Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2017, 15:45   #34
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Denerwujesz się? - zapytała Aila, siedząc w powozie naprzeciwko męża.
- Nie - odpowiedział. - Będzie co ma być, a nie mamy wszak wyboru.
- Twoi ludzie... myślisz, że ich nie zauważą?
- Wrócą gdy zostaniemy wpuszczeni do środka. Ot gest. Zobaczą żeśmy nie sami, ale i że odprawiamy ludzi.
Aila nie skomentowała.

Wstali późno, dopiero aby zasiąść do obiadu, toteż z karczmy “Pod złotą wroną” wyjechali dopiero wczesnym popołudniem. Szlachcianka ścisnęła mocniej trzymaną w ręku karteczkę z nazwiskiem. Zbliżali się, czuła to, bo Noel stopował powoli konie.
Wreszcie zatrzymali się pod jedną z dosyć przeciętnych kamieniczek, o czerwonych ścianach i reliefie przedstawiającym niedźwiedzia umieszczonym nad wejściem. Na parterze była pracownia szewca, ale nie był to jak sie okazało jedyny ‘przedsiębiorca’ w tym budynku.
- Tu tu... chyba - powiedziała szlachcianka przyglądając się niezbyt atrakcyjnemu szyldowi, wiszącemu na nieco odrapanej ścianie.
- Kartograf? - Alexander spojrzał najpierw na szyld, potem na żonę. - Poważnie?
- Zgadzał się miejsce, zgadza się relif na budynku... zgadza się nazwisko Schmutz. To chyba nie jest zbyt popularne nazwisko, prawda?
- Mało kto prócz szlachty nazwiska nosi. Tedy to musi być on. Ale… na siedzibę nieumarłych to mi nie wygląda… - Alexander spojrzał sceptycznie. - Ot kontakt pewnie.
- Zapewne. No nic, chodźmy... zobaczmy ile uda nam się zdziałać.
Alexander skinął głową i wysiadł z powozu po czym dłoń podał małżonce by jej pomóc.
- Wracajcie do karczmy - rzekł do powożącego Noela i Bernarda, który jechał na koniu obok powozu. - Trzy dni nas nie będzie, róbcie co uważacie.
Obaj spojrzeli po sobie, ale nie rzekli nic.
- Trzy? - sama Aila wydawała się tym zdziwiona, gdy do męża podeszła. - A co jeśli... nic nie wskóramy?
- To wrócimy. A trzy? Co za różnica, dwa, czy tydzień? Jak nas dłużej zechcą przetrzymywać, albo ubiją, to…
Szlachcianka przełknęła ślinę.
Ruszyli do pracowni kartografa jedno przy drugim z minami jakby na wojnę szli a nie do sklepu.

Pracownia kartografa umiejscowiona była na poddaszu, co tym bardziej wskazywało, że uczony spokoju więcej pragnie niż klienteli. Z drugiej strony iluż mógł mieć chętnych na swe mapy?
Po pukaniu odrzwia otworzył młodzieniec w całkiem przednim stroju, acz nie nazbyt wymyślnym.
- Ja? - spytał spoglądając na małżeństwo stojące za progiem.
Aila zawahała się patrząc na niezbyt urodziwego, wyraźnie otyłego młodziana.
- Panie, my... przybywamy w pewnej nietypowej sprawie... - zaczęła mówić z ociąganiem, bo w sumie sama nie wiedziała ile może powiedzieć. - Pewne listy tutaj były dostarczane... ze Szwajcarii... znad... Rodanu. - Doszukiwała się w twarzy młodzika błysku zrozumienia.
- Ich spreche kein Französisch - odpowiedział spoglądając ciekawie to na Ailę, to na Alexandra.
Blondynka również spojrzała na męża, zastanawiając się co robić.
- Wir wollen mit Meister Schmutz reden - odezwał się Bękart, a na twarzy młodzieńca ciekawość jakby wzrosła.
- Natürlich… - Odsunął się usłużnie wpuszczając małżeństwo do środka.

Pomieszczenie nie było duże, z jednym oknem wpuszczającym do środka sporo światła. Ściany bielone wykańczane drewnem robiły schludne i przytulne wrażenie. Na jednej wisiała tkana makata przedstawiająca jakąś bitwę, na innej posrebrzana patera. W kącie stała stara szafa, a niedaleko niej kredens z kielichami, pucharkami i naczyniami. Prócz tego ze sprzętów był tu tylko (lub aż) wielki stół wypełniający pomieszczenie wraz z krzesłami całkiem ładnie rzeźbionymi. Jedno wyjście prowadziło stąd gdzieś głębiej do domostwa, gdzie zniknął czyniący za odźwiernego młodzieniec, zapewne pomocnik kartografa. Wkrótce wychynął stamtąd przygarbiony starzec z długą brodą. Skinął małżeństwu na powitanie głową grzecznie, nisko dość w ukłonie.
- Willkommen, ich bin Meister Schmultz - odezwał się i spojrzał na Ailę. - Mówić trochę frankreichski, meine Dame.
Aila przemyślała sprawę i spróbowała zagrać inną kartą. Również się skłoniła.
- Jestem Aila d’Eu z domu de Barr, a to mój małżonek Alexander d’Eu - przedstawiła siebie i Alexandra, po czym zrobiła strapioną minę i przybliżyła się konspiracyjnie do starca.
- Przybywamy znad Rodanu, mam wiadomość od Merlina - powiedziała tonem, jakby wyjawiała najważniejszą tajemnicę świata.
- Merlin… Merlin… - Kartograf zastanawiał się przez chwilę. - Nie znam nikogo unter das name, obawiać się, że źle trafić, Dame. - Bezradnie rozłożył ręce. - Die Karte, to jeno robię.
- I listy z Walis, z klasztoru w Alpach odbierasz - dodał Alexander.
- Nieee, to pomyłka must sein - odpowiedział Mistrz Schmultz trochę zbyt szybko.

Aila chyba również zauważyła nutkę fałszu w jego zachowaniu, albo może ujawniła swoją desperację, bo chwyciła starca za dłoń i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Proszę, to ważne. Merlin jest w ogromnym niebezpieczeństwie.
- Nein… Merlin, Merlin… - Zrobił strapioną minę. - Pomyłka widno, ni znać takie name, ni brief z Walis. Przykro mi.
Cóż było począć?
Aila cofnęła zasmucona swoją rękę. Po czym spróbowała jeszcze jeden raz, stawiając wszystko na jedną kartę:
- Jego krew nie należy już do niego - powiedziała. - Jest ktoś inny, ktoś zły, kto ma nad nim władzę.
Starzec odsunął się i podszedł do stołu, by tam z uwagą zacząć przeglądać jakieś zwitki.
- Nein, nein, nein... - powtarzał. - Ich weisst nicht, ja się znać na karte, nie na krwi. To pomyłka. Bitte, odejdźcie. Mam dużo arbeit.
- Chodźmy Ailo, nic tu po nas… - Alexander odwrócił się bokiem do starca, aby zrobić żonie miejsce w drodze do drzwi wyjściowych.
Ona spojrzała z prośbą na staruszka, który chwilę zawiesił się na jej pięknym licu, po czym wrócił do przerzucania swoich notatek.
- Tak, idźcie. Ja tylko robić Karte. Schone karte. Himmelskarte najpiękniejsze. Wenn du kommst w nocy, to wam pokazać. Blisko Mitternacht, ale to etwas niebezpieczeństwo. Wy zdecydujcie, a teraz auf wiedersehen - powiedział im na odchodne.
Bękart ironicznie wykrzywił usta.
- Cóż niebezpiecznego w mapach nieba? I czemu mistrzu teraz pokazać ich nie możesz? Jam bardzo ich ciekaw. Kunszt docenić potrafię.
Staruszek zmarszczył ponuro brwi.
- Auf wiedersehen - powtórzył z naciskiem, a Alex poczuł jak żona delikatnie ciągnie go za rękę ku wyjściu. Dostali wskazówkę, choć pewnie też mogli w ten sposób pakować się w kłopoty.
Alexander nie drążył dłużej.
Wyszli.

- Ech, jak pakowanie się smokowi w paszczę - zamarudził, gdy szli wiedeńską uliczką oddalając się od kamienicy i mieszczącej się w niej pracowni.
- W sumie czego się spodziewałeś? - Aila delikatnie wsparła się na jego ramieniu i pełnym elegancji krokiem spacerowała u boku męża. Prawdopodobnie długo musiała ćwiczyć, by teraz chodzić w ten sposób z pozorną naturalnością. - Sami chcieliśmy rozmawiać z przełożonymi Merlina. Można się domyślić, azali to nie będą zwykli śmiertelnicy.
- Miałem nadzieję, że jeżeli nic nie wskóramy tu, czego można się było spodziewać… Każą nas śledzić, zbiorą o nas wieści - wzruszył ramionami - w końcu wyślą kogoś na rozmowę. Niekoniecznie nieumarłego. - Skrzywił się. - Tu zaś polecono nam przyjść nocą, jakby celowali w szybką konfrontację. Byśmy przyszli do nich, by mogli wyciągnąć z nas wszystko i zdecydować co z nami uczynić.
Aila zasępiła się.
- Na to wychodzi - powiedziała, po czym dodała: - Możemy nie przychodzić... tylko nie wiadomo czy to nie zaprzepaści naszej szansy całkiem.
- Może… - Alexander pokręcił dyskretnie głową. - Co Ty na to by skorzystać z okazji i pozwiedzać cesarską stolicę? Zobaczymy ile przy tym wytrzyma ten pulchny młodzik nieudolnie kryjący się podczas śledzenia nas.
Aila zachichotała.
- Miałam ci to samo zaproponować. - Wtuliła się w jego ramię - Nigdy wcześniej tak nie spacerowaliśmy... to aż niezwykłe, prawda?
- Nie było okazji - Uśmiechnął się. - Czas to nadrobić…


Spacer zapowiadał się tak dobrze....
Jak to się mogło tak skończyć?

Alexander sam nie wiedział, jak do tego doszło, ale to był jakiś... koszmar! Jak długo można oglądać materiały na suknie?! Aila stała i szczebiotała radośnie przy straganie nowo powstałego targu suknem, mieszczącego się w dawniej należącym do szpitala miejskiego budynku zwanego Leinwandhaus. A to był zaledwie jeden stragan! Trzeci, który zobaczyli, zaś przed nimi... jeszcze kilkadziesiąt podobnych.
Bękart wstrzymał krok i przeżegnał się w duchu. Spojrzał ukradkiem na minę żony, na której twarzy jawiło się podekscytowanie. Przez chwilę zastanowił się, czy nie wolałby jednak wampirów…
Uśmiechnął się blado i dał się pociągnąć w ten wir szaleństwa. Na szczęście dla niego tu też coś się znalazło. Widząc znamienicie ubranego pana (jak na ocenę zwykłego kupca), raz po raz ktoś zapraszał Alexandra do degustacji ważonego w tawernie obok piwa zwanego “leiwandbier”, toteż wkrótce Aila była pijana ze szczęścia z powodu różnorodności oferowanych materiałów, a jej mąż... był pijany dosłownie. Może nie jakoś mocno, ale podchmielony to już zdecydowanie. Ile wychylił tych kufli, podczas gdy Aila podziwiała sukna i tkaniny ciężko zliczyć było, tedy dopiero po jakimś czasie zauważyła przytomniej, że małżonek idąc za nią uśmiecha się błogo i chwieje leciutko, przyjmując kolejny kufel od przedsiębiorczego chłopca donszącego piwo z pobliskiej tawerny.

[MEDIA]https://i.imgur.com/jSDC2w8.jpg[/MEDIA]

Szlachcianka zmarszczyła swój śliczny nosek i zatrzymała się, podpierając pod boki jak na prawdziwą żonę przystało.
- Które to? - zapytała, przyglądając mu się oceniająco.
- Nie liczyłem… tedy jak powiem, że drugie to kłamstwem to nie będzie… - Uciekł wzrokiem. - Eeeee, chyba.
- Alex! - podeszła do niego i pod ramię złapała. Po chwili jednak po trunek z jego ręki sięgnęła i upiła odrobinę pienistego płynu. - Mmm dobre... - powiedziała, lecz szybko się pomiarkowała. - Nie powinieneś przed wieczorem...
- Do wieczora niedaleko… - Machnął ręką. - Ot… - Zastanowił się jak wytłumaczyć zachlewanie się piwem, by przetrwać tę drogę sukienniczo-krzyżową, a nie uczynić jej przykrości. - To dla kurażu! - rzekł z przekonaniem.
Westchnęła i zaczęła go prowadzić w stronę wyjścia.
- Jeśli przetrwamy wieczór, wrócę tu koniecznie - zagroziła.
- Dobrze. Z Urszulą i Aliną… - Rycerz wyobraził sobie ten pisk, zaaferowanie i burzę emocji sióstr, w której centrum będzie Aila, a potem pomyślał o swojej kiesie. Przestraszył się tych myśli bardziej niż tego co mogło czekać ich w nocy.
- Chodźmy kochana, całe miasto przed nami… - rzekł przełykając nerwowo ślinę.
A nieświadoma jego myśli Aila wtuliła się czule w ramię małżonka.
- To gdzie teraz?
- Może katedra świętego Stefana? - spytał podchmielonym tonem. - Podobno piękna, a i ołtarz jak słyszałem cudnej roboty.
- Nie wiedziałam, że interesujesz się sztuką sakralną, miły...
- Ja też nie… ot tak słyszałem, że widok piękny. - Alexander chętnie poszedłby pozwiedzać piekło, byleby wyrwać ją z tego miejsca.
- Przy tobie na pewno nudzić się nie będę - Aili zebrało się na lekką ckliwość, bo mocno pod ramię trzymała. Za mocno jak na zwykły niedzielny spacer. Bo choć zachowywali się normalnie i dniem starali cieszyć, z każdą chwilą noc była bliżej, a wraz z nią nieznane i... gdzieś tam oboje musieli zadawać sobie pytanie, czy to nie ostatni ich słoneczny dzień na tym padole.

Krążyli tak po mieście bez specjalnego celu, aż zgłodnieli i w karczmie zwącej się “Schone Dame” wypadła im wieczerza, a po niej najęli alkierz bo zmęczeni kapkę (Alex wiedeńskim piwem mocniej) i syci posiłkiem zdrzemnąć się chcieli, przed spodziewanym spotkaniem.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline