Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2017, 21:41   #157
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Herbert Dröge oschle pożegnał trójkę protagonistów. Nikt z nich nie zaprotestował, żaden nie odważył się wnieść sprzeciwu. W większości wyszli bez słowa. Jeszcze na placu przy świątyni Otto Widdenstein zastanawiał się, nad możliwością wyrwania dziadygi z lochu kapłana. Tylne ukryte wejście do sakralnej budowli, odkrycie sekretnego tunelu, włamanie do świątyni. Jego myśli mimo zmęczenia kotłowały się w głowie. W katakumbach panował półmrok, nie było też zbytnio czasu je zwiedzać i przeszukać. Nikt zresztą wtedy o tym nie pomyślał. Świątynia Ulryka przypominała budowlę obronną, możliwe jednak, że taki tunel i sekretne przejście istnieje. Rzucony czar trochę rozjaśnił zmęczony umysł. Wędrowny Czarodziej uświadomił sobie, że nie studiował architektury, ani inżynierii. Brakowało mu wiedzy w tym temacie. Budowniczowie świątyni Ulryka z pewnością dawno już pomarli, sam kapłan raczej takich sekretów nikomu nie ujawni. W archiwum miejskim, nawet jeśli udałoby się odnaleźć plany budowli, to raczej nikt na nich nie naniósł sekretnego przejścia. Rozważania maga przerwał szlachcic, który po stresującej sytuacji wyraźnie chciał odetchnąć przed spoczynkiem. Kwarta czy dwie słodkiego winna uspokoi skołatane nerwy i pomoże usnąć. Akolita Morra nie protestował, chwilowo milczał. Czyżby rozterki moralne zbytnio wstrząsnęły jego wiarą? Przecież Morr i jego wyznawcy to ich zaprzysiężeni wrogowie nieumarłych. Ich posługa polega na ochronie dusz mieszkańców Imperium przed Chaosem i nekromantami. Chwilę później akolita Morra dostrzegł, że jego towarzysz szlacheckiej krwi ma przeszklone oczy, mimowolnie drżą mu ręce i z pewnością ma wysoką gorączkę, choć chyba nie zdaje sobie tego nawet zbytnio sprawy.



W innym miejscu Fortenhaf szlachcic wraz z towarzyszącym mu przepatrywaczem i szczurołapem zostali odeskortowani do gospody. Ten ostatni wiedząc, że nie jest miłym gościem w tym przybytku posłuchał rady strażnika i udał się do przytułku. Mężczyzna wiedział, że młoda akolitka bogini miłosierdzia jest osobą powszechnie szanowaną. Czasem tylko ktoś wykorzystał jej naiwność, jednak jej lazaret wydawał się w miarę bezpiecznym miejscem. I tak rzeczywiście było, tej nocy zawierucha nie dotarła do miejsca pracy Erny. Svein pomagał ile miał sił, a tych było niewiele. Ludzie kaszleli, wymiotowali, defekowali i szlochali. Ich owrzodzenia pękały, a śmierdząca ropa rozlewała się po ranie. Niestety liczba osób chorych się nie zmniejszała. Mimo starań akolitki część chorych zmarła tej nocy. Byli to głównie osoby starsze lub dzieci, widać ich organizmy jako pierwsze przegrywały walkę z chorobą. Szczurołap był świadkiem tych wydarzeń i tej nocy praktycznie nie zmrużył już oka. Dopiero przed samym świtem mimowolnie zdrzemnął się, ale był to sen bardzo niespokojny, niedający wytchnienia.
Ranny Erich oraz Lennart miel wygodniejsze warunki. Dowódca patrolu upewniwszy się, że szlachcic nie chce pomocy akolitki odprężył się na chwilę.
- Złapiemy ich Panie i wielce dziękuje. Ja Panie to Franz jestem, syn węglarza, Brocha znaczy się. – Potwierdził ponownie jakby z większym zaangażowaniem. W tym czasie jeden z jego towarzyszy rozdygotał się cały, jego spodnie zrobiły się mokre, a z nogawek skapywał mocz.
- Wybaczcie Panie, jeśli to wszystko to odejdę. – Niezatrzymywany członek straży kiwnął ręką swym towarzyszom. Nim weszliście do gospody usłyszeliście jeszcze, że kazał choremu wracać do domu, albo iść do przytułku. Jeszcze parę dni temu pozostała trójka pewnie głośno by szydziła z nieszczęśnika, tej nocy jednak w ich głosie nie było słychać rozbawienia, a troskę i strach…
W samej gospodzie panował spokój, główna izba była pusta. Pozostali goście musieli udać się już na spoczynek. Nikt nie bawił się, nie grał w karty, nie śpiewał sprośnych piosenek, ani nie domagał się jadła. Jedynie gospodarz kręcił się jakiś apatyczny po sali, narzekając na hałasy z ulicy oraz ból głowy. Gotów był jednak spełnić życzenia Ericha, Lennarta oraz Oskara, który zjawił się w gospodzie niedługo później i pozostałych bohaterów jeśli ci mieli zamiar spędzić tą noc w gospodzie Przy Bramie.




Fortenhaf – dzień trzeci, ranek.



Pierwsze promienie wschodzącego słońca wydobyły Fortenhaf z mroku, w którym pogrążone było przez całą noc. W ciągu ostatnich dwóch dni miasto przeszło jakąś straszną metamorfozę. Zniknęły gdzieś radość i szczęście, zamiast nich pojawił się smutek i przygnębienie. Ulice świeciły pustkami, okna domów ukryły się za szczelnie zatrzaśniętymi okiennicami. Wszędzie było pełno trupów. Niemal przed każdym domem można było znaleźć powykręcane truchła nieszczęśników, którzy ostatniej nocy nie zdążyli się schronić przed gniewem tłumu i różnych band. Wśród nich uwijały się wielkie tłuste szczury, walczące nawet o najmniejszy kawałek mięsa.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline