Konto usunięte |
De Sade przekrzywiła głowę i spojrzała z ukosa na goryla. Wkurwiał ją ten temat podróbki. Wkurwiało ją, że ktoś mógł jej w ogóle wierzyć. Wszak Anastazja Vandelopa de Sade to coś więcej niż zajebista laska...
W ustach miała gumę do żucia, toteż teraz patrząc mężczyźnie w oczy strzeliła pokaźnym, różowym balonem, po czym niespiesznie językiem zebrała z okolicy ust gumę, by znów zacząć ją mamlać.
- Co do maski to make-up, ciołku. Bez tego nie wchodzę i tłumacz się sam przed szefem, czemu nie wpuściłeś dzisiejszej gwiazdy. Ale mogę ci coś zagrać, jak chcesz. - Uśmiechnęła się szeroko. - Natomiast co do przeszukania, czekaj, dam na głośnomówiący... - pacnęła w serduszko na policzku i wybrała numer Chrisa.
- Cześć SillyBoy! Pewnie masz w chuj zapierdolu z przygotowywaniem koncertu. Dzwonię żeby powiedzieć, że jestem na zewnątrz klubu, ale niestety nie pomogę wam z tą gównianą robotą jaką jest rozstawianie i strojeniu sprzętu, bo tutejsi ochroniarze obiecali mi bardzo wnikliwe przeszukanie. Sam rozumiesz, nie mogłabym im odmówić... Ale jak chcesz, to możesz ich teraz pozdrowić. - Wyszczerzyła się jeszcze szerzej.
- Pozdrowić? Po co?
Na moment mina Vandelopy wyglądała tak, jakby ta dopiero przegryzła cytrynę. I to niedojrzałą.
- Kurwa, po co ja do ciebie dzwoniłam... - warknęła i rozłączyła się, wybierając numer Howl.
- Co tam księżniczko, zgubiłaś pantofelek? - W tle zapewne było słychać jakieś odgłosy i rozmowy.
- Raczej znalazłam dwa dodatkowe. - odparła Vandelopa ze śmiechem, a po pogłosie Howl mogła się domyślić, że używa systemu głośnomówiącego - Dzwonię tylko powiedzieć, że sami musicie sobie radzić ze sprzętem, bo dwaj dżentelmeni przed klubem uparli się, by mnie dokładnie przeszukać. W ogóle grożą, że nie nie wpuszczą, bo mam holomake-up. Nie potrzebujecie tych skrzypiec, co nie?
- Ej, nam tylko zabrali zabawki. Znaczy… co? - Howl potrzebowała chwili żeby przetrawić. - Znaczy wiesz, Bill jak zwykle uważa że od noszenia i rozstawiania są tylko posiadacze penisów, co nie, ale skrzypce by się jednak przydały. Spytasz miłych panów czy mam przyjść czy może jeden z nich będzie tak uprzejmy że cię tu odeskortuje?
- W sumie to właśnie ich o to spytałaś. - De Sade uśmiechnęła się znacząco do najbliższego goryla.
- No wiem. - Howl brzmiała jeszcze spokojnie, ale aż za spokojnie, wręcz chłodno. - Ja się mogę wrócić do panów, nie ma problemu, nasza poprzednia interakcja była bardzo miła.
- Ok, ok, kumamy - zreflektował się pierwszy bramkarz. - Przepraszamy za nieporozumienie, ale twój kolega z kapeli powiedział, że jest jakaś psychofanka, która się pod ciebie podszywa czy coś. - podrapał się po łysej czaszce.
- Będziemy mieć na nią oko - zapewnił gorliwie drugi.
- Ale broń i tak trzeba oddać, taka zasada i dotyczy nawet mafiozów.
- Dziękuję panom uprzejmie, współpraca z panami to prawdziwa przyjemność. - Howl brzmiała uprzejmie i szczerze.
Przeszukali Anastazję z niespotykaną u klubowych ochroniarzy delikatnością i wyczuciem i zabrali pistolecik z paralizatorem, który umieścili w strzeżonym depozycie. Oczywiście nie sprawdzili jednak skrzypiec a ukryte w nich ostrze nie rzucało się w oczy na skanerze.
- Zaprowadź panią na dół, Bud.
Bud skinął głową i sprowadził Anastazję na peron, gdzie czekała już reszta kapeli.
__________________ Konto zawieszone. |