Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2017, 14:45   #25
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Izambard… zaczął się zastanawiać. Widząc, że pozostali członkowie jego drużyny się rozeszli, postanowił podążyć za druidem, bo cóż miał innego do roboty w tym momencie, poza składaniem w swoim własnym umyśle przemowy złożonej z najważniejszych faktów przekazanych w jak najbardziej ludzkim języku, by mieszkańcy nie patrzyli na niego wielkimi oczami nic nie rozumiejąc.
Oglądając różnorakie kolory obecnych na rynku gości i mieszkańców Sandpoint, zaczął sięgać nie tak daleko w przeszłość, kiedy jeszcze jego rodzina coś znaczyła w tych stronach. Co by się stało, gdyby ona jednak nie zaginęła? Albo gdyby podjął się innego zajęcia?
Teraz miał przynajmniej środki, by to sprawdzić. Osiągnął swój życiowy cel. Ale co dalej? Zapewne czas pokaże.
Sprzedał stary dom jakiemuś handlarzowi czy bogowie wiedzą kim ten człowiek był… Czy on dalej istnieje? A może został rozebrany? Jeśli tak, to z pieniędzy ze swoich badań wzniesie go na nowo.
O ile uda mu się zebrać jakieś pieniądze.
A czym był ten tajemniczy niepokój wwiercający się w tył jego czaszki subtelnymi, ledwie wykrywalnymi ukłuciami, znajdujący się właściwie na granicy świadomości? Co było powodem tego uczucia? Nauczył się już je ignorować, jako że gości ono w jego umyśle już od dawna, lecz było wciąż obecne. Powiadają, że każdy wieszcz ma trzecie oko. Nie miał jednak jeszcze okazji zrozumieć tego zjawiska. Czy to… było to?
Stojąc przy druidzie, niezbyt uważnie słuchając toczonej z garbarzem rozmowy, Izambard skupił - ku swojemu zaskoczeniu - spojrzenie na ogniu. Ogniu niewielkim, zaledwie małym płomyczku utrzymującym w cieple zawartość jakiegoś kociołka przy którym tłoczyły się dzieci. W oczach czarodzieja te płomienie jednak rosły, wytwarzane przez nie ciepło aż wibrowało w powietrzu, pochłaniając coraz to większy obszar.
Wszystko zniknęło jak tylko poruszył głową, a małe płomyki znów stały się wesołe i niegroźne. Ale mimo to nie mógł oderwać od niego spojrzenia. Czy to nie poprzednią świątynie pochłonęły płomienie? Albo miał zwidy, co było dość wątpliwe biorąc pod uwagę zdrową dawkę snu, jaką zaznał w komfortowym, a przynajmniej dla niego, łożu, albo coś było bardzo, ale to bardzo na rzeczy. Zaniechał podążanie za druidem i udał się do Rdzawego Smoka, by przemyśleć pewne rzeczy.

***

Kiedy zaczęli wracać na plac przed katedrą, wjechał na niego również zakryty wóz, pchany przez akolitów ojca Zantusa. Sam kapłan natomiast opowiadał podniesionym głosem przypowieść, którą wcześniej usłyszał już Izambard. Historię o Desnie, która upadła na ziemię i w jej powrocie do zdrowia pomagało jej ślepe dziecko. Jako podziękowanie, bogini przemieniła je w nieśmiertelnego motyla. Na te słowa akolici zdjęcli płachtę, a chmara różnokolorowych motyli pofrunęła w górę i na boki, wśród radosnych krzyków dzieci, zagłuszających wszystko co zostało jeszcze powiedziane.

Zabawa ciągle trwała. Teraz przyłączyły się do niej również karczmy i tawerny, każda wystawiała na ogólnodostępnych stołach swój najlepszy posiłek. Ameiko uwijała się wśród nich, a od stołu z Rdzawego Smoka dobiegał zapach egzotycznych, wyrazistych przypraw, w których podawany był widoczny i znacznie łatwiej rozpoznawalny łosoś. Wśród pozostałych najwięcej chętnych miała zupa z homara serwowana przez kucharza Polnej Ryby, z dużą ilością smacznej wkładki w środku oraz pieprzna dziczyzna prosto z największej karczmy w Sandpoint - Białego Jelenia. Zawody trochę straciły na ważności, kiedy ludzie zaczęli napełniać brzuchy.

Izambard, gdy usłyszał o przewożonym wozie od kilku losowych osób i że podobno ma to być wielkie wydarzenie, od razu udał się, by ujrzeć całą kolorową chmurę uciekającą w stronę niebios. Nie mógł powiedzieć, że go to urzekło, choć widok był imponujący. Zamiast tego wciąż zastanawiał się nad swoją przemową. Skupienie się na tym przychodziło mu raczej z trudem w związku z dziwną wizją i próbą jej interpretacji.
Za dużo myśli na raz. Nawet praca w ten sposób nie ma sensu, a co dopiero myślenie.
Głodny również nie był, choć Ameiko oraz pozostali przygotowali naprawdę wspaniałą ucztę. Obserwując na uboczu aktualne wydarzenia, postanowił poczekać na pozostałych.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline