ta sama wiewiórka, z którą rozmawiał poprzedniego dnia?


Podróż traktem do Phandalin była znacznie wygodniejsza niż przedzieranie się przez las. Joris cieszył się, że w kopalni zdobyli magiczną torbę, inaczej smród rozkładającej się smoczej głowy byłby nie do zniesienia. Przekonał się o tym gdy niechcący wyciągnął ją zamiast resztek podróżnych racji. No i nie mogliby podróżować z obcymi, zwłaszcza z karawaną, która wiozła właśnie aprowizację (i nie tylko) do Phandalin. W końcu Święto Obfitych Plonów zbliżało się wielkimi krokami! Torikha z uśmiechem wspomniała Święto Śródlecia, pierwsze które spędziła w osadzie. Było ubogo i kameralnie, ale bardzo miło. Obecnie szykowała się dużo większa impreza - Phandalin wzbogaciło się, wzrosła też liczba mieszkańców. Zerknęła na ponurego Jorisa, który już drugi dzień się do niej nie odzywał. Nagle święto zaczęło zapowiadać się znacznie mniej przyjemnie...

W karawanie jadącej z północy spotkali - cóż za niespodzianka! - Trzewiczka. Niziołkowi co prawda nie udało się dostać do neverwinterskiej biblioteki, lecz i tak miał wiele do powiedzenia na tematy związane i niezwiązane ze sprawami drużyny. Oczywiście jeśli ktoś chciał go słuchać. Ale Stimiemu brak słuchaczy nie przeszkadzał. Zajęty opowieściami o Księdze, Otchłani (która, zapieczętowana, okazała się dużo mniej interesująca niż się tego spodziewał), wielkim mieście i wielkich planach niespecjalnie zwracał uwagi na uprzejmie pohumkiwania współpodróżnych, ani na pełne napięcia milczenie panujące między Jorisem i Torikhą.



Wczesnym popołudniem 27. dnia Eleintu karawana dotarła do granic Phandalin. Już z daleka widać było przygotowania do święta, choć wydały się one Zenobii nieco przedwczesne, czym podzieliła się z Turmaliną. Krasnoludka nabzdyczyła się nieco.
- Takie namioty?! Jak JA postawię NAMIOT, to wszystkim oko zbieleje. Zwłaszcza Stonehillowi!
Krasnoludka zachichotała na wspomnienie “psikusa”, jakiego sprawiła oberżyście, jednak Marv zmarszczył brwi. Widoczne z dala namioty i szałasy wcale nie przypominały świątecznych zadaszeń. Nieregularnie rozrzucone po okolicznych łąkach bardziej przypominały mu obóz dla uchodźców, jakich wiele widywał w Królestwie w czasie wojny. Im bliżej byli tym podobieństwo było większe. Ludzi nie było może przesadnie wielu, lecz porozkładane na ziemi posłania, rozciągnięte między drzewami brezenty i kopcące tu i ówdzie ogniska potęgowały wrażenie chaosu.

- Jadą, jadą! - znajomy głos młodego niziołka Carpa zwrócił uwagę Torihki. Otrok popędził w stronę osady i zniknął między domami. Chwilę później pojawił się znowu; za nim biegł Harbin Wester, który mimo niedalekiej odległości między swoim domem a karawaną zdążył się już zasapać.
- Jak dobrze, że już jesteście, jak dobrze, że jesteście! - wysapał, stając na środku drogi i blokując przejazd nie tylko drużynie, ale i towarzyszącym im handlarzom. - Takie nieszczęście, takie nieszczęście!
- Nieszczęście to się zaraz wydarzy, ale jak będziesz tak tu sterczał i jęczał! - huknęła Turmalina, która nie miała ochoty kwitnąć na środku traktu do wieczora. I tak od długiej wędrówki bolało ją już to i owo.
- Ale MUSIAŁEM was złapać zanim… Och! - burmistrz Phandalin nie zawsze był w przyjaznych stosunkach z Jorisem i resztą, lecz teraz spoglądał na tropiciela jak na ostatnią deskę ratunku.
- Przyjechali jak tylko wyście zniknęli za zakrętem! Przyjechali i mówią, że są potomkami Tressendarów i dwór do nich należy! Wyrzucili wszystkich na bruk… w błoto znaczy! - Wester zrobił szeroki gest ręką, pokazując koczujących między domami i drzewami nowych osadników. - Moje podatki! Jeszcze chwila, a całe Phandalin zagarną dla siebie, zobaczycie! Albo kopalnię! Kto wie na co jeszcze papiery mają! I co wtedy zrobimy?!



Ze zrozpaczonego utratą zysków - a może i nawet intratnego stanowiska - burmistrza nie dało się wyciągnąć wiele więcej. Przybysze umieścili w rozlatującym się dworze większość swoich ludzi, sami zaś ulokowali się w gospodzie Stonehilla, płacąc mu trzyktorność normalnej stawki i tym samym wyrzucając z niej innych podróżnych. Torikha zmarszczyła brwi. Znała Toblena już dobrych kilka miesięcy i wedle jej oceny nie był on człowiekiem, który łasi się na pieniądze i naraża klientom; zwłaszcza że teraz zarabiał lepiej niż kiedykolwiek. Marv i Shavri dojrzeli w mnogości namiotów obozowisko Leny, toteż odbili w tamtą stronę, szczęśliwi, że handlarka nie odjechała bez nich.

Reszta drużyny wjechała na rynek, kierując się do gospody. Ławka przed nią była pusta; widać najemnicy kompanii Lionshield już wyjechali. Za budynkiem widać było za to kawałek sporego pojazdu, pomalowanego w jasne, lecz stonowane barwy. Zenobia skrzywiła się, a potem zadumała. Będzie musiała zostawić dwukółkę na świeżym powietrzu, ale właściciel takiego wozu zapewne miał duuużo złota… i duże potrzeby.
Gdy czekali aż Przeborka przywiąże konia drzwi gospody otwarły się i wyszedł z nich młody mężczyzna ubrany w szerokie spodnie i tunikę, niosący naręcze prania. Plecy miał pochylone, a wzrok wbity w ziemię. Torikha wzdrygnęła się, lecz nie na widok południowego stroju. Widywała już takich ludzi; tą postawę, te pośpieszne kroki, ten wzrok.

Wzrok niewolnika.

 
Sayane jest offline  
Stary 04-11-2017, 17:18   #84
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Las Neverwinter
Eleint, Śródlecie.


Wojowniczka nie powiedziała ani słowa, kiedy przyszło do podziału łupów - pieniądze i topór przyjęła z podobną, pełną szacunku rezerwą - jak poprzednio smoczy naszyjnik Sharviego - i starannie upchała złoto w swoje bagaże. Kiedy jednak cała drużyna, zmęczona i lekko poobijana - ale triumfująca - grzała się w cieple bijącym od płonącego smoczego zewłoku, barbarzynka wyraźnie szukała wzrokiem Jorisa, by w końcu podejść do niego i pochylić się z kilkoma cichymi słowami.

- Byłbyś dobrym hersztem, unko. - na jej ciężko ciosanej twarzy, wciąż poznaczonej bitewnym brudem, pojawił się lekki uśmiech - Wiesz, czego chcesz. Nie brak ci odwagi... ale słońce południa rozmiękczyło cię za bardzo, jak metal w kowalskim palenisku. - kiwnęła lekko głową w kierunku stojącej dalej kapłanki - Ale ja nie o tym. Ta zapłata... - poklepała się dłonią po tkwiącym już za pasem toporku - ...to zbyt wielka hojność. Nie biorę tyle za zlecenie. Ale nie oddam go teraz, o nie! - roześmiała się krótko i donośnie, ale zaraz spoważniała - Niech to będzie zadatek na przyszłość. Wynająłeś mnie na właśnie kolejne zadanie, jakie by ono nie było. Z chęcią tak spłacę ten dar. - wyciągnęła otwartą dłoń do mężczyzny, a jej szare oczy utkwiły w Jorisowych, jakby Przeborka chciała wyczytać z twarzy jego reakcję.

Odszyfrowanie ich chyba nikomu by trudności nie przysporzyło. Joris był zaskoczony. I zdawało się, że miło.

- Dzięki - stwierdził w końcu i skinął wojowniczce głową - Hersztem być mi się co prawda nie marzy. A i to raczej los i bogowie byli dla nas łaskawi, żeśmy wszyscy cało z tego wyszli, ale… dzięki.

Co rzekłszy uśmiechnął się i pokręcił głową.

- A co do pracy to… - zawahał się nie chcąc urazić nordlingi - Muszę cię rozczarować, ale smok był ostatnim monstrum w okolicy, które mi głowę zaprzątało i raczej wynudzisz się w Phandalin. Choć to wszak się szybko zmienić może, bo licho wie co otwierana przez Gundrena magiczna kopalnia może zwabić i…

Urwał nagle poważniejąc i przyglądając się wojowniczce jakoś dziwnie.

- A wiesz, Przeborko… - rzekł cicho - Chyba jednak jest coś w czym mogłabyś mi pomóc… powiedz, nie obawiasz się duchów, co?

Barbarzynka spojrzała na Jorisa ciężko, a potem wyszczerzyła nagle zęby w uśmiechu. Bynajmniej nie wyglądało to przyjaźnie.

- Ludzie z północy nie znają tego słowa... strach to coś, co zdarza się innym. Na nasz widok! - jej oblicze złagodniało - Duchy natury i duchy przodków szanuję. Ale jeśli chodzi ci o vakoja, zjawy, to miecz i topór działają na nie jak na wszystko inne.
- Sęk w tym - odezwał się myśliwy drapiąc się po karku i spoglądając na dymiące truchło - Że nie miecza, czy topora trzeba będzie użyć. A wręcz lepiej ich wonczas ze sobą nie mieć. Dlatego pytam.

Zamilkł na moment wpatrzony w płomienie po czym parsknąwszy pod nosem do jakiejś swojej myśli kontynuował cicho - Dzień drogi na wschód od Phandalin są ruiny innej wsi. Conyberry. Ścieżka tamuj wydeptana do wykrotu nieopodal wiedzie gdzie leże ma zjawa. To ponoć jakaś banszi jest i ma na imię Agatha. U nas to by to jaka tęsknicą, czy północnicą nazwali. No ale dość rzec, że zjawa jak ma kaprys to każdemu na jedno pytanie odpowie i ponoć się nigdy nie myli. Myśmy nasze zmarnowali głupio i już się nam nie ukazuje. Ale może Tobie… - wzruszył ramionami trochę bezradnie - Po mojemu, to nie jest niebezpieczna, a jedynie postraszyć lubi. Ale kto ją tam wie. Tak czy siak, jeśli faktycznie ten topór aż tak cennym ci się zdaje, a po mojemu to zwyczajnie ładna siekierka i w Phandalin to by jeno drwalską karierę zrobić mogła, to możesz zjawie pytanie ode mnie przekazać. Gdzie się znajduje to co siostra Garaele kazała znaleźć Rice.
- “Gdzie znajduje się to, co siostra Garaele kazała znaleźć Rice” - powtórzyła kobieta powoli, starając się zapamiętać dokładnie zdanie - Nie, żebym rozumiała z tego cokolwiek. Ale spytam, jak mnie do niej pokierujesz. I taką odpowiedź przyniosę, jaką da. - wyszczerzyła zęby - Ale po mojemu to warto by ją przebłagać. Duchy nigdy nie zostają śród żywych bez powodu. Miłość, zemsta... Coś ja tu trzyma. Jak to spełnić, to wdzięczna będzie. - zamilkła na chwilę i trochę ciszej dodała - A przynajmniej tak w sagach śpiewają. - przypomniała sobie opowieści, które niejednokrotnie słyszała, o tym, jak sprytny i odważny bohater zdobył fortunę, spełniając życzenia niespokojnych dusz.

Joris spojrzał na wojowniczkę zaskoczony, ale w jakiś taki serdeczny sposób.
- Wiesz… dziwne, ale nie pomyślałem o tym w sumie. A właściwie należałoby to uczynić...

Zmarszczył brwi i podrapał się po głowie.

- Do Conyberry mogę Cię zaprowadzić. Dalej po prostu ścieżką prosto. Iii... sama uznasz, o co należy ją zapytać. O ile się pojawi…

Po czym odwrócił się i odszedł w stronę swojego posłania. Barbarzynka została jeszcze chwilę przy ognisku, machinalnie polerując topór i patrząc dopalające się w ogniu szczątki draka... smoka... czy jak to tam zwał. Bestia była silna i waleczna, dała im mocno popalić. A i tak skończyła marnie, wybebeszona, rozczłonkowana jak rzeźna krowa i na koniec spalona jak niechciany odpad. Jej duch miał prawo się gniewać, podobnie pewnie jak duch owej kobiety, o której wspomniał Joris. Ciekawe, co akurat ją trzymało jeszcze na tym świecie...

Przeborka odczekała jeszcze chwilę i kiedy większość drużyny udała się na spoczynek, stanęła przy dopalającym się ogniu, tak by widzieć przed sobą księżyc. Skrzyżowała ręce na piersi i pochyliła lekko głowę; z jej ust popłynęła cicha, rytmiczna modlitwa - o to, by wszystkie duchy znalazły swoją drogę do zaświatów i zjednoczyły się w spokoju z Matką Naturą i Ojcem Uthgarem...


 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!

Ostatnio edytowane przez Autumm : 07-11-2017 o 18:04.
Autumm jest offline  
Stary 05-11-2017, 12:08   #85
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Phandalin
Eleint, Śródlecie.

Nagłe pojawienie się Harbina Westera i jego rewelacje mocno zaskoczyły nie tylko phandalińskich bohaterówm, ale i ich najemników.

- Chwila, wolnego, panie burmistrzu - Joris uniósł dłonie w geście który miał dać do zrozumienia Harbinowi, żeby ten złapał w końcu oddech i się uspokoił. Zaraz jednak gdy spojrzenie Jorisa ogarnęło zamieszanie jakie zapanowało na polach okalających Phandalin, brwi myśliwego ściągnęły się, a mina mu spochmurniała - Jak to “potomkami Tressendarów”? Żaden ze mnie skryba, ale na takie rzeczy to chyba jakieś poważne dowody trzeba mieć. A już na pewno powiedzieć kim się jest! I co to za zwyczaje ludzi na pole wyrzucać? Siły użyli, czy jak?
- No to powiedzieli, mówię przecież!
- obraził się Wester. - Papiery też mają, z pieczęciami i w ogóle… No a jak ich niby dwór z przyległościami, to i wysiudać przybłędów są w prawie… Przecież im obcy we dworze mieszkać nie będą. Nic to, że w zasadzie się toto do zamieszkania nie nadaje; w końcu czegoś w gospodzie zostali. Paru ludzi swoich postawili tam, we dworze znaczy; z tuzin ich mają, choć nie wszyscy zbrojni i służby sporo. Pewno się sami nawet ubrać nie umieją, fircyki jedne - prychnął burmistrz.
Widząc, że zanosi się na dłuższą dyskusję, w której najwyraźniej chodziło o jakieś mocno lokalne problemy, barbarzynka rzuciła tylko krótkie “będę czekać w gospodzie” i skierowała tam konia, przepychając się przez powstały zator i zostawiając rozmówców samych.

Stimy wyciągnął wysoko, wysoko rękę, by zakomunikować, że ma coś do powiedzenia. Na znak startu pomachał dłonią przed podbródkiem burmistrza.
- A kto to, co to za jedni ci Tressendarzy? Tak w ogóle to nawet jeśli dwór do nich należy to stoi w Phandalin. Ma pan burmistrz chyba papiery na Phandalin i tak dalej? Jak się domyślam to pewnie za taki dworek to spory podatek, cooo nie? Ile to lat już zalegają? Miasto od dawna jest miastem? A odsetki? Nie wiem jak tam w papierach stoi, ale zaległości chyba muszą uregulować…
- Podatek, hm… - zamyślił się Harbin, lecz po chwili potrząsnął głową. - Pięknie to brzmi, ale Phandalin miastem nie jest, a kilka setek lat temu to kto wie, czy na opak nie było - czy to osada właśnie do szlachty nie należała. Starych map żadnych nie mam, ani nic takiego, to chyba lepiej tematu nie ruszać. Wiecie - albo i nie wiecie - jak kto się w głuszy osiedla to przecież drzew czy skał o pozwolenie nie prosi. Ale dobrze kombinujesz - spojrzał z uznaniem na Trzewiczka i pohumkał chwilę nad drugą propozycją, przepuszczając wreszcie karawanę z aprowizacją, która ruszyła w stronę składu Barthena.

Tu Stimy szarpnął za rękaw Jorisa, mimo że wcześniej mówił do burmistrza. Szepnął mu na ucho kilka słów.
- A gdyby tak puścić plotkę, że dworek nawiedzony jest i jakieś duchy szukają zemsty na tych Tressendarów? Kto by chciał mieszkać w nawiedzonym dworku? - Stimy uśmiechnął się złośliwie - Moglibyśmy podsycić te plotki i czynami utwierdzić, ale nie za darmo rzecz jasna. - Trzewiczek skinął znacząco na burmistrza. Nie było tajemnicą, że on jak i co poniektórzy członkowie minionej wyprawy na smoka nie mają stałego dachu nad głową.
- Czego tam tak szepczecie, co? - Wester spojrzał spode łba na Stimiego, pochmurniejąc z powrotem. - Chyba nie jesteście z nimi w zmowie co? Może już was najęli zupełnie na własność?

Trzewiczek zrobił oburzoną minę. Oburzoną!
- Dopiero co przybyliśmy, straszliwego smoka żeśmy usiekli i nawet nie mieliśmy chwili by odpocząć! - Stimy spojrzał na Turmalinę i uśmiechnął się przymilnie, po czym kontynuował łagodniej - ...a szepczemy bo i dla sprawy lepiej by jak najmniej osób znało nasz plan, chyba że nie mamy pomagać... - niziołek wzruszył ramionami - Muszę poznać okoliczności opuszczenia dworka, jego historię i czy faktycznie…e... tamci... mieli do niego prawo. Pan Burmistrz również mógłby przejrzeć lub wyznaczyć osobę by przewertowały formalne zapisy w świątyniach i bibliotekach. Mógłbym pomóc z bibliotekami, ale bez przepustek mnie nie wpuszczą.
- Świątynie? Biblioteki? Widzisz tu jakąś?! - prychnął burmistrz, tak zajęty swoim problemem, że zupełnie zignorował wieść o smoku. - Może by w Neverwinter coś mieli, jakieś heraldyczne dokumenty i drzewo genealogiczne rodu, ale może! Kto wie jak się tam paniska ze swoich spraw opowiadają?
- To dobry pomysł - odparł myśliwy cały czas krzywo łypiąc na te nowe porządki - Z tym czytaniem znaczy. U was burmistrzu chyba wszystkie papiery są. A i całkiem sporo książek żeście jak pamiętam z dworku wynieśli to je też Stimy’emu pokażcie. Może co znaczącego w nich będzie. A tymczasem żadnych im wstrętów nie róbcie i na nas się zdajcie. My zaś - tu spojrzał na niziołka - zanim zaczniemy jakie plany w czyn wprowadzać to sobie z nimi pogadamy i zobaczymy co za jedni. Chodźmy do Stonehilla.
- U mnie to są papiery wszystkie, co w czasie wojny orki nie spaliły, ale samżeś widział, panie Jorisie, że to głównie jakieś naukowe bzdety i inne takie. Nie wiem czy cośkolwiek prawilnego tam zostało.


Stimy pokiwał głową w dezaprobacie. Naukowe bzdety? W zasadzie zainteresowało go co tam burmistrz może mieć. Kto wie może trafi na jakiś ślad zaginionej księgi? Choć raczej wolałby sprawdzić to w bibliotece Neverwinter lub Silverymoon. Problem w tym że burmistrz chyba nie chciał albo nie mógł pomóc w zdobyciu przepustki. W sumie też nie za bardzo chciało mu się teraz wracać skąd przyszedł. Stimy uznał, że warto przejrzeć najpierw to co ma pod ręką. No i może dzięki temu załapie się na jakiś nocleg i odpocznie od trudu podróży tu, w Phandalin.
- Bzdety nie bzdety, zajrzeć dokładniej nie zawadzi, zwłaszcza jak jest komu - odparł Joris i choć spieszno mu było z Toblenem pogadać, zatrzymał się jeszcze na chwilę i wręczył burmistrzowi postronek, na którym uwiązany był młodociany łotr - A i tego gagatka w areszcie przechowajcie na razie, dobrze? Zdaje się, że to bandyta, ale na wszelki trzeba go będzie siostrze Garaele pokazać…
- Hę? - zdumiał się Wester, ale wzruszył ramionami i pociągnął milczącego jeńca do ciemnicy, która znajdowała się pod domem burmistrza. Miał nadzieję, że Joris rozwiąże problem samozwańczych panów na wzgórzu. Przysługa za przysługę.

Gdy drużyna ruszyła w stronę gospody Joris odezwał się już ciszej do Trzewiczka.
- To może być zupełnie bez znaczenia, ale jakbyś coś znalazł o tych Tressendarach i niejakim lordzie Iarno Albreku to by trochę wyjaśniło… To bandycki mag, który we dworze do niedawna urzędował. Może to ich jaki potomek był?

- Ziarno Albreku? W porządku. Ale wciąż nie wiem co będziemy z tego mieli. Zrobimy co zrobimy, a potem nic z tego mieć nie będziemy. - Stimy wzruszył ramionami, jakby samemu puszczając mimo uszu swoje słowa.
Trzewiczek wbrew tych słów miał interes w przejrzeniu burmistrzowych zapisków. Z tego co mówili inni nikt od dawna do nich nie zaglądał. Mógł kryć się tam nie jeden zakopany skarb, a i sama wdzięczność burmistrza mogła być coś warta, choć podobno był chciwy strasznie.

Shavri uprzedził ich, że dołączy do Trzewiczka, jak tylko zamelduje się u Pani Leny i oporządzi swoją dzielną klacz. Bardzo lubił księgi, a nuż może i on się na coś zda. Poza tym jeszcze na trakcie ucieszył się na widok Trzewiczka. Miał wielką ochotę zapytać go, jak mu było, opowiedzieć mu o smoku i pokazać smocze łuski.
- Może ustalmy, że całą grupą spotkamy się przy wieczerzy? Nawet gdybyśmy się mieli rozejść już jako grupa, to jeść trza - zasugerował Jorisowi. - A coś czuje, że każde z nas przyniosłoby jakieś plotki. A przede wszystkim moglibyśmy też przy okazji zapytać, co to za porządki, żeby okupować dla siebie cały wyszynk… Grupą będziemy mieli na pewno więcej do powiedzenia niż każde z nas z osobna.

Marv początkowo miał zamiar od razu pojechać do obozu Leny, ale dyskusja, która się wywiązała - wraz z ciekawą próbą przejęcia władzy w tej kwitnącej osadzie - zaciekawiła go na tyle, że pozostał w miejscu i wysłuchał burmistrza i Jorisa. Niziołka jak zwykle niezbyt.
- Coś mi się zdaje, że wieczerzę też trzeba będzie na zewnątrz zjeść, bo do karczmy nie będą wpuszczać - rudowłosy uśmiechnął się krzywo do Shavriego. - A część osób stąd ma własny dach nad głową. Jadę do Leny i tam będzie można mnie spotkać, jeśli będę do czegoś potrzebny. Szukanie czegoś w księgach to nie dla mnie - rzekł jeszcze w stronę Jorisa, skinął wszystkim głową i ruszył w stronę swojej bardziej stałej pracodawczyni.
- W porządku - myśliwy kiwnął głową obu najemnikom - Do Tressendarów pójdziemy wieczorem. A tymczasem do zobaczenia.
Skinął Marvowi i Shavriemu i ruszył do karczmy porozmawiać z Toblenem.

 
Rewik jest offline  
Stary 06-11-2017, 19:12   #86
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri ledwo co ruszył za Marvem na pole, gdzie rozłożyli się kupcy, gdy w podskokach dołączył do niego Trzewiczek, który jako pierwsze wybrał towarzystwo tropiciela, a nie burmistrzowych ksiąg.

- A ja z chęcią poznam bliżej Panią Lenę. Choć mam paskudny pęcherz… - niziołek stając na jednej nodze zdjął trzewiczek i uniósł bosą stopę wyżej tak, by Shavri mógł go sobie obejrzeć - ...o tu! Z patatajkiem też chętnie pójdę. Myślałem po drodze czy nie kupić jakiegoś kucyka, ale nie wiem ile to kosztuje. Wiesz, że mój przyjaciel, ten który miał być w Phandalin wymyślił taki pojazd co ma dwa koła i co go nie trzeba ciągnąć? Żeby skręcić trzeba zsiąść i przestawić, ale to nie problem bo lekki jest! Gdybym taki miał to byśmy mogli udać się i do Neverwinter poczytać księgi. Wyobrażasz sobie, że jest tam taka… taki dom, czy świątynia Oghmy. - Stimy wreszcie opuścił nogę uznając, że Shavri się dość napatrzył i założywszy but ruszył z nim do Leny, czy tam stajni. Było mu wszystko jedno gdzie. - Popytałem i poczytałem tam, bo do biblioteki nie chcieli mnie wpuścić! To było niedaleko karczmy, którą nazwali tak samo jak Małgąskę! Zgadnij jak!

- Ekhm… Małgąską? - zaryzykował Shavri, który kucnął obok niziołka dla wygody ich obu. Wciąż próbował się domyślić, jaki związek z czymkolwiek ma odcisk na niziołkowej stópce i czy należy mu go współczuć czy gratulować. Uśmiechnął się jednak szeroko do Trzewiczka.
- Wiesz co, naprawdę cieszę się, że Cię widzę - skonstatował i podniósł się, gdy nizołek ruszył raźno w ślad za Marvem. - Szkoda, że nie zostałeś, ale wiem, że to ciężko przekrzyczeć ludzi, którzy cię w ogóle nie słuchają. Co do kucyka, to w tym mogę Ci pomóc. Nie powinien być droższy niż 30 złotych monet. A zwykłą, całkowicie, obrzydliwie nie magiczna dwukółkę możesz mieć za połowę tej ceny.

- Mam moje dyski - wtrącił tylko nie przerywając Shavriemu. Idąc kulał od kiedy przypomniał sobie o pęcherzu.

- Co do ksiąg i tej świątyni, to będę chciał, żebyś mi wszystko opowiedział. - kontynuował Shavri. - Może udało Ci się dowiedzieć coś na temat tej książki, do której mamy okładkę. No i ja sam mam Ci wiele do opowiedzenia. Ubiliśmy smoka, a jakże… W zasadzie Turmalina głownie. Popatrz - powiedział i rzucił niziołkowi jedną z łusek, którą trzymał przy sobie jako fant na szczęście.
- Mam ich cały worek. Nie wiesz czasem, czy przedstawiają sobą jakąś wartość? - zapytał, z nagła tknięty faktem, że wcześniej o tym nie pomyślał.

Trzewiczek przystanął, by spojrzeć na łuskę pod światło.
- Czasami, gdy tworzę przedmioty kupuję podobne rzeczy. Ten smok był młody, ale myślę, że jakbyś rzeczywiście miał ich więcej toooo... kucyka byś kupił. Używanie smoczych komponentów jest bardzo trudne! Vinogli może potrafiłby zrobić z tego użytek. Ja co najwyżej jakieś rękawice lub naramienniki! - zakrzyknął, zaś po chwili dodał smutno - ...ale te łuski to tylko niewielka część ceny jaką przyszłoby wyłożyć. Zwiększona siła, odporność na kwas, może jakaś niewielka magiczna ochrona…
Stimy w tym miejscu zarzucił temat. Interesował go i to bardzo, ale Shavri poruszył inne zagadnienie, które świerzbiło go cały czas.
- Co nieco dowiedziałem się o tej okładce. - przyznał dłubiąc językiem w zębach. - Trop prowadzi do biblioteki Silverymoon, ale! Ale z racji, że okładka była u smoka, to pewnie reszty też tam już nie ma. Jednak moglibyśmy się dowiedzieć gdzie zniknęła. Zastanawia mnie - dlaczego okładka została oderwana i oddzielona?

- Mnie także - przyznał Shavri i spojrzeniem złapał Panią Lenę przyglądającą im się z niedaleka. - Wrócimy do tej rozmowy może przy przeglądaniu papierzysk burmistrza. Póki co dotarliśmy do Pani Leny i jej ludzi - dodał dyskretnie.

- Wiem przecież! - Stimy w podskokach (najwyraźniej zapomniał już o bólu pięty) ruszył w stronę Leny, zaraz jednak zwolnił, jakby zapomniał czego chciał.

 
Drahini jest offline  
Stary 06-11-2017, 20:16   #87
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Marv dotarł do obozowiska handlarki z Królestwa i zeskoczył z konia na widok znajomych twarzy, uśmiechając się do nich całkiem szczerze. Poprowadził wierzchowca do wbitych w ziemię słupków i założył na pysk worek z owsem podwędzony ze stojącego nieopodal wozu. Zaczął rozpinać siodło, zagadując przy okazji do pozostałych.
- My usiekliśmy smoka, ale z tego co widzę to tu także się nie nudziliście. Są jakieś szanse na dogadanie się z tymi co tu przybyli?
- Marv! - Bibi zerwała się z zydla i - jak to ona - wylewnie wyściskała najemnika, wciskając mu w dłoń do połowy już opróżniony kubek z grzańcem. Reszta też zbliżyła się do Hunda, wyciągając dłonie, poklepując po plecach i żądając opowieści z podróży. Shavri wlókł się gdzieś z tylu wraz z Trzewiczkiem, toteż to na łuczarza spadł pierwszy grad pytań.
- Dobrze, że wróciliście cało - najemnicy rozstąpili się przed nadchodzącą Leną, która odłozyła dokumenty i dopiero poszła przywitać swoich tymczasowych pracowników. - Masz na myśli tych włodarzy z południa, którzy przejęli ruiny na wzgórzu? Ciężko powiedzieć… Póki co wyrzucili burmistrzowych najemców i chodzą wszędzie jak po swoim. Prawie ludziom nosy do garnków wtykają.
- Oczywiście nie sami, śpiczastych butków sobie przecież wiejskim gównem nie uwalają - roześmiał się Kurt.
- Lepiej się nie wtrącać, ludzi mają sporo i to takich, co miecze noszą nie tylko od parady - poważnie dodała Aurora.
- Miecze?! Sierpy chyba, takie krzywe kordelasy to nie to samo co porządny miecz! - prychnął Lucjan, choć widać było, że zgadza się z opinią Aurory.
- Chodźcie do ognia, co tak będziemy sterczeć jak kołki o suchym pysku! - krzyknęła Bibi i pociągnęła Marva do obozu. - A ten co znów kombinuje? - z zaciekawieniem wskazała na spiskującego z niziołkiem Shavriego.
- Nie mam pojęcia, ale ten cholerny niziołek ciągnął się za nami, po czym pobiegł do Neverwinter i znów się znalazł - Marv pokręcił głową, dając wyraz swojemu zupełnemu brakowi zaufania do Trzewiczka. - Teraz zdaje się, nagle poczuł potrzebę poznania ciebie - parsknął, mówiąc do Leny. - Pewnie zapomniał, że już z nami podróżował. O dziwo tym razem Shavri nie zrobił nic głupiego - roześmiał się, czując się znowu całkiem wśród swoich i za jednym zamachem opróżniając zawartość kufla podarowanego przez Bibi.
- Dobra, to ja opowiem jak to było z tym smokiem, co go szalona krasnoludzica budynkami przywalała, a wy wszystko co wiecie o tych co tu przybyli - zgodził się Marv, zaczynając swoją opowieść. Nie był wielkim mówcą, więc trzymał się po prostu faktów, ale i one wywołały wiele ochów i achów słuchaczy. W końcu smok to nie byle co, nawet i taki młody.
- O tych południowcach to wiele nie wiemy - rzekł Lucjan gdy temat smoka został już wyczerpany do dna, podobnie jak kociołek z grzańcem. - Trzymają się swoich i z pospólstwem się nie zadają. Chyba nawet żarcie swoje mają, bo nie widziałem, żeby kupowali cokolwiek; najwyżej w gospodzie.
- A kucharza własnego nie mają?
- kąśliwie wtrąciła Bibi, a Lucjan wzruszył ramionami.
- Osadników z dworu raz-dwa przegonili; niby kulturnie, ponoć bez batów się obyło, ale jednak. Co im szkodziło, że w tej ruinie spali? Przecież i tak u Stonehilla nocują.
- Władzę chcieli pokazać, kto tu panem jest. W końcu jedyna szlachta w okolicy
- prychnął Kurt.
- Noooo. Tylko ludzie Kompanii im się postawili, jak ich chcieli z gospody wysiudać. Tak się darli, że myślałem, że na noże pójdzie - kontynuował Lucjan, który najwyraźniej nie miał nic lepszego do roboty niż obserwację egzotycznych przyjezdnych. - Całe szczęście że i tak niedługo wyjeżdzali.
- Trzymaj się od nich z daleka
- wtrąciła się milcząca dotąd Lena. - W Neverwinter i Waterdeep widywałam takich jak oni, PANÓW pełną gębą. Uważają, że świat należy do nich - co na południu niewiele mija się z prawdą. Ludzie niższego stanu są dla nich warci mniej niż bydło, które dla nich wypasają. Skoro przybyli w taką - w ich mniemaniu - dzicz to muszą mieć tu konkretny interes. Patrząc na ilość ochroniarzy są przygotowani na to, by stłumić ewentualny opór.
- Chyba liczyłem, że nie będą takimi jak ich opisywał burmistrz
- Marv westchnął, ale na dobrą sprawę nie był szczególnie zmartwiony. Pokazał za to swoje trofea ze smoka. - Ten Joris jako jedyny z całej wyprawy okazał się sensownym człowiekiem. Kapłanka była jak to kapłanki, a reszta… - nie dopowiedział, wruszając ramionami. - Myślę, że moglibyśmy się z nim dogadać i z jego kontaktami podjąć tu stały kontrakt. Ale teraz? - pokręcił głową. - Będziemy próbować? - zapytał Leny.
- Z tutejszą konkurencją w postaci Kompanii marnie to wygląda - odparła Lena. - Są bliżej i mają lepsze zaplecze. Rozmawiałam z właścicielem kopalni; może nasze krasnoludy byłyby zainteresowane moim pośrednictwem i współpracą, ale tego dowiemy się dopiero w Królestwie. I tak kopalnia nie ruszyła jeszcze z hurtową produkcją. Jeśli rozmawiałeś z tym Jorisem i masz inny pomysł to chętnie go wysłucham. Natomiast jest szansa na otwarcie filii Kompanii Lionshield w Królestwie. Tak przynajmniej sugerowała ich tutejsza handlarka, ale by omówić szczegóły muszę pojechać do Triboaru. To niezbyt daleko, ale negocjacje zapewne potrwają kilka dni.
- Jakoś nie było czasu na rozmowę o interesach - przyznał lekko zmieszany Marv, który tak po prawdzie nie miał głowy do takich rzeczy. - Jemu i tutejszym mieszkańcom nie podobają się jednak ci co tu przybyli. Może jakbym tu został, to udałoby się coś wymyślić - westchnął, nie potrafiąc przedstawić konkretów. - Dlatego pytałem o tych nowych. Kompanii już tu nie ma, a jeśli będą chcieli odnowić ten cały dwór i te sprawy… - pokręcił głową - ...co teraz nie ma znaczenia przy tym jacy są.

 
Sekal jest offline  
Stary 07-11-2017, 14:03   #88
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Nosz cholero Ty jedna!!!

Powiem wam coś o wiewiórkach. Różni ludzie różnorako na nie patrzą. Jedni widzą w nich wygodną monetę handlową w jaką można zamienić ich futerka i spieniężyć na pierwszym lepszym targu. Inni źródło całkiem smacznego mięsa, do którego przyrządzenia nie potrzeba wcale niziołkowego mistrza kuchni, a wystarczy patelnia jak choćby ta, którą dysponowała Zenobia. Są nawet w Neverwinter kapłani zupełnie poważanych bóstw, co to twierdzą, że zwierz ten zdradzieckim jest i gnuśnym, a przede wszystkim demonom poświęconym co ma rude umaszczenie potwierdzać. Z całym szacunkiem dla Marva, który jak się Jorisowi zdawało z demonami miał tyle samo wspólnego co z wiewiórkami. Ale wszyscy, dosłownie wszyscy którzy kiedykolwiek spróbowali złapać wiewiórkę wiedzą o nich jedną fundamentalną rzecz. Zęby tych gadzin robią takie rany, że choć zdaje się, że ino skóra nadszarpnięta, a boli to i jątrzy się całymi tygodniami.

Joris złapał się za ugryzioną rękę odruchowo przykładając ją do ust i ssąc wysiąkającą krew.
- Mówiłem Ci, że nie rozumiem! Uciekaj do lasu głupia zanim Cię Wampir zeżre!

To BYŁA ta sama wiewiórka co wtedy w lesie. I przyznać trzeba było, że jak na niecały funt kłaków i skóry, miał mały rudzielec nielichą odwagę pchać się pod kły Wampira i szpony Kiry. Albo co bardziej prawdopodobne jest wściekła, bo dopadłszy Jorisa zaczęła coś zapalczywie popiskiwać i kręcić się wkoło skacząc jak wściekła po ziemi, myśliwym, dwukółce, koniu Shavriego i znów Jorisie. A pazurki miało to wcale niemniej ostre niż zęby. Pewnie gdyby nie to, całość wydałaby się myśliwemu nawet zabawną. Teraz miał już jednak szczerze dość tego postrzelonego gryzonia. Wiewiórka za to odpuścić ani myślała i to skakała czyniąc potworny rozgardiasz pomiędzy zwierzętami w ich grupie, to zatrzymywała się i z bezpiecznej już odległości ślepiła w niego przenikliwie swoimi brązowymi oczami. Dopiero gdy uniósł gniewnie obie ręce i krzyknął na nią groźnie, uciekła między drzewa. Sapnął podrapany, pogryziony i zirytowany całą tą farsą i poprowadził grupę dalej udają, że nie widzi ukrywanego rozbawienia wypisanego rozchichotanymi literami na twarzy Toriki Melune.

Mimo to widział, że podąża za nimi. Polami gdzie nie ma gwarantujących jej bezpieczeństwo drzew. No wściekła jak nic. A jednak… Jednak wieczorem zmówił modlitwę do tancerki i rankiem był już gotowy.

- No dobra - powiedział oddaliwszy się od karawany podczas popasu i wypowiedziawszy zaklęcie - To o co chodzi?
Rudzielec podbiegł do myśliwego, okrążył go dzikim biegiem jakieś… dwanaście razy i przysiadł na kamieniu poruszając wąsikami.
- Słomiana Głowa zły. Ja jemu pomóc. On straszyć! Nie słuchać! - zaszczekała.
Joris odsłonił podrapane ramię i rozbabraną, słabo opatrzoną rękę.
- Słomiana Głowa prosił o pomoc grzecznie. Nie skakał, nie gryzł i nie drapał Ryżej Glizdy.
Wielkie brązowe oczy zamrugały jeden raz. Potem drugi. Odbijał się w nich bezgraniczny brak zrozumienia dla jorisowych zażaleń.
- Słomiana Głowa zły - powtórzyła dobitnie - Ale teraz słuchać?
- Słuchać -
pokiwał głową myśliwy zasłaniając rękaw resztkami tego co było kiedyś koszulą.
- Stuk stuk chory! - zaszczekała z najwyższą trwogą wiewiórka.
Myśliwy słuchał co jeszcze wiewiórka powie, ale ta milczała jakby informacja ta miała swoim ciężarem przytłoczyć każde serce, któremu bliski jest las.
- Chory? Dzięcioł jest chory? I narażasz się na pożarcie, żeby mi o tym powiedzieć? A co niby miałbym zrobić z chorym dzięciołem?
- Stuk stuk przyjaciel! Twoi pokonać głodne skrzydła! Teraz twoi pokonać choroba Stuk stuk!
Joris westchnął głośno.
- Posłuchaj - zaczął ciężko - Słabo znam się na leczeniu ludzi, a co dopiero ptaków. Powinnaś znaleźć Reidotha, druida. Poza tym jeśli da się mu pomóc to najpewniej sam wydobrzeje, tylko potrzebuje więcej czasu.
Wiewiórka ponownie obiegła Jorisa, choć tym razem tylko trzy razy z czego raz skracając sobie kółko przez niego. Coś mu mówiło, że jego odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała.
- Człowiek Futro nie ma! Choroba zła! Inni nie dobrzeć! Gryz gryz nie dobrzeć! Drap drap nie dobrzeć! Niuch niuch nie dobrzeć! Hu hu nie dobrzeć! Choroba zła!
Joris wyprostował się i zmrużył oczy. Milczał dobrą chwilę spoglądając to na wiewiórkę to na ledwo widoczny na wschodnim horyzoncie las.
- Pomór... - mruknął niechętnie. Nie miał bladego pojęcia co z tym zrobić na razie, ale wiedział, że coś będzie trzeba. Jeśli wiewiórka oczywiście nie wyolbrzymia jakiegoś głupstwa - Czemu od razu nie mówisz, że różne zwierzęta chorują?
Wiewiórka przechyliła łebek i poruszyła wąsikami.
- Stuk stuk przyjaciel - oznajmiła obojętnie.
- No tak… - Joris zmarszczył brwi i po chwili wahania wyciągnął rękę - Wskakuj mi na ramię. Na razie pójdziemy do miasta. Muszę to przemyśleć.
Wiewiórka prychnęła sykliwie.
- Mieć nogi! Słomiana Głowa śmierdzieć!
W odpowiedzi wzruszył ramionami i pokazał jej język.
- Ryża Glizda...


Święto. Co i rusz wypadało mu z głowy, wyrzucane z niej przez coś bardziej palącego. A to chodziło o Rikę, a to o wyręb, a to zioła, a to o miód, a to sadło, a to znów o lekcje łucznictwa. Lubił ten żywioł. Lubił to co robił. I tak jak dom wcześniej go przerażał trochę, tak teraz nie wyobrażał sobie spakować się i zostawić Phandalin samemu sobie. Teraz chciał czym prędzej opróżnić zaczarowaną sakwę i umyć ją ze śmierdzących resztek jedzenia. Oczyścić smoczą czaszkę, która zaśmiardła znacznie prędzej niż podejrzewał i już się raczej do wyprawienia nie nadawała. Także pójść z Przeborką do Conyberry i pomyśleć co zrobić ze sprawą chorego stuk… tfu! Dzięcioła. Może dałoby się te dwie rzeczy połączyć? No i na strzelnicę powinien zajrzeć... Przy okazji też poprosić siostrę Garaele by krótko przesłuchała ich jeńca. Czy wariat, czy głupek, czy może zaczarowany. Czy jednak tymorytka to zrobi? Na pewno zobaczy jak na siebie łypią z jej protegowaną i Jorisowi może nie być przychylna… Ech. I niby dlaczego to on miał przepraszać??? Przecież to ona na niego ostatnia nawrzeszczała!

Humor poruszony odpowiednim wspomnieniem zważył mu się ponownie. A widok “namiotowiska” bynajmniej go nie poprawił.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 07-11-2017, 23:03   #89
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Phandalin
Eleint, Śródlecie.
Obóz Leny


Tymczasem do obozowiska karawany Pani Lewny doszedł już Shavri, witając się z karawaniarzami po swojemu serdecznie i z wesołym, acz jakoś też zmęczonym uśmiechem.
- Pani Leno - pozdrowił kobietę lekkim ukłonem i wskazał jej <b>Trzewiczka</b> idącego przy nim. - Zdaje się, że Stimy chciał się przywitać i ma coś do powiedzenia.

Handlarka przywitała się z tropicielem i spojrzałą pytająco na niziołka - podobnie zresztą jak reszta ekipy.

Wskazany niziołek najpierw zwolnił, a później zatrzymał się. Poprawił swój kapelusz z wyrazem silnego skupienia na twarzy, towarzyszącemu próbie przywołania czegoś z pamięci.
- A! Już pamiętam! - uradował się - Sprzedawaliście kiedyś jakieś rzeczy należące do czarodzieja imieniem Bołdżentul? To jedno, a drugie… - Stimy wyciągnął z kieszeni talizman i kciukiem wyrzucił w górę, jak monetę. Moneta, jak to już mogli co niektórzy obejrzeć wcześniej, wirując rosła stopniowo, by wreszcie zatrzymać swój ruch wirowy nisko zawisając przy ziemi.
- To byłaby początkowo kosztowna inwestycja, ale pomyślcie tylko. Brak kosztów związanych z oporządzeniem zwierząt, wyżywieniem. Brak ograniczeń co do prędkości, oczywiście w granicach rozsądku i możliwości zamocowania ładunku. Koniec problemów z przejazdem przez grząskie błoto, czy z pękniętymi ośkami! Praktycznie brak uszkodzeń towaru! - Stimy przeszedł kilka kroków w bok, a dysk przesunął się za nim. Stimy pobiegł dookoła grupki ludzi, a dysk pomknął jego śladem, wreszcie z wypiekami na policzkach znów stanął przed Leną.
- Jeden taki dysk udźwignie trzysta funtów, choć można to w pewien sposób… usprawnić. Na dzień podróży potrzebne byłyby trzy sztuki, a przeładunek jednego dysku na drugi, można łatwo sporządzić stosując specjalne podpórki. Normalnie kosztują pięćset sztuk złota, ale przy większym zamówieniu byłbym w stanie zrobić dla was za dwieście dziewięćdziesiąt za sztukę. Jak mówiłem, początkowo inwestycja dość kosztowna, ale uczyniłaby z was najszybszą kampanię handlową w tej części Faerunu!
- Ja lubię konie...
- bąknęła Aurora, próbując nadążyć za tokiem rozumowania nizołka.

Mocno zafascynowany Shavri, który od razu pomyślał o raczkujacym dopiero interesie jego matki i siostry, zapytał, póki jeszcze nikt się nie odezwał:
- A czy dałoby się go powiązać z jedną osobą albo nawet grupą, ale tak, żeby nikt inny nie mógł go ukraść? Coś co prowadzi się jak dziecięcy latawiec na sznurku… a ma na ciężki ładunek może być łakomym kąskiem.
- Zwłaszcza taki przeładowywany trzy razy dziennie
- kąśliwie dodał Lucjan.

Stimy odwrócił się w stronę Shavriego z szeroko otwartymi oczyma, rad słyszeć zainteresowanie.
- Dysk porusza się za osobą, która go aktywowała. Spróbuj przepchnąć go z dala ode mnie! - Trzewiczek zachęcił, by popchnąć lewitujące dziwo.

Shavri wzruszył ramionami - a bo to pierwszy raz robi z siebie widowisko? Przerzucił lejce przez głowę Mirry, oparł ostrożnie dłonie na brzegu dysku. Shavri widział już ów magiczny talerz, kiedy Trzewiczek opuszczał Thundertree, ale nie miał okazji przyjrzeć mu się bliżej. Teraz już wiedział, że nie przypominał on w dotyku żadnego innego tworzywa, jakie spotkał w swoim życiu. Był niebieski, ale nie emanował ani zimnem, ani ciepłem.
Shavri zaparł się mocno nogami i… pchnął. Z wrażenia prawie poleciał za dyskiem, który udało mu się ku własnemu rozczarowaniu ruszyć z miejsca. Wytracając pęd i odzyskując równowagę, odwrócił się do Trzewiczka. Już otwierał usta, kiedy jego kolejny krok ugrzązł w miejscu. Shavri wrócił spojrzeniem do pchanego dysku i naparł na niego jeszcze mocniej, acz ostrożniej. Bez efektu. Po pierwszych kilku metrach magiczne narzędzie stanęło w powietrzu przed młodym tropicielem. Traffo sapnął, zapierając się nogami w ziemi, ale poza rozgrzebaną darnią pod nogami i narastającym rumieńcem na twarzy osiągnął tylko tyle, że dysk zaczął leciutko wibrować pod jego naciskiem i… pchać go odrobinkę na powrót ku Trzewiczkowi. Puścił więc i odsunął się, a dysk łagodnie poszybował ku swojemu właścicielowi.
- Osz ty! - wyrwało mu się. - Czyli jedynym sposobem, żeby ruszyć go z miejsca, jak się go nie aktyfff… obudziło, jest po prostu porwać ze sobą kogoś, kto to zrobił - spojrzał na Trzewiczka, doszukując w nim dowodu na to, czy jego rozumowanie jest słuszne.

Niziołek pokiwał energicznie i potakująco głową.
- Wtedy można też zdeaktywować efekt... Przyznam, że nie wiem czy dysk podąży za nieprzytomną osobą. Nie sprawdzałem tego. - Stimy wzruszył ramionami. Każde wypowiadane kolejno słowo wypowiadał coraz wolniej, jakby obawiając się, że potencjalni nabywcy zechcą to sprawdzić.
Shavri nie wiedział co znaczy zde… coś tam, ale ku własnej zgrozie i zawstydzeniu, był gotów zechcieć sprawdzić. Musiał się najpierw jednak oswoić z tą myślą, bo była ona szalona nawet jak dla niego.
- Jeśli trzeba… - wydukał i odchrząknął. - Ekhm… Jeśli trzeba, to podróżowała z nami teraz taka hm… zielarka? - “Taaa, zielarka. Dobre sobie…” - pomyślał w duchu, ale dzielnie podjął wątek. - Myślę, że potrafiłaby uwarzyć coś, co pozbawi tomności na chwilkę… Więc tego…
Świadomy był, że teraz już wszyscy się na niego patrzą. Bał się spojrzeć na <b>Marva</b>, ale samego zżerała go ciekawość.
- Więc jakby co, to ja mogę na ochotnika - wrzucił w końcu z siebie dość dziarsko, acz na wspomnienie o Zenobii wycinającej smocze klejnoty wzdrygnął się mimowolnie. - Tylko może niekoniecznie teraz… - dodał prawie natychmiast.
Marv tylko gapił się na to wszystko z lekko rozdziawionymi ustami, nie mogąc uwierzyć przede wszystkim w to, jak łatwo Shavri dał się wciągnąć w coś zupełnie nieprzydatnego dla dużo podróżujących kupców, którzy nie mają w swojej grupie maga na tyle doświadczonego, by to ustrojstwo potrafił naprawić w razie czego.
- Taka kwota nie wchodzi w grę - rzekła krótko Lena, choć oczy na krótko jej się zaświeciły na widok magicznej zabawki. - Poza tym Shavri ma rację; kradzież tej magicznej monety pozbawiłaby nas automatycznie wszystkich towarów.

Trzewiczek podłożył dłoń pod dysk i odczekał, aż ten zmniejszy się i spocznie w jego dłoni. Zaplótł ręce na piersi, chowając monetę i zmrużył oczy. Coś było bardzo nie tak z tymi ludźmi. Przecież właśnie z pomocą towarzysza udowodnił, że nie da się tego łatwo ukraść, na pewno nie łatwiej, jak zwykły wóz. A rzekome problemy z przeładunkiem? Wystarczy sporządzić odpowiednią ramę z wysuwanymi nogami, którą dźwigał by dysk, zatrzymać się na kilka oddechów, podłożyć nowy dysk i można podróżować dalej!

Stimy odszedł bez słowa, kierując się do burmistrza. Nie zaczekał nawet na Shavriego. Burmistrz był jego ostatnią nadzieją na zrobienie czegoś ciekawego w tym całym grajdołku, choć teraz podejrzewał że wcale nie znajdzie tam nic o Bołdżentulu. Jeśli tak faktycznie będzie, a Vinogli wciąż się nie odnajdzie to pozostanie mu chyba tylko podróż do Silverymoon. Był jeszcze czarownik Marduk, ale kto wie gdzie i on się podziewa?

- Obraził się - z rozbawieniem skonstatował Lucjan patrząc na plecy maszerującego energicznie Trzewiczka. Lena wzruszyła ramionami, a Shavri westchnął. Trochę dlatego, że zrobiło mu się żal zaradnego niziołka. A trochę dlatego, że jednak nie będzie musiał proponować Zenobi tego, co przyszło mu do głowy.
- Może Kompania by wzięła? Ich chyba stać? - zaproponowała Shavriemu Aurora, której także chyba żal się zrobiło niziołka.
- Gdyby tak było to by już mieli własne - burknęła Lena, której nie podobała się insynuacja, że jej nie stać na taką inwestycję; nawet jeśli była to prawda. - Monetę można łatwo ukraść, a magiczna karawana zwraca na trakcie zbyt wiele niepotrzebnej uwagi. Co innego w mieście… Hm… - zadumała się i przysiadła na zydlu, wyraźnie kalkulując coś w myślach. *
- Mi to się wydawało strasznie niestabilne i od razu przed oczami stanęły mi wszystkie problemy, które to może sprawić bez czarodzieja wśród nas - Marv nie wyglądał na przejętego odchodzącym niziołkiem. - Wóz możemy zawsze naprawić. Jeśli by sprzedawał takie magiczne pudła, gdzie wkłada się nie wiadomo ile, a jest nadal lekkie, to mógłbym mu za nie zapłacić.
- Myślę, że to działałoby bez maga - skonstatował Shavri, który potarł czoło - nie wiadomo, czy w zamyśleniu czy zmartwieniu.
- Taki dysk dobry byłby zamiast straganu, zwracałby uwagę - zwłaszcza w dużym mieście. Jakby go unieść nad tłum… - rozmarzyła się Bibi.
- I spuścić komuś na głowę - parsknął Lucjan, równie sceptyczny co Marv względem magicznych wynalazków. - Stragan za trzysta sztuk złota, też mi coś!

Przekomarzając się i przegadując grupa przysiadła znów przy ogniu, wyciągając z Shavriego jego wersję opowieści o Thundertree i smoku.
 
Drahini jest offline  
Stary 09-11-2017, 09:04   #90
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
GOSPODA STONEHILLA

Turmalina pod gołym niebem nocować bynajmniej nie zamierzała, a obecny właściciel zabudowania szumnie zwanego oberżą był w zasadzie obojętny. Nie było jej natomiast obojętne, że jak psu buda należy jej się odpoczynek, solidny posiłek oraz oczywiście balia z gorącą wodą, a wszystko to zamierzała dostać w gospodzie.
I z całą pewnością nie zamierzała pukać, weszła jak do siebie, wybrała najlepszy stolik i zażądała:
- Ciepły posiłek i najlepsze piwo, ino migiem! I pokój wyszykować, grzać wody do balii! Nie wiem, kto tu teraz jest oberżystą, ale nie mam ani czasu, ani ochoty ustawiać go do pionu. Jasne?!

Torikha ruszyła do domu Garaele, natomiast Joris wszedł tuż za krasnoludką. Chwilę zawahał się na widok zamkniętych jakby to noc była, drzwi do gospody i ten właśnie moment sprawił, że wszedł nie jak domagający się wyjaśnień groźny herszt, a jak o bogowie, jaki służący pyskatej khazadki. Zaraz za nim weszła Przeborka, dyskretnie stając blisko jakiegoś filaru przy drzwiach i bacznie obserwując, jak to gospodarze zareagują na pyskatą kurdupelkę. Joris zaklął pod nosem słysząc jej wywrzaski i powiódł wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu właścicieli.
- Toblen? Trilena? - zawołał na gospodarzy mając też baczenie na resztę obecnych. Coś chyba nie zanosiło się by Shavri doczekał do pierwszej konfrontacji z Tessendarami. Tych ostatnich zlokalizował bez problemu. Zajęli najlepsze stoły, blisko kominka i wyraźnie odsunęli je od reszty. Stoły były suto zastawione lokalnymi i egzotycznymi potrawami w ilości mogącej wyżywić pełną gospodę. Jednak posilało się tylko trzech mężczyzn siedzących blisko ognia. Pozostałych czterech, najwyraźniej ochroniarzy, stało wokół stołu beznamiętnym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Jedynie Przeborka zasłużyła na ich chwilowe zainteresowanie. Blask ognia odbijał się w idealnie wygolonych czaszkach obstawy domniemanych Tressendarów, zabawnie kontrastując z ich poważnymi minami.
Prócz obcych gospoda była prawie wyludniona, zwłaszcza zważywszy na późną porę. Nieopodal drzwi siedziało tylko dwóch krasnoludów, z pogardą zerkających na barwnie - i dziwacznie jak na te regiony - ubranych południowców. Tamci zaś ostentacyjnie ignorowali wszystkich gości; tylko jeden z nich skrzywił się nieznacznie słysząc wrzaski Turmaliny.

Geomantka musiała jeszcze raz wysilić płuca nim z kuchni wytoczył się gospodarz. Nieco sztywnym krokiem podszedł do krasnoludkii i Jorisa.
- Przykro mi, nie ma wolnych pokoi - wymamrotał Toblen. - Posiłek i piwo będzie, ale to tyle. Wszystko zajęte, nie mam wolnych miejsc.
- Toblen… - Tym razem myśliwy postanowił ubiec krasnoludkę. I choć wchodząc tu też żywił sporo złości na zaznajomionego już przecież zupełnie dobrze w tym czasie karczmarza, za to, że ich wywalił, to coś mu nie grało w Toblenie. To jak szedł. Zastraszyli go czy jak? - Zaprosisz nas na chwilę na zaplecze? Albo może wyjdziesz na zewnątrz?

Wojowniczka chłodnym wzrokiem prześlizgnęła się po ochroniarzach, oceniając ich z profesjonalnym zainteresowaniem. Chwilę dłużej zatrzymała wzrok na broni osiłków, lecz poza tym nie zrobiła żadnego gestu w ich kierunku; oni mieli swoje sprawy, a i ona swoje. Niewygody mieszkańców Phaladin i buta przybyszów nie były czymś, co dotykało ją osobiście, a nawet brak pokoju w gospodzie nie stanowił dla niej większej niewygody.
- Na zaplecze? - powtórzyła za Jorisem, trochę nie rozumiejąc - Przecież wolnych stołów jest dość. Zjemy tu, nie będziemy się przed nimi chować przeca. Karczmarzu... - zwróciła się do nadchodzącego mężczyzny - Piwo dla nas i dla gości, na początek. Ja stawiam kolejkę.
- Na zaplecze? - powtórzył i Stonehill, po czym przeniósł wzrok na Jorisa. - Na zapleczu też nie ma miejsc. Ich kucharz się tam szarogęsi, szwargocząc coś po swojemu. A jaśniepaństwo piwa nie piją, to tylko górnikom postawisz - skrzywił się w stronę Przeborki, potrząsnął głową i zawołał niegłośno. - Trilena! To co zwykle dla Jorisa i jego ludzi.
- Na zewnątrz? - przypomniał się Joris.
- Na zewnątrz? - powtórzył znów Toblen niczym gwarek. - Nie, nie, mam tu huk roboty, tyle gości!

Gości wcale nie było w nadmiarze, jednak w tym momencie z zaplecza wyszła piękna, ciemnoskóra kobieta prowadzona przez starszego mężczyznę i stanęła po prawicy jednego z południowców. Jej towarzysz stanął kilka kroków za Tressendarami i znieruchomiał, podobnie jak reszta sług.
- Nie mieszajmy się w to. - barbarzynka lekko położyła rękę na ramieniu myśliwego, jakby chciała mu zasugerować, że w razie czego zdoła zatrzymać go w miejscu - Wyglądają na... czarowników - powiedziała cicho i z wyraźnym obrzydzeniem, a może nawet i lękiem - Nic dobrego od takich nie można oczekiwać, a krzywdy nikomu nie robią. Lepiej zbastować.
- Może i lepiej - przytaknął cicho Joris zezując na trójkę intruzów. Czy wyglądali na czarowników tego nie wiedział. Wyglądali dziwnie. Ale przysiąc by mógł, że w garderobie Riki złowił okiem kilka podobnych rzeczy do tych które ci tutaj nosili. - Tak czy owak Toblen, ja teraz pogadać tylko chwilę chciałem więc nie kłopocz żony. No chyba się Państwo obejdą na chwil kilka bez ciebie. Sług im nie brakuje, a tyś sam nie sługa przecie, a gospodarz.

Co rzekłszy złapał młodego oberżystę za ramię i pociągnął w kierunku drzwi. Toblen powlókł się za nim bez entuzjazmu, ale i bez stawiania oporu. Tymczasem w drzwiach kuchni pojawiła się Trilena i zaczęła obsługiwać nabzdyczoną Turmalinę. Przeborka też machnęła ręką na knucie Jorisa z karczmarzem i wygodnie rozłożyła się na ławie, odpinając niewygodną broń i czekając na zamówione piwo. Po takim czasie o wodzie i podróżnych racjach miała naprawdę wielką ochotę na coś, co będzie miało naprawdę wyrazisty smak. A z kuchni - i z turmalinowego kufla - pachniało całkiem obiecująco.


 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172