Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2017, 20:29   #35
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Aila obudziła się pierwsza.
Usiadła na łóżku i odruchowo spojrzała przez okno.
Zbladła.
- Alex... - delikatnie trąciła mężczyznę dłonią - Alex... już ciemno. - powiedziała cicho.
- Tedy śpijmy do rana… - wymamrotał nie do końca rozbudzony.
- Alex... musimy tam iść - powiedziała, przełykając ślinę.
Westchnął i otworzył oczy.
Chwilę patrzył przed siebie.
- Musimy - powiedział wstając nienazbyt chętnie, aby zebrać swoje rzeczy.
Szlachcianka pogładziła go po ramieniu, jakby chciała dodać mu otuchy, po czym sama zaczęła szykować się do wyjścia. Nagle stanęła na środku izby.
- Miecz... nie mam miecza... - powiedziała z jękiem rozpaczy.
- Ciiii… - Objął ją. - Idziemy w miejsce które wybrali. Są przygotowani. Miecz nic by nie zmienił.
Skinęła głową, lecz minę miała od tej pory jeszcze bardziej nietęgą.
- Spójrz na to tak, kochana. Przynajmniej się spodziewamy… - rzekł gdy wychodzili z izby. - W przypadku Marcusa… nie znalibyśmy której nocy zechce nas zabić, ni jej pory. - Uścisnął jej dłoń.
- No i jesteśmy razem... - powiedziała cicho - Teraz nie żałuję, choć wiem, że też cię narażam.

Tym razem spacer nie miał w sobie ani odrobiny romantyzmu. Nawet świecący jasno księżyc nad miastem wydawał się bardziej blady i upiorny niż zazwyczaj. Aila szła u boku Alexandra, wtulona w jego ramię. Milczała przez całą drogę, bo i o czym mieli mówić? Nie wiedzieli co ich czeka. Wiedzieli tylko, że muszą zaryzykować spotkanie z przełożonymi Merlina.

Było blisko północy, toteż ulice Wiednia były wyludnione, ale w takim mieście nie oznaczało to całkowitej pustki. Gdzieś obok przejechał jakiś powóz, kiedy indziej minął ich przechodzień. Raz trafili na grupkę śpiewających flisaków, ale i oni po kilku całkiem pozytywnych w swej wulgarności uwagach na temat wyglądu małżonki Alexandra również zniknęli im z oczu.

Docierając do uliczki, gdzie mieściła się pracownia kartografa, małżonkowie szli zupełnie sami. Odgłos ich kroków odbijał się od ścian parterów i podsieni kamienic - teraz opustoszałych, bo większość z nich służyła za sklepy i pracownie ludziom, którzy wieczorem udali się do swoich mieszkań zazwyczaj mieszczących się na piętrach tych samych budynków.
Wokół panowała więc względna cisza i chyba to dlatego Aila mocniej ścisnęła ramię męża, gdy usłyszeli odgłosy końskich kopyt uderzających o bruk za zakrętem. Po chwili z mroku wyłonił się czarny powóz, którego stangret siedział tak głęboko pod zadaszeniem, że praktycznie nie był widoczny.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/e1/3a/33/e13a33b7b92cf2f4277264987066206c.jpg[/MEDIA]

Gdy zrównał się ze spacerującą parą, widzieli tylko jego sylwetkę i błysk oczu spod kapelusza. Co więcej, koń zatrzymał się.
- Państwo na oglądanie mapy nieba? - zapytał skryty w cieniu powozu stangret jakimś dziwnie syczącym głosem.
- Tak - odparł enigmatycznie Alexander. Spiął się i spojrzał na małżonkę, która przełknęła nerwowo ślinę, ale lekko skinęła głową.
- Więc zapraszam... - powiedział stangret, a drzwiczki powozu otworzyły się same. Młoda szlachcianka przełknęła ślinę raz jeszcze i powoli zaczęła wsiadać. Alexander podążył za nią wciąż spięty.

Wyjechali z Wiednia przez bramy, które winny być zamknięte, a nie zwolnili nawet aby woźnica rozmówił się ze strażą w kwestii chęci wyjazdu z miasta. Jechali przy tym szybko, jakby powożący nie żałował konia wiedząc iż cel wyprawy jest całkiem blisko.
Małżeństwo milczało przez cały czas. Siedzieli obok siebie, a Alexander obejmował Ailę chcąc dodać jej otuchy. Nie mówili o niczym tak jak podczas drogi pod kamienicę z pracownią kartografa, bo i po co mieliby wzmacniać swe obawy wobec ryzykownego kroku na jaki się pokusili? Nie mówili też o rzeczach przyjemnych, bo byłoby to oszukiwanie siebie. Wszak oboje myśleli tylko o tym co przyniesie ta noc.
Jak się skończy.

Nie było jednak blisko. Czas dłużył się niemiłosiernie i mogliby przysiąc, że zaraz wstanie świt, choć bardziej trzeźwe myśli skłaniały się ku godzinie, a może dwóm, albo trzem? Tak szybka jazda powozem zaprzężonym przez jednego konia po nocy, zapewne skończyłaby się wywróceniem bryczki, lub zagonieniem zwierzęcia na śmierć, trakt musiał być zatem dobry, stangret nieźle widzieć w ciemności, a koń być niesamowicie wytrzymały.

W końcu, przez okno w świetle księżyca zobaczyli zamek.

[MEDIA]http://www.steffal.at/bilder_foto/gross/Burg%20Kreuzenstein%202.jpg[/MEDIA]

Powozem zatrzęsło, gdy wjechał na kocie łby dziedzińca.
Zatrzymał się kilka chwil później i usłyszeli jak stangret zeskakuje z kozła.
Drzwiczki otworzyły się.

Aila wzięła głęboki wdech i wyszła na zewnątrz po malutkich schodkach. Rozejrzała się.
- Tu nikogo nie ma - powiedziała półgłosem.
- To co? Wracamy? - rzucił nerwowym żartem Alexander wychodząc za nią i rozglądając się po dziedzińcu.
- Nie ma nawet stangreta... - Aila albo nie zrozumiała żartu, albo go zignorowała. Okręciła się wokół własnej osi.
- Może się nami bawią, obserwują - bękart mruknął mało przychylnie też się rozglądając - badają emocje. Oceniają. - Skrzywił się. - I starają wprawić nas w zakłopotanie i większe zdenerwowanie.
- Obserwują owszem, bawią... jesteście mało zabawni. Bez obrazy - usłyszeli znajomy syczący głos strangreta. Mężczyzna stał w pewnym oddaleniu, chowając się w cieniu wielkiego drzewa, które rosło na placu przed zamkiem. Znów jedyne, co potrafili dostrzec to zarys jego zgarbionej sylwetki i połyskujące w mroku oczy.
Słysząc jego głos Aila wzdrygnęła się i złapała męża za rękę.
- Jak zabawką - odpowiedział bękart ściskając dłoń żony - nie że ich bawimy. Gdzieś mamy iść?
- A źle wam tu? - zapytał mężczyzna. - Już ja was znam, jak poczujecie się zamknięci, to niczego sensownego się z was nie wyciągnie. Lepiej mówcie tutaj, co macie do powiedzenia. Sam fakt, że wiecie o Merlinie i jego listach jest wszak dla nas... intrygujący.
- Merlin związany krwią został, przez wampira. Raczej starego i potężnego, a że ten przemocą to uczynił… - Alexander zawahał się. - Chyba nie po drodze mu z wami. Nie trzeba z nas niczego wyciągać, możemy pomóc i prosimy o pomoc. - Spojrzał na Ailę, która ośmielona jego wypowiedzią, dziewczyna przytaknęła i dodała:
- Ten Marcus zabił wielu wieśniaków w okolicy, już wcześniej zagrażał klasztorowi swymi morderstwami, że ktoś się zainteresuje przybytkiem, a teraz... ma go praktycznie w swej mocy. To zagrożenie dla was wszystkich.

Stangret chwilę przyglądał się im w milczeniu i dopiero słysząc jazgot jakiegoś nietoperza pod dachem ocknął się z zamyślenia.
- Zadziwiające. Prawdę mówicie. Choć nie całą. Dość jednak, by mój pan chciał was zaprosić do zamku. Musicie jednak o dwóch rzeczach wiedzieć. Po pierwsze, będąc jego gośćmi jeśli gwałtu nie uczynicie, sami gwałtu nie zaznacie. Nie musicie się więc lękać. Tradycją jest jednak, by śmiertelnicy, którzy przekraczają próg zamku, składali jego panu ofiarę z krwi.
Aila wzdrygnęła się.
- Żadne barbarzyńskie picie z was - pospieszył z wyjaśnieniem “syczący” mężczyzna - dostaniecie nożyk i naczynie. Weźmiemy tylko tyle krwi, ile was nie osłabi nawet, a potem zaleczymy ranę. Piliście naszą vitae, więc winniście praktykę tą rozumieć.
- Sojuszników tu szukamy, nawet gdy wiemy jak mało przy nieumarłych znaczymy, nie wrogów. - Bękart obserwował ‘syczącego’. - Symboliczną ofiarę gotów jestem oddać za to.
- Ja również. - Odpowiedziała jego małżonka, po czym zapytała: - A ta druga rzecz?
- Cóż... musicie wiedzieć, że ja i mój pan należymy do dość specyficznego rodu. Mówi się bowiem, że o ile inne klany zepsucie chowają w sobie, my serca mamy czyste, bo zgnilizna nasz wygląd pokryła - rzekł i powolnym krokiem opuścił cień drzewa, stając w świetle pochodni.

Aila krzyknęła, a Alexander odruchowo się cofnął blednąc.
- Na rany Chrystusa… - wyszeptał.
- Nie, za jego rany nie odpowiadam - odrzekł mężczyzna o fizjonomii potwora. - Jeśli się nie rozmyśliliście, zapraszam do środka. - Powiedział swoim syczącym głosem i nie zważając na ich reakcje spokojnie ruszył w kierunku schodów do wnętrza zamkowych zabudowań.
- Jakbyśmy wybór mieli… - Alex cicho zwrócił się do żony. - Skoro przywiedli nas do swego leża, to albo wyjdziemy tu z nimi dogadani, albo wcale…
- Ale przecież powiedział, że nic nam nie zrobią... - odrzekła Aila sciszonym głosem, raz po raz z niedowierzaniem patrząc na oddalającą się postać. - Ciekawe czy ten jego pan taki sam... chyba tak, z tego co mówił. Okropność.
- Ufać nieumarłym w to co mówią… - Bękart pokręcił głową. - Prosta droga do końca. Chodźmy, może rację ma i potworność na obliczu rzeczywiście serca ich czystszymi czyni. - Pociągnął Ailę ku wejściu.

Gdy przekroczyli próg, przywitał ich półmrok, rozpraszany jedynie przez kilka świec. Choć nad głowami ich wisiały żyrandole, nikt nie kwapił się używaniem ich. Widać mrok odpowiadał gospodarzom, a może dzięki niemu czuli się mniej przerażający?

Poznany im wampir czekał a gdy podeszli, ukłonił się przed nimi z galanterią.
- Witajcie śmiertelni w skromnych progach zamku Josefa von Baurena. Ja zaś nazywam się Federico DiPadua i będę waszym przewodnikiem. - Rzekł może i dostojnie, lecz cały efekt jego prezentacji psuła paskudna aparycja.
- Kiedy się z nim zobaczymy? - Aleksander rozglądał się na ile to było możliwe w tym świetle. Wypatrywał przy tym czegoś w co mieli upuścić krwi.
- Pan von Bauren już na was czeka. Proszę tylko byście dopełnili obyczaju i złożyli swój dark z krwi dla pana tego zamku. Matyldo!
Z korytarza po lewej stronie wyszła ku nim służka ze spuszczoną głową. Jednak w blasku świec wyraźnie było widać, że jej twarz naznaczona jest kilkoma paskudnymi bliznami zapewne od jakiegoś ostrza. Ni stara ni młoda dziewczyna niosła przed sobą tacę, na której na niewielkiej ściereczce leżał nóż a obok niego srebrny kielich - nieco przypominający ten, który był w posiadaniu Alexandra.
- Opatrunki jakowe potrzebne będa. - Bękart spojrzał na nieumarłego. - Dla krwi zatamowania.
- Są pod materiałem. Choć nie ma problemu, bym ja wam pomógł - odparł Nosferatu.
Tymczasem Aila w milczeniu uniosła nóż i zapytała:
- Jak wiele trzeba?
- To od was zależy. To ofiara, dar. Sami jego wartość określcie.
Szlachcianka przecieła żyłę nanadgarstku niewielkim, precyzyjnym cięciem. Widać, że miała w tym doświadczenie. Zaciskając dłoń pozwoliła krwi skapywać do naczynia, w tym czasie obserwując oblicza Federico i służącej. Nie wydawali się jakoś szczególnie poruszeni jej działaniem, choć może wzrok wampira stał się bardziej... zintensyfikowany. Alexander za to był wstrząśnięty. Takie cięcie po żyłach, bez cyrulika… Już samym zranieniem się zasugerowała, że z pomocy wampira skorzysta. Na twarzy Alexa wykwitło obrzydzenie splecione ze smutkiem i złością. Wyglądał jakby Aila dała mu w twarz. Szlachcianka pozwoliła wyciec z rany około dwóm łykom posoki po czym wzięła z tacki opatrunek i przyłożyła do rany. Niepewnie podeszła do Nosferatu, chcąc najwyraźniej skorzystać z jego oferty zabliźnienia rany.

Gdy wampir zalizywał ranę szlachcianki wyglądał jakby wahał się chcąc wpić się zębami w jej rękę. Zapach krwi działał na niego mocno. Tymczasem Alex patrząc na to ciął się głęboko w wierzch przedramienia. Zagryzł zęby by nie jęknąć…
Nie przecinając żadnych żył sprawił, że krew nie leciała tak żywo i wolniej spływała po dłoni do kielicha. Bękart zaś patrzył na nieumarłego z ustami obrzydliwej twarzy przy jej nadgarstku. Wahanie trwało jednak tylko chwilę i po prawdzie Kainita nie uczynił niczego więcej niż zabliźnienie skaleczenia. Aila wróciła do małżonka i spojrzała na niego z troską. On zaś odwrócił wzrok, krew spływała jakiś czas nim rycerz niewprawnie zaczął próbować opatrzeć ranę jedną ręką.
Szlachcianka wypuściła powietrze z piersi jakby chciała powiedzieć “znów to robisz, uparta istoto”, zamiast tego jednak sama wzięła opatrunek z rąk męża i zaczęła mu go zakładać. Federico również nie skomentował zachowania rycerza. Po prostu czekał.

Jako że cięcie głębokie było, opatrunek szybko nasiąknął krwią, ale wydać się mogło, że w miarę zatamowany krwotok został. Alexander zdrową ręką sięgnął po kielich i podał go służce.
- Chodźcie za mną - powiedział bez emocji DiPadua tym swoim szeleszczącym głosem.
Tak uczynili, idąc w pewnym oddaleniu, choć bardziej to służyło ich poczuciu komfortu niż bezpieczeństwu. Z pewnością dla wampirzych uszu nie było problemem, by usłyszeć jak Aila szepcze do męża z lekkim wyrzutem:
- Jesteś ranny. Nie musiałeś tak mocno ciąć, skoro nie zamierzałeś skorzystać z jego pomocy.
- Musiałem, inaczej krwi mniej by było - odpowiedział bez emocji. - A i owszem, nie zamierzałem ‘korzystać. Mi przyjemności to nie sprawia.
Aila westchnęła, lecz tylko pogładziła go lekko po plecach. Wreszcie dotarli do wielkich, zdobionych wrót, pod którymi stał strażnik w pełnej zbroi. Na widok Nosferatu odsunął się jednak bez słowa na bok. Wampir otworzył jedno skrzydło drzwi i wykonał zapraszający gest dłonią. Pomieszczenie, do którego zapraszał małżonków całkiem tonęło w roku.
- Pan mój nie chce, byście krępowali się przez jego szpetotę - wyjaśnił - Nie musicie zresztą wchodzić w głąb sali, by z nim porozmawiać.
Alexander kiwnął głową i wszedł pierwszy tuląc zranioną rękę do boku. Rzeczywiście było ciemno całkowicie i świadomość, że gdzieś w tych ciemnościach czai się nieumarły… To nie pomagało.
Po chwili jednak poczuł znajomy dotyk na plecach. Aila stanęła u jego boku.

- Witajcie żywi - usłyszeli męski głos tym razem czysty, nawet dość przyjemny dla ucha. Nigdzie jednak nie widzieli jego właściciela. W sumie niczego nie widzieli poza najbliższym otoczeniem, dzięki snopowi delikatnego światła od strony uchylonych drzwi.
- Czy zechcecie wyjawić mi wasze prawdziwe nazwiska i cel tej wizyty?
- Jestem Alexander z Eu, naturalny syn hrabiego Henryka d’Artoise. To małżonka ma, Aila z rodu z Bar. Była służka krwi Merlina, rezydującego w klasztorze w Walis, niedaleko Sion. Merlin… został porwany przez innego wampira, związany krwią. Starliśmy się z nim, zwie się Marcus, a przynajmniej tak zwały go jego córki w krwi. - Bekart wpatrywał się w mrok. - Póki Marcus istnieje, los nasz niepewny. Zemścić się będzie chciał, z drugiej strony wam nieprzychylny. My chcemy… - zawahał się - jedynie spokoju. Zaszyć się daleko z dala od wszystkich, polityki, wampirów… Drogą do tego ostateczna śmierć Marcusa i uwolnienie Merlina. Szukamy sojuszników, a wszak wam też winno zależeć na zniszczeniu jednego i uwolnieniu drugiego. Tak tedy jesteśmy.
Wampir milczał dłuższą chwilę, po czym odezwał się.
- Słyszałem o tobie Alexandrze z Eu. Masz na rękach krew mojego kamrata. Przypuszczam więc, że nowiny, które przynosisz są rodzajem zasadzki. - Aila chwyciła dłoń męża jakby chciała go wyprowadzić z komnaty, zanim wampir skończy mówić. - Po smaku krwi jednak czuję, że twoja żona faktycznie związana jest z Merlinem, toteż przynajmniej część prawdy mi mówisz…
- Prawda to, żem łowcą, nie wypieram się tego. Alem jeżeli kogo okłamał, to tego co na nauki mnie przyjął i wiedzę o was dał, bym zajął miejsce tego łowcy, którego zabiłem. - Przed oczyma Alexa stanęły oblicza Henselta i Wilhelma. - Po prawdzie chciałem jeno mego sire ubić, bo zwykłe zrzucenie więzów z czasem to mało. O małżonkę mą mi szło. Szalony wampir zawsze stałby groźbą między nami. Tyle tylko. Ubić i w spokoju żyć do śmierci na skraju świata. - Rycerz westchnął. - Ale spokój nam nie dany, Marcus zagrożeniem. On padnie i łowcą nie być mi dalej.
- Taaak, Elijah był szalony - usłyszeli głos z ciemności - jednakże był spokrewnionym. Dlaczego zatem miałbym pomagać tobie, jego zabójcy?
Nim Alex odpowiedział, Aila podeszła kilka kroków do środka pomieszczenia.
- Bo znałam Merlina, panie. Znałam wartości, które wyznawał. Sama z własnej woli na więzy z nim przystałam, choć Elijah wiele lat krzywdził męża mego i mnie. I teraz... - głos jej zadrżał - teraz ten mądry Merlin, którego znałam, który opiekował się nami... teraz on jest w mocy wampira. Marcus od dawna siał na tych ziemiach terror, ludzi ze wsi brał... więził ich latami, żywiąc się nimi, dopóki nie padali z wycieńczenia. Merlin chciał mego męża nająć, by mu pomógł rozprawić się ze spokrewnionym, jak sam nazwałeś Elijahę, chciał mimo tego pokrewieństwa ukrócić zło, które ten czynił... Nie przewidział jednak, że tamten sam może zaatakować - dokończyła ze smutkiem swoją opowieść.
- Prawdę ma małżonka rzecze - Alex skrzywił się - ale ona przepełniona uczuciem z więzów krwi. Pijana myślami, że tacy jak Merlin może jesteście, cała wasza liga ciemności. Ja wiem, że tak nie jest, że dla was los śmiertelnika nieważny. Czy to spijany przez lata w dybach porwany chłop w Walis, czy cesarz Rzymski. Ot pionki na szachownicy nieśmiertelnych. Są wśród was tacy co jak bydło nas widzą, a są i tacy co jak na pocieszne szczenięta patrzą. Los mój i Aili też tu niczym. - Bękart spiął się, ignorując gesty Aili, by stonował się choć trochę. - Ale nasza dwójka czworo z waszego rodzaju mimo wszystko zniszczyła. Zabić możesz, ot tyle ci z tego będzie. Satysfakcja? Pomsta za szaleńca? Pomóżcie nam, a wdzięczność będziecie mieli. Może kiedy w Ardenach wam będzie co uczynić, to będziecie mieli tam kogoś, kto winien wam odwdziękę. Marcusa zaś i tak musicie się pozbyć, a Merlina uwolnić, tedy pozwólcie nam pomóc w tym i ostawcie w spokoju. Więcej może będziecie z tego mieli niż ubić, a i przed sobą samym Panie może pokażesz, żeś inny niż Marcus.
- Słowa twoje mocne, jako i charakter, tedy już się nie dziwię jak więzy krwi zrzuciłeś - odpowiedział mu wampir - I choć nie wszystkoś trafił, masz rację, że nie motywacja, a działania winny nas motywować do współpracy. Prawdą tedy jest, iż przynajmniej wysłać kogoś muszę, by sytuację zbadał, bo księgozbiór przez Merlina gromadzony zbyt cenny jest i niebezpieczny, by dostać się w nieodpowiednie ręce. A że wam wierzę, powinien to być ktoś potężny... potężniejszy niż Merlin, by tego Marcusa w razie potrzeby się pozbyć. A zatem nie jeden ktoś. - Zrobił na moment przerwę, jakby dokonywał w głowie wyboru. Troje ich będzie. Troje spokrewnionych. Każdemu pozwolę zabrać po dwóch sługów krwi, by bezpieczeństwa ich za dnia pilnowali w podróży. Jednakoż z ghulami tak już bywa, że jeno krótkowzrocznie o dobro swego pana dbają, tymczasem trzeba będzie kogoś, kto całą wyprawą pokieruje. Kto za przewodnika będzie robił, ale i organizatora, by o bezpieczeństwo wszystkich dbać. Do tego zadania chciałbym cię nająć Alexandrze z Eu. Pokryję koszty całej wyprawy, a i tobie wypłacę worek srebra przed podróżą i worek złota, gdy misję wykonacie i bezpiecznie do Wiednia mych kamratów odstawicie. W zamian oczekuję lojalności i przygotowania pod okiem Federico do podróży tej. Czy akceptujesz te warunki, Alexandrze?
- Tak, jeżeli i ma małżonka się na tę wyprawę zgodzi.
- Zgadzam się - Aila odpowiedziała chyba nawet bardziej niż chętnie. Krew goniła ją widać w stronę utraconego sire’a.
- Dobrze, co zaś do tego bydła… - Głos skrytego w mroku wampira zdawał się być lekko weselszy. - Myślę, że mam dla ciebie interesującą lekturę. Zostaniecie tu, a jutrzejszej nocy zaczniecie planować. W dzień nie będziecie mogli opuścić zamku, a moi ludzie pokażą Wam gdzie po nim chodzić nie pozwalam.

Nieumarły milczał czas jakiś, w końcu jego głos rozebrzmiał znowu, z innej części komnaty:
- Zastanawia mnie jednak jedno… Skoro Elijaha zginął abyś spod wpływu jego uwolniona została, a i Marcus nad wami… Tyś służką krwi Merlina - głos zwrócił się do Aili. - Twój małżonek może gotów i jego ubić, by upewnić się tym, żeś nie w mocy jednego z nas.
- Gdyby tak było, już by to zrobił. - Powiedziała twardo Aila, jakby nigdy w motywację męża nie wątpiła. - Zamiast tego jednak też chciał się z Merlinem układać, a ten gdy małżonka cudownie po latach odzyskałam też nie wymagał, bym przy nim została. Puścił mnie wolno... - Celowo o rytuale nie wspominała, nie wiedząc czy to jednak nie nazbyt wiele otwartości.
- Pewnaś tego? Do głębi? Że Alexander nie chciał jednak prostszym sposobem upewnić się, że nie będzie Merlin między wami? Układając się czujność twoją i Merlina chcąc uśpić? Swe życie na to byś postawiła?
Aila nie odpowiedziała od razu. Trudno było jednak rzec w mroku czy waha się czy tylko zastanawia, by szczerze odpowiedzieć.
- Jestem pewna panie, że takim jakiego Merlina poznał tam w klasztorze, mój małżonek nie planował i nie planuje go zabić. I to się nie zmieni dopóty mi nic nie zagraża. - Powiedziała ze spokojem w głosie, choć ostatnie zdanie zabrzmiało niemal jak groźba.
- Z Tobą tedy układ chcę zawrzeć Ailo również. - Głos dalej był przyjemny dla ucha, ale nagle jakiś aż lepki. - Jeżeli Twój mąż przedłoży nad uczucie do ciebie i drogę ku spokojnemu życiu… nienawiść do nas, szkodząc tym których poślę, lub samemu Merlinowi… Opuścisz go i przyjedziesz do mnie. Oddasz mi wtedy swe życie, na któreś tak pewna, że je stawiasz nad pewność jemu. Zabiorę to życie, ale dla niego to nie będzie koniec kary za zdradę. Obdaruję cię nieśmiertelnością. Staniesz się jedną z tych, do których nienawiść przedłożył ponad miłość.

Dziewczyna poczuła jak robi jej się słabo. Nie dlatego nawet, że ją samą ta propozycja przeraziła, lecz bała się co Alexander na nią powie. By zyskać czasu, zapytała:
- A co jeśli ktoś z tej trójki na moje życie lub mą cześć nastanie? Co jeśli to przed tymi, których wymieniłeś, mąż będzie chciał mnie chronić? Kto osądzi jego czyny, gdzie kończy się nienawiść do was, a gdzie zaczyna troska o mnie?
- Ty. - Kryjący się w ciemności wampir roześmiał się. - Wszak sama bez ustanku go oceniasz. Jak wstręt przed leczeniem przez mego ucznia rany sobie zadanej. Jeżeli Merlin i tych troje nie wróci, a Ty nie przybędziesz, to ja cię znajdę, od ciebie dowiem się jak to było. Ale gdy przyrzekniesz, a on zdradzi, to przecież przybędziesz, czyż nie? Błagając jeno bym nie ja Ci dar ofiarował niszcząc te piękno twego lica. Mylę się?
Chwilę nie odpowiadała.
- Mylisz się, panie. Jeśli mąż mój mnie zdradzi, to ja nie mniej winna będę obiecywania czegoś, czegom niezdolna dotrzymać. Niech więc i on wie, jak bardzo w niego wierzę. Jeśli wrócę i powiem, żem się omyliła, ciebie o przemianę poproszę, urodę swą pragnąć pogrzebać na wieki - odparła, prostując się dumnie.
Nastała cisza, jakby gospodarz czekał co na to powie Alexander, ale ten milczał. W końcu wampir odezwał się:
- Odpocznijcie zatem, nie zatrzymuję was.

Gdy wraz z Alexandrem Aila wychodziła z komnaty, miała dziwne przeświadczenie, że przegrała. Choć osiągnęli, co chcieli osiągnąć, znów miała to wrażenie, że nieśmiertelny jest krok przed nimi.
Albo i kilkanaście kroków.
Niepewnie spojrzała na męża, by w bladym blasku świec odczytać emocje z jego twarzy i o dziwo Alexander wydawał się spokojny. Jakby mimo słów które padły był miarkowanie zadowolony z rozmowy.
- Trzech nieśmiertelnych, nono… Widać znają tego Marcusa jak zły szeląg.
Podeszła tymczasem do nich służka z bliznami na twarzy. Skłoniła się lekko i wskazała drogę.
Ruszyli za nią, bo i co mieli innego robić.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline