Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2017, 20:58   #45
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Na adres Anastazji przyszła zwięzła wiadomość od Billy’ego.
Cytat:
Wracamy do Warsaw. Chcę obgadać kwestię ostatniego twojego
utworu literackiego i jego muzyczną oprawę. Daj znać o której i gdzie ci to pasuje.
Odpowiedź była szybka.
Cytat:
Jestem u was na chacie, misiu. Przywieź jakąś szamę, to zgodzę się na wszystko <3
Podobnie szybko odezwał się Rebel Yell
Cytat:
Uważaj na języczek moja droga. Mogę złapać cię za słowo. Pamiętaj, że
wczoraj jedyne co tuliłem to poduszkę, więc wyposzczony jestem XD.
Cytat:
Jak dobrze się spiszemy na koncercie,
to będziesz miał dziś wieczorem wiele języczków do używania.
A póki co, jestem głodna!
Odpowiedź Billy’ego tym razem przyszła nieco później.
Cytat:
Z tymi języczkami to czuję odwracanie kota ogonem :P.
Jakiś konkretny kaprys, czy co złapię po drodze?
Anastazja uśmiechnęła się. Nic tak nie poprawiało jej humoru jak możliwość podrażnienia Rebel Yella.
Cytat:
Postaraj się mnie zadowolić. Może odwdzięczę się tym samym <3
Minęło sporo czasu zanim Anastazja znów dostała wiadomość od Billiego, ale jakże obiecującą.
Cytat:
Zaraz się zjawię z żarciem.
Bądź gotowa na chińszczyznę.
Na odpowiedź Anastazji, która w tym czasie ogarniała swój look też trzeba było chwilę zaczekać.
Cytat:
Mmmm małe fiutki... widzę, że nie chcesz żebym się przy Tobie rozczarowała.
Cytat:
Stoi za tym mój perfidny plan. Byś nabrała apetytu,
a wtedy sama będziesz chciała odszukać największy kąsek.
Sprytnie schowany przed twoimi usteczkami
Już słyszała kroki nadchodzącego mężczyzny i zapach egzotycznej aprowizacji, więc darowała sobie odpisywanie. Prędko naciągnęła porzucony top na nagie piersi. Stanik schowała do torby - dość już miała wpijających się w ciało drutów.
- Hej. Bardzo wyposzczona jesteś? - zapytał Billy pokazując jej dwa pudełka z chińszczyzną. - Wybierz które chcesz. Pamiętaj że jedno z nich jest nafaszerowane chińskim afrodyzjakiem, który sprawi że rzucisz się na mnie z dzikim okrzykiem. Wybierz więc mądrze.
Jako że oba pudełka były identyczne, z identyczną zawartością i nienaruszonym opakowaniem. Jasne więc było że Rebel Yell wciska kit.
- Daj mi to z afrodyzjakiem. - Powiedziała jednak odważnie Vandelopa, po czym przyjrzała się dziewczynom z bandu - też chcę być jak zaćpane smerfetki.
- Mamy trochę syntkoki.- stwierdził podając Anastazji jedno z pudełek. - Ale lepiej zostawić ją na party after party. Jak skończymy koncert. Na razie z sex drugs and rock&roll, zostaw sobie sex & rock and roll, ok?
- I dlatego mam wpierdalać małe kutasiki? - Anastazja westchnęła jakby była prawdziwą męczennicą, jednak po chwili pocałowała Billy’a w policzek.
- Dzięki. - rzuciła.
- Pozwolisz że zachowam się rycersko i nie zaproponuję ci większego rozmiaru.- zażartował i ruszyli do reszty.


W sumie Billy, Liz i Howl zawitali na melinę przed 13, niosąc torby obfitości z logiem Walmarta. Lodówka zapełniła się tak, jak nie była zapełniona od dawna: głównie żarciem i ledwie paroma browarami, bo musieli być w miarę trzeźwi na może najważniejszy w ich karierze koncert a nikt nie wierzył, że piwo dotrwa do jutra. Fakt, że cała przybyła trójka zdradzała objawy zażywania narkotek nie zmieniał tego faktu. Przywieźli również ciepłą chińszczyznę, w postaci kurczaka z ryżem i w sosie słodko-kwaśnym, pad thai oraz sajgonek.
Nocni goście już opuścili melinę, podobnie jak Chris i piątka muzyków Mass Æffect została na lunch sama.

Poza tym całym żarciem Howl zakupiła także mini-tort, który niosła z dumą przed sobą i który tuż po przyjściu wręczyła Anastazji. Był różowy i ozdobiony marcepanowymi kwiatkami, misternymi białymi różyczkami. JJ dostał swoje obiecane dwa dobre browary, takie jakie lubił najbardziej. Tego, jak wygląda mieszkanie, nie skomentowała. Jadła niewiele, ale mimo tego i tak była dość milcząca, co zaczęło się już w trakcie jazdy powrotnej ze sklepu do meliny.
O czymkolwiek myślała, musiała przerwać, bo nagle na jej kolanach wylądowała Vandelopa ze swoim ciachem i małym widelczykiem, który teraz oblizała zmysłowo, patrząc w oczy koleżance z zespołu.
- Co tam, płaska dupciu? Skusisz się? - zagadnęła.

Liz odbiła się od podłogi i klapnęła tyłkiem na blacie stołu obok dziewczyn.
- Róbmy tą listę. No i obgadamy czy idziemy w improwizacje, żeby niektóre kawałki skrócić, inne wydłużyć. Potrafimy się zgrać, podążać jeden za drugim i dokładać od siebie. Żeby nie brzmiało jak pierdolony playback - Liz mocno gestykulowała, słowa wyrzucała z siebie z zawrotną prędkością. Przez cały czas podrygiwała jej obuta w glan stopa a fajka znikała, dosłownie spalana w oczach. Delaney była nabuzowana energią w ten niezdrowy sposób który mogły zapewnić tylko narkotyki w kategorii powyżej „soft”.

Howl popatrzyła na Anastazję nieco nieprzytomnie, ale towarzyszył temu też uśmiech. W wolnej chwili między rozpakowaniem zakupów a posiłkiem poszła się przebrać z wczorajszych ciuchów. Wiele się nie zmieniło, obcisłe czarne jeansy zastąpiły kolejne bardzo podobne, spod nieśmiertelnej skórzanej kurtki teraz wystawała jej koszulka z napisem "FEELINGS ARE THE REAL KISSING DISEASE".
Objęła koleżankę w talii, nie to żeby Anastazja potrzebowała zabezpieczenia przed spadnięciem, ale to było odruchowe.
- Od ciebie? Zawsze - znów się uśmiechnęła. Do cholery, naprawdę tę szaloną laskę lubiła.
- O, to to - wolną ręką machnęła w stronę Liz. - Dobrze gadasz, już w aucie dobrze gadałaś. Billowi też mówiłam! Dobra, to tak jak wcześniej myślałam na głos do Billa i Liz, na zakończenie dałabym City Lights. Jeśli gramy Eltar Ago to trochę wcześniej, Liz by śpiewała ze mną zamiast Billa i robimy krótszą wersję, tą z dema, z żywszym tempem. Diversity pierwsze, ja bym walnęła tam w miarę szybko Libido zanim pozasypiają - trochę mocniej oplotła Anastazję ramieniem - i dlatego też walnęłabym Rebell Cry bo to potężny utwór.

Skrzypaczka włożyła jej do ust kawałek ciastka na widelczyku (dopiero co oblizywanym).
- Chcę Libido. - Powiedziała tonem rozkapryszonej księżniczki. - Dziś będę grać Libido.
I spojrzała wyzywająco na Liz, jakby spodziewała się, że ta wniesie jakieś zastrzeżenia.
- Dla mojej przyjemności możesz nawet zagrać cholerne Jingle Bells - Delaney nie patrzyła na De Sade tylko na holoekran na nadgarstku i wiadomość od Johna, którą dostała już jakiś czas temu. Jak miała odpisać na pojedynczy znak zapytania?
„Dotarłeś do domu?”
Sending...
Sent.
- Jak ci się spało w moim wyrze? Nie przywlekłaś tam nikogo więcej, co?
- Czyżby słyszała rozczarowanie w twoim głosie, Liz? - Anastazja nachyliła się w stronę wokalistki, by i ją nakarmić ciastkiem, eksponując przy tym biust, osłonięty jedynie obcisły topem w różnokolorowe plamy.
- Nie masz stanika. - Zauważyła Howl, która ten nieskrępowany biust miała na wysokości oczu mniej więcej. I zaczęła się śmiać, w sposób jaki wskazywał że jeszcze jest zjarana.
De Sade ściągnęła usta w ciupek i drugą dłoń bezczelnie wsunęła pod kurtkę Howl, łapiąc ją za sutek - ta zaś drgnęła i skrzywiła się, odruchowo, jakby spodziewała się raczej uderzenia.
- A ty nie masz cycków.
Z twarzy Howl momentalnie zniknął uśmiech. Wyglądała teraz bardziej jak ofiara głupiego pranka, której ktoś oblał sukienkę czerwoną farbą przy wejściu na salę szkolnej potańcówki, niż ta cool i wyluzowana Howl którą do tej pory znali. Gdyby to były tylko słowa, to pewnie skwitowała by to jak zwykle, odzywką w stylu “wezwijcie national geographic, ktoś tu właśnie odkrył Amerykę”, teraz jednak wyglądała na zmieszaną i może nieco upokorzoną.

Liz trzepnęła de Sade w ramię.
- Nie przeginaj - rzuciła ostro. Podniosła się i odpaliła fajkę potrząsając z niedowierzaniem głową. - Czasem się, kurwa, zastanawiam czy ty masz we łbie coś więcej niż drucik trzymający uszy.
- Auć. - De Sade zabrała łapkę i wróciła do konsumpcji swojego ciasta - Nie wiem w czym wy macie problem. Każda z nas ma cycki, małe, duże...
- Miałam wypadek. - Mruknęła Howl. Słychać było, że kłamała. Popatrzyła na Billa, jakby z nadzieją, że wróci do tematu setlisty.
- I chuj. Ty to ty. Dla mnie jesteś tak samo wkurwiająca - powiedziała z właściwym sobie brakiem wyczucia Anastazja. Coś jednak do niej dotarło, bo poprawiła grzywkę Howl i spytała:
- Mam zejść? - Ta w odpowiedzi otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko pokręciła głową przecząco.
- Libido być powinno… Zresztą niech każdy z nas wybierze ulubiony kawałek. To ma być nasza wizytówka, ten koncert. - stwierdził w końcu Billy jedząc swój posiłek oparty o ścianę plecami. - Więc trzeba wybrać utwory tak, by każdy miał swoje pięć minut.
- Brzmi fair - skwitowała Liz strzepując popiół do kubka z niedopitą kawą - Ktoś będzie to notował?

JJ siedział na kanapie i przysłuchiwał się rozmowie, która w pewnym momencie zaczęła brnąc do nikąd. Pierwsze piwo skończyło się dosyć szybko, otworzył drugie, wsłuchując się w ten piękny dźwięk otwierania butelki. Spojrzał bez wyrazu na macające się dziewczyny i dodał od siebie.
- Ja tam ani nie mam ulubionego numeru, ani tego, którego bym nie chciał grać. Co wybierzecie, to zagram. A na koniec proponuje cover Queen gdzie zmienimy tekst na we will, we will fuck you.
Ostatnie zdanie powiedział pół żartem, pół serio.
Howl wywróciła oczami.
- Jimi Hendrix. - Wezwała swojego Ducha. Nie zawsze był dla niej tylko asystentem, często prowadziła z nim długie przyjacielskie rozmowy. Teraz jednak nie miała siły na pogawędkę z AI. - Notuj proszę. - Holo-soczewki w jej oczach błysnęły aktywując się. Wodziła wzrokiem w powietrzu, gdy Jimi zaczął wyświetlać jej holo z nazwami kawałków, które zawisły w przestrzeni pomiędzy nimi, a po chwili część z nich zaczęła wskakiwać na swoje miejsca. - Jak skończymy to wam podeślę. Nie mam ulubionego kawałka. Uważam że każdy, rzecz jasna poza “Matris”, jest moją wizytówką, nawet jak nie śpiewam. - Machnęła wolną ręką. Od początku istnienia kapeli powtarzała że woli mieć jak najmniej partii wokalnych, cośtam zanuci w tle i chórki porobi. Dlatego gdy mieli już dziewięć kawałków i mieli zamykać album, a ona wpadła na próbę z Eltar Ago, było to spore zaskoczenie.
- Ale dziś bardzo, bardzo chcę zaśpiewać Eltar z Liz. Ona moją część, ja tę dla Billa.
- Dla mnie gra. Czyli na początek Diversity. Numer dwa - Rebel Cry z grubej rury żeby ludzi ożywić? - Liz też wklepywała sobie listę w holofon.
- Przed nim może Libido. Potem HL? Replace? Matris możemy zostawić w odwodzie jeśli będziemy potrzebowali przerwy prędzej, albo później, bez stałego miejsca, jeśli Chrisowi to nic nie zjebie. Jeśli zjebie to równo w środku. Lips a potem Strata? - Howl przeniosła rękę z talii Anastazji na jej plecy i pochyliła się trochę do przodu. - Jeśli okaże się że czasowo się nie wyrabiamy to proponuję zrezygnować z Lips. Chociaż… - Zamyśliła się. Bywała w Niewidzialnym, również na koncertach. Lips mogło bardziej pobudzić tamtejszą publikę. - Może jednak Replace, w sumie Lips może być lepszą częścią show. Lights będzie dobre na moment przed bisami, wiecie, ta kompletna ciemność na koniec, można przesunąć Replace do bisów, bo Lips się tam nie sprawdzi.
- Replace powinno zostać przed bisami. Na bisy Alter - sprostowała Liz. - Ktoś coś dodaje? Jakieś zastrzeżenia?
Pokręciła głową. - Bisów może nie być. A Eltar to mój cynamonowy pączek, skoro już Bill ustalił że takie sobie wybieramy.
Rebel Yell nie wtrącał się do tej rozmowy. Nie obchodziła go lista wedle której będą grać, jak i sama oprawa. To były sprawy leżące w gestii innych członków zespołu. On nie przejmował się który kawałek zagrają pierwszy, a który drugi. Ważna była sama gra na scenie, ważne było komponowanie. Reszta… to były dodatki.
- Jak to może nie być bisów? Kurwa, Howl, jeśli ty w nas nie wierzysz to jak mają uwierzyć łowcy talentów? - Liz w teatralnym geście złapała się za serce. - W takim razie poświęcę na bisy mojego pączka. I teraz powinno grać i buczeć.
- Wierzę w nas. Ale wierzę też w mój instynkt. - Howl uśmiechnęła się samymi ustami. - I twój pączek jest zbyt zajebisty. Chociaż raz się zgódź, co?
- Dobra. Po prostu sklej tę setlistę i prześlij. Ja właściwie nie będę miała zastrzeżeń - zakończyła polubownie Liz. - A teraz pójdę pod prysznic zanim zużyjecie całą wodę.
Anastazja rozglądała się ciekawie, ale że dano jej coś słodkiego, to siedziała cicho i jadła ciastko, po czym płynnie przeniosła się na chińszczyznę od Billy’ego. Wydawało się, że jest w stanie zjeść wszystko, a ci, którzy już widzieli nagranie z wczorajszej kolacji i konsumpcji “specjału kucharza” wiedzieli, że to prawda.
- Kochani - wtrącił się James. - Musimy być przygotowani na każdą okoliczność. To nie jest nasz pierwszy koncert, ale na pewno najważniejszy jak do tej pory. Niech dziewczyny zrobią setlistę, numerów mamy na cały koncert. Pomyślmy o jakimś coverze, byle by nie był na bis, bo jednak jedziemy tam reprezentować siebie, a nie odgrzewane kotlety. Na bis proponowałbym coś z niezłym pierdolnięciem, aby ludzie po koncercie byli zmęczeni, ale i zadowoleni. Żeby to było szaleństwo. A na samo zakończenie jakiś pokaz od Chrisa. Przerwał na chwile.
- A może by jako intro na nasze wejście puścić "Carmina Burana" Carla Orffa?. Wiecie, cos w stylu jak kiedyś Metallica rozpoczynała każdy koncerty od "Ecstasy of Gold" Morricone. Leci Carmina, a my powoli się pojawiamy na pociągu. Jak za starych dobrych rockowych koncertów.
JJ nawet nie sądził, że zaangażuje się w to bardziej, niż robił to do tej pory. Powoli miał dosyć babskiego niezdecydowania.
- Mamy mega zajebiste intro na wejściówkę, a ty chcesz to całkiem zmieniać na rzecz covera, serio? - Anastazja przełknęła ostatniego kęsa i wróciła do swojej zwykłej pyskatości.
- Nie wiem po co w ogóle ten temat odgrzewanych kotletów, skoro w 45 minut nie zagramy wszystkich swoich numerów. Ok, koncert ma być z pierdolnięciem, to odstawiamy te spokojniejsze numery jak Matris, ale wciąż mamy dość własnych kawałków. Chcemy się, kurwa, kojarzyć z “całkiem fajnym coverkiem” czy “zajebistą muzą, która ludziom rozsadza czachy, bo nigdy czegoś takiego nie słyszeli”?
Wstała z kolan Howl i zakręciła się wokół własnej osi, by zakończyć to teatralnym ukłonem.
- Wizjonerzy nie coverują, to robota dla rzemieślników.
- Widzę, że nawet już nie można nic zaproponować. Wiecie co? Pierdolcie się.
JJ nie czekał na żadną ripostę, założył kurtkę, chwycił kask i wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.

De Sade westchnęła.
- A chciałam mu zaproponować współudział…
- Dobra dobra... z innej beczki. Pomyślcie nad tym co będziemy robić po Niewidzialnym. Sukces czy nie… trzeba będzie się rozejrzeć po starych lokacjach i popytać, czy by nie dało się powtórzyć u nich występu. Trzeba też będzie powoli szykować materiał na nową “płytę”, więc wszelkie poezje, albo motywy jak wpadną wam do głowy zacznijcie podrzucać mnie.- wtrącił Rebel Yell.
Howl w międzyczasie wrzuciła im na czat setlistę z dodanymi przez nią notatkami. Próbowała zatrzymać JJa, jednak bezskutecznie.
- No, przynajmniej setlista gotowa… prawie. Nie wiem o co tu chodziło. - W roztargnieniu potargała i tak już nieporządne loki. - Jak tak liczę… Po raz kolejny… To naszej dziesiątki z płyty spokojnie starczy na 45 minut i te dwa bisy. Jeszcze pomyślę co ewentualnie zrzucić na dół do bisów, tylko się kawy napiję. Może Lips by jednak dobrze zakończyły koncert... Anastazjo, wiem że nie lubisz jak gramy covery, ale niedługo coś nowego napiszemy i nie będzie dłużej takiej potrzeby. Billy, ja mam już w głowie pomysły na dwa albo trzy utwory, muszę tylko… - przypomnieć sobie jakie były. - To przemyśleć. Ale najpierw. Przeżyjmy to Alamo, co? O kurwa. - trzepnęła się w głowę. - Mam pogrzeb w niedzielę.
- Uwielbiam, gdy mówisz do mnie jak do psychicznie niedojebanej. - Westchnęła Czerwonowłosa. - Dobra, ja się będę zbierać na chatę po jakieś ciuchy na koncert. Spotykamy się w Niewidzialnym? Jest jakaś konkretna godzina?
- Impra zaczyna się o zmroku… my gramy koło 23, więęc… tak na 19 musimy być na miejscu, poza Chrisem. - wyjaśnił Billy.
Howl popatrzyła na Billa. Pokręciła lekko głową.
- O 19 zaczynamy próbę dźwięku i rozstawianie klamotów, więc raczej z Chrisem.
Przeniosła spojrzenie na Anastazję.
- Przepraszam, nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. Chcesz skręta pokoju? - dodała polubownym tonem. - I możemy w sumie chwilę pogadać w cztery oczy później?
- Spoko. - Anastazja wzruszyła ramionami. Darowanego skręta nigdy się nie odmawia. No i po trochu była ciekawa, czego chce Howl.


Howl weszła do swojego pokoju i skierowała się w stronę okrągłego łóżka, które stało mniej więcej na środku. Zlustrowała je pobieżnie, zanim usiadła.
Anastazja weszła za nią, bawiąc się w dłoniach podarowanym skrętem. Oparła się o framugę bokiem. Jej wzrok niespiesznie prześlizgnął się po sylwetce Howl, a na wargach pojawił się lekki uśmieszek. Tak musiała pewnie patrzeć na swoje “ofiary”.
- Zamkniesz drzwi? - Howl odezwała się cicho. - Słuchaj, o co chodzi z tym całym wkurwianiem, co?
De Sade westchnęła i zamknęła drzwi. Westchnęła ponownie, patrząc znów na Howl.
- Ale zapalić mogę? - zapytała, patrząc tęsknie na skręta - I jak masz coś do powiedzenia, to mów, bo to chyba tobie coś na wątrobie leży.
Howl uśmiechnęła się.
- Jasne, jasne. - Wyciągnęła z kieszeni zapalniczkę, staromodne Zippo. Trochę obciachowe, ale uśmiechnęła się na jego widok, to chyba był prezent. - Daj, to ci kopsnę. Wiesz co, nie tyle mi leży, co nie chcę kwasów które mogą się przerodzić w większe kwasy. To generalnie rozpierdala kapele. No więc dawaj, powiedz mi co mam zrobić żeby cię nie wkurwiać. Albo nie aż tak.
- Hmmmm - Anastazja podała jej skręta i udała, że się zastanawia - Wyliż mi.
Howl popatrzyła na nią.
Po chwili zaśmiała się krótko.
- Nie jesteś w moim typie. - Pokręciła głową, jakby z niedowierzaniem. Potem klepnęła wolną ręką materac obok siebie.
Niezależnie od tego czy Anastazja skorzystała, zapaliła skręta i pociągnęła jednego bucha.
- Podatek. - Wyjaśniła i podała jej blanta.
- Widzisz? Teraz czujesz, że to był żart, dlaczego więc nagle tamtym się tak przejęłaś? - Anastazja usiadła obok i wzięła od niej skręta, by się zaciągnąć, a potem wypuścić kilka kółek. Nawet przy paleniu musiała być efekciarą.
- Odruch. - Stwierdziła Howl. Wyciągnęła lekko trzęsącą się rękę po skręta. - Za dużo bólu, za dużo lekarzy. Nie lubię… No. - Zamrugała. - Jebnę sobie w końcu ten tatuaż i pewnie mi przejdzie. Zrozum jedno, laska. Nie mam nic przeciwko tobie. Masz taki talent, że aż mnie coś telepie od środka. A ludzie z talentem to tacy których najbardziej uwielbiam. Ludzie z którymi… - Szukała słowa przez dłuższą chwilę. - Kręcę albo się kumpluję zazwyczaj łapią pewne subtelne rzeczy, ale w sumie nie powinnam oczekiwać że ktoś się będzie ze mną pierdolił jak z jajkiem. Mam rację?
- A chcesz żeby tak było? - zapytała Vandelopa, przejmując skręta. To było dziwne - rozgadana skrzypaczka nagle stała się oszczędna w słowach, podczas gdy Howl gadała dużo więcej niż zazwyczaj.
- Nie. - Howl zamrugała. - Ale też… Niby się spodziewasz jakiejś nietykalności na ogół, zwłaszcza jak… - Umilkła, opuściła głowę i po chwili odezwała się bardzo cicho. - Nie, błąd. Właśnie przez to debilne przekonanie o jakimś immunitecie, no, stały się rzeczy. - To bardziej brzmiało jak “zrobiono mi rzeczy”. - Ale jak masz jakieś wrażliwsze punkty i jak się komuś odsłaniasz... to raczej liczysz że nie będą w nie napierdalać? Jeśli nie mają złych intencji. Poza tym… No, zaskoczenie. I przejęłam się, bo nie pozwalam się tam dotykać. I nikt tego nie robił. I nie wiem jak z tego wyjść.
Gubiła się w słowach. Opuściła ręce na kolana i splatała i rozplatała długie, szczupłe palce.
Spodziewała się w sumie że zaraz nastąpi jakieś jebnięcie, więc nie wyglądała na tak do końca zrelaksowaną. Ale była gotowa niejedno wziąć na przysłowiową klatę.
- Nie zrozum nie, ale ja nie widzę problemu... - Anastazja zaciągnęła się i podała przyjaciółce fajkę - Dla mnie ty to ty. Taka jak wyglądasz i... no, dziwne by było jakbyś wyglądała inaczej. Lubię cię wkurwiać i lubię jak ty mnie wkurwiasz, ot, najgorsze co może być, to gdy wieje nudą. Jeśli przegięłam i nie życzysz sobie tego, to postaram się pamiętać i nie tykać, ale wiesz... życie w takich traumach jest chujowe. - Nagle zamilkła jakby coś rozważając - A dobra, skoro Chris wie, to i wy możecie. Moja matka... była ćpunką. Załatwiła mi pierwszego klienta jak miałam coś koło 11 lat. Nie lubię o tym gadać, ale wiesz... gdybym temu się poddała, to pewnie teraz ryczałabym za każdym razem, gdy ktoś złapie mnie za cycka. Traumy są chujowe i... wiem, że to kurewsko brzmi, ale posiadanie ich to kwestia wyboru. Możemy więc udawać dalej że jesteś takie nie wiadomo co - ni to chujek ni cipka, ale możemy też... - spojrzała wyjątkowo poważnie na Howl - Mogę ci pomóc walczyć z tą traumą.
Howl słuchała i milczała. W pewnym momencie, na słowa o matce, w jej oczach błysnął gniew, ale nie przerywała. Chociaż widać było, że wzburzyła ją sama myśl o tym, że Anastazja musiała przechodzić przez coś takiego.
- Nawet nie umiem sobie wyobrazić. - Powiedziała w końcu, i popatrzyła na skrzypaczkę niemalże z podziwem. - Serio, najgorsze co mi się przydarzyło pod tym względem to najebanie się i naćpienie tuż po trafieniu na uniwerek, a moich trzech kumpli akurat miało ochotę się zabawić. Ale jak walczyć z takimi rzeczami, do terapeuty iść? - Wzruszyła ramionami. - Ostatni raz się wtedy matce pozwoliłam wysłać. I co, gadanie o tym... Jak się z tym czujesz, Lucy? Jakie miałaś myśli w tamtej sytuacji? - Przejęła skręta i pociągnęła jednego bucha. Wypuściła dym nosem. - Nonsens. Gadałam o tym akurat z Billem, dziś, i zgadzam się z tym co mówi, że lepiej się pogodzić niż się truć, ale co zrobić? Ty musisz być strasznie silna. - Popatrzyła na skrzypaczkę, która pokazała jej język. - Tak, jakbyś przejęła kontrolę. Ty narzucasz warunki. Też się uważałam za kozaka, ale potem moja dziewczyna ukradła kawał mojej muzyki, a jak ją wypierdoliłam na zbity ryj, to nasłała na mnie pięciu gości z gangu. I jak ich zbluzgałam, a jednego kopnęłam w jaja, to czułam się zajebiście. Przez chwilę. Pamiętam że wtedy miałam takie myśli - zaśmiała się - że dobrze że mnie trzymają za ręce, bo jakbym się próbowała zasłaniać i pocięli mi jeszcze dłonie, to mogę pomarzyć o trzymaniu gitary w najbliższym czasie. Wiem, że tam gdzie dorastałam warunki były dość cieplarniane, ale sama zdecydowałam, że wypierdalam z korpoświata, nie chcę takiego życia. Ale teraz wystarczył jeden świr, który tnie muzyków, żeby wszystko... - Wykonała jakiś niedookreślony ruch ręką. - Przerwało tamę? I nie bardzo mam pomysł, jak walczyć.
- Zanim postanowisz ocalić świat, zadbaj o siebie. - Anastazja położyła jej głowę na ramieniu - Mam zasadę, że nie sypiam z ludźmi z zespołu, ale to by było coś innego... Terapia to może za duże słowo, ale wiesz... mogłabyś ze mną próbować bliskości i... dochodzić tylko do tego momentu, gdzie poczujesz, że nie masz siły iść dalej. Taka wiesz, metoda małych kroczków... czy coś w tym stylu.
Howl przez chwilę się zastanawiała.
- Hmmm, ta zasada jest dość dobra... - W odpowiedzi na ten gest Anastazji ostrożnie objęła jej plecy ramieniem. - Ale wolę się upewnić, to nie jest tak że mnie teraz wkręcasz? I co to właściwie znaczy “takie nie wiadomo co”?
Anastazja odsunęła dłoń ze skrętem i drugą ręką przyciągnęła delikatnie twarz Howl za podbródek. Pocałowała ją - bez numerów, bez podgryzania, jak czasem robiła to na scenie. Po prostu złożyła na jej wargach powolny, zmysłowy pocałunek.
Howl lekko zadrżała. Nawet nie ze strachu, chociaż ostatnimi czasy w takich sytuacjach była raczej pijana i otoczona tańczącym tłumem. Albo na scenie. Tym razem pozwoliła sobie na trochę więcej spontaniczności i jednocześnie na to, żeby oddać kontrolę.
Jak musiała się jednak poczuć, gdy Anastazja po tym jednym pocałunku odpuściła? De Sade spojrzała na nią z miną zadowolonego z siebie kota i wstała z łóżka.
- Jak będziesz miała ochotę na afterku po koncercie możemy pójść dalej. Albo kiedyś indziej. W każdym razie to ty decydujesz, koścista dupo. - mrugnęła zadziornie.
- Mhm. - Howl uśmiechnęła się do niej. - Zobaczymy jak pójdzie koncert. Ale i tak cieszę się że dziś gramy. Słuchaj, ty naprawdę się nie boisz teraz latać po Alamo, ani tego że nas Pacyfikatorzy spałują? W sumie Chris mówił że nad tym kombinuje... - Zastanowiła się. - A i Bill obiecywał że nie dopuści żeby nam niewiastom się coś stało. Nie no, tak nie powiedział. - Zaśmiała się. - Ale masz aż tak wyjebane, czy jak to jest?
Vandelopa wzruszyła ramionami.
- Wiesz, mam świadomość zagrożenia, bo ono jest realne, ale strach... to już kwestia wyboru i jakby dania władzy nad sobą... - podrapała się po karku - Dobra, spadam do siebie, bo już pierdolę po tym skręcie. Buziaczki.
Howl pokiwała głową i też się podniosła.
- Ale pamiętaj, że jakby co to zawsze możesz w tym kurwidołku zlądować. W końcu Bill już obiecał ci swoje łóżko. - Tym razem to ona mrugnęła i ruszyła w stronę salonu.


 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 04-11-2017 o 21:02.
Mira jest offline