Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2017, 14:16   #240
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
This is war...

Alice zawahała się, po czym zerknęła na Erica
- Pomóż Jenny. Złapię Ismo - krzyknęła nad chaosem, już w biegu za chłopcem. Miała dłuższe nogi. Liczyła na to, że nie poślizgnie się na krwi. Modliła się w duchu, by chłopiec zwolnił, bo będzie musiała wrócić i udać się na górę po Natalie. W tym jednak momencie uznała, że uspokojenie jego jest najważniejsze. Obawiała się takiego obrotu wydarzeń, gdy Ismo znalazł się na dole z nimi. Spieszyła się, pozostając uważną na otoczenie swoje i jego.
Eric warknął. Ochrona Alice była jego najważniejszym zadaniem. Nie pomoc Natalie, ani nawet Jennifer. Mimo to Harper zdołała mu zwinnie uciec i zniknąć w rozgardiaszu. Skoczył w kierunku Konsumentki, tym samym usuwając się rudowłosej z oczu.

Śpiewaczka nie traciła czasu. Rozglądała się w poszukiwaniu blond czupryny chłopca. Wnet drogę zastąpił jej niski, ale dobrze zbudowany mężczyzna. Nie miał przy sobie broni palnej, a tylko nóż. Alice dostrzegła kaburę przy jego pasku, co sugerowało, że zapewne posiadał pistolet, tylko został mu wytrącony podczas walki. Ruszył w stronę Harper. Na pewno nie miał dobrych zamiarów.

Alice widząc mężczyznę, który zastąpił jej drogę podniosła do góry broń
- Nie mam czasu na pierdoły! - buchnęła zirytowanym tonem i nacisnęła spust, nie zatrzymała się, tylko odrobinę zwolniła, więc szli naprzeciw siebie. Trafiła prosto w klatkę piersiową mężczyzny. Odrzuciło go na kilka metrów do tyłu. Napastnik wyglądał na oszołomionego, jednak z jego rany nie trysnęła krew. Przez chwilę Alice myślała, że to wina jakichś sił nadnaturalnych. Potem zrozumiała, że nożownik miał na sobie kamizelkę kevlarową. Mimo to wydawał się oszołomiony i przez co najmniej kilka sekund nie był zagrożeniem. Alice mogła poświęcić swój czas, aby go wykończyć, lub też wyminąć i nie tracić ani chwili.

Tymczasem Harper spostrzegła Isma kilkanaście metrów dalej. Chłopiec stał tuż przed mężczyzną, który zaszedł jego drogę.
Harper nie miała czasu na dobijanie napastnika, miała nadzieję, że strzał oszołomił go na tyle, że nie podniesie się natychmiast, jej uwaga w pełni skupiła się teraz na Ismo
- Ismo! W dół! - rzuciła już celując w mężczyznę, który zaszedł mu drogę. Wściekła się. Nie mogła pozwolić, by chłopcu coś się stało. Nie dopuści do tego. Będzie go bronić - taki przyświecał jej teraz cel. a wiadomo, że kobiety bywają upiorne, jak stają w obronie czegoś, na czym im zależy. Uda jej się? Była w duchu pewna, że tak.
Ismo zgiął się w pół i przysłonił uszy dłońmi. I wnet rozległ się huk wystrzału. Alice trafiła mężczyznę nieco poniżej krocza, w udo. To wystarczyło, aby zaskowyczał z bólu. Pajari, widząc to, zerwał się i zniknął w korytarzu. Harper straciła go z oczu. Tymczasem mężczyzna trafiony w klatkę piersiową podniósł się i skoczył na Alice z wrzaskiem i wyciągniętym nożem.
Alice kupiła Ismo możliwość ucieczki przed napastnikiem, jednak kosztem czasu dla siebie, by się odpowiednio ustawić. Przekręciła się jak najszybciej mogła i spróbowała cofnąć się i uskoczyć od napastnika z nożem. Nie byłaby w stanie się z nim mierzyć z bliska. Na pewno by ją dźgnął. Miała za to jeszcze naboje w magazynku, miała to więc zamiar wykorzystać. Znów strzelając w tego jegomościa. Była wystraszona, ale jednocześnie zawzięta i zła. Może nie miała wiele sił, ale całą tonę uporu.

Niestety musiała… przeładować.
Nacisnęła spust i w tym właśnie momencie uświadomiła sobie, że w magazynku zabrakło kuli. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Spostrzegła stalowy błysk noża oraz mężczyznę lecącego w jej stronę. Przez ułamek sekundy nawiązali kontakt wzrokowy. W jego oczach Alice dojrzała obietnicę śmierci, która czekała na nią w następnej sekundzie.
Jednak… nie doczekała się.
Szybkie ciało rudego, pręgowanego szakala naskoczyło na napastnika. Oboje polecieli w bok i z impetem uderzyli o ścianę. Przewrócili się i zastygli w uścisku. Zwierzę próbowało przegryźć tętnicę szyjną, a nożownik wbić broń w brzuch.
Na szczęście, dla Alice droga stała się wolna.
Harper widziała przez kilka sekund swoją śmierć. Ta jednak nie nadeszła. Najwidoczniej to nie był jeszcze jej czas. Wypuściła powietrze z płuc
- Dziękuję! - rzuciła, po czym odwróciła się by pobiec za Ismo. Miała nadzieję, że nie oddalił się za daleko. Przeładowała ponownie, mając nadzieję, że tym razem kula jest w magazynku jak powinna.

Wbiegła do korytarza. Zauważyła kilka ludzi na skraju śmierci, jednak nie zaprzątała sobie nimi głowy. Liczył się Ismo i musiała złapać go, zanim chłopiec odbiegnie zbyt daleko. Każdy kolejny przybyty metr oznaczał sekundę mniej wsparcia, które mogłaby zapewnić Erikowi, Natalie i Jenny.
- Zostawcie mnie wszyscy… - chłopiec zapłakał, kręcąc głową i zniknął za załomem korytarza. Na szczęście Alice doganiała go.

Harper złapała go za ramiona i przewróciła się z nim, żeby go na siłę przytulić
- Ismo, uspokój się, proszę. No już. Już. - powiedziała obejmując go i nie chcąc wypuścić. Chłopiec drżał. Alice czuła wilgoć kapiącą po jego twarzy. W pewnym momencie jakby uspokoił się i odwrócił. Jego oczy świeciły bielą. Alice poczuła mistyczną aurę unoszącą się wokół niego, wydawała się wręcz namacalna.
Harper obserwowała uważnie Isma. Widząc i czując mistyczną aurę wstrzymała oddech niepewna co się zaraz stanie. Nie puszczała go jednak
- Ismo, wszystko będzie dobrze. Spokojnie. - mówiła dalej. Wiedziała, że na pewno przeżył ogromny szok, miała jednak nadzieję, że choć przez chwilę wziął pod uwagę, że może zobaczyć takie zło ze strony ludzi.
Światło nagle zniknęło z oczu Isma. Chłopiec wyglądał znów normalnie. Po części Alice wydawało się, że przewidziała to sobie. Pajari oddychał spokojnie.
- Fluksik - mruknął, po czym pogłaskał psa, który do nich podbiegł. Mocno przytulił Harper. - Przepraszam. J-ja… obiecałem, że będziecie mogli na mnie liczyć - szepnął.
Alice pogłaskała go po głowie, a potem pogłaskała też Fluksa
- Przepraszam, że cię nie ostrzegłam. Sama też nie spodziewałam się… Tego co zastaliśmy. Wydaje mi się, że Natalie i Tuoniego znajdę na górze. Jeśli jednak nie dasz rady, spróbuj się cofnąć. Powinien tu gdzieś wisieć plan budynku… - powiedziała opiekuńczym tonem i znów głaskała Ismo po głowie. Nie było wiele czasu, musieli szybko podjąć decyzje.
- Chcę zostać - odparł chłopiec, nagle zdeterminowany. - Być może uda mi się go powstrzymać - mruknął. - Kościół Konsumentów nie jest w stanie wygrać tej walki… ja zobaczyłem… - zawahał się - …tę samą, ciemną aurę wokół tych morderców, co na cmentarzu. Tuoni nie wypuści ich do Tuoneli, nie pozwoli im umrzeć. Z jakiegoś powodu każe im leżeć i udawać nieżywych… myślę że to pułapka - szepnął. - Musisz kazać Erikowi ranić, ale nie zabijać. Wtedy Tuoni nie będzie mógł ich wskrzesić - zakasłał z nerwów.
Alice zmarszczyła brwi. Zrozumiała sens tych słów, w gruncie rzeczy miała przeczucie, że tak to może działać
- Jeśli jesteś pewny, że chcesz zostać, to chodź. Musimy się spieszyć i tam wrócić. Eric pomaga teraz Jennifer, musimy ich ostrzec. A potem czeka mnie pogawędka z Tuonim - powiedziała zdeterminowanym tonem i podniosła się, wreszcie puszczając chłopca.
- Dobrze, idziemy - mruknął Ismo. - Boję się tylko o Fluksa… - zawahał się. - Jednak bez nas będzie mniej bezpieczny, co nie?
Harper mruknęła
- Jeśli będzie się trzymał bardzo blisko ciebie, to jest duża szansa, że nic mu się nie przytrafi. Musimy temu zaufać, bo zostawienie go samego może być rzeczywiście groźne - skwitowała i popatrzyła na psiaka. Jakimś cudem dobiegł tu bez uszczerbku, więc najwidoczniej potrafił sobie poradzić, nawet w tym chaosie
- Chodźmy - oznajmiła i przełknęła ślinę, znów zastanawiała się ile czasu minęło. Niestety trudno jej było powiedzieć. Miała wrażenie, że czas tu, pod ziemią, biegł kompletne inaczej.
Ruszyli biegiem w stronę głównego pomieszczenia. Na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że rannych przybyło w trakcie tych kilku chwil. Na szczęście, jak Alice oszacowała, na nogach stało znacznie więcej Szakali niż ludzi Valkoinen.

Eric i Jennifer znajdowali się w rogu przy schodach. Dziewczyna siedziała i ciężko dyszała. Nie wyglądała na ranną, lecz wykończoną. Harper mogła jedynie domyślać się, co przeżyła od chwili opuszczenia Hotelu Kämp. Miała dużo siniaków, w tym podbite oko i kilka przecięć na tułowiu, które wyglądały boleśnie, jednak zdążyły pokryć się strupami i nie wyglądały śmiertelnie. Tuż przed nią McHartman walczył z wrogami. Na tak niewielkim dystansie jego pazury były prawdziwie śmiertelne i nie pozwalały wrogom celnie strzelać. Półszakal wydawał się żywym ucieleśnieniem natury. A zwłaszcza tej jej bardziej brutalnej i bezlitosnej strony.
Widząc ich, Alice upewniła się, że Ismo i Fluks są blisko niej i skierowała się w ich stronę
- Eric, nie próbuj zabijać ich! Bo to cholerna pułapka! - krzyknęła będąc na tyle blisko, by mieć pewność, że jej głos przedrze się przez wrzawę. Znów spojrzała na Ismo, cały czas mając na uwadze, czy ktoś z napastników nie próbuje się do nich zbliżyć
- Chcesz iść ze mną? - zapytała chłopca po raz ostatni. Mógłby teraz zostać tu wraz z Jenny, albo pójść z nią do schodów.. Musiał zdecydować, Alice potraktowała go teraz poważnie jak towarzysza, nie tylko jak małego chłopca.
- Może będę w stanie powstrzymać ten… proces - mruknął Pajari, spoglądając na nieżywych członków mafii.
Wtem jeden z mężczyzn skoczył w ich stronę z wyciągniętym nożem. Ismo zrobił unik w bok, po czym ruszył biegiem w stronę Jennifer. Zapewne okazałoby się to dla niego śmiertelne, gdyby nie Eric, który w ostatniej chwili odciął rękę innemu szarżującemu napastnikowi. Chłopiec ukląkł tuż przy dziewczynie. Spojrzał na nią troskliwie, po czym usiadł po turecku i zamknął oczy. Kiedy je otworzył, świeciły mlecznobiałym blaskiem. Powinien być bezpieczny tak długo, jak Eric będzie ich bronił.

Tymczasem Alice musiała poradzić sobie z nowym przeciwnikiem. Zanim zdążyła podnieść pistolet, ten uderzył w nią barkiem i powalił na ziemię. Pistolet wypadł z jej rąk. W następnym ułamku sekundy mężczyzna skoczył na nią. Miała jedynie chwilę by podjąć decyzję, czy przeturlać się w bok i spróbować zrobić unik, czy też starać się chwycić za nóż leżący nieopodal, aby nadziać na niego wroga.
Jeśli więc Ismo i Fluks zostaną tutaj, będzie mogła ruszyć na górę. Gdy tylko przedrze się przez tych, którzy próbują jej przeszkodzić. Kiedy napastnik ją powalił, śpiewaczka nieco straciła na rezonie. Postanowiła spróbować uniknąć jego ataku, w końcu miała swój własny nóż, od Erica ze sobą i tracąc pistolet to po niego sięgnęła podczas turlania, liczyła na to, że kupi tak sobie czas na kolejną reakcję, bo jeśli mężczyzna nie odpuści, będzie musiała go ranić. Wstrzymała oddech podczas całego manewru. Wyszedł perfekcyjnie, jak gdyby była akrobatyczką. Adrenalina i chęć pomocy najbliższym zmobilizowała wszystkie mięśnie Alice. Była gotowa do walki, niczym wojowniczka. Przez moment poczuła napierające na nią opary śmierci, próbujące po raz kolejny przejąć kontrolę nad jej ciałem. Wzdrygnęła się, tocząc wewnętrzna walkę. Nie mogła stracić nad sobą kontroli. Nie teraz, kiedy życie Natalie od tego zależało. Mężczyzna upadł na ziemię, wbijając nóż w podłogę. Alice w tym czasie zdążyła ocknąć się i stłumić nadciągający amok. Zdążyła wyciągnąć nóż od Erica dokładnie w tym samym czasie, kiedy nieznajomy chwycił ten, którego przed chwilą widziała na podłodze.
Alice spróbowała kopnąć mężczyznę od boku, w takiej pozycji musiał mieć nieco zaburzony środek ciężkości, więc jeśli udałoby jej się go przewrócić, to mogłaby wstać i znów pobiec na górę. Nie liczyła na to, że w walce na noże z nim wygra, w końcu była na to za słaba. Chciała więc wykorzystać moment i dać długą. Nie miała czasu na dłuższe potyczki tu na dole. Jednak mężczyzna okazał się trudniejszym przeciwnikiem, niż mogłaby początkowo uważać. Siła kopnięcia nie zdołała go przewrócić. Napastnik chwycił ją za stopę i pociągnął. Wykorzystał jej własny pomysł z zaburzeniem środka ciężkości i wnet Alice przewróciła się po raz drugi… jednak zdołała wywinąć się w ten sposób, by lecieć prosto na wroga. Odruchowo wyciągnęła przed siebie nóż. Mogła celować w mniejszy, lecz bardziej wrażliwy punkt - głowę, lub też większy, jakim była klatka piersiowa.
Harper znalazła się w nieco niefortunnym położeniu, ale nadal adrenalina pulsowała w jej żyłach i kobieta przekręciła nóż tak, że w obecnym położeniu, zamierzała wbić go napastnikowi w policzek, korzystając z bezwładnego impetu upadku. Trafiła. Wnet ostrze dotknęło kości i rozległ się niepokojący chrzęst. Mężczyzna wydał pisk, nie mogąc otworzyć ust. Cierpiał z bólu… jednak nie umarł. Chwycił szyję Alice i zaczął ją dusić, próbując jak najszybciej odebrać jej życie.
Alice przestraszyła się. Nie chciała i nie mogła teraz umrzeć. Wyszarpnęła nóż i w kompletnym amoku zaatakowała nim jeszcze raz. znowu w twarz mężczyzny. Celowała w cokolwiek. W oczy, znów w policzek. Chciała wbić i znów wyciągnąć. Złapała nóż oburącz, by mieć pewność że wbije. Jeśli będzie szybsza, to on odpuści, taki ból był większy niż duszenie. Liczyła na to, że przetrwa.
Pociemniało jej w oczach. Nie widziała już twarzy napastnika. Przez chwilę przestraszyła się, że nie będzie w stanie trafić w cel. Zmusiła ramiona do rozpaczliwego, lecz silnego ruchu. Dłonie mężczyzny zdawały się nieziemsko silne. Alice miała wrażenie, że jej krtań zaraz zostanie zniszczona. Jednak znienacka uchwyt osłabł i wreszcie ręce mężczyzny kompletnie ześlizgnęły się z jej szyi. Zamrugała. Po kilku długich sekundach wróciła jej wizja. Ujrzała nóż wystający z oczodołu wroga. Nie ruszał się. Ostrze zostało wbite prawie po rękojeść. Wnet poczuła przykry zapach odchodów, kiedy śmierć opróżniła jelita mężczyzny.
Harper doznała ogromnego szoku. Ręce jej się trzęsły, bo oto właśnie znów kogoś zabiła. Była gorszym człowiekiem niż swój ojciec, który bił jej matkę. On nigdy nie odebrał życia. Jeśli istniało Niebo, to już nie było dla niej. Zgrzytnęła zębami, wstrzymując oddech i podniosła się. Nogi jej drżały, gdy próbowała oczyścić dłonie i twarz z krwi. Wzięła znów pierwszy nóż, jaki dostrzegła. Nic jej nie pozostało. Musiała dokończyć co zamierzała zrobić, znów skierowała się w stronę schodów, a jej łagodne oblicze teraz wyrażało ogrom przerażenia, frustracji i furii.

Biegła ku schodom pośród walczących członków obu ugrupowań, padających ciał, krzyków poszkodowanych i huku wystrzałów. Zdołała dotrzeć pod ich próg. Wskoczyła na stopnie, omijała co trzeci, byle tylko jak najszybciej znaleźć się na górze. Usłyszała za sobą odgłos wystrzału. Kula minęła ja jedynie o pół metra. Poczuła zalążki łez i dziwne drżenie dłoni. Już któryś raz w przeciągu tego kwadransu o włos uniknęła śmierci. A teraz kierowała się wprost do jej pana.

Chwyciła za klamkę, po czym pociągnęła drzwi, otwierając je szeroko. Kątem oka ujrzała dwóch mężczyzn, którzy biegli, aby ją powstrzymać, jednak Eric dopilnował, żeby nie udało im się. Pierwszego podciął sprawnym kopnięciem, a drugiemu wymierzył potężny cios w klatkę piersiową. To, że nie użył pazurów świadczyło o tym, że usłyszał krzyk Alice, aby nie zabijać napastników. Harper obróciła się i zatrzasnęła drzwi.

Znalazła się na parterze Skalnego Kościoła.
Kompletnie nie spodziewała się tego, co ujrzała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline