Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2017, 14:03   #88
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Nosz cholero Ty jedna!!!

Powiem wam coś o wiewiórkach. Różni ludzie różnorako na nie patrzą. Jedni widzą w nich wygodną monetę handlową w jaką można zamienić ich futerka i spieniężyć na pierwszym lepszym targu. Inni źródło całkiem smacznego mięsa, do którego przyrządzenia nie potrzeba wcale niziołkowego mistrza kuchni, a wystarczy patelnia jak choćby ta, którą dysponowała Zenobia. Są nawet w Neverwinter kapłani zupełnie poważanych bóstw, co to twierdzą, że zwierz ten zdradzieckim jest i gnuśnym, a przede wszystkim demonom poświęconym co ma rude umaszczenie potwierdzać. Z całym szacunkiem dla Marva, który jak się Jorisowi zdawało z demonami miał tyle samo wspólnego co z wiewiórkami. Ale wszyscy, dosłownie wszyscy którzy kiedykolwiek spróbowali złapać wiewiórkę wiedzą o nich jedną fundamentalną rzecz. Zęby tych gadzin robią takie rany, że choć zdaje się, że ino skóra nadszarpnięta, a boli to i jątrzy się całymi tygodniami.

Joris złapał się za ugryzioną rękę odruchowo przykładając ją do ust i ssąc wysiąkającą krew.
- Mówiłem Ci, że nie rozumiem! Uciekaj do lasu głupia zanim Cię Wampir zeżre!

To BYŁA ta sama wiewiórka co wtedy w lesie. I przyznać trzeba było, że jak na niecały funt kłaków i skóry, miał mały rudzielec nielichą odwagę pchać się pod kły Wampira i szpony Kiry. Albo co bardziej prawdopodobne jest wściekła, bo dopadłszy Jorisa zaczęła coś zapalczywie popiskiwać i kręcić się wkoło skacząc jak wściekła po ziemi, myśliwym, dwukółce, koniu Shavriego i znów Jorisie. A pazurki miało to wcale niemniej ostre niż zęby. Pewnie gdyby nie to, całość wydałaby się myśliwemu nawet zabawną. Teraz miał już jednak szczerze dość tego postrzelonego gryzonia. Wiewiórka za to odpuścić ani myślała i to skakała czyniąc potworny rozgardiasz pomiędzy zwierzętami w ich grupie, to zatrzymywała się i z bezpiecznej już odległości ślepiła w niego przenikliwie swoimi brązowymi oczami. Dopiero gdy uniósł gniewnie obie ręce i krzyknął na nią groźnie, uciekła między drzewa. Sapnął podrapany, pogryziony i zirytowany całą tą farsą i poprowadził grupę dalej udają, że nie widzi ukrywanego rozbawienia wypisanego rozchichotanymi literami na twarzy Toriki Melune.

Mimo to widział, że podąża za nimi. Polami gdzie nie ma gwarantujących jej bezpieczeństwo drzew. No wściekła jak nic. A jednak… Jednak wieczorem zmówił modlitwę do tancerki i rankiem był już gotowy.

- No dobra - powiedział oddaliwszy się od karawany podczas popasu i wypowiedziawszy zaklęcie - To o co chodzi?
Rudzielec podbiegł do myśliwego, okrążył go dzikim biegiem jakieś… dwanaście razy i przysiadł na kamieniu poruszając wąsikami.
- Słomiana Głowa zły. Ja jemu pomóc. On straszyć! Nie słuchać! - zaszczekała.
Joris odsłonił podrapane ramię i rozbabraną, słabo opatrzoną rękę.
- Słomiana Głowa prosił o pomoc grzecznie. Nie skakał, nie gryzł i nie drapał Ryżej Glizdy.
Wielkie brązowe oczy zamrugały jeden raz. Potem drugi. Odbijał się w nich bezgraniczny brak zrozumienia dla jorisowych zażaleń.
- Słomiana Głowa zły - powtórzyła dobitnie - Ale teraz słuchać?
- Słuchać -
pokiwał głową myśliwy zasłaniając rękaw resztkami tego co było kiedyś koszulą.
- Stuk stuk chory! - zaszczekała z najwyższą trwogą wiewiórka.
Myśliwy słuchał co jeszcze wiewiórka powie, ale ta milczała jakby informacja ta miała swoim ciężarem przytłoczyć każde serce, któremu bliski jest las.
- Chory? Dzięcioł jest chory? I narażasz się na pożarcie, żeby mi o tym powiedzieć? A co niby miałbym zrobić z chorym dzięciołem?
- Stuk stuk przyjaciel! Twoi pokonać głodne skrzydła! Teraz twoi pokonać choroba Stuk stuk!
Joris westchnął głośno.
- Posłuchaj - zaczął ciężko - Słabo znam się na leczeniu ludzi, a co dopiero ptaków. Powinnaś znaleźć Reidotha, druida. Poza tym jeśli da się mu pomóc to najpewniej sam wydobrzeje, tylko potrzebuje więcej czasu.
Wiewiórka ponownie obiegła Jorisa, choć tym razem tylko trzy razy z czego raz skracając sobie kółko przez niego. Coś mu mówiło, że jego odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała.
- Człowiek Futro nie ma! Choroba zła! Inni nie dobrzeć! Gryz gryz nie dobrzeć! Drap drap nie dobrzeć! Niuch niuch nie dobrzeć! Hu hu nie dobrzeć! Choroba zła!
Joris wyprostował się i zmrużył oczy. Milczał dobrą chwilę spoglądając to na wiewiórkę to na ledwo widoczny na wschodnim horyzoncie las.
- Pomór... - mruknął niechętnie. Nie miał bladego pojęcia co z tym zrobić na razie, ale wiedział, że coś będzie trzeba. Jeśli wiewiórka oczywiście nie wyolbrzymia jakiegoś głupstwa - Czemu od razu nie mówisz, że różne zwierzęta chorują?
Wiewiórka przechyliła łebek i poruszyła wąsikami.
- Stuk stuk przyjaciel - oznajmiła obojętnie.
- No tak… - Joris zmarszczył brwi i po chwili wahania wyciągnął rękę - Wskakuj mi na ramię. Na razie pójdziemy do miasta. Muszę to przemyśleć.
Wiewiórka prychnęła sykliwie.
- Mieć nogi! Słomiana Głowa śmierdzieć!
W odpowiedzi wzruszył ramionami i pokazał jej język.
- Ryża Glizda...


Święto. Co i rusz wypadało mu z głowy, wyrzucane z niej przez coś bardziej palącego. A to chodziło o Rikę, a to o wyręb, a to zioła, a to o miód, a to sadło, a to znów o lekcje łucznictwa. Lubił ten żywioł. Lubił to co robił. I tak jak dom wcześniej go przerażał trochę, tak teraz nie wyobrażał sobie spakować się i zostawić Phandalin samemu sobie. Teraz chciał czym prędzej opróżnić zaczarowaną sakwę i umyć ją ze śmierdzących resztek jedzenia. Oczyścić smoczą czaszkę, która zaśmiardła znacznie prędzej niż podejrzewał i już się raczej do wyprawienia nie nadawała. Także pójść z Przeborką do Conyberry i pomyśleć co zrobić ze sprawą chorego stuk… tfu! Dzięcioła. Może dałoby się te dwie rzeczy połączyć? No i na strzelnicę powinien zajrzeć... Przy okazji też poprosić siostrę Garaele by krótko przesłuchała ich jeńca. Czy wariat, czy głupek, czy może zaczarowany. Czy jednak tymorytka to zrobi? Na pewno zobaczy jak na siebie łypią z jej protegowaną i Jorisowi może nie być przychylna… Ech. I niby dlaczego to on miał przepraszać??? Przecież to ona na niego ostatnia nawrzeszczała!

Humor poruszony odpowiednim wspomnieniem zważył mu się ponownie. A widok “namiotowiska” bynajmniej go nie poprawił.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline