Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2017, 20:25   #48
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Głupia automatyczna taksówka oczywiście musiała władować się w jakiś korek. Miało to swoje plusy, bo zdążyła ogarnąć internety. Gęba ucieszyła jej się szczerze, gdy zobaczyła, że Howl polubiła i skomentowała jej status o koncercie w Niewidzialnym. Napisała też do niej ze swojego prywatnego konta.
Cytat:
Howl:Hej, dzięki za update. <3 Powiedz czy oni ci powiedzieli jaka będzie dzisiejsza miejscówka? Jakby co to pamiętaj że jest megaściśle tajna i możesz ją podawać tylko na privie, nie na FP. Robimy szum, oby był ogień!
Rosalie: Info o miejscu mam dostać później od Chrisa. Zupełnie nie wiem dlaczego nie chcieli mi powiedzieć rano przecież bym nie wygadała. Aha, pożyczyłam twój t-shirt. Oddam.
Howl: Może jakieś nieporozumienie, wychodzi na to że Billowi się trochę zapomniało pewne rzeczy przekazać. Nie możemy tylko pisać gdzie gramy na stronie / fp czy gdziekolwiek publicznie, wszystko się rozchodzi prywatnymi kanałami. Niewidzialny dziś będzie na stacji Glen Park, nasz koncert zaczyna się o 23. Jakby ktoś o to pytał to jasne że podawaj na privie info, o to chodzi żeby ludzie się dowiedzieli Który t-shirt? Raczej są za małe wszystkie na ciebie
Faktycznie był trochę przyciasny, zwłaszcza w biuście, ale miał tą niepodważalną zaletę, że nie był uwalony sosem i nie śmierdział.
Cytat:
Rosalie: Ten z napisem <UNFUCK THE WORLD>, zajebisty. I hej, nie jestem gruba
Rosalie: aha, duże zainteresowanie koncertem, mnóstwo ludzi pyta gdzie gracie. Już nie mogą się doczekać!
Utkwienie w korku miało też minusy, panikowała, że nie zdąży do pracy. Rosalie dotarła na miejsce trzy minuty po czasie, wyskakując na ruchliwym skrzyżowaniu Castro i Market street, gdzie mieściło się WildLook barb&ink Studio. Na szczęście właściciela jeszcze nie było a kierownikiem salonu był Kirk, dobry przyjaciel, który załatwił jej tą pracę. Sam był fryzjerem i perukarzem. I gejem przy okazji. Nie od dziś wiadomo, że geje są najlepszymi przyjaciółmi dla kobiet, bo raz że znają się na facetach i mogą coś doradzić to sami nie liczą na nic po kryjomu. Klientów akurat nie było. Kirk przywitał się z Rosalie zwyczajowym cmoknięciem w policzek, po czym skrzywił i odsunął.
- Uuu, Rosie, tylko nie chuchaj szefowi w twarz jak przyjdzie! - zaśmiał się. - Jedzie od ciebie jak z gorzelni. Weź sobie z szafki miętową gumę i mojego energetyka z lodówki.
- Aż tak źle? - skrzywiła się robiąc przepraszająco przerażoną minę. Szybko jednak jej twarz przybrała inny wyraz. - Ale kurwa było warto, nie zgadniesz z kim wczoraj piłam - wyszczerzyła się w euforycznym uśmiechu.
- Zgadnę, oznaczyli cię na zdjęciu - mrugnął okiem. - Dziś pewnie idziesz do Niewidzialnego? Mogę się z tobą zabrać? I z paroma znajomymi?
- A co to ja imprezę organizuję, że pytasz czy możesz się zabrać? - spojrzała na niego lekko zdziwiona, po czym szybko zerknęła do telefonu. Jakimś cudem zdjęcie jej umknęło. - Jakie schlane ryje - zaśmiała się szczerze - wrzucam na fanpejdża.

Cytat:
Howl: Nie jesteś gruba, jesteś zajebista ale ja nie mam cycków Co bywa zajebiste bo kupowanie ubrań dla facetów = niższe ceny. Jak chcesz to zatrzymaj ciuch! Wbijesz do nas wcześniej? W sumie bym miała jedną sprawę. I jakbyś była tak kochana żeby poodpisywać ludziom którzy pytają to byłoby super
A! Właśnie! Tylko jakby ktoś pytał o Alamo to ignoruj.“
Rosalie:Odpisuję ile mogę. Zaczynam dziś oficjalnie nową robotę więc mogę mieć ograniczony czas na ogarnianie fanpejdża, ale spoko, dam radę Nie mam dziś za dużo pracy, powinnam dotrzeć do was wcześniej.
- Ok, gdzie masz tego energetyka? - spytała.
- W lodówce, mówiłem przed chwilą - uśmiechnął się trochę złośliwie. - Jesteś jeszcze trochę nawalona, co?
- Nawalona? No w życiu - puściła mu oczko.
- No i dla mnie to raczej oczywiste, że widzimy się dziś w Niewidzialnym. Tylko nie wiem czy zdążę jakąś dobrą stylówkę ogarnąć - zrobiła smutną minkę. - Pożyczysz mi jakąś perukę? Tą z niebieskich dredów na przykład - uśmiechnęła się uroczo.
- Perukę, tobie? - zdziwił się Kris. - Wiedźmince? Nie no, spoko. Blue dredy są faktycznie freaky i nawet będą ci pasowały. A te no… imprezy z gwiazdami rocka są faktycznie tak odjechane jak mówią?
- Znaczy pożyczysz? Kochany jesteś! - powiedziała nie czekając na odpowiedź kumpla. Wypiła kilka łyków zimnego napoju. - Nooo, była miazga - przyznała a uśmiech nie znikał jej z twarzy. - Ale powiem ci jedno - zrobiła znaczącą przerwę - nigdy nie pozwól żeby zrobili z ciebie stół do jedzenia pizzy.

Cytat:
Howl:Nowa praca? Super! Gdzie? Ctrl-C Ctrl-V twoim przyjacielem
Rosalie:Tam, gdzie gadałyśmy o twoim tatuażu. Zdygałaś? Jeszcze cię namówię ^^
Howl:Taa, wracam do tego pomysłu. W sumie już się zdecydowałam że robię ale nie wiem co chcę robić! Jakieś pomysły? Na klacie ma być.
Rosalie: Pogadamy o tym przy oględzinach klaty
Howl: Może coś takiego. jak mówiłam to ma być cover up na bliznę
Rosalie: Mrauuu myślę, że się dogadamy.
- Oook - prychnął. - Aż boję się pytać. - Przerwał, bo do salonu weszła Murzynka z wielkim afro. - Mam klientkę. Dzień dobry! - Poszedł ją przywitać.

Rosalie zerknęła na wyświetlacz na ścianie. Miała pierwszego planowego klienta do dziarania umówionego na dwunastą, więc miała jeszcze czas, żeby się ogarnąć. Zdążyła wypić energetyka, pożuć gumę i poprawić makijaż nim przyszedł Steve. Właściciel salonu był starszym gejem, i był całkiem sympatyczny, ale szef to jednak szef. Rosalie natychmiast zaczęła udawać zajętą przygotowywaniem stanowiska pracy.
- Rosalie! - szef uśmiechnął się na jej widok. - No, dziś twój wielki dzień, co? Kirk mówił, że sprawujesz się na pięć. - zbliżył się niepokojąco blisko jej ziejącego przetrawioną gorzałą oddechu.
Dziewczyna cofnęła się minimalnie uśmiechnęła się delikatnie, trochę nieśmiało. To był celowy zabieg, zaciśnięte usta, wstrzymany oddech, byle tylko nie zionąc mu na dzień dobry aromatem żula, który miała nadzieję, został trochę zamaskowany mocno miętowymi gumami, których kilka zdążyła szybko przeżuć.
- Na pewno pana nie zawiodę - powiedziała w końcu. Z jej głosu i postawy ciała dało się wyczytać, że jest pewna tego, co mówi.
- Sprawdzę jeszcze twoją umowę - rzekł Steve. - Ale zanim ją podpiszemy chciałbym jeszcze sam popatrzeć jak zajmujesz się klientem. Przez kamerkę, ma się rozumieć - wskazał na oko kamery w boxie pracowni tatuażu i poszedł do kantorku. Rzadko bywał w salonie, miał ich zresztą kilka. Na co dzień zajmował się pewnie pływaniem jachtami i innym czynnościom jakie praktykowali bogaci ludzie.
Klient zjawił się chwilę potem. Był to młody, krótko ostrzyżony Azjata o nieco tępym wyrazie twarzy. Po powitaniu zasiadł w fotelu i pokazał Rosalie w czym problem. Na bicepsie miał wytatuowane imię Olivia wraz z kwiatem róży.
- No ładne - powiedział. - Tyle, że zerwałem z Olivią, no. Głupia p… przepraszam. A dzisiaj mam randkę z inną laską i muszę coś z tym zrobić. Wymyśli coś pani, nie?
- Ale nie zmieniamy na imię nowej laski? - zażartowała przyglądając się tatuażowi.
- Nie, nie, nigdy więcej. Po pijaku to sobie zrobiłem, idiota.
- Nie zdążymy zrobić nowego projektu, więc trzeba będzie wybrać coś z moich gotowych szkiców. Ma pan jakiś pomysł na to ramię, wizję? - spytała siadając na obrotowym taborecie.
- Byle zniknęła z niego ta ździra Olivia - odpowiedział. - Albo zmieniła się w co innego. Kwiaty mogą zostać. Nie mam czasu i kasy na usuwanie. Wymyśli pani coś.
Laserowe usuwanie tatuaży było całkiem skuteczne (Rosalie zdarzało się już usuwać różne dziwne rzeczy) ale wymagało kilku zabiegów w sporych odstępach czasu. Po pierwszym niechciany tatuaż był jeszcze całkiem wyraźny. Metoda chirurgiczna była z kolei droga i skomplikowana, w WildLook jej nie stosowali.
- Jasne, że wymyślę, ale musisz mi powiedzieć co lubisz. Możemy zasłonić to innym napisem, zwierzęciem, instrumentem? - rzucała pomysłami mimowolnie pzrechodząc z klientem na ty . - Pistoletami? Kojarzysz taką starą kapelę Guns N’ Roses? - pytająco uniosła brwi. - Głosie, puść coś Gunsów.
- Nie znam - pokręcił głową Azjata, gdy głos puścił Paradise City. Ale gdy Duch wyświetlił na projektorze logo kapeli oporny klient pokiwał głową. - A obrazek skądś kojarzę. Może być coś w ten deseń. Spluwa, no - ucieszył gębę.
- Czyli zasłaniamy Olivię spluwą - uśmiechnęła się - całkiem to symboliczne, co?
Sięgnęła po tablet, by po chwili pokazać Azjacie zdjęcie.
- To jakiś czas temu zrobiłam. Spluwa w takim stylu ci odpowiada? Kwiatów bym nie ruszała, napis zasłoniła pistoletem i zrobiła lekkie cieniowanie żeby osłonić ozdobniki wychodzące z liter. Hm, to jak?
- Fajna, taka retro - pokiwał głową. - Czekaj chwilę. - Poklikał chwilę w widzialny tylko dla niego obraz z e-glasów. - No, ta panna co się z nią umówiłem ma polubiony kawałek tych Rose&Gunsów - wyszczerzył się. - Robimy!
- Ha, patrz jak trafiłam! - była z siebie wyraźnie zadowolona. - Ale dzisiaj chyba się dziarą nie pochwalisz, wiesz, trzeba jej będzie dać kilka dni na wygojenie.
- No trudno, cyknę fotę przed opatrzeniem. I tak będzie dobry lans.
- Siadaj wygodnie i bierzemy się do roboty - powiedziała szykując sprzęt. - Spędzimy ze sobą trochę czasu. Mogę wybrać muzę czy masz jakieś specjalne życzenia? - spytała zakładając rękawiczki.
- Daj tych Rose&Gunsów, muszę trochę zaszpanować, że znam.
- Mówisz masz. Głosie, dawaj playlistę z największymi hitami - zarządziła i zabrała się do roboty.

Praca zajęła jej prawie dwie godziny, bo na kacu jakoś tak wszystko szło wolniej. Pierwsze pół godziny zeszło na projektowanie. Nałożyła w e-glasach hologram pistoletu na ramię Azjaty, a potem wzięła się za kłucie. Na szczęście szybko udało jej się opanować lekkie kacowe drżenie rąk i Rosalie była zadowolona z końcowego efektu. A co najważniejsze zadowolony był klient. Zapłacił, podziękował i wyszedł a chwilę później Rosalie wezwał szef.

Jak zaczarowana patrzyła na wyświetlony jej artefakt tych czasów, holograficzny dokument z tytułem: “Umowa o Pracę”. Te magiczne słowa poza korporacjami mało kto oglądał. Płaca nie była jakaś imponująca: 1800 Eurodolarów na rękę miesięcznie, podobną sumę wyciągała na rurze, ale praca w salonie była jednak sporo ambitniejszym i rozwojowym zajęciem. I niezależnym od przemijającej przecież urody, choć tym Rosalie akurat jeszcze zupełnie się nie przejmowała.

Szef podał jej elektroniczny marker, żeby złożyła podpis, po czym uścisnął jej dłoń.
- Gratuluję - powiedział z uśmiechem. - Witaj w zespole, Rosie.
- Dzięki szefie - odwzajemniła uśmiech. - Bardzo się cieszę z tej pracy - powiedziała podrygując z nogi na nogę, nie próbowała nawet ukryć radości.
- Widzę, że się cieszysz - roześmiał się, przesyłając jej kopię umowy. - No i dobrze, zadowolony pracownik to dobry pracownik. Ja uciekam, miłego dnia Rosalie.
Gdy wyszedł przeczytała drugi raz umowę. Było tam nawet coś takiego jak urlop!

Niedługo potem do salonu przyszła Arwanee Rujiangkool, druga tatuażystka, Tajka z wielokolorowymi dredami i o egzotycznej urodzie. I zarazem była Chrisa oraz matka jego trzyletniej córki. Zwykle pracowały na różne zmiany, poza porami kiedy był większy ruch, jak piątkowe popołudnia.
- Gratki Rosie! - uśmiechnęła się. - No, odetchnęłam z ulgą, że Steve cię zatrudnił, bo sama tu miałam straszny zapierdziel. Widziałam, że dobra imprezka z zespołem. Chris miał dzisiaj odwiedzić małą, ale chyba się nie zjawi, za to pyta czy będę na koncercie.
Z tego co Rosalie wiedziała, Arwanee rozstała się z perkusistą, bo ten kompletnie nie sprostał byciu odpowiedzialnym ojcem. Rzucił wtedy pracę grafika w korpo i zamiast się ogarnąć wpadł w ciąg imprez. Coś o takich sytuacjach wiedziała. - Wieczny chłopiec - westchnęła Arwanee.
- A będziesz na koncercie? Kirk też idzie. Można by opić moją umowę.
- Chętnie, ale nie wiem czy dam radę. Chris chyba czasem zapomina, że mamy dziecko. Jak ogarnę, żeby Ted - wymieniła imię swojego obecnego faceta - zajął się małą to wpadnę na trochę.
- Dzieci - powiedziała z westchnieniem. - Podziwiam, że to wszystko jakoś ogarniasz.
- Ledwo ledwo - pokręciła głową Arwanee. - Ale trzeba ogarniać, bo jak inaczej?
Zadzwonił dzwonek przy drzwiach i do salonu wszedł kolejny klient Rosalie, więc musiała się nim zająć. Reszta dnia w salonie upłynęła dość spokojnie i tatuażystka wpadła w rytm pracy. Udało jej się nawet zjeść obiad. A o 19 wyszła i złapała autobus do Design District.


Słońce chyliło się ku zachodowi gdy dotarła do Insomni - po raz ostatni w życiu i tylko po motocykl, który został na parkingu za klubem. Rosalie musiała jednak wejść do środka, po kask zostawiony w garderobie. Drzwi od zaplecza były otwarte, podobnie jak garderoba, ale Rudej Mery ani żadnej z innych dziewczyn akurat nie było. Rosalie zgarnęła kask i parę swoich rzeczy, których nie zdążyła zabrać wczoraj i ruszyła do wyjścia. W drzwiach stał jednak, zagradzając jej drogę, młody mężczyzna z puszką piwa i tlącym się papierosem w dłoniach. Ubrany był w dresowy kombinezon, z widocznymi, wystającymi z niego wszczepami. Stylówa Bezbolesnych. Rosalie wiedziała, że to oni kręcą tym interesem.
- Słyszałem, że już nie będziesz tu tańczyć, mała - ganger lustrował ją spojrzeniem. - Szkoda. Mamy nadzieję, że nie nagadałaś nic glinom. Bo jeśli dowiemy się, że nagadałaś to… - przejechał palcem po szyi.
Zaklęła w myślach. Zrobiło jej się gorąco, choć jeszcze kilka minut temu myślała, że goręcej niż tego dnia już chyba być nie może. - Glinom? Co niby miałabym nagadać? - spytała naiwnie robiąc niewinną, zdezorientowaną minkę, taką, która zwykle działa.
- Nic, tak tylko ostrzegam przyjacielsko, na wypadek, gdybyś miała wścibski nosek i za długi język. Rozumiemy się?
- Dzięki za ostrzeżenie - powiedziała i skinęła głową w bok dając tym samym do zrozumienia, że chciałaby wyjść.
- Nie ma za co - uśmiechnął się paskudnie. - Zmykaj, mała.
Przepuścił ją, ale na odchodne klepnął w tyłek.
- Nie zareagowała. Zagryzła zęby, założyła kask i szybkim krokiem ruszyła w stronę motoru. I tak nie mogłaby nic zrobić.
Zadowolony z siebie ganger patrzył jak odjeżdża.

Było przed 20, więc miała jeszcze czas by zahaczyć o Alamo i się przebrać. Motocykle nie miały autopilota, więc musiała dotrzeć do Niewidzialnego Klubu inaczej, albo nie pić, co w towarzystwie kapeli było niewykonalne. Na szczęście Kirk zaproponował w sms-ie, że może ją zabrać swoim autem.
Odpisała, że chętnie się z nim zabierze, i żeby pamiętał o peruce.
Miała chwilę żeby ogarnąć się przed wyjściem.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline