Phandalin
Eleint, Śródlecie.
Nagłe pojawienie się Harbina Westera i jego rewelacje mocno zaskoczyły nie tylko phandalińskich bohaterówm, ale i ich najemników.
-
Chwila, wolnego, panie burmistrzu - Joris uniósł dłonie w geście który miał dać do zrozumienia Harbinowi, żeby ten złapał w końcu oddech i się uspokoił. Zaraz jednak gdy spojrzenie Jorisa ogarnęło zamieszanie jakie zapanowało na polach okalających Phandalin, brwi myśliwego ściągnęły się, a mina mu spochmurniała -
Jak to “potomkami Tressendarów”? Żaden ze mnie skryba, ale na takie rzeczy to chyba jakieś poważne dowody trzeba mieć. A już na pewno powiedzieć kim się jest! I co to za zwyczaje ludzi na pole wyrzucać? Siły użyli, czy jak?
- No to powiedzieli, mówię przecież! - obraził się Wester. -
Papiery też mają, z pieczęciami i w ogóle… No a jak ich niby dwór z przyległościami, to i wysiudać przybłędów są w prawie… Przecież im obcy we dworze mieszkać nie będą. Nic to, że w zasadzie się toto do zamieszkania nie nadaje; w końcu czegoś w gospodzie zostali. Paru ludzi swoich postawili tam, we dworze znaczy; z tuzin ich mają, choć nie wszyscy zbrojni i służby sporo. Pewno się sami nawet ubrać nie umieją, fircyki jedne - prychnął burmistrz.
Widząc, że zanosi się na dłuższą dyskusję, w której najwyraźniej chodziło o jakieś mocno lokalne problemy, barbarzynka rzuciła tylko krótkie “będę czekać w gospodzie” i skierowała tam konia, przepychając się przez powstały zator i zostawiając rozmówców samych.
Stimy wyciągnął wysoko, wysoko rękę, by zakomunikować, że ma coś do powiedzenia. Na znak startu pomachał dłonią przed podbródkiem burmistrza.
-
A kto to, co to za jedni ci Tressendarzy? Tak w ogóle to nawet jeśli dwór do nich należy to stoi w Phandalin. Ma pan burmistrz chyba papiery na Phandalin i tak dalej? Jak się domyślam to pewnie za taki dworek to spory podatek, cooo nie? Ile to lat już zalegają? Miasto od dawna jest miastem? A odsetki? Nie wiem jak tam w papierach stoi, ale zaległości chyba muszą uregulować… - Podatek, hm… - zamyślił się Harbin, lecz po chwili potrząsnął głową. -
Pięknie to brzmi, ale Phandalin miastem nie jest, a kilka setek lat temu to kto wie, czy na opak nie było - czy to osada właśnie do szlachty nie należała. Starych map żadnych nie mam, ani nic takiego, to chyba lepiej tematu nie ruszać. Wiecie - albo i nie wiecie - jak kto się w głuszy osiedla to przecież drzew czy skał o pozwolenie nie prosi. Ale dobrze kombinujesz - spojrzał z uznaniem na Trzewiczka i pohumkał chwilę nad drugą propozycją, przepuszczając wreszcie karawanę z aprowizacją, która ruszyła w stronę składu Barthena.
Tu Stimy szarpnął za rękaw Jorisa, mimo że wcześniej mówił do burmistrza. Szepnął mu na ucho kilka słów.
-
A gdyby tak puścić plotkę, że dworek nawiedzony jest i jakieś duchy szukają zemsty na tych Tressendarów? Kto by chciał mieszkać w nawiedzonym dworku? - Stimy uśmiechnął się złośliwie -
Moglibyśmy podsycić te plotki i czynami utwierdzić, ale nie za darmo rzecz jasna. - Trzewiczek skinął znacząco na burmistrza. Nie było tajemnicą, że on jak i co poniektórzy członkowie minionej wyprawy na smoka nie mają stałego dachu nad głową.
- Czego tam tak szepczecie, co? - Wester spojrzał spode łba na Stimiego, pochmurniejąc z powrotem. -
Chyba nie jesteście z nimi w zmowie co? Może już was najęli zupełnie na własność?
Trzewiczek zrobił oburzoną minę. Oburzoną!
-
Dopiero co przybyliśmy, straszliwego smoka żeśmy usiekli i nawet nie mieliśmy chwili by odpocząć! - Stimy spojrzał na Turmalinę i uśmiechnął się przymilnie, po czym kontynuował łagodniej -
...a szepczemy bo i dla sprawy lepiej by jak najmniej osób znało nasz plan, chyba że nie mamy pomagać... - niziołek wzruszył ramionami -
Muszę poznać okoliczności opuszczenia dworka, jego historię i czy faktycznie…e... tamci... mieli do niego prawo. Pan Burmistrz również mógłby przejrzeć lub wyznaczyć osobę by przewertowały formalne zapisy w świątyniach i bibliotekach. Mógłbym pomóc z bibliotekami, ale bez przepustek mnie nie wpuszczą.
-
Świątynie? Biblioteki? Widzisz tu jakąś?! - prychnął burmistrz, tak zajęty swoim problemem, że zupełnie zignorował wieść o smoku. -
Może by w Neverwinter coś mieli, jakieś heraldyczne dokumenty i drzewo genealogiczne rodu, ale może! Kto wie jak się tam paniska ze swoich spraw opowiadają?
-
To dobry pomysł - odparł myśliwy cały czas krzywo łypiąc na te nowe porządki -
Z tym czytaniem znaczy. U was burmistrzu chyba wszystkie papiery są. A i całkiem sporo książek żeście jak pamiętam z dworku wynieśli to je też Stimy’emu pokażcie. Może co znaczącego w nich będzie. A tymczasem żadnych im wstrętów nie róbcie i na nas się zdajcie. My zaś - tu spojrzał na niziołka -
zanim zaczniemy jakie plany w czyn wprowadzać to sobie z nimi pogadamy i zobaczymy co za jedni. Chodźmy do Stonehilla.
- U mnie to są papiery wszystkie, co w czasie wojny orki nie spaliły, ale samżeś widział, panie Jorisie, że to głównie jakieś naukowe bzdety i inne takie. Nie wiem czy cośkolwiek prawilnego tam zostało.
Stimy pokiwał głową w dezaprobacie. Naukowe bzdety? W zasadzie zainteresowało go co tam burmistrz może mieć. Kto wie może trafi na jakiś ślad zaginionej księgi? Choć raczej wolałby sprawdzić to w bibliotece Neverwinter lub Silverymoon. Problem w tym że burmistrz chyba nie chciał albo nie mógł pomóc w zdobyciu przepustki. W sumie też nie za bardzo chciało mu się teraz wracać skąd przyszedł. Stimy uznał, że warto przejrzeć najpierw to co ma pod ręką. No i może dzięki temu załapie się na jakiś nocleg i odpocznie od trudu podróży tu, w Phandalin.
-
Bzdety nie bzdety, zajrzeć dokładniej nie zawadzi, zwłaszcza jak jest komu - odparł Joris i choć spieszno mu było z Toblenem pogadać, zatrzymał się jeszcze na chwilę i wręczył burmistrzowi postronek, na którym uwiązany był młodociany łotr -
A i tego gagatka w areszcie przechowajcie na razie, dobrze? Zdaje się, że to bandyta, ale na wszelki trzeba go będzie siostrze Garaele pokazać…
-
Hę? - zdumiał się Wester, ale wzruszył ramionami i pociągnął milczącego jeńca do ciemnicy, która znajdowała się pod domem burmistrza. Miał nadzieję, że Joris rozwiąże problem samozwańczych panów na wzgórzu. Przysługa za przysługę.
Gdy drużyna ruszyła w stronę gospody Joris odezwał się już ciszej do Trzewiczka.
-
To może być zupełnie bez znaczenia, ale jakbyś coś znalazł o tych Tressendarach i niejakim lordzie Iarno Albreku to by trochę wyjaśniło… To bandycki mag, który we dworze do niedawna urzędował. Może to ich jaki potomek był?
-
Ziarno Albreku? W porządku. Ale wciąż nie wiem co będziemy z tego mieli. Zrobimy co zrobimy, a potem nic z tego mieć nie będziemy. - Stimy wzruszył ramionami, jakby samemu puszczając mimo uszu swoje słowa.
Trzewiczek wbrew tych słów miał interes w przejrzeniu burmistrzowych zapisków. Z tego co mówili inni nikt od dawna do nich nie zaglądał. Mógł kryć się tam nie jeden zakopany skarb, a i sama wdzięczność burmistrza mogła być coś warta, choć podobno był chciwy strasznie.
Shavri uprzedził ich, że dołączy do Trzewiczka, jak tylko zamelduje się u Pani Leny i oporządzi swoją dzielną klacz. Bardzo lubił księgi, a nuż może i on się na coś zda. Poza tym jeszcze na trakcie ucieszył się na widok Trzewiczka. Miał wielką ochotę zapytać go, jak mu było, opowiedzieć mu o smoku i pokazać smocze łuski.
-
Może ustalmy, że całą grupą spotkamy się przy wieczerzy? Nawet gdybyśmy się mieli rozejść już jako grupa, to jeść trza - zasugerował Jorisowi.
- A coś czuje, że każde z nas przyniosłoby jakieś plotki. A przede wszystkim moglibyśmy też przy okazji zapytać, co to za porządki, żeby okupować dla siebie cały wyszynk… Grupą będziemy mieli na pewno więcej do powiedzenia niż każde z nas z osobna.
Marv początkowo miał zamiar od razu pojechać do obozu Leny, ale dyskusja, która się wywiązała - wraz z ciekawą próbą przejęcia władzy w tej kwitnącej osadzie - zaciekawiła go na tyle, że pozostał w miejscu i wysłuchał burmistrza i Jorisa. Niziołka jak zwykle niezbyt.
-
Coś mi się zdaje, że wieczerzę też trzeba będzie na zewnątrz zjeść, bo do karczmy nie będą wpuszczać - rudowłosy uśmiechnął się krzywo do Shavriego. -
A część osób stąd ma własny dach nad głową. Jadę do Leny i tam będzie można mnie spotkać, jeśli będę do czegoś potrzebny. Szukanie czegoś w księgach to nie dla mnie - rzekł jeszcze w stronę Jorisa, skinął wszystkim głową i ruszył w stronę swojej bardziej stałej pracodawczyni.
-
W porządku - myśliwy kiwnął głową obu najemnikom - Do Tressendarów pójdziemy wieczorem. A tymczasem do zobaczenia.
Skinął Marvowi i Shavriemu i ruszył do karczmy porozmawiać z Toblenem.