Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2017, 23:11   #49
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Dziś po godzinie siedemnastej niezarejestrowany w kontroli lotów dron towarowy zrzucił poćwiartowane zwłoki dwóch mężczyzn na ogródek restauracji w Chinatown, a następnie rozbił się w wodach zatoki. Według wstępnych ustaleń policji mężczyźni zginęli rozszarpani przez bioniczne psy. Zajmujące się sprawą Psy Frisco wykluczyły motywy terrorystyczne i podejrzewają porachunki gangów.

- Godzinę temu Pacyfikatorzy rozpędzili nielegalną pikietę stowarzyszenia „Miasto Jest Nasze” przez ratuszem. Protestujący domagali się wstrzymania eksmisji centrum handlowego Alamo bez zapewnienia odpowiednich lokali zastępczych oraz ogólnej zmiany polityki mieszkaniowej władz San Francisco. Tymczasem udział w poniedziałkowej blokadzie eksmisji zapowiada coraz więcej organizacji społecznych a doszły nas jeszcze nie potwierdzone wieści, że protest ma uświetnić koncert znanej wszystkim NoCalifornijskim fanom dobrego rocka kapeli Mass Æffect. Ich „Holophone Love” puszczałem wam zresztą przed chwilą.

- Wiadomo za to na pewno gdzie Mass Æffect zagrają dzisiaj, mianowicie w Niewidzialnym Klubie. Kto nie wie gdzie, tego strata. I ktoś musi pracować, by bawić się mógł ktoś, więc zaraz przekażę was mojej zmienniczce a sam wybywam pić, to znaczy zdawać relację. Żegnam z dedykacją:




Słońce chyliło się już ku zachodowi nad wzgórzami San Francisco, gdy dotarli do Glen Park. Nieczynna stacja metra znajdowała się na przysłowiowym zadupiu, przy wiadukcie autostrady, pod którym koczowało spore skupisko bezdomnych. Wejście mieściło się w brzydkim parterowym budynku z betonu i szkła, z tym że z przeszklonych ścian zostały tylko ramy.
Obok zebrała się już barwna grupka ludzi czekających na otwarcie. Nie było tu opcji rezerwacji a pojemność miejsca była ograniczona, więc kiedy się zapełni po prostu przestaną wpuszczać. Naturalnie nie dotyczyło to gości wpisanych na listę, którzy poza tym wchodzili za darmo. Wszystkich innych wejście kosztowało od pięciu do pięćdziesięciu Eurodolarów, na zasadzie: im lepsza stylówa tym taniej. Oczywiście najładniejsze dziewczyny też mogły liczyć na zniżki.
W sumie przyjście do Niewidzialnego Klubu zwyczajnie ubranym było swego rodzaju szpanem, na zasadzie: patrzcie, kolorowe biedaki, stać mnie!

Nie było za bardzo miejsca do zaparkowania Zgonowozu i dopiero gdy Howl włączyła nazwę kapeli na boku vana, facet w potężnym egzoszkielecie, wyładowujący krzesła z ciężarówki, pokierował ich na parking na tyłach budynku. Na jego tylnej ścianie znajdował się stary, odrapany mural z Johnem Lennonem, na który właśnie skończył się odlewać jakiś menel i u którego podstawy walały się puste flaszki oraz jeden wypalony znicz.

Facet w egzoszkielecie zawołał kolegę i we czterech wraz z JJ-em i Billy’m chwycili elementy perkusji i klawisze, zaś z resztą instrumentów pozostali muzycy zabrali się już bez trudu sami, mijając zaparkowane obok foodtrucki.
- To Mass Æffect! – zawołał ktoś z grupki oczekujących. - Juuhuu!
Przed drzwiami stało dwóch łysych karków w przyciasnych czarnych koszulkach. Spełniali wszelkie kryteria stereotypu klubowych bramkarzy. Musieli znać twarze członków zespołu, podążających poza tym za dwoma egzoszkieletami. Mimo to przeszukali muzyków, Billy’emu odbierając jego długi nóż, Howl pistolet a JJ-owi rewolwer. Liz pozwolono zachować kastet.
- Sorry, ale takie zasady – wyjaśnił jeden z nich - żadnej broni. Będzie bezpieczna w depozycie.
W rzeczy samej, w budynku były metalowe szafki, pilnowane przez uzbrojonych strażników.

Jednak dopiero gdy zeszli na dół niedziałającymi ruchomymi schodami uświadomili sobie logistyczną skalę przedsięwzięcia. Na stacji kilkanaście osób uwijało się przy ogarnianiu miejsca, na co dzień będącego chyba koczowiskiem bezdomnych. Doprowadzono do porządku nawet toalety i ustawiono dodatkowe, przenośne. Oba perony były już oczyszczone i umyte, zaś tory pośrodku zasłonięto i zabezpieczono metalowymi płytami. Pod sufitem podwieszono lampy i głośniki a wzdłuż ścian właśnie ustawiano składane, metalowe stoły i krzesła. Zamontowano też metalowy podest na dachu lokomotywy pociągu, który zatrzymał się sześć lat temu w połowie wjazdu na stację.


Scena była długa i wąska, jakieś cztery na dwadzieścia metrów, i otoczona z trzech stron widownią. Po przeciwnej stronie stacji, na górującej nad nią galerii umieszczono konsoletę DJ-a, podczas koncertu mającą służyć za stanowisko dźwiękowca.
W pierwszym wagonie pociągu mieścił się główny drink bar, do którego wnoszono akurat skrzynki whiskey i wtaczano beczki piwa. Mniejsze stanowiska z piwem i haszbary szykowano w narożnikach stacji. Dalsze wagony pociągu, gdzie między kanapy wstawiono wąskie stoliki, były przeznaczone na strefę chilloutu.

Na dachu lokomotywy pokazał się Sully, poprawiając ustawienie otaczających scenę okrągłych holoprojektorów. Goście w egzoszkieletach już ładowali tam instrumenty.
Jednocześnie z pociągu wyszedł Dale, przedstawiciel Klubu, z którym wczoraj ustalali warunki. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.
Tuż za nim podążał Rasco – długowłosy kumpel Liz i dźwiękowiec, który nagłaśniał im już kilka koncertów. Sam grał robotic-gore-metal w garażowej kapeli “Schoolgirl Boner”.

Dale przedstawił się tym, których nie znał.
- Szef Niewidzialnego zaprasza was na krótką rozmowę, ale jak już imprezka się zacznie – powiedział. - Teraz ma sporo na głowie i wy też. – dodał pewnym siebie tonem znawcy. – Rasco już znacie, a to jest FistBaby – wskazał na zgrabną dziewczynę w dużych słuchawkach, która właśnie do nich podeszła kołysząc biodrami. Jej strój był tak skonstruowany, że nie wiadomo było do końca co jest ubraniem, co metalicznym tatuażem lub makijażem a co prawdziwym wszczepem. – Główna DJ-ka dzisiejszej imprezy.

- Heej – przywitała się FistBaby, przyglądając się członkom ekipy. Nawet język miała w metalicznym kolorze. – Dale pewnie was straszył, że gracie na imprezie techno, ale Dale gówno się zna. – Dale trochę się obruszył na to stwierdzenie a DJ-ka kontynuowała: - Niewidzialny się zmienia, nigdy nie jest taki sam. Myślę, że na dzisiejszej imprezie będzie sporo waszych fanów i miejscówka taka, że pojadę trochę bardziej industrialnie i rockowo. Rock jest dobry do remiksów. Pytanie do was: jak nadejdzie wasza godzina zapowiedzieć was jakoś, czy chcecie wejść z zaskoczenia?




Anastazja, która i tak nie zabrałaby się jako piąta z ekipą z Warsaw i całym instrumentarium, dotarła na stację chwilę później. Motocykle nie miały autopilotów, więc musiałaby nie pić albo wziąć taksówkę, ale z odsieczą przybył wierny rycerz Oliver na swym metalowym rumaku (a raczej kucyku z tworzyw sztucznych).
Nie wypomniał jej ani słowem, że miała dziś zrobić poranne zakupy i że nie zaprosiła go na imprezę.
Zawiózł ją do Glen Park swoim ledwo dyszącym skuterkiem, mówiąc że musi sobie kupić coś lepszego i że sam wróci do Alamo a potem zabierze się na koncert samochodem znajomego Rosalie.

De Sade zeskoczyła i z futerałem podeszła do pilnujących wejścia bramkarzy, którzy zagrodzili jej drogę.
- To ta prawdziwa? – jeden zerknął niepewnie na drugiego.
- Chuj wie, skrzypce ma – odpowiedział mu drugi, po czym zwrócił się do Anastazji. – Dzień dobry!
- Czekaj – pierwszy wyjął coś podobnego latarce i błysnął skrzypaczce po oczach. – Ha, ma holomaskę! To ta fałszywa!
- Słuchaj laluniu, zdejmuj maskę i możesz wejść, ale najpierw musimy bardzo dokładnie cię przefiskać, bo podobno jesteś poryta i lubisz kitrać broń w nietypowych miejscach.




Rosalie zabrała się samochodem Kirka z Oliverem i Arwanee, której jednak udało się sprzedać dziecko na noc dziadkom.
- Na szczęście się zgodzili, bo na facetów to nie można liczyć – powiedziała. Tajka na co dzień wyglądała tak odlotowo, że właściwie nie postarała się o jakąś specjalną stylówę.
- Na mnie można, ale Anastazja i tak tego nie docenia – westchnął Oliver, który założył błyszczącą jak psu jajca neonową marynarkę.
- Nie smęć, w Niewidzialnym będzie moc dobrych dupeczek – pocieszył go Kirk w hawajskiej koszuli o ruchomych wzorach. Bujały się na niej palmy i przemieszczały parostatki. – To znaczy jak mówię o męskich, ale damskich będzie tym więcej.
Podał Rosalie perukę z niebieskich dredów.
Gdy dojechali na miejsce i dwieście metrów dalej znaleźli miejsce do zaparkowania było już po 21 i właśnie zaczęto wpuszczać. Już z daleka ujrzeli tłum zgromadzony przed wejściem. Zaś Rosalie wysiadając z samochodu ujrzała przelatującego nad ulicą małego drona, o takim samym lub podobnym kształcie jak ten, którego strąciła wczoraj flaszką.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 05-11-2017 o 23:51.
Bounty jest offline