Michal siedziała przy stole żując chleb i chrupiąc ogórka na jak najdrobniejsze kawałeczki. Od czasu utraty języka, połykanie twardszych i większych kawałków sprawiało jej trudności. Dlatego zwykle jadała albo niewiele. Żmudne rozgryzanie pokarmów było czasochłonne.
Teraz bardziej przysłuchiwała się wypowiedziom pozostałych niż koncentrowała na jedzeniu.
Łyknęła wody i wzruszając ramionami naskrobała na tabliczce:
„Skoro tak to i my ruszymy do Mogilna. Poczekamy na umówionych ludzi i ruszymy za Wami. Spotkamy się na miejscu.”
Po naradzie wysłała Simonicę by dopytał karczmarza, czy nie trza mu jakowejś pomocy w zamian za strawę. Skoro mieli poczekać, mogli to robić z pełnymi brzuchami. Widok brykających dzieci utwierdził ją w tym przekonaniu.
Sama zaś odczekawszy chwilę by znaleźć stosowną okazję, poprosiła Gerge o krótką rozmowę na osobności. Z poważną miną miną i pytaniem w oczach przekazała mu niewielki zwitek. Pytanie w spojrzeniu zastąpiła uprzejma ciekawość.