Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2017, 00:40   #126
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Podróż na wozie Francisce przebiegła dość udanie. Po pierwsze, nie padało. Takie drobne przykrości zesłane przez naturę potrafią skutecznie odebrać przyjemność podróżowania. Po drugie, w prawdzie brat Gerge był utrudzony ostatnimi wydarzeniami, ale w pełni zastąpiły go opowieści brata Waltera. Jakże wspaniałe, Bogu poświęcone, wiódł on życie. Zwiedził chyba cały chrześcijański świat, a także jego rubieże i widział więcej niż Francisca będzie w stanie kiedykolwiek zobaczyć. Wszystko to w służbie braciom swoim w wierze i Panu Najwyższemu.
Bóg nie szczędził mu darów w postaci siły i wiedzy o różnych bestiach, dzięki czemu mógł on tępić zło panoszące się po świecie. Włoszka tak dokładnie nie wiedziała czym są wilkołaki, wyobrażała sobie je jako takich futrzanych, wiecznie głodnych ludzi, którzy byli tak głodni, że gotowi byli zjeść również innego człowieka. Z pomocą przyszła jej wyobraźnia. Skojarzył się niezaprzeczalnie oddział ludzi z dalekiej północy, których kiedyś widziała opatulonych w niedźwiedzie skóry. Żarli oni na wpół surowe mięso gorzej jak świnie, a cuchnęli bardziej niż rozkładające się tydzień bydło. Kolejnym obiektem był jeden owłosiony bełkoczący dziwoląg widziany w Wenecji, a przytargany nie wiadomo skąd przez grupę cyrkowców, pokazujących go ku uciesze gawiedzi. Dalej w skojarzeniach był już tylko jeden kupiec, który łączył w sobie wiele z tych cech. Jadał za każdym razem, jakby od miesiąca nie miał nic w ustach, gdy wpadał w gniew, a robił to często, ryczał niczym raniony dzik, śliniąc się i mamrocząc coś niezrozumiale, a dodatkowo cały był owłosiony w takim stopniu, że jedynie białka oczu i ogromne białe zęby widać było u niego, poza jego kręconymi czarnymi włosami. Cywilizacja niosła ze sobą delikatne mięso kaczki, komfortowe posłania oraz prawo pozwalające współżyć z innymi. Nie była jednak lekiem na całe zło i nie wszystkim pomagała w takim samym stopniu.

Brat Walter, tutaj wenecjanka była trochę rozczarowała, nie podzielał przekonania księdza biskupa na temat możliwości zbawienia każdego, kto podąży po ścieżkach pańskich. Francisca to rozumiała. Zbyt wiele Walter spędził czasu stawiając czoła niebezpieczeństwu. Zbyt często musiał zmagać się z wrogami, aby mógł pozwalać sobie na wątpliwości. Dzielił tą cechę z wieloma wojownikami, których kobieta widziała w swoim życiu. Gdy jest zagrożenie, nie ma czasu na refleksje. Ludziom tego rodzaju lepiej też nie wchodzić w drogę. Zło to zło, a dobro to dobro. Istnieje między nimi nieprzekraczalna granica. Nie możesz zmiażdżyć głowy wilkołaka, który przybrał postać małej dziewczyny i mieć wątpliwości, kogo właśnie pokonałeś. Weismuth dokonał takiego czynu i nawet na jego żelaznej psychice zostawiło to ślady. Musiał potem szukać oparcia w ciszy i spokoju klasztoru.
Walter wspomniał też, że ksiądz biskup podróżował po cesarstwie i kraju Franków, był więc nie mniej obeznany z wielkim światem, niż dominikanin, tam też pewnie zetknął się z naukami hiszpańskiego teologa. W sumie to ciekawe jak znajdował włoskie miasta... mogłaby go przy jakieś okazji o to zapytać. Dla Gunthera drogą do budowy Królestwa Bożego było zdobycie i rozszerzanie pozycji Kościoła Katolickiego oraz jego władzy jako bożego ziemskiego namiestnika. Dzięki temu pańskie dzieło mogło się rozrastać i zajmować należne mu miejsce. Cóż po księstwach i państwach, które stoją w opozycji do bożej woli wyrażanej wolą jego pomazańców, można było zapytać. Francisca lubiła czasem zadawać takie pytania. Nie lubiła jednak dzielić się odpowiedziami jakie przychodziły jej na myśl. Zbyt wiele wiedziała o biskupach i innych ludziach władzy.


Dotarłwszy na miejsce po odśpiewaniu przy końcu podróży, kilku dodających otuchy psalmów kobieta poczuła, że ma wiele do zrobienia. Najpierw musiała uporządkować swoje bagaże i znaleźć miejsce odpoczynku dla Małgosi. Potem chciała jeszcze spędzić chwilę w karczmie. Na koniec odrobina higieny w świecie bez łaźni, modlitwa i zasłużony odpoczynek. Najpierw jednak została zatrzymana przez siostrę Annę, która chciała o coś zapytać, ale ostatecznie Francisca nie była w stanie ustalić o co. Prawdopodobnie dlatego, że siostra wywarła na Włoszce bardzo duże wrażenie. Ogromne. Zmieniające znacząco punkt widzenia. Dotychczas Ramberti nie bardzo miała czas skupić się na tym, z kim przyszło jej współpracować. Ta krótka rozmowa otworzyła jej oczy na to, co dotychczas nie przyciągało jej uwagi.

Po samej rozmowie przez dłuższą chwilę jej ruchy stały się wolniejsze i sprawiała wrażenie nieobecnej. Powoli się rozpakowała i zajęła jeden z pokoi, a potem zatroszczyła się, czy Małgosia ma coś do jedzenia. Sama zabrała kawałek chleba i udała się do cygańskiego obozowiska. Tam usiadła przez chwilę na jakimś zwalonym kawałku drewna i przyglądała się temu co robią nomadzi. Wsłuchiwała się w ich język zastanawiając się, do czego podobna jest ta mowa. Nie przypominała niczego, co dotychczas udało jej się usłyszeć i była w stanie zaledwie kilka słów połączyć z przedmiotami, których używali. W końcu jedna z kobiet podeszła do niej mówiąc coś niezbyt zrozumiałego. Francisca gestami i odrobiną łaciny oraz upartym powtarzaniem tego co mówiła kobieta, ostatecznie wytłumaczyła, że chodzi o opiekę nad Małgosią. Cyganka, której wyraźnie nie spieszyło się do czegokolwiek, zainteresowała się rozmową z tą pachnącą różami damą. Pół denara, które zaświeciło w jej dłoni szybko zostało powiązane z kawałkiem miejsca do spania dla dziewczynki. Potem Pani pytała o pogodę, czy ładna, o Płock, czy duży, o suknie kolorowe i chusty kraciaste, o dzieci, zwierzęta domowe, zioła, trunki i z czego piecze się chleb. W końcu Jofranka, bo tak jej było na imię, stwierdziła, że za pół korony nie warto się więcej starać, a nic nie wskazywało na obecność przy pasie sakiewki. Francisca natomiast stwierdziła, że nic więcej nie da rady już zapamiętać. Jedna gotowała się do odejścia, a druga do przeprowadzenia badań na żywym organizmie. Każda zamknięta grupa miała swoją wewnętrzną strukturę i ochroniarzy. Niech więc się ujawnią, uznała Włoszka. Najpierw zapytała Jofranki skąd przybywają, a zaraz po wymijającej odpowiedzi, gdzie dokładnie zmierzają i... już był. Simonica. Przedstawił się i zgrabną łaciną poczęstował, taką bez treści. Następnie do kontrataku przystąpił, przez co Francisca ożywiła się nieco udzielając na pytania odpowiedzi w formie rymowanej, ale równie pustych. Trafił swój na swego uznał Simonica, a Włoszka obdarzyła go radosnym uśmiechem, już drugi raz tego dnia łamiąc konwenanse. Przypadł jej w każdym razie do gustu i podziękowania dostał za błyskotliwą i interesującą rozmowę. O niczym rzecz jasna. Nie było wszakże powodów, aby się gniewać. Każdy miał swoją robotę i swoje tajemnice, w tym nieprzyjaznym świecie.

Niedługo po tym Włoszka siedziała w karczmie posilając się na koszt szczodrego brata Fyodora. Szlachetny człowiek, oddany Panu. Niespieszny posiłek urozmaiciły lokalne plotki, o tym jak to mnisi w klasztorze do którego zmierzali znajdują się we władzy wąpierza, który to posila się ich krwią, aby silnym się stać i zło w świecie czynić. Francisca stawała się coraz cichsza i skupiona na napływających do niej z każdej strony nowościach. Nie była uczona w filozoficznych i teologicznych naukach, ale potrafiła układać fakty, tak aby jak najbardziej do siebie pasowały. Ludzie zaślepieni posiadaniem władzy nie potrzebowali wiele podszeptów złego. Samodzielnie potrafili być bardzo pomysłowi w podążaniu drogą, ku własnym celom. Ale i Francisca nie potrafiła skupić się na tym co wokoło niej, na ludziach postawionych na jej drodze. Jakie więc miała prawo oceniać innych?

Uznała ostatecznie, że nieznośny jej jest gwar głównej izby i postanowiła udać się na spoczynek i chwilę odosobnienia. Przypomniała sobie jednak, że w pokoju najmniejszego naczynia nie było, przy pomocy którego można byłby się choć odrobnę opłukać wodą. Zagadnęła więc karczmarza prostymi łacińskimi słowami, popartymi gestem. Karczmarz, człowiek bystrego umysłu potrafiący niezwykle barwnie kojarzyć fakty szybko dopasował do siebie kształt misy, kobietę oraz ze cztery kwarty wody. Jak nic stała przed nim czarownica planująca tego wieczoru odprawić diabelski rytuał przy pomocy niemowlęcej krwi rozmieszanej w wodzie oraz mącznego placka na zakwasie. Wszystko to miało zapewne służyć wąpierzowi z Mogilna, o którym teraz głośno było. Wchodzić czarownicy w drogę nie chciał, ale i pomagać diabłu się bał, stał więc tak skonfudowany czas dłuższy wyrażając swoją miną więcej niż by chciał. Francisca nawet mocno rozkojarzona ostatecznie dostrzegła gdzie może leżeć problem, uśmiechnęła się więc urokliwie i zniknęła na pewien czas sprzed oczu właściciela gospody. Gdy ten ostateczne znalazł niewielki dzbanek i glinianą miskę przed nim pojawiła się Włoszka z niewielkim bukietem polnych kwiatów oraz połówką denara. Gospodarz patrząc na monetę próbował sobie za wszelką cenę przypomnieć, co mu w tej kobiecie chwilę temu nie pasowało, ale nie dał rady. Kwiaty najwyraźniej chciała sobie w pokoju postawić. Szlacheckie głupstwa na które ciężko pracujący ludzie nie mają czasu… chociaż i jego baba, czasem w pokoju kwiaty stawiała, znaczy, że i w niej jakaś pańska krew płynąć mogła. Bardziej niż oczywiste.


W izbie Francisca obmyła się w miarę możliwości i godzinę następną poświeciła na cichą modlitwę w skupieniu. Myśli jej, dzięki nienaturalnemu wysiłkowi ustały niemal zupełnie, a usta szeptały bezdźwięcznie 'Otocz nas Panie opieką. Daj mądrość i odwagę.' Na wpół klęcząc trwała tak w bezruchu zatopiona w wszechogarniającej bożej mocy. Rzadko niezwykle udało jej się wytrwać w tym stanie lub nawet w ogóle go osiągnąć, dzisiaj jednak nadmiar wrażeń chyba, natłok myśli i obrazów był zbyt uciążliwy i ciało jej, wraz z duszą łatwo poddały się bezruchowi. Realności przywrócił ją jakiś przypadkowy hałas, który uderzył w jej uszy niczym głos dzwonu. Nagle otrząsnęła się ze skupienia i zorientowała, że jest przemarznięta, a przy tym nie bardzo może się ruszyć. Okryła się kocem i usiadła na łóżku, a jej myśli nabierając powoli tempa zyskały też na wyrazistości. W całkowicie ciemnym pokoju świat, którego doświadczyła w ciągu ostatnich kilku dni jawił jej się jako kompletnie niewzruszony. Widziała Waltera, biskupa, księży z plebanii, krawca, a nawet swego męża niczym figury szachowe, z których każda wiązała się z jakimiś odczuciami, zdarzeniami i informacjami. Stały one niewzruszone w zupełnie nierealnej scenerii placu świętego Marka czekając, aby je powiązać z kolejnymi zdarzeniami. Ich statyczność pozwalała je spokojne oglądać, bez nieznośnego napięcia i ciągłego ruchu, który rozmywał obraz. Czuła, że mogłaby podejść do każdej i przyjrzeć się jej dowolnie długo. Ostateczne przywołała jedynie widok księdza biskupa znajdującego się u wrót bazyliki. Gunther nie chciał stać, ale wyrywał się w kierunku drzwi, zupełnie nie zważając na to, że był w całkowitej władzy kobiety. Ile był gotów poświęcić, za możliwość ruchu? Ciekawe… Francisca odwróciła się i jak to robiła wielokrotnie w swoim życiu przeszła niespiesznie w kąt po drugiej stronie placu. Gdy tak szła niemal czuła smród ryb, do którego nie mogła się nigdy przyzwyczaić. W końcu dotarła do miejsca, w którym znajdowali się obok siebie Anna, Fyodor i cyganka. Anna stała, trzymając na sznurze, jakby nieświadomie, brata z jej zakonu, który swoją postawą przypominał raczej Jezusa po biczowaniu, niż zdrowego mężczyznę. Obok brat Fyodor dźwigający na swych barkach ogromny złoty kamień, który go bardziej przygniatał, niż czynił bogatym. Cyganka zaś przypominała zjawę, a nie normalnego człowieka. Zbyt tajemnicza, by można powiedzieć o niej coś pewnego. Francisca uklękła przed nimi pochylając głowę i zaczęła odmawiać Pater noster. Jej pozorna rześkość myśli nagle została pochwycona przez sen. Nie potrzebowała iść do lasu. Wszystko zdawało się rozgrywać na jej ukochanym placu.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 08-11-2017 o 00:53.
druidh jest offline