Kolejne wydarzenia następowały po sobie bardzo szybko. Emmerich, który kątem oka spostrzegł, że bandzior z wyłupionym okiem próbuje ucieczki w jednej chwili puścił gwałtownie naprężoną linę wywracając napastnika na drugim jej końcu a następnie wymierzył i strzelił dwukrotnie z kuszy. Uciekający jednooki nawet nie krzyknął, tylko nakrył się własnymi uszami a bełt sterczał mu z potylicy. Sam strzał był wielce godny szacunku, pocisk pokonał bowiem około pięćdziesiąt metrów pomiędzy drzewami nim trafił w cel. Gdy zgodnie z pierwotnym zamierzeniem zabójca podbiegł do spętanego siecią by ukarać go kopniakiem raptownie stracił równowagę. Jego nogi zaczęły się kurczyć i skracać, by w mgnieniu oka powrócić do swoich naturalnych wymiarów. Koniec końców cios niezadany okazał się zbyteczny – bandzior zastygł w bezruchu z wybałuszonymi oczyma.
Równolegle Josef postanowił za wszelką cenę zatrzymać bandytę, którego powalił kilka sekund wcześniej. W tym celu dobył noża, wbił go w ciało przeciwnika i pociągnął do siebie. W efekcie nie było kawałka skóry na jego twarzy nieobryzganego ciepłą krwią, która gwałtownie wybuchła z rany. Oberwało się także biedronkom i żuczkom gnojarzom, których ekosystem został naznaczony rzekami juchy. Ostatni żywy napastnik, spryskany płynem fizjologicznym kolegi, skapitulował natychmiastowo i odrzucił trzymany w dłoni łuk. Wtedy też na miejsce dobiegł Wiktor. Wyglądało jednak na to, że było już po sprawie.
Gdy wojownicy powrócili do Gerharta i Zachariasza zastali tego pierwszego w trakcie ponownego ubierania się a drugiego w trakcie zakrapianej stypy. Natychmiast też wzięli się za oględziny miejsca potyczki i wzięli jeńców na spytki.
Pierwsze zaskakujące odkrycie zostało dokonane tuż za murkiem – leżał tam zupełnie skołowany łucznik, mruczący pod nosem niezrozumiale. Nie reagował na zaczepki słowne ani kuksańce. Drugie, mniej zaskakujące, było mikrego wzrostu. Zachariasz zrobił się w znajomy sposób bardziej wygadany.
Przepytani przez Emmericha bandyci zaczęli się przerzucać informacjami, jakby licytowali kto jest w stanie sprzedać więcej informacji w zamian za ocalenie życia. Szybko okazało się, że bandyci byli banitami z bandy Franza Zeelera, który razem z porwanym psem i dwoma banitami ukrywa się w chatce miejscowego drwala. Zgodnie z planem herszta mieli zabić dla postrachu kogoś z grupy pościgowej i wycofać się do kryjówki. Jak przyznali, nie spodziewali się jednak tak licznej grupy tropicieli. Na koniec zaoferowali doprowadzenie w okolice kryjówki, jeśli tylko po tym zostaną puszczeni wolno.