Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2017, 19:07   #46
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Kwadrans później do kuchni wróciła Liz odkręcona w przykrótki ręcznik, ciągnąca za sobą pasmo wody. Omiotła zamglonym spojrzeniem Ann, Howl i Billa by zapytać bliżej nieokreśloną osobę:
- Namalujesz mi kreski? - Otwarła na oścież lodówkę i chwilę analizowała co jest warte przywłaszczenia. Ostatecznie postawiła na piwo w oszronionej butelce.
- Eee… kreski? - zapytał Rebel Yell nie do końca mając pojęcie o co Liz chodzi.
- Kocie - Liz wywróciła oczami jakby musiała tłumaczyć najoczywistszą oczywistosc. - Czasem się maluję. Rzadko, bo natura obdarzyła mnie na tyle hojnie, ze nie trzeba jej poprawiać. Ale koncert to pewien rytuał.
- Nie jestem pewien na czym to malowanie polega. I gdzie ci je malować. Ale…- rozejrzał się dookoła i wzruszył ramionami.- Na razie nie mam i tak nic do roboty, chyba że wolisz zatrudnić dziewczyny.
- Ja mogę. - Howl uniosła rękę. W tym o dziwo była całkiem niezła, co nieraz miała okazję zaprezentować. - I bardzo chętnie przyjmę podobną przysługę jebnięcia mi czegoś na ryja. Znaczy, na oczy. Byle spoko wyglądało. Ej, w sumie gdzie jest Chris? Myślicie że ogarnął jak pisałam na czacie że na 19 wszyscy się tam mają stawić? Ja pierdolę. - Westchnęła. - Wiem że poranek był ciężki dla większości, ale jednak ogar nie jest w nas silny. Może rzeczywiście manager by się nam przydał?
- Panikujesz jak stara baba - Liz przytargała krzesło obok Howl, wcisnęła jej w rękę eyeliner i rozsiadła się popijając piwko. - Tylko jaskółki mi zrób. Symetryczne. Bill, ty właściwie też mógłbyś się załapać. Kreski w oczach to unisex i klasyka.
- Czemu nie…- wzruszył ramionami Rebel Yell siadając obok. - I tak nie mam żadnej randki w planach.
- Bowie, Jagger, Osbourne… - wyliczała dalej nakręcona Liz. - Alice, kurwa, Cooper. Wypacykowani jak panienki na wybory miss. Tylko gustowniej. Z pazurem.
- Bowie… to był ktoś. Jagger miał charyzmę… Pozostali dwaj…- zaśmiał się cicho Billy.- Trochę za bardzo showmani. Ale ok… oddaję się w wasze rączki.
- A propos oddawania w rączki… - Liz zerknęła na niego z ukosa. - Dasz mi jeszcze kreskę tego koksu, zaraz przed? Nie chcę grać na zjeździe.
- A nie odpali ci podczas koncertu? - zapytał ostrożnie Rebel Yell. - Ekstrema w drugą stronę też będzie zła.
- Masz rację. Lepiej żebym słaniała się z nóg i zaczęła trząść - odparła z przekąsem. - Kurwa, Bill, jestem nabuzowana od dwóch dni. Jak to zacznie ze mnie schodzić to z przytupem.
- No dobra… niech będzie przed. - zgodził się z nią Billy po krótkim zastanowieniu.
Howl wypróbowała eyeliner na ręce kilkoma wprawnymi ruchami i rozpoczęła proces wymagający dość sporej precyzji. Na szczęście tej jej w rękach nie brakowało.
- Kiedyś to nawet ochrzcili man-liner, żeby faceci się nie wstydzili kupować i używać. - Wysunęła lekko język i podparła sobie lewą rękę na nadgarstku prawej. - W sumie myślę żeby sobie sprawić takie cudo jak Anastazja ma, ale potem myślę no kurwa po co. I nie panikuję, Liz, to mnie uspokaja, jeśli jeszcze nie zauważyłaś. Każdy ma swoje sposoby.
- To jakie są twoje? - wymamrotała Liz ostrożnie by się nie poruszyć. - Żeby się nie nakręcać?
- Porządkowanie chaosu, kurwa. - Howl odsunęła się kawałek i oceniła wstępnie swoje powstające dzieło. - Sprawianie że wszystkie jebane puzelki zaczynają się powoli składać. To tak samo jak komponowanie. Na początku masz jakiś szczątek, trochę hałasów we własnym łbie, które potrzebują struktury. A właśnie, Billy, te kawałki co mi chodzą po głowie to są też melodie. Nie wiem czy mogę pracować nad nimi dalej czy chcesz już w trakcie brać udział.
- Podrzuć… co uznasz za warte podrzucenia. Jeśli wolisz solo układać nutki, to ja to rozumiem. Jedna z rzeczy które mnie kręcą. - stwierdził ciepłym tonem Rebel Yell, w którego to sercu muzyk i kompozytor toczyli wieczną walkę o przywództwo.
- Juuuuuż? - przerwała im Liz, która zaczynała się niecierpliwić. - Ludzie na koksie nie są stworzeni do siedzenia.
- Zawsze możesz się wypiąć, skarbie. - powiedziała de Sade, zbierając się do wyjścia - No to do wieczorka. - Machnęła wesoło ręką i skierowała się do wyjścia.
- Do wieczorka. - stwierdził Billy.
- Cytujesz swojego proktologa? - odkrzyknęła rozbawiona Liz. - Grzej nam miejsca!
- Jak sama wszystko złożę, to będzie… - Howl dokonała ostatnich poprawek u Liz i przeniosła się do Billy’ego. - Zamknięte. Moje. Jak się włączysz w trakcie to będzie nasze wspólne. Generalnie nie mam problemu z pisaniem dla nas pod nasz obecny… - Szukała słowa. - Feel. Ale pamiętasz, jak gadaliśmy w wozie w drodze do Simona? Chciałabym żebyśmy eksplorowali nowe tereny.
- Zrobisz próbkę… zrobimy kawałek i zagramy. Najlepiej eksplorować nowe tereny na przykładach. Myślę, że tak do trzeciej płyty… będziemy mieli już wykrystalizowany styl. - ocenił sytuację Rebel Yell posłusznie poddając się pieszczocie “pędzelka”.
Liz wstała z miejsca, wygładziła dłońmi mokre włosy.
- Dzięki - obejrzała w lustrze efekt pracy Howl. - Bez zastrzeżeń. To ja... coś na siebie wrzucę i jedziemy?
Dopiła naprędce piwo, nerwowym ruchem sprawdziła holo. Była tam świeża wiadomość od Johna: “Tylko nie mów, że spaliłaś mi chałupę. A tak serio, co się dzieje?”
- Ano.. bierzmy się do roboty. Jak tylko skończysz Howl. - zadecydował Rebel Yell.
- Nie pogania się artysty przy pracy. - Howl znów odsunęła się trochę żeby ocenić efekty. - Co to jest do cholery wykrystalizowany styl? Nie wierzę coś takiego jak niezmienność. Chodzi mi o to, że mogę nas potraktować jak każdego innego… Klienta, z braku lepszego słowa, który przychodzi i chce kawałek. Albo zdać się na ciebie i cośtam sobie skrobać na boku. Albo możemy ramię w ramię. Nie jestem pojedyńczo głosem zespołu. A nie chcę za bardzo się pchać w cudze buty niechciana. Dobra, gotowe. - Westchnęła i oddała Liz eyeliner. - Ładujmy ten pierdolnik.
Liz wbiła coś w holo, zaklęła paskudnie pod nosem i bezwiednie zgarnęła kredkę.
- Idę się ubrać - humor jej widocznie siadł, co zaakcentowało pierdolnięcie przesuwnych drzwi nadwozia vana, czyli drzwi jej “pokoju”.
Zaś Rebel Yell zwrócił się do Howl. - To nie chodzi o niezmienność, ale dotarcie się członków bandu i wykrystalizowanie… no… jakieś wspólnego kierunku, w którym nasza muzyka będzie podążać i ewoluować.
- Można i tak. - Howl wzruszyła ramionami. Spojrzała z troską za Liz. - A czasem można zrobić jakąś ciekawą voltę. Dobra. - Sprawdziła godzinę, była 16ta. Ściągnęła kurtkę dla wygody i wykonała gest zakasywania rękawów. - Zaczynamy od najbardziej chujowej rzeczy, jaką jest zawsze pakowanie bębnów Chrisa, czy najpierw selfiaczek dla fanów?

Liz zniknęła we wnętrzu vana, trzasnęły przesuwne drzwi. Wstukała zwrotnego texta.
Liz: Przetrząsnęłam ci mieszkanie. Teraz mi głupio ale to było, kurwa, silniejsze ode mnie.
John: Pogadamy o tym jutro, teraz naprawdę jestem bardzo zajęty.
Liz: Jak chcesz. Zdjęcia i obrączkę zostawiłam na blacie w kuchni. Uznałam, że odkładanie ich na miejsce zakrawa na zacieranie śladów.
Na to już nie odpisał ani słowem.
 
liliel jest offline