| Druid po gratulacjach odbił w tłum podążając za gnomką. Po krótkiej rozmowie o nadciągających na stoły specjałach rozeszli się, a Lugir wrócił do wypytywania uczestników festiwalu o swojego krasnoludzkiego towarzysza, przeciskając się w kierunku swojej chatki tuż poniżej katedry. Może ktoś jednak go widział?
Większość kręciła głowami, choć kiedy dotarł do tutejszego garbarza - tego samego, z którego obecności na festiwalu śmiała się pani burmistrz - ten skinął głową. - Wczoraj go widziałem - zazgrzytał swoim mało przyjaznym głosem Larz Rovanky. - Rano jeszcze, przechodził garbarskim mostem. Wiem, bo zagadał i prosił o skórę z niedźwiedzia, którą wcześniej mi dostarczył. Gdzie poszedł nie mówił. Może wrócił za dzwon, ale to to już nie wiem. - Każda wskazówka pomoże - Lugir szczerze podziękował Larzowi za pomoc - A mówił może po co mu ta skóra? A w ogóle to szedł mostem od czy do Standpoint ? - Z miasta wychodził, a co i gdzie nie mówił. On taki mrukliwy jak i ty, białowłosy - burknął Larz, wzruszając ramionami. - Skórę mu dałem, wziął i poszedł. Tyle wiem. - A wieczorem już nie wrócił, zapasów na noc nie wziął - Lugir mruknął pod nosem - Dzięki, Larz, chyba trza będzie ruszyć jeszcze dziś w las, skoro tak. Choć festiwal...ale trudno - uścisnął dłoń mężczyźnie i ruszył żwawo do nieodległej chatki, chcąc się upewnić jeszcze raz czy krasnolud nie wrócił lub czy nie zabrał jednak jakiegoś sprzętu wskazującego dokąd się udał lub kiedy chce wrócić.
No i zawsze po prostu mógł mu nabrać pyszności na później, gdyby ten faktycznie nie wrócił na nadciągającą ucztę. Krasnolud mógł zawsze zwyczajnie nie lubić zgromadzeń ludzkich. W końcu i Lugir nie bywał niezwykle towarzyski. Ciężko powiedzieć co zniknęło z domu, może oprócz plecaka. Zapasy jego towarzysz również mógł nabyć po drodze. Skóry z niedźwiedzia w domu także nie było, dodatkowy dowód, że nie wrócił od wczoraj.
Druid dla zasady sprawdził czy nikt z mieszkańców nie zostawił mu niczego pod domem, choć patrząc na entuzjazm z jakim zabrali się do świętowania nie spodziewał się znaleźć żadnych próśb o wizytę, nawet od najbardziej schorowanych mieszkańców. No i koty, jego tresowane koty też przyszłyby dać znać że ktoś go szukał. Pojawiło się pytanie: czy Bofan nie chciał, czy nie zdołał wrócić do Sandpoint? Krasnolud mógł chcieć uniknać tłumów, zgoda, ale czy opuściłby rywalizację karczm? Wątpliwe. Tłucząc się z tą niewesołą myślą podoprawiał swoje napary, sprawdził czy zioła się susza i ruszył z powrotem na festiwal. Patrząc na ostatnie zdarzenia, głłupotą byłoby ruszyć na poszukiwania samemu. A skoro Kas sam zaproponował pomoc…
No i był gobliński nóż. Który bódł jego dumę praktycznego osobnika. Ale miał już pomysł, kto w ogóle mógł go kupić. W końcu dziś wieczorem miały być opowiadane historie - a jaka historia nie zyska na uwiarygodniającym przedmiocie? Musiał tylko znaleźć kogoś, kto będzie chciał nastraszyć dzieci opowiastką o goblinach.
I w końcu wypatrzył pierwszego potencjalnego kupca. Właściciela teatru - być moze mężczyzna potrzebował dida..didi….elementów przebrania goblina? Czasu było niewiele - kiedy tylko zabije dzwon na jedzenie, nikt nie będzie chciał słuchać o kupnie czegokolwiek. - Słyszałem że będzie niedługo wielkie przedstawienie - zagadnął druid. - Oh tak, jutro wieczorem - zapalił się natychmiast Cyrdak, zwracając z uśmiechem do białowłosego. - "Klątwa Harpii" to opera, ale jaka! Nawet Magnimar nie miał jej jeszcze wystawionej! - O czym to będzie? - druidowi słowo opera niewiele mówiło, ale robił dobrą minę do złej gry. - O pięknej kobie… - zaczął Drokkus, ale szybko przerwał i uniósł palec. - O nie nie nie, ja was już znam. Chcecie dowiedzieć się wszystkiego o fabule zanim wystawimy operę! Musisz przyjść i przekonać się samemu. - Jakich nas? - pół-niebianin rozejrzał się dookoła z żartobliwym uśmiechem, jakby spodziewał się za sobą tuzina białowłosych druidów - O kobiecie mówisz. Gniewu jej się nie obawiasz, za opowiadanie jej historii? Kobiecy gniew spada na nieostrożnych mężczyzn szybko, i jest straszny - dodał, nieudolnie fingując groźną minę
Cydrak zamrugał zaskoczony, wyglądając na osobę, którą rozmówca zupełnie zbił z tropu. - Was, takich co chcą poznać fabułę i rozgadać ją wszystkim, psując przyjemność z przedstawienia? - podsunął właściciel teatru lekko niepewnym tonem. - Pewne historie natomiast opowiedziane być muszą, bo są tego warte. - Oho - burknął z kpiącym spojrzeniem druid - Ale jak rozpoznać te które są tego warte?
Jego rozmówca za to uśmiechnął się całkiem szczerze, zbliżając do ucha druida i odpowiadając konspiracyjnym szeptem. - Jeśli jakaś nie byłaby warta, trzeba sprawić, aby taką została. Wtedy z podniesionym czołem odpowiadasz, że warta jest każda - odsunął się i mrugnął, zezując na właśnie przechodzącą obok niewiastę w odświętnej sukni odważnie odsłaniającej ramiona i łydki. - A jak sprawiłbyś żeby historia o goblinach na świątecznym trakcie byłaby warta opowiedzenia? - Lugir wyciągnął gobliński sztylet na stolik. - Jest na to mnóstwo sposobów - mężczyzna odpowiedział po chwili zastanowienia. Wziął nawet do ręki sztylet, ale szybko go odłożył. - Aj, to jest prawdziwe i ostre. Nie, tak nie wolno! W takiej historii byliby dzielni bohaterowie i złe, straszne gobliny oczywiście. Ludzie kochają takie przygody, szczególnie w czasie karnawału i festiwali.
Druid mocno zdziwiony spojrzał na nóż. Do tej pory każdy jeden handlarz mówił jak tępym badziewiem posługiwały się te gobliny. A tutaj taki psikus. - Mam nawet dzielnego bohatera do takiej sztuki - Lugir spojrzał w dal, licząc czy być może zauważy Kasa - A jeżeli miałbyś zdążyć jeszcze w trakcie festiwalu… - Ależ to jest ostre! - oburzył się raz jeszcze Cydrak. - To nie godzi, każdy aktor by mnie pozwał za ryzykowną pracę w tym śmiercionośnym narzędziem. Gdyby to była replika, tak starannie wykonana, to co innego… - Pół dzwona i ostre nie będzie, a dalej będzie to prawdziwy gobliński majcher a nie jakaś podróbka - druid szybko odzyskał rezon po tym jak Cydrak z jakiegoś powodu przeskoczył z aktora z powrotem na broń. Bardzo po jego myśli, swoją drogą. - Ale w teatrze chodzi o symbolikę, nie taką… prymitywną dosłowność - właściciel teatru powiedział to jednakże z pewnym wahaniem. Nie wyglądał na osobę, która widziała coś podobnego kiedyś w swoim życiu, zwłaszcza dzierżone przez autentycznego goblina. - I gobliny to stadne potwory… gdybyś miał kilka takich i faktycznie nie byłyby zdolne do zrobienia krzywdy, to może może… nie do tej sztuki oczywiście, ale w przyszłości… - Zacznijmy od tego jednego. Znajdę cię…- zerknął na potrawy które zaczęły być wykładane na stołach - No, stępię go po posiłkach, tyle co musi poczekać. - Nie nie, nic byle jak! Co mi po jednym, jak z jednym dobrej inscenizacji nie zrobię? - Cydrak pokręcił głową. - Będzie więcej, kupuję. Tak z pięć, sześć, idealna ilość na zbrojną grupę podstępnych goblinów! - najwyraźniej od razu zaczął myśleć nad jakąś sztuką, albo wczuwał się w rolę, zagapiwszy się w niebo i wycelowaną w nie swoją rękę. - No, to możemy zrobić i tak - białowłosy wyciagnął rękę na przybicie targu, zdecydowanie bliżej ziemi. Cydrak uścisnął ją i całkiem zamyślony odszedł w losowym dla siebie kierunku, potrącany przez zaskoczonych ludzi.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |