Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2017, 12:08   #85
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Phandalin
Eleint, Śródlecie.

Nagłe pojawienie się Harbina Westera i jego rewelacje mocno zaskoczyły nie tylko phandalińskich bohaterówm, ale i ich najemników.

- Chwila, wolnego, panie burmistrzu - Joris uniósł dłonie w geście który miał dać do zrozumienia Harbinowi, żeby ten złapał w końcu oddech i się uspokoił. Zaraz jednak gdy spojrzenie Jorisa ogarnęło zamieszanie jakie zapanowało na polach okalających Phandalin, brwi myśliwego ściągnęły się, a mina mu spochmurniała - Jak to “potomkami Tressendarów”? Żaden ze mnie skryba, ale na takie rzeczy to chyba jakieś poważne dowody trzeba mieć. A już na pewno powiedzieć kim się jest! I co to za zwyczaje ludzi na pole wyrzucać? Siły użyli, czy jak?
- No to powiedzieli, mówię przecież!
- obraził się Wester. - Papiery też mają, z pieczęciami i w ogóle… No a jak ich niby dwór z przyległościami, to i wysiudać przybłędów są w prawie… Przecież im obcy we dworze mieszkać nie będą. Nic to, że w zasadzie się toto do zamieszkania nie nadaje; w końcu czegoś w gospodzie zostali. Paru ludzi swoich postawili tam, we dworze znaczy; z tuzin ich mają, choć nie wszyscy zbrojni i służby sporo. Pewno się sami nawet ubrać nie umieją, fircyki jedne - prychnął burmistrz.
Widząc, że zanosi się na dłuższą dyskusję, w której najwyraźniej chodziło o jakieś mocno lokalne problemy, barbarzynka rzuciła tylko krótkie “będę czekać w gospodzie” i skierowała tam konia, przepychając się przez powstały zator i zostawiając rozmówców samych.

Stimy wyciągnął wysoko, wysoko rękę, by zakomunikować, że ma coś do powiedzenia. Na znak startu pomachał dłonią przed podbródkiem burmistrza.
- A kto to, co to za jedni ci Tressendarzy? Tak w ogóle to nawet jeśli dwór do nich należy to stoi w Phandalin. Ma pan burmistrz chyba papiery na Phandalin i tak dalej? Jak się domyślam to pewnie za taki dworek to spory podatek, cooo nie? Ile to lat już zalegają? Miasto od dawna jest miastem? A odsetki? Nie wiem jak tam w papierach stoi, ale zaległości chyba muszą uregulować…
- Podatek, hm… - zamyślił się Harbin, lecz po chwili potrząsnął głową. - Pięknie to brzmi, ale Phandalin miastem nie jest, a kilka setek lat temu to kto wie, czy na opak nie było - czy to osada właśnie do szlachty nie należała. Starych map żadnych nie mam, ani nic takiego, to chyba lepiej tematu nie ruszać. Wiecie - albo i nie wiecie - jak kto się w głuszy osiedla to przecież drzew czy skał o pozwolenie nie prosi. Ale dobrze kombinujesz - spojrzał z uznaniem na Trzewiczka i pohumkał chwilę nad drugą propozycją, przepuszczając wreszcie karawanę z aprowizacją, która ruszyła w stronę składu Barthena.

Tu Stimy szarpnął za rękaw Jorisa, mimo że wcześniej mówił do burmistrza. Szepnął mu na ucho kilka słów.
- A gdyby tak puścić plotkę, że dworek nawiedzony jest i jakieś duchy szukają zemsty na tych Tressendarów? Kto by chciał mieszkać w nawiedzonym dworku? - Stimy uśmiechnął się złośliwie - Moglibyśmy podsycić te plotki i czynami utwierdzić, ale nie za darmo rzecz jasna. - Trzewiczek skinął znacząco na burmistrza. Nie było tajemnicą, że on jak i co poniektórzy członkowie minionej wyprawy na smoka nie mają stałego dachu nad głową.
- Czego tam tak szepczecie, co? - Wester spojrzał spode łba na Stimiego, pochmurniejąc z powrotem. - Chyba nie jesteście z nimi w zmowie co? Może już was najęli zupełnie na własność?

Trzewiczek zrobił oburzoną minę. Oburzoną!
- Dopiero co przybyliśmy, straszliwego smoka żeśmy usiekli i nawet nie mieliśmy chwili by odpocząć! - Stimy spojrzał na Turmalinę i uśmiechnął się przymilnie, po czym kontynuował łagodniej - ...a szepczemy bo i dla sprawy lepiej by jak najmniej osób znało nasz plan, chyba że nie mamy pomagać... - niziołek wzruszył ramionami - Muszę poznać okoliczności opuszczenia dworka, jego historię i czy faktycznie…e... tamci... mieli do niego prawo. Pan Burmistrz również mógłby przejrzeć lub wyznaczyć osobę by przewertowały formalne zapisy w świątyniach i bibliotekach. Mógłbym pomóc z bibliotekami, ale bez przepustek mnie nie wpuszczą.
- Świątynie? Biblioteki? Widzisz tu jakąś?! - prychnął burmistrz, tak zajęty swoim problemem, że zupełnie zignorował wieść o smoku. - Może by w Neverwinter coś mieli, jakieś heraldyczne dokumenty i drzewo genealogiczne rodu, ale może! Kto wie jak się tam paniska ze swoich spraw opowiadają?
- To dobry pomysł - odparł myśliwy cały czas krzywo łypiąc na te nowe porządki - Z tym czytaniem znaczy. U was burmistrzu chyba wszystkie papiery są. A i całkiem sporo książek żeście jak pamiętam z dworku wynieśli to je też Stimy’emu pokażcie. Może co znaczącego w nich będzie. A tymczasem żadnych im wstrętów nie róbcie i na nas się zdajcie. My zaś - tu spojrzał na niziołka - zanim zaczniemy jakie plany w czyn wprowadzać to sobie z nimi pogadamy i zobaczymy co za jedni. Chodźmy do Stonehilla.
- U mnie to są papiery wszystkie, co w czasie wojny orki nie spaliły, ale samżeś widział, panie Jorisie, że to głównie jakieś naukowe bzdety i inne takie. Nie wiem czy cośkolwiek prawilnego tam zostało.


Stimy pokiwał głową w dezaprobacie. Naukowe bzdety? W zasadzie zainteresowało go co tam burmistrz może mieć. Kto wie może trafi na jakiś ślad zaginionej księgi? Choć raczej wolałby sprawdzić to w bibliotece Neverwinter lub Silverymoon. Problem w tym że burmistrz chyba nie chciał albo nie mógł pomóc w zdobyciu przepustki. W sumie też nie za bardzo chciało mu się teraz wracać skąd przyszedł. Stimy uznał, że warto przejrzeć najpierw to co ma pod ręką. No i może dzięki temu załapie się na jakiś nocleg i odpocznie od trudu podróży tu, w Phandalin.
- Bzdety nie bzdety, zajrzeć dokładniej nie zawadzi, zwłaszcza jak jest komu - odparł Joris i choć spieszno mu było z Toblenem pogadać, zatrzymał się jeszcze na chwilę i wręczył burmistrzowi postronek, na którym uwiązany był młodociany łotr - A i tego gagatka w areszcie przechowajcie na razie, dobrze? Zdaje się, że to bandyta, ale na wszelki trzeba go będzie siostrze Garaele pokazać…
- Hę? - zdumiał się Wester, ale wzruszył ramionami i pociągnął milczącego jeńca do ciemnicy, która znajdowała się pod domem burmistrza. Miał nadzieję, że Joris rozwiąże problem samozwańczych panów na wzgórzu. Przysługa za przysługę.

Gdy drużyna ruszyła w stronę gospody Joris odezwał się już ciszej do Trzewiczka.
- To może być zupełnie bez znaczenia, ale jakbyś coś znalazł o tych Tressendarach i niejakim lordzie Iarno Albreku to by trochę wyjaśniło… To bandycki mag, który we dworze do niedawna urzędował. Może to ich jaki potomek był?

- Ziarno Albreku? W porządku. Ale wciąż nie wiem co będziemy z tego mieli. Zrobimy co zrobimy, a potem nic z tego mieć nie będziemy. - Stimy wzruszył ramionami, jakby samemu puszczając mimo uszu swoje słowa.
Trzewiczek wbrew tych słów miał interes w przejrzeniu burmistrzowych zapisków. Z tego co mówili inni nikt od dawna do nich nie zaglądał. Mógł kryć się tam nie jeden zakopany skarb, a i sama wdzięczność burmistrza mogła być coś warta, choć podobno był chciwy strasznie.

Shavri uprzedził ich, że dołączy do Trzewiczka, jak tylko zamelduje się u Pani Leny i oporządzi swoją dzielną klacz. Bardzo lubił księgi, a nuż może i on się na coś zda. Poza tym jeszcze na trakcie ucieszył się na widok Trzewiczka. Miał wielką ochotę zapytać go, jak mu było, opowiedzieć mu o smoku i pokazać smocze łuski.
- Może ustalmy, że całą grupą spotkamy się przy wieczerzy? Nawet gdybyśmy się mieli rozejść już jako grupa, to jeść trza - zasugerował Jorisowi. - A coś czuje, że każde z nas przyniosłoby jakieś plotki. A przede wszystkim moglibyśmy też przy okazji zapytać, co to za porządki, żeby okupować dla siebie cały wyszynk… Grupą będziemy mieli na pewno więcej do powiedzenia niż każde z nas z osobna.

Marv początkowo miał zamiar od razu pojechać do obozu Leny, ale dyskusja, która się wywiązała - wraz z ciekawą próbą przejęcia władzy w tej kwitnącej osadzie - zaciekawiła go na tyle, że pozostał w miejscu i wysłuchał burmistrza i Jorisa. Niziołka jak zwykle niezbyt.
- Coś mi się zdaje, że wieczerzę też trzeba będzie na zewnątrz zjeść, bo do karczmy nie będą wpuszczać - rudowłosy uśmiechnął się krzywo do Shavriego. - A część osób stąd ma własny dach nad głową. Jadę do Leny i tam będzie można mnie spotkać, jeśli będę do czegoś potrzebny. Szukanie czegoś w księgach to nie dla mnie - rzekł jeszcze w stronę Jorisa, skinął wszystkim głową i ruszył w stronę swojej bardziej stałej pracodawczyni.
- W porządku - myśliwy kiwnął głową obu najemnikom - Do Tressendarów pójdziemy wieczorem. A tymczasem do zobaczenia.
Skinął Marvowi i Shavriemu i ruszył do karczmy porozmawiać z Toblenem.

 
Rewik jest offline